Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 23 ]

1 Ostatnio edytowany przez Morgana de Fay (2018-01-31 15:16:11)

Temat: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Witam wszystkich bardzo serdecznie.
Opiszę swój problem. Przyjaźniłam się przez pewien czas z osobą zrzędliwą, z wiecznymi problemami, która wszystkich krytykowała. Ona mogła dogryźć mi w każdej dziedzinie, kiedy próbowałam poddać krytyce jej osobę, nawet delikatnie sugerując, że coś mi się nie podoba, dostawałam odwrócenie kota ogonem i wychodziło, że to wszystko moja wina. Do tego sytuacje, w których ktoś sprawiał jej przykrość. Wyżalała mi się. Próbowałam ją pocieszyć. Nie zawsze umiałam, ale chciałam. Czasem nie wiedziałam, co powiedzieć. Efekt był taki, że byłam atakowana, wylewała na mnie złość, bo powiedziałam coś nie tak, bo miałam w życiu znacznie lepiej od niej, bo mam się zamknąć, gdyż ona jest skrzywdzona i nie mam pojęcia, co przeżywa. W końcu zaczęłam uciekać się do jawnych kłamstw, aby zdobyć jej atencję. Zawsze byłam postrzegana jako osoba miła, spokojna, bardzo kulturalna. Stałam się osobą ciągle udowadniającą swoją lepszość w jej oczach, ale nieważna była dla ocena innych osób, bo ona była we wszystkim lepsza. Byłam osobą do bólu chłodną i biurokratyczną, bo ona tak podchodziło do ludzi i problemów. Nie można się na innymi pochylać, bo skoro ona coś mogła i umiała, to inni też potrafią. Takim zachowaniem nie zdobyłam w jej oczach uznania, lecz dostawałam serię pouczeń w stylu: "skoro odpowiadasz chamsko to nie dziw się, że inni Cię nie lubią". Pod koniec wyszło, że jestem osobą ograniczoną, nietolerancyjną, bez empatii i do tego egocentryczną, a ona jest synonimem wrażliwości na ludzką krzywdą. Znajomi również zauważyli, że odcięłam się od nich, odsunęłam się. Kiedy się pojawiali szybko ich spławiałam. Skończyło się na tym, że miałam bardzo silne załamanie nerwowe (nie ona była powodem, ale jednym z czynników). Powiedziałam jej, że mam dość, że nie chcę mieć z nią żadnego kontaktu. Niestety, ale wzięła odwet. W oczach znajomych zostałam stalkerką z zaburzeniami, której nie można wierzyć, która ma poważne problemy psychiczne. Tak, kłamałam, ale aby mieć tzw. święty spokój. Poza najbliższą rodziną wszyscy znajomi się ode mnie odsunęli, gdyż opowiedziała im swoją traumatyczną historię. Nie mogłam się obronić, bo byłam wtedy szpitalu, do którego zgłosiłam się sama za namową męża. Nie chciałam się z nikim kontaktować. Chciałam dojść do siebie. Ustabilizować się. Oddałam pielęgniarkom komórkę, laptopa, tablet, więc nie miałam z nikim, poza mężem i rodzicami, kontaktu. Zrobiłam sama za namową psychologa, który uważał, że to mi pomoże. Miałam tylko kilka książek ze sobą i pamiętnik-szkicownik. Kiedy wyszłam ze szpitala i chciałam zadzwonić do znajomych, odezwać się. Chciałam ich przeprosić za swoje zachowanie. Odnowić znajomości. Zastałam zablokowane konta, numery, wyrzucenie z grup znajomych. Kiedy napisałam do nich z innych adresów, numerów telefonów, część osób blokowała mnie bez odpowiedzi, reszta napisała, że z osobą psychiczną nie mają ochoty rozmawiać. Ta osoba odniosła obecnie w życiu kilka dużych sukcesów, a ja zostałam z wielkim niczym. Mam wrażenie, że zamieniłyśmy się miejscami.

Jest mi moralnie i mentalnie wstyd za te wszystkie kłamstwa, ale nikt z przyjaciół nie wierzy mi, że chciałam się bronić, bo nie umiałam już inaczej bronić się przed jej napadami złego humoru. Dodam tylko, że kłamałam tylko do niej. Ale niestety wygarnęłam jej w tamtej rozmowie. Czasem bywało tak, że rozmawiałyśmy na wesoło, a nagle, bum, zmiana nastroju o 180 stopni. Nerwy, złość, wyzywanie innych ludzi do mnie, bo ktoś źle coś zrobił albo nie tak się odezwał, czy odpowiedział.

Teraz czuję osobą społecznie zmarginalizowaną. Nie miałam normalnego domu, było w nim dużo nieszczęść i smutno, ale zawsze starałam się być osobą patrzącą optymistycznie w przyszłość. Kiedyś to się skończy, nadejdą przecież lepsze czasy. A teraz? Z mężem przeprowadziliśmy na drugi koniec Polski. Jestem sama, żadnej rodziny, znajomych,przyjaciół. Starzy się nie odzywają. W ich oczach jestem chorą psychicznie wariatką, a w szpitalu byłam tylko z powodu załamania nerwowego i bardzo silnej nerwicy. Nie umiałam sobie poradzić sama. Cierpiałam od dwóch miesięcy na bezsenność. Spałam godzinę do dwóch dziennie, a bywały dni, że wcale. W szpitalu przez kilka dni byłam na kroplówkach, bo lekarze musieli mnie postawić na nogi: byłam bardzo osłabiona, miałam bardzo niski cukier, niecałe 50, do tego odwodniona. Ona osiągnęła życiowe sukcesy, a ja stałam się życiowym nieudacznikiem i porażką żyjącą na marginesie społeczeństwa. Dodam tylko, że pomimo niewielkiej różnicy wieku między nami (skończę w tym roku 30 lat, ona 28) jestem osobą dużo bardziej wykształconą od niej. Ona dopiero w tym roku zaczęła studia po ponad 5 latach przerwy, ale dwa lata temu podjęła pracę. Ja po studiach, ze znajomością dwóch języków, dwóch specjalizacjach nie mam pracy, właściwie zostałam wyautowana ze środowiska zawodowego. Jedynie chodzę na terapię i do lekarza. Nie mam stwierdzonej depresji, jedynie bardzo ostrą nerwicę lękową z bólami somatycznymi (mocne problemy żołądkowe i migreny). Dlaczego piszę? Bo chciałabym z kimś porozmawiać, a nie mam za bardzo do kogo otworzyć ust. Może jednak to była moja wina? Nie chcę głaskania po głowie, a oceny sytuacji osób kompletnie z boku, obcych dla mnie, bo rodzina nigdy nie jest obietywna.

P.S.
Dodam tylko, że czuję się winna całej sytuacji. Nie wiem, czy mam zadzwonić, spróbować z nią porozmawiać? Nie chcę odnawiać przyjaźni, ale chciałabym to zakończyć "po ludzku". Kiedy odebrałam telefon dostałam około 15 wiadomości, w stylu "jak śmiałam ją tak skrzywdzić, co ja sobie myślę, że kim jestem"?, że ona teraz cierpi, że rozwaliłam ją psychicznie. Nie odpisywałam na to, bo telefon dobrowolnie oddałam do depozytu. Nie musiałam, chciałam. Czy to był błąd? Może trzeba kontrolować sytuację? Kiedy wróciłam było już po wszystkim. Odezwałabym się, ale boję się ataku, bo w sumie czego mogę się spodziewać. Nie dam sobie rady z krzykiem i wyzwiskami. Boję się, że sponiewiera mnie równo, a jak będę ją usilnie przepraszać. Ale z drugiej stronę nie mogę się wyzbyć poczucia wewnętrznej winy za całą sytuację. hmm

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Z mojego punktu widzenia waszej relacji nie można nazwać przyjaźnią.. Mam wrażenie, że byłaś workiem treningowym dla Twojej znajomej. Atakować kogoś, bo nie umiał mnie pocieszyć .. niedorzeczność..
Nie było w porządku to, że kłamałaś, zabrakło Ci asertywności.. Nie rozumiem tylko po co chcesz się z nią jeszcze kontaktować? Skutecznie oczerniła Cię wśród znajomych.. była chamska, poniżała Cię.. dosłownie emocjonalny wampir.. Po co Ci to ?
Wyszłaś niedawno ze szpitala.. więc powinno być Ci teoretycznie lepiej, ALE biorąc pod uwagę, że chcesz się do niej jeszcze odezwać wydaje mi się, że jeszcze długa droga przed Tobą.

Morgana de Fay napisał/a:

P.S.
Dodam tylko, że czuję się winna całej sytuacji. Nie wiem, czy mam zadzwonić, spróbować z nią porozmawiać? Nie chcę odnawiać przyjaźni, ale chciałabym to zakończyć "po ludzku". Kiedy odebrałam telefon dostałam około 15 wiadomości, w stylu "jak śmiałam ją tak skrzywdzić, co ja sobie myślę, że kim jestem"?, że ona teraz cierpi, że rozwaliłam ją psychicznie. Nie odpisywałam na to, bo telefon dobrowolnie oddałam do depozytu. Nie musiałam, chciałam. Czy to był błąd? Może trzeba kontrolować sytuację? Kiedy wróciłam było już po wszystkim. Odezwałabym się, ale boję się ataku, bo w sumie czego mogę się spodziewać. Nie dam sobie rady z krzykiem i wyzwiskami. Boję się, że sponiewiera mnie równo, a jak będę ją usilnie przepraszać. Ale z drugiej stronę nie mogę się wyzbyć poczucia wewnętrznej winy za całą sytuację. hmm

Za co Ty chcesz ją w ogóle przepraszać?
Myśl o sobie, pewnych ludzi trzeba zostawić za sobą choćby nie wiem jak bolało, bo są toksyczni i robią nam krzywdę, to trudne, ma się poczucie winy, ogromne, bo w pewnym sensie jest się od tych osób uzależnionym. Ciężko to przerwać, ale to jest możliwe.
Wiem co mówię, bo sama to przerabiałam, musiałam się odciąć od najbliżej rodziny! Byli dla mnie toksyczni, gdy w tym tkwiłam to tego nie widziałam, dopiero jak odcięłam się od nich zobaczyłam jakie to było dla mnie trujące.. Dopiero po tym odżyłam. Zaczęłam korzystać z życia, realizować sobie, swojego pomysły, odkryłam pasje, którym teraz z radością się poświęcam. Jeszcze kilka lat temu tego nie było, bo nie miałam na to czasu! Ciągle żyłam ich życiem, pomagałam, byłam na prawie każde zawołanie..

A co do znajomych.. chyba nie masz czego żałować, skoro są tak ograniczeni, że " nie chcą rozmawiać z osobą chorą psychicznie"
Jak to się mówi " Przyjaciół wybieramy sami, prawdziwych wybiera czas" i jest w tym mnóstwo prawdy.

3

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Wydaje mi się, że to dość często tak jest, że osoby slabsze psychicznie, wrażliwe, szukają przyjaźni z osobą silną. Czasem się jednak okazuje, ze taka "silna" osoba jest tak na prawdę silna tylko siłą własnej gruboskórności i egocentryzmu, a nie taką prawdziwą siłą, jaką każdy chciałby mieć (a która wg mnie przychodzi z doświadczeniem życiowym i poukładaniem sobie pod kopułką smile A nie z czego innego). Ale z poczatku łatwo dać się oszukać pozorom i połknąć haczyk takiej przyjaźni. Dopiero po czasie widać jak taka przyjaźń się staje toksyczna. Ta słabsza osoba podświadomie chyba liczy na to, że część siły tej drugiej jakoś magicznie na nią przejdzie z samego tytułu obcowania z nią, może dlatego tak się do tamtej przykleja, starając sie nie widzieć w niej wad i chamskich zachowań. A tymczasem to tak nie działa, że siła przechodzi na słabszą, wręcz odwrotnie, to ta "silna" staje się jeszcze silniejsza, mając swego rodzaju adoratorkę budującą jej chwiejne ego swoim zapatrzeniem w nią, no a "słaba" staje się z czasem tylko jeszcze słabsza...
Silna zawsze spadnie na 4 łapy, więc nawet jak jej coś tam sie tez nie podoba (i też ma tu swoje racje, oczywiście, bo żadna sytuacja nie jest jednostronna i każdy jakieś tam swoje racja ma), to ona i tak ostatecznie sie zawsze wybroni, wyjdzie obronna ręką z każdej sytuacji. Dodajmy jeszcze, że jak to jest ktoś, co umie manipulowac i bajerować otoczenie - to już w ogóle się taką nie ma co przejmować, ona sobie poradzi świetnie bez żadnej pomocy, czy użalania się nad nią, ani tym bardziej przepraszania jej i płaszczenia się. To są jednostki świetnie przystosowane do życia w społeczeństwie, rozpieranie się łokciami mają we krwi wink
Więc autorko, nie przejmuj się kolezaneczką. Ona twierdzi, że cierpi. No możliwe, w jakimś stopniu. Ale że Ty ją psychicznie rozwaliłaś aż? Bo niby czemu? Cóż takiego strasznego jej uczyniłaś? Czy to ona była w szpitalu i teraz ma problemy ze znajomymi przez Ciebie? Czy raczej to Ty masz przez nią? Więc kto tu na prawdę ucierpiał?
Lepiej się trzymaj od tej osoby jak najdalej. Ta relacja, w jaką się tu wdałaś, to nie było normalne. To nie przyjaźń, jakieś wzajemne uzależnienie bardziej.
Myślę, że koleżaneczce brakuje teraz tej naiwnej, zapatrzonej w nią jak w obrazek pacynki, którą miło jej było manipulować i się jej kosztem dowartościowywać.
Jej reakcja na chęć urwania znajomości świadczy zresztą najlepiej o niej. To jakaś psychopatka.
Wiadomo, Ty tez sie zachowywałaś niefajnie, bo kłamanie jest złe. Weź z tego lekcję na przyszłość i nie okłamuj ludzi, a zwłaszcza tych bliskich. Z tego nigdy nic dobrego nie wynika.
Mimo wszystko, chciałaś jakoś to wyjaśnić, rozstać sie z nią we względnej zgodzie i tyle. To nic złego nie jest. Przyjaźnie się czasem rozpadają i normalny czlowiek to wie. Natomiast to, co ona w związku z tym nawyprawiała, tj. obgadywanie Ciebie do wspólnych znajomych, oszczerstwa, nastawianie przeciwko Tobie - to już bardzo, ale to bardzo podłe.
Lepiej sobie daruj wszelkie kontakty z nią, bo po co Ci to. No chyba, ze chcesz znowu wylądować w szpitalu? Skup się lepiej na mężu, rodzinie i na budowaniu nowych znajomości. Zwłaszcza, że jak piszesz, wyprowadziłaś się w nowe miejsce. To i tak stare znajomości w takich przypadkach się zwykle urywają. I po co Ci też znajomi na drugim końcu Polski? Teraz to są obcy ludzie już niemal. A za miesiąc, za rok, za pięć - to już będą calkiem obcy. Musisz sobie uświadomic, że ludzie w 99% i tak urywają kontakt jak się ktoś wyprowadza. Nie ma co ich nagabywać, bo tylko sobie szkodzisz, a oni sie umacniają w mniemaniu, że jesteś właśnie tą stalkerką. Nic im nie musisz udowadniac, niech sobie myślą, co chcą. To i tak nie byli prawdziwi przyjaciele, bo prawdziwi to by jeszcze porozmawiali z Tobą i skonfrontowali obie wersje - koleżanki i Twoją, i daliby Ci się wytłumaczyć. Niezależnie od tego co by dalej postanowili, ale wysłuchać chociaż powinni. Skoro to mieli w nosie, to nie są prawdziwi przyjaciele.
Odpocznij lepiej psychicznie od tych wszystkich ludzi, skup się na sobie i rodzinie, masz teraz szansę na nowe życie w nowym miejscu. Wnioskuję tez, że masz b. dobrego męża, który nie zostawil Cię w chorobie, a jeszcze pomógł się odciąć od tych toksycznych znajomości. Mało kto by się ot tak zdecydował na przeprowadzkę. Ale bardzo dobrze zrobiliście, bo tkwić w takim szambie to by był pewnie koszmar dla Ciebie.
Myśle, że powinnas skupić sie teraz na sobie, swoim zdrowiu, a nie rozpamietywaniu. Jakaś porzadna psychoterapia by była na miejscu. Bo też widać, że Ty masz troszkę problemy sama ze sobą. Samo to, że weszłaś w taką toksyczną relację, o tym świadczy. Inna osoba by uciekła po pierwszej czy drugiej chamówce i nawet sie nie zastanawiała. A Ty sponiewierana, jeszcze myślisz o tamtej i żeby "po ludzku" do niej... To smutne. No i wydaje mi się, że jestes bardzo niepewna siebie, skoro tak bardzo chciałaś się dopasować do kogoś, że aż kłamać zaczęłaś. Tak Ci strasznie zależalo na akceptacji tej koleżanki, bo widocznie masz na tym polu jakieś deficyty. Pewnie sama masz słabą samoocenę, sama siebie nei akceptujesz. Temu szukasz tego u innych. Szukasz tak rozpaczliwie, że to aż niezdrowe. Tu bym sie na Twoim miejscu skupiła, bo to jest też problem w Tobie, w Twojej psychice. Ludzie pewni siebie, kochający i szanujący sami siebie, nie są aż tak strasznie wygłodniali na akceptację otoczenia.

4

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Uważam, że to, co było, powinnaś przekreślić grubą krechą. Olać tamtych znajomych, którzy tak łatwo uwierzyli tamtej przyjaciółce. A z nią nie kontaktować się, bo nie ma po co. Zaczynasz nowe życie w nowym miejscu. Poznaj nowych znajomych! Zapisz się na warsztaty plastyczne, skoro lubisz rysować. Chodź ma spacery. Może kurs tańca?

5

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Dziękuję za odpowiedzi. Podam przykładową sytuację takich kłamstw:
Przyjaciółka mogła jechać, gdzie chciała i z kim chciała, nawet mi o tym nie mówiła. Zresztą dwie dorosłe kobiety? Musimy się z tego tłumaczyć?
Pojechałam kiedyś razem z najlepszą przyjaciółką ze studiów do Lublina. Pochwaliłam się przed nią, bo zawsze chciałam zobaczyć Lublin. Robiłyśmy badania terenowe.
W dzień wyjazdu, pod wieczór, kiedy chciałyśmy zwiedzić Stare Miasto dostałam telefon od przejętej znajomej, że przyjaciółka zadzwoniła do niej, bo pojechałam się świetnie bawić, a ona ma myśli samobójcze. Potem rzuciła słuchawkę i wyłączyła telefon. Efekt był taki, że zamiast przez pięć dni cieszyć się z nowego miejsca wraz z kumpelką ze studiów to zerkałam non stop na telefon i puszczałam smsy: "wszystko w porządku?", "martwię się". Kiedy wróciłam z wyjazdu, ona się odezwała. Zaczęła rozmowę jak gdyby nigdy nic. Kiedy zapytałam ją, co to miało być? Uznała, że "sorry, ale miałam kryzys". Takich sytuacji było kilkanaście.
W końcu musiałam ukrywać swoje wyjazdy pod pozorem np. pobytu w szpitalu albo "bo ktoś w rodzinie zachorował, więc muszę jechać". Taką miałam pracę, że jeździłam po całej Polsce.
To ze znajomymi ubodło mnie najbardziej. Bo uwierzyli chociaż nawet nie próbowali porozmawiać ze mną. Widać hasło "trafiła do psychiatryka" załatwia sprawę i zapada wyrok. Ryczę, kiedy to piszę, bo czuję się jakby ktoś wypalił mi piętno na czole.
Do jednej z przyjaciółek (znałam ją jeszcze z czasów liceum) i to takich najbliższych, wiele razem czasu spędziłyśmy, powiedziałam, że byłam z szpitalu z powodu silnego napadu nerwicy. Usłyszałam "taaa, nerwicy, daruj sobie". Może powinnam im zrobić skany wypisu ze szpitala i pokazać, że nie kłamię. sad Nie wiem.
Gnębi mnie coś innego.
Nie chcę odnawiać tej znajomości, chcę iść w swoim kierunku, ale zawsze byłam nauczona, że sprawy załatwia się "po ludzku".
Raz jeden podwinęła mi się noga.
Chciałabym się z nią porozmawiać. Na spokojnie wyjaśnić sprawę. Skoro ona mogła mieć problemy i nimi usprawiedliwiała swoje zachowania względem ludzi (w tym mnie). "Wiesz, miałam ciężki dzień", to czy nie ma takiego samego prawa do obrony?
Ale boję się jednego: że zanim coś powiem napadnie na mnie, ze złością, nerwami, wyzwiskami, bo już to wiele razy przerobiłam. Nawet nie patrzyła na moje próby wytłumaczenia się. Tylko słowotok i wylewanie gniewu. Boję się, że mnie sponiewiera, a ja znów będę słać do niej wiadomości z przeprosinami. To mnie powstrzymuje od napisania do niej wiadomości, ale z drugiej strony wolałabym zakończyć tą sprawę i aby mi spadł kamień z serca.

6 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-01-31 22:10:35)

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Nie rób tego. Będzie tylko gorzej i kolejny temat do plotek.

Mało Ci się oberwało ostatnim razem? Chcesz powtórki? Miałaś w ogóle jakąś terapię w tym szpitalu? Bo na mój gust wkładasz znowu rękę w ogień, jakby ostatnie doświadczenia niczego Cię nie nauczyły.

7

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Ale co Ciebie obchodzi co ona sobie myśli? Po co Ci jakies kontakty z nią, jakieś tłumaczenie się? Strasznie uzależniona psychicznie jesteś od tej osoby.
Znam ludzi, co się leczą w psychiatryku i to nie tak, jak Ty, że jednorazowo, ale co jakiś czas, a tak, to są pod regularną opieka psychiatry. I wcale się nie boje ich, nie wstydzę, ani nic podobnego. Twoi znajomi są zwyczajnymi idiotami smile Nic tu wiecej nie moge o nich powiedzieć.
Wiesz, a ja to bym nawet chciala, żeby ludzie myśleli o mnie, że jestem niebezpieczną wariatką. Bo tacy durni i tchórzliwi ludzie to wtedy by sie mnie bali, i sami sie zmywali z mojej drogi, a to duże ułatwienie w zyciu sie z takimi nie musieć użerać smile Pomyśl o tym tak smile Po co Ci tacy głupi, zacofani znajomi? Jak można chorego człowieka źle traktować, oceniać, odsuwac się bez większego powodu? Tylko temu, ze ktos miał jakies załamanie... I po co Ci jacys znajomi siedzący gdzieś daleko od Ciebie? Czemu nie zaczniesz się aklimatyzować w nowym miejscu, tylko ciągle żyjesz przeszlością? Czy wy planujecie wrócić w tamto miejsce? Dlatego tak sie starasz o tych ludzi?
Kurcze, na prawde dziewczyno psychoterapia jest Ci bardzo potrzebna. Nie jakieś myślenie o gruszkach na wierzbie. Co tam kto myśli itp. O sobie i zdrowiu swojej psychiki - o tym masz myśleć. To jest ważne. Nie co innego.

8 Ostatnio edytowany przez Morgana de Fay (2018-02-01 12:00:09)

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Tak, to prawda jestem uzależniona psychicznie od tej osoby. Znajomość z nią sprawiała, że czułam się lepsza, bardziej wartościowa, a teraz czuję się po prostu nikim.
Najgorzej, że ona spadła na cztery łapy. Nad nią się użalają, pocieszają ją, okazują współczucie. Wiem, że pisze do innych znajomych, że ją stalkuję. Co jest bzdurą. Od momentu wylądowania w szpitalu nie kontaktowałam się z nią. Do mojej przyjaciółki z czasów studiów powiedziała, że cierpię na schizofrenię paranoidalną i mam ataki psychozy. Podczas gdy rozmawiała jeszcze po mojej rozmowie z mężem, który powiedział jej, że jestem w szpitalu. Miałam załamanie nerwowe i na jakiś czas lepiej byłoby, żeby się ze mną nie kontaktowała. Wtedy, kiedy rozmawiałam z jedną z koleżanek z byłej pracy i próbowałam jej wyjaśnić całą sprawę, usłyszałam tylko, że mam się odczepić i jeżeli będę ją nękać, to ona zbiera dowody i pójdzie na policję. Najśmieszniejsze jest to, że to ja "przyjaciółkę" zapoznałam ze wszystkimi moimi znajomymi. Ona nie była z "mojego środowiska", tylko osobą z zewnątrz. Przejęła moją "pasję", kiedy z nią się podzieliłam swoimi zainteresowaniami, po kilku miesiącach ona wskoczyła w rolę mentorki. Logowała się na te same strony, co ja. Musiałam ją wspierać w konfliktach z innymi użytkownikami, chociaż czasem nie miała ewidentnie racji. Na jednym z forum byłam administratorką. Zbanowałam kilka osób, które moim zdaniem nie zasłużyły na to, ale miałam wyjście: albo ich usunę, albo ona ze mną zerwie przyjaźń. Nawet nie prosiła, tylko domagała się tonem, który nie znosił sprzeciwu. Ona ze swojego życia nie tłumaczyła mi się wcale, ale moje miała pod kontrolą.
Moja terapeutka uważa, że jej zemsta, to reakcja na fakt, iż nie ma już wpływu na moje życie. Przez pewien czas ukrywałam przed nią fakt, że byłam w związku, bo ona była samotna i nerwowo reagowała na wiadomość, że ktoś ma partnera czy męża. W końcu musiałam jej powiedzieć. Skończyło się awanturą. Nie poznała go nigdy, ale uważała, że powinna się z nim rozstać, bo ona by tak zrobiła. To nie jest facet dla mnie, bo jest zbyt stanowczy, konkretny, ma własne zdanie i go broni, czyli jest apodyktyczny, więc mnie dominuje, lepiej by mi było z kimś o mniej wyrazistym charakterze, albo samej.

Chodzę na psychoterapię. Terapeutka uważa, że z jednej strony to przeniesienie się do innego miejsca może mi pomóc w rozpoczęciu nowego życia od zera, bez przeszłości, ale rozumie, że jest mi ciężko ze względu na to, że nikogo nie znam, nie mam tu żadnej rodziny, poza mężem, jestem praktycznie sama.
To mnie uwiera najbardziej. Zawsze mogłam z kimś pogadać na Skype, czy przez telefon. Przyjaciele mnie odwiedzali, kiedy byli w pobliżu, albo w drodze. Wypadaliśmy na kawę, zapraszałam ich na obiad. Zastanawiam się jak bardzo ona musiała im namieszać, że całkowicie zerwali ze mną kontakt? Znali mnie dłużej, niż ją. Naprawdę uważają, że jestem zaburzoną psychicznie stalkerką?

Do tego boję się powtórki z rozrywki. Boję się, że jako osoba słaba o bardzo niskiej samoocenie znów przyciągnę kogoś podobnego. Nie mam myśli samobójczych i nigdy ich nie miałam. Chcę żyć i uważam, że życie jest piękne i warte walki o nie, chociaż przez całe życie byłam pod dominacją innych osób. Na zasadzie pieska, który wykonuje posłusznie polecenia innych. Ludzie mnie lubili, ale nigdy nie szanowali zbytnio, czy nie liczyli się z moim zdaniem. Po prostu byłam takim sympatycznym molem książkowym, od którego kserowało się notatki na egzamin, która zawsze pomogła, bo pomocy nie odmawiałam, która mediowała między wykładowcami a studentami. W pracy również byłam postrzegana jako "załagadzacz" konfliktów., ale z drugiej strony nie miałam poza takim sprawami wielkiego posłuchu. Dlatego naprawdę boję się, że znów wejdę w tę rolę. Powinnam szukać pracy, ale mimo ofert, boję się złożyć CV. Raz, że mnie wygryzą, dwa, że znów wejdę w buty "dziewczynki na posyłki".

Na terapię chodzę, ale terapeutka sama przyznała, że może ona potrwać około dwóch lat. Nie chcę siedzieć w domu, bo to mnie jeszcze bardziej dobija. Z jednej strony chciałabym wyjść do ludzi, ale z drugiej strony boję się. Boję się też, że tamta kobieta wyśledzi mnie i znów popsuje mi wypracowaną opinię, bo nie wiem, do czego jest zdolna. Czy zadowoli się tylko tym, co do tej pory zrobiła, czy dalej będzie drążyć.

9 Ostatnio edytowany przez Koczek (2018-02-02 16:15:25)

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Rozumiem, że jest Ci ciężko i współczuję.
Co mogłabyś zrobić w takiej sytuacji...? Przyszlo mi na myśl, że skoro przez pomówienia tej osoby, poniosłaś jakąś krzywdę i nawet stratę, to może dałoby się sprawę rozwiązać sądowo. Ogółem pomówienia są karalne (przynajmniej teoretycznie, wiadomo, jakie mamy "sprawne" sądy i policję). Poza tym, sam fakt wezwania do sądu czy na policję, potrafi być jak kubełek zimnej wody dla niektórych. I znajomi też może jakby zobaczyli, to troszkę by im dalo to do myślenia.
Tylko, nie wiem czy by się Tobie chciało teraz jeszcze przez taki stres przechodzić...? Poza tym, musiałabyś miec nazbierane jakies dowody... może te rozmowy z komunikatorów, maile, smsy itp? Bo oczywiscie ta druga strona zapewne zaczęłaby kłamac w sądzie i musiałabyś mieć jakieś mocniejsze fakty, niż same slowa. Świadków by też nie zaszkodziło mieć na taką sytuację. O to w sumie nawet by nie było trudno, bo skoro ona tak każdemu na Ciebie gadała, to starczy porozsyłać wezwania sądowe do powiedzmy 10 osób, to wiadomo, pewnie z połowa nie przyjdzie, ale ktoś się może jednak pojawi. Więc wtedy te osoby powinny powiedzieć jak było.

10

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Ja uważam, że powinna się od tego całkowicie odciąć, popalić mosty. Nawiązanie kontaktu z tamtą kobietą jedynie pogorszy stan Autorki...

11

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

No niby tak, ale z drugiej strony, myślisz, że tamta się już na amen odczepiła? I że jak ona to nowe życie zacznie, to ta znowu jej nie zacznie bruździć? To jakaś mocno zaburzona osoba, nie dziwię się, że autorka się boi. Takim ludziom czasem trzeba pokazać, że ich fikanie może się czasem też obrócić przeciwko nim. Jakby był wyrok sądu o znieslawienie, to by starczyło raz na zawsze, bo na każde kolejne próby "dowalenia" starczy wkleić skan z orzeczenia sądu i załatwione. A tak, to udowadniaj, że nie jesteś jeleniem...

12 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-02-02 16:45:33)

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?
Koczek napisał/a:

No niby tak, ale z drugiej strony, myślisz, że tamta się już na amen odczepiła? I że jak ona to nowe życie zacznie, to ta znowu jej nie zacznie bruździć? To jakaś mocno zaburzona osoba, nie dziwię się, że autorka się boi. Takim ludziom czasem trzeba pokazać, że ich fikanie może się czasem też obrócić przeciwko nim. Jakby był wyrok sądu o znieslawienie, to by starczyło raz na zawsze, bo na każde kolejne próby "dowalenia" starczy wkleić skan z orzeczenia sądu i załatwione. A tak, to udowadniaj, że nie jesteś jeleniem...

Można iść do prawnika, niech napisze pismo i postraszy oskarżeniem o uporczywe nękanie...
To często wystarczy w tego typu przypadkach.

13

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?
Cyngli napisał/a:

Można iść do prawnika, niech napisze pismo i postraszy oskarżeniem o uporczywe nękanie...
To często wystarczy w tego typu przypadkach.

O o to nawet jeszcze lepszy pomysł, jak mój.
Zresztą, w sumie też może nie ma co martwić się na zapas. Jakby ta koleżanka zaczęła na nowo swoją "krecią robote" to dopiero wtedy można zareagować z grubej rury - sąd, policja i te sprawy. Tak czy siak, warto sobie zebrać "dokumentację" na wszelki wypadek, te maile, SMSy itp, jakoś to zabezpieczyć, żeby mieć na przyszłość. na ewentualność przyszłej obrony. Dobrze jest mieć świadomość, że nie jest się w takiej sytuacji bezradnym. Że jakby co, to można coś zadziałać i się bronić. A można zwiększyć swoje szanse na tą obronę, jak sie ma własnie takie dowody w zanadrzu. To pismo od prawnika, to też może być jakiś tam dowód poszlakowy, że autorka czuła się już kiedyś nękana i musiała aż płacić prawnikowi. Oczywiście to samo w sobie raczej nie jest dowodem, ale wraz z wieloma innymi, to może nabrać też swojego wyrazu.
Ogółem dobrze może własnie porozmawiać z kimś, co na prawie się zna. Niech doradzi autorce, jak ma zabezpieczyć dowody, które juz ma i co ewentualnie może zrobić w razie dalszego zniesławiania. Jak się ma taką wiedzę, to człowiek się czuje mniej bezradny.

14

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Witajcie.
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi. smile

Rozmawiałam z kolegą ze studiów, który jest prawnikiem. Stwierdził, że materiał dowodowy póki co jest za słaby, aby ścigać ją z urzędu. Musiałabym jej założyć sprawę cywilną o pomówienie/zniesławienie, ale muszę się liczyć z tym, że trochę to potrwa (czasowo), plus musiałabym przekonać znajome osoby, aby zeznały, iż tamta oczerniała mnie w oczach innych osób, w wyniku czego moja reputacja w środowisku została nadszarpnięta. Problem jest taki, że laska jest bardzo sprytna. Nie zostawia materialnych - pisemnych śladów. Z tego co się dowiedziałam umawiała się na kawę, konwenty, różne imprezy i tam gadała. Żadnej korespondencji.

Doszłam do wniosku, że nie będę robić nic. Dlaczego? Bo to wzajemne pranie brudów, a nie chcę zniżać się do poziomu skanowania wypisu ze szpitala, żeby kogoś przekonać o swojej racji i udowadnianiać, że nie jestem jeleniem.

Nie ogarniam tylko jednego. Rozumiem, gdyby ta kobieta opowiadała moim znajomym o obcej osobie, ale gdyby ktoś rzucał w mojego znajomego oskarżenia o stalking, to domagałabym się dowodu. Dziwi mnie, że tak łatwo uwierzyli. Wiedzieli, że ostatnimi czasy było ze mną źle. Czy tym się kierowali? Bezsenność, kołatanie serca, uczucie jakby zaraz miało zabraknąć powietrza, koszmary senne, trzęsące się ręce, jak to się ma do stalkingu? Żaliłam się znajomym, że nie radzę sobie, śpię godzinę - dwie dziennie, byłam osłabiona, miałam problemy z koncentracją, napady lęku, mówiłam, że sobie nie poradzę, muszę się zgłosić do lekarza/szpitala/whatever. Kiedy trafiłam do szpitala byłam tak słaba, że przez trzy dni leżałam w łóżku, wstawałam tylko do łazienki, dostałam chyba z dziesięć kroplówek, zanim postawiłam się jako tako na nogi. Byłam wyczerpana psychicznie i fizycznie. Czy na tej podstawie i jedynie słowach znajomej można kogoś uznać za osobę, która posuwa się do stalkingu? Nikt nie poprosił o pokazanie tych rzekomych połączeń, smsów, maili wiadomości na gg, czy skype? Nigdy nie żaliłam się na jej wcześniejsze zachowanie znajomym. Nie mówiłam o numerach, które mi wycinała. A może trzeba było? Może to był błąd, bo wtedy domagaliby się weryfikacji? Ale wyznawałam zasadę, że nie obgaduje się przyjaciół zwłaszcza do innych przyjaciół.

Cóż, skoro uwierzyli to ich problem. Nie było kontaktu ze mną, bo chciałam odpocząć psychicznie i fizycznie, nie chciałam, żeby ktoś mnie zawalał problemami, nie tylko znajomi, ale też i rodzina, więc oddałam komórkę do depozytu i cześć, ale mogli zadzwonić do męża, zapytać, co się stało? Czy mogą jakoś pomóc. To mnie boli najbardziej.

Boję się dwóch rzeczy:
- że znów trafię na kogoś podobnego? Jak się zachować teraz? Co zrobić, żeby osoby pokroju znajomej się do mnie nie przyklejały? Boję się, że znów trafi mi się ktoś taki ;/
- czy sądzicie, że ona się odegrała za zerwanie znajomości oczerniając mnie przed znajomymi, przyjaciółmi i da sobie spokój? Czy może jakoś zlokalizować mnie i dalej robić krecią robotę, kiedy tylko pojawi się, gdzieś w pobliżu mojej osoby? Te dwie sprawy mnie nurtują. hmm

15 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-02-08 11:53:28)

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Pierwsze z pytań powinnaś zadać terapeucie.
Drugie - trudno powiedzieć.
Może wystarczy jej, że już popsuła Ci opinię i nic więcej nie zrobi.

16

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?
Cyngli napisał/a:

Może wystarczy jej, że już popsuła Ci opinię i nic więcej nie zrobi.

Wolałabym. Trudno, przełknę jakoś gorzką pigułkę. Znajomi i przyjaciele też nie byli fair nawet nie próbując zweryfikować swoich informacji o mnie. Już mi nawet nie chodzi o podanie nieprawdziwego powodu mojego pobytu w szpitalu. A pal to licho. Ale jakieś oskarżenia o stalking. Dosłownie powiedziała, że zamknęli mnie w wariatkowie, bo ją stalkowałam. o.O Czyli znów ona w centrum uwagi. Rozmowę z nią odbywałam na trzy dni przed trafieniem do szpitala. Prosiłam męża o zadzwonienie po pogotowie, ponieważ miałam wrażenie, że ktoś przykłada mi gorące żelazo do klatki piersiowej i nie mogę oddychać (bóle somatyczne), to był środek nocy, nie mogłam zasnąć. Przyjechało pogotowie i mnie zabrali. To nie miało kompletnie nic wspólnego z jej osobą. Jak ona próbowała się do mnie dodzwonić, to mąż jej powiedział, że jestem w szpitalu z załamaniem nerwowym i ma mi dać spokój, bo muszę dojść do siebie i przez jakiś czas nie będzie możliwy ze mną żaden kontakt. Ona zniekształciła sytuację w ten sposób, że niby ja ją wcześniej stalkowałam, to ona chciała się usilnie ode mnie odciąć (a nie odwrotnie), w końcu zadzwoniła po pogotowie, bo zaczęłam świrować i mnie zabrali. Znów ona w centrum uwagi i dokonała heroicznego czynu w starciu z "wariatką". o.O
Jakoś to staram się przełknąć. Popsuła mi reputację, ale wyprowadziłam się do zupełnie innego miejsca, w rodzinnym mieście jestem od wielkiego dzwonu: na święta, urlop, itd. Nie muszę się ze znajomymi w ogóle kontaktować. Gdyby tylko mi popsuła opinię i nic więcej chciała zrobić, to byłabym spokojniejsza. Trudno, stało się. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Ponieważ pochodzimy z podobnego środowiska zawodowego obawiam się, że mogę ją gdzieś spotkać (konferencja albo coś podobnego) i nie wiem jak się wtedy zachowa. A po jej zachowaniu wnioskuję, że mogę spodziewać się po niej wszystkiego. Mam do niej zadzwonić i zapytać się, jak się może zachować wobec mnie w przyszłości, gdybyśmy się jeszcze kiedyś spotkały? Przecież to jak kopnięcie w cztery litery byka. hmm To mnie martwi najbardziej.

Cyngli napisał/a:

Pierwsze z pytań powinnaś zadać terapeucie.

Trochę z terapeutką rozmawiałam. Stwierdziła, że muszę pracować nad większą asertywnością i "chłodnością" względem innych osób, bo takie typy jak moje ex-przyjaciółka wchodzą w relacje z osobami, z którymi mogą sobie pozwolić na więcej i mogą im wleźć na głowę, bo ta druga osoba jest cierpliwa, grzeczna, nie chce się konfliktować. Czasem taka "dyplomacja" pomaga, ale czasem szkodzi. Takie osoby też unikają osób stanowczych, bardziej zimnych, bo ludzie, którzy krytykują innych, sami jak ognia boją się krytyki względem własnej osoby, więc takie zachowanie często naturalnie takie typy odstrasza. Terapeutka mówiła również, aby obserwować, czy dana osoba mnie nie "testuje", to znaczy celowo prowokuje pewne sytuacje, zachowania, aby sprawdzić, jak się będę zachowywać, a ona sukcesywnie będzie przesuwać te granice. hmm

17

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

W ogóle nie powinnaś się z nią kontaktować. Nie ma takiej potrzeby.

18

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?
Morgana de Fay napisał/a:

Ponieważ pochodzimy z podobnego środowiska zawodowego obawiam się, że mogę ją gdzieś spotkać (konferencja albo coś podobnego) i nie wiem jak się wtedy zachowa. A po jej zachowaniu wnioskuję, że mogę spodziewać się po niej wszystkiego.

Najgorsze, co możesz zrobić, to dać się takiej osobie zastraszyć. Będziesz się teraz bała własnego cienia? Bo ona teoretycznie może coś znowu wywinąć?
Tak jak wyżej Ci radziłyśmy, w przypadku gdyby czarny scenariusz się ziścił (choc na ogół czarne scenariusze nigdy się nie wydarzają - i o tym też pamietaj, bo w 99% czarny scenariusz to tylko kwestia wyobraźni i "pracy" głowy, a to się potem nie dzieje), to dobrze mieć jakiś plan, żeby nie czuć się bezradną.
Gdyby ta osoba znowu próbowała ludziom coś na Ciebie gadać, to po prostu idziesz do prawnika i wysyła ten prawnik pismo z informacją o tym, że na pewne zachowania są w kodeksie karnym odpowiednie paragrafy. I że jeśli działania nie ustapią, zostanie sprawa skierowana na drogę sądową. Uświadomienie tego prostego faktu, w otoczce urzędowej na dodatek, powinno podziałać. Tu już myśle, ze na 99,9% by sie taka osoba odczepiła, gdyby takie pismo otrzymała.
W tym 0,1% jakiejś na prawdę porządnej psychopatki, to jesli coś by dalej kombinowała, to na prawdę załóż tą sprawę w sądzie i niech jej zasądzą jakiś wyrok. Dowody powinno sie dac znaleźć, nawet jak nie posiadasz jakichś SMSów, maili, ale zawsze są np. billingi, które policja bez problemu może otrzymać za dany okres czasu. Z tych billingów widać kto do kogo i ile razy dzwonił, albo kto nie dzwonił. W ostateczności możesz nawet detektywa wynająć, może taki detektyw byłby w stanie znaleźć ci świadków, czy jakieś dowody.
Tak że na wszystko jest jakieś rozwiązanie. Czasem trudne i kosztowne, no ale całkiem bezradna nie jesteś.
Mimo wszystko, jak już masz jakiś plan na ten "czarny scenariusz" którego sie boisz, to jednak nie nakręcaj się, że tak na pewno będzie. Bo jak wyżej już pisałam, to jest mało prawdopodobne.

Morgana de Fay napisał/a:

Trochę z terapeutką rozmawiałam. Stwierdziła, że muszę pracować nad większą asertywnością i "chłodnością" względem innych osób, bo takie typy jak moje ex-przyjaciółka wchodzą w relacje z osobami, z którymi mogą sobie pozwolić na więcej i mogą im wleźć na głowę, bo ta druga osoba jest cierpliwa, grzeczna, nie chce się konfliktować. Czasem taka "dyplomacja" pomaga, ale czasem szkodzi. Takie osoby też unikają osób stanowczych, bardziej zimnych, bo ludzie, którzy krytykują innych, sami jak ognia boją się krytyki względem własnej osoby, więc takie zachowanie często naturalnie takie typy odstrasza. Terapeutka mówiła również, aby obserwować, czy dana osoba mnie nie "testuje", to znaczy celowo prowokuje pewne sytuacje, zachowania, aby sprawdzić, jak się będę zachowywać, a ona sukcesywnie będzie przesuwać te granice. hmm

Myślę, że terapeutka Ci to dość dobrze wyjaśniła.
Ja myślę, że jesteś tak głodna pozytywnych uczuć (aprobaty, poczucia przynależności, przyjaźni itp) że masz poniekąd trochę takie klapki na oczach co do ludzi. Z tą twoją koleżanką były sygnały już duzo wcześniej, że coś jest nie tak, że musisz się wysilać w sposob nienaturalny zeby zdobyć jej aprobatę, sympatię itp, więc ona nie była na prawdę przyjaciółką, osobą wspierającą, ciepłą itp, ale Ty tak bardzo chciałaś żeby była, że po prostu nie patrzyłaś jak to wszystko na prawdę wygląda. Myśle, ze podobnie mogłaś z innymi znajomymi sie zachowywać, tj. uważałaś ich za przyjaciół, a oni byli do Ciebie dużo bardziej obojętni, czy nawet kto wie czy nie trochę wrogo nastawieni. Bo wydaje mi się, że jakby na prawdę Cię lubili, to jakies głupie ploty by ich nie zraziły. Tym bardziej, że jak pisałaś, nie było jakichś podstaw do podejrzeń, ze jesteś stalkerką. No i nawet jakbyś byla tą stalkerką, to stalker zwykle jest skupiony na jednej "ofierze", nie jest to jakiś powód zeby nagle każdy z krzykiem uciekał na widok tej osoby... Co najwyzej ktoś by mógł trzymać Cię na dystans. Ale jeśli aż urwali kontakty, to znaczy, że tam było więcej jakichś niefajnych emocji i to po prostu nie były bliskie Tobie osoby.

19

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Jesteś silną kobietą, gorsze sytuacje przeżyłaś i wyszłaś z nich zwycięsko.

Nie potrzebujesz kontaktu z kobietą, która jedyne co robi, to obsmarowuje Twój tyłek. Olej ją sikiem ciągłym.

20

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?
Morgana de Fay napisał/a:

Witam wszystkich bardzo serdecznie.
Opiszę swój problem. Przyjaźniłam się przez pewien czas z osobą zrzędliwą, z wiecznymi problemami, która wszystkich krytykowała. Ona mogła dogryźć mi w każdej dziedzinie, kiedy próbowałam poddać krytyce jej osobę, nawet delikatnie sugerując, że coś mi się nie podoba, dostawałam odwrócenie kota ogonem i wychodziło, że to wszystko moja wina. Do tego sytuacje, w których ktoś sprawiał jej przykrość. Wyżalała mi się. Próbowałam ją pocieszyć. Nie zawsze umiałam, ale chciałam. Czasem nie wiedziałam, co powiedzieć. Efekt był taki, że byłam atakowana, wylewała na mnie złość, bo powiedziałam coś nie tak, bo miałam w życiu znacznie lepiej od niej, bo mam się zamknąć, gdyż ona jest skrzywdzona i nie mam pojęcia, co przeżywa. W końcu zaczęłam uciekać się do jawnych kłamstw, aby zdobyć jej atencję. Zawsze byłam postrzegana jako osoba miła, spokojna, bardzo kulturalna. Stałam się osobą ciągle udowadniającą swoją lepszość w jej oczach, ale nieważna była dla ocena innych osób, bo ona była we wszystkim lepsza. Byłam osobą do bólu chłodną i biurokratyczną, bo ona tak podchodziło do ludzi i problemów. Nie można się na innymi pochylać, bo skoro ona coś mogła i umiała, to inni też potrafią. Takim zachowaniem nie zdobyłam w jej oczach uznania, lecz dostawałam serię pouczeń w stylu: "skoro odpowiadasz chamsko to nie dziw się, że inni Cię nie lubią". Pod koniec wyszło, że jestem osobą ograniczoną, nietolerancyjną, bez empatii i do tego egocentryczną, a ona jest synonimem wrażliwości na ludzką krzywdą. Znajomi również zauważyli, że odcięłam się od nich, odsunęłam się. Kiedy się pojawiali szybko ich spławiałam. Skończyło się na tym, że miałam bardzo silne załamanie nerwowe (nie ona była powodem, ale jednym z czynników). Powiedziałam jej, że mam dość, że nie chcę mieć z nią żadnego kontaktu. Niestety, ale wzięła odwet. W oczach znajomych zostałam stalkerką z zaburzeniami, której nie można wierzyć, która ma poważne problemy psychiczne. Tak, kłamałam, ale aby mieć tzw. święty spokój. Poza najbliższą rodziną wszyscy znajomi się ode mnie odsunęli, gdyż opowiedziała im swoją traumatyczną historię. Nie mogłam się obronić, bo byłam wtedy szpitalu, do którego zgłosiłam się sama za namową męża. Nie chciałam się z nikim kontaktować. Chciałam dojść do siebie. Ustabilizować się. Oddałam pielęgniarkom komórkę, laptopa, tablet, więc nie miałam z nikim, poza mężem i rodzicami, kontaktu. Zrobiłam sama za namową psychologa, który uważał, że to mi pomoże. Miałam tylko kilka książek ze sobą i pamiętnik-szkicownik. Kiedy wyszłam ze szpitala i chciałam zadzwonić do znajomych, odezwać się. Chciałam ich przeprosić za swoje zachowanie. Odnowić znajomości. Zastałam zablokowane konta, numery, wyrzucenie z grup znajomych. Kiedy napisałam do nich z innych adresów, numerów telefonów, część osób blokowała mnie bez odpowiedzi, reszta napisała, że z osobą psychiczną nie mają ochoty rozmawiać. Ta osoba odniosła obecnie w życiu kilka dużych sukcesów, a ja zostałam z wielkim niczym. Mam wrażenie, że zamieniłyśmy się miejscami.

Jest mi moralnie i mentalnie wstyd za te wszystkie kłamstwa, ale nikt z przyjaciół nie wierzy mi, że chciałam się bronić, bo nie umiałam już inaczej bronić się przed jej napadami złego humoru. Dodam tylko, że kłamałam tylko do niej. Ale niestety wygarnęłam jej w tamtej rozmowie. Czasem bywało tak, że rozmawiałyśmy na wesoło, a nagle, bum, zmiana nastroju o 180 stopni. Nerwy, złość, wyzywanie innych ludzi do mnie, bo ktoś źle coś zrobił albo nie tak się odezwał, czy odpowiedział.

Teraz czuję osobą społecznie zmarginalizowaną. Nie miałam normalnego domu, było w nim dużo nieszczęść i smutno, ale zawsze starałam się być osobą patrzącą optymistycznie w przyszłość. Kiedyś to się skończy, nadejdą przecież lepsze czasy. A teraz? Z mężem przeprowadziliśmy na drugi koniec Polski. Jestem sama, żadnej rodziny, znajomych,przyjaciół. Starzy się nie odzywają. W ich oczach jestem chorą psychicznie wariatką, a w szpitalu byłam tylko z powodu załamania nerwowego i bardzo silnej nerwicy. Nie umiałam sobie poradzić sama. Cierpiałam od dwóch miesięcy na bezsenność. Spałam godzinę do dwóch dziennie, a bywały dni, że wcale. W szpitalu przez kilka dni byłam na kroplówkach, bo lekarze musieli mnie postawić na nogi: byłam bardzo osłabiona, miałam bardzo niski cukier, niecałe 50, do tego odwodniona. Ona osiągnęła życiowe sukcesy, a ja stałam się życiowym nieudacznikiem i porażką żyjącą na marginesie społeczeństwa. Dodam tylko, że pomimo niewielkiej różnicy wieku między nami (skończę w tym roku 30 lat, ona 28) jestem osobą dużo bardziej wykształconą od niej. Ona dopiero w tym roku zaczęła studia po ponad 5 latach przerwy, ale dwa lata temu podjęła pracę. Ja po studiach, ze znajomością dwóch języków, dwóch specjalizacjach nie mam pracy, właściwie zostałam wyautowana ze środowiska zawodowego. Jedynie chodzę na terapię i do lekarza. Nie mam stwierdzonej depresji, jedynie bardzo ostrą nerwicę lękową z bólami somatycznymi (mocne problemy żołądkowe i migreny). Dlaczego piszę? Bo chciałabym z kimś porozmawiać, a nie mam za bardzo do kogo otworzyć ust. Może jednak to była moja wina? Nie chcę głaskania po głowie, a oceny sytuacji osób kompletnie z boku, obcych dla mnie, bo rodzina nigdy nie jest obietywna.

P.S.
Dodam tylko, że czuję się winna całej sytuacji. Nie wiem, czy mam zadzwonić, spróbować z nią porozmawiać? Nie chcę odnawiać przyjaźni, ale chciałabym to zakończyć "po ludzku". Kiedy odebrałam telefon dostałam około 15 wiadomości, w stylu "jak śmiałam ją tak skrzywdzić, co ja sobie myślę, że kim jestem"?, że ona teraz cierpi, że rozwaliłam ją psychicznie. Nie odpisywałam na to, bo telefon dobrowolnie oddałam do depozytu. Nie musiałam, chciałam. Czy to był błąd? Może trzeba kontrolować sytuację? Kiedy wróciłam było już po wszystkim. Odezwałabym się, ale boję się ataku, bo w sumie czego mogę się spodziewać. Nie dam sobie rady z krzykiem i wyzwiskami. Boję się, że sponiewiera mnie równo, a jak będę ją usilnie przepraszać. Ale z drugiej stronę nie mogę się wyzbyć poczucia wewnętrznej winy za całą sytuację. hmm


Cześć,
JAKBYM CZYTAŁA O SOBIE.
Przekreśl ją grubą kreską. To już BYŁO. Idziesz dalej, jesteś śilniejsza. Masz męża. PAMIĘTAJ PRZYJACIELE PRZYCHODZĄ I ODCHODZĄ. Mieszkasz teraz w dużym czy małym mieście? Co lubisz robic? Zapisz się do kółka, na basen, na siłownię, na zajęcia z LUDŹMI którzy lubią to samo co Ty.
Twój mąż ma znajomych? Stwórzcie paczkę.
Jeśli nie ma - jesteście dla Siebie , tym się ciesz. Jesteś WOLNA, WOLNYM PTAKIEM. Jestes jak Feniks- powstałaś z popiołów. Teraz nikt Ci nie zamąci w głowie.
Jesteś inteligentna, masz dwa fakultety, znasz języki. Pracuj online.
Jesteś od niej lepsza.

Ona wiedziałą, że jesteś subtelniejsza i miła i to wykorzystywała aby podbudować swoją popularność bo była taka 'biedna' sad I miała taką straszną historę sad.

OLEJ.

Jesteś na plus, idziesz na przód, masz więcej pespektyw. Pobyt w szpitalu Cię wzmocnił, dodał Ci otuchy i postawił na nogi. Wszystko na PLUS. Musiało tak być.

Nie zadręczaj się. A znajomi są szumowinami jeśli Cię zostawili. Powinnaś raz na zawsze sobie to wklepać w umysł.

Wszystko jest ok i będzielepiej.
Zaczynasz od nowa.
Znajomi się znajdą. Masz czystą kartę, jesteś wolnym ptakiem smile

Nie przejmuj się.

21

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Prawdziwi przyjaciele nigdy nie odchodzą.

22

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?
Cyngli napisał/a:

Prawdziwi przyjaciele nigdy nie odchodzą.


dokładnie. takie sytuacje tylko podrzymują tą tezę.

jak widać autorka nie natrafiła na prawdziwych przyjaciół smile

23 Ostatnio edytowany przez Morgana de Fay (2018-02-12 14:57:28)

Odp: Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?
Koczek napisał/a:

Najgorsze, co możesz zrobić, to dać się takiej osobie zastraszyć. Będziesz się teraz bała własnego cienia? Bo ona teoretycznie może coś znowu wywinąć?

To samo mówi terapeutka. Konferencja? To jest miejsce publiczne. Rzuci się na mnie z pazurami? W takich miejscach bardzo szybko zjawia się ochrona. A tego typu osoba przez jakiś czas nie będzie zapraszana. Ewentualnie wchodzi jakaś „krecia robota”.  Opowiadanie „dziwnych” historii na mój temat w tzw. środowisku. Blokowanie pewnych rzeczy, publikacji, próby niedopuszczenia do druku, zwykłe czepianie się. Ale z drugiej strony, jeżeli pokażę jej, że się boję, że strach przed jej ewentualnymi zagraniami mnie paraliżuje, to dam jej wygrać. Boję się, że to też przeważy w opinii „środowiska”, skoro ktoś się boi, to może oznaczać, że ma czego. Niewinny się nie tłumaczy, podobno.

Koczek napisał/a:


Gdyby ta osoba znowu próbowała ludziom coś na Ciebie gadać, to po prostu idziesz do prawnika i wysyła ten prawnik pismo z informacją o tym, że na pewne zachowania są w kodeksie karnym odpowiednie paragrafy. I że jeśli działania nie ustapią, zostanie sprawa skierowana na drogę sądową. Uświadomienie tego prostego faktu, w otoczce urzędowej na dodatek, powinno podziałać. Tu już myśle, ze na 99,9% by sie taka osoba odczepiła, gdyby takie pismo otrzymała.

W środowisku kultury/nauki/edukacji wszelkie procesy sądowe nie są mile widziane. Najgorsze w tym środowisku, co człowiek może mieć na karku to proces o prawa autorskie albo zniesławienie.  Sam fakt, że nie zostawiła śladów w mailach, zapisach gg (i pochodnych) świadczy raczej o tym, że wiedziała, że może to stanowić dowód. A rozmowy przy kawie i ciasteczku. Kto to udowodni?

Koczek napisał/a:

Myślę, że terapeutka Ci to dość dobrze wyjaśniła.
Ja myślę, że jesteś tak głodna pozytywnych uczuć (aprobaty, poczucia przynależności, przyjaźni itp) że masz poniekąd trochę takie klapki na oczach co do ludzi. Z tą twoją koleżanką były sygnały już duzo wcześniej, że coś jest nie tak, że musisz się wysilać w sposob nienaturalny zeby zdobyć jej aprobatę, sympatię itp, więc ona nie była na prawdę przyjaciółką, osobą wspierającą, ciepłą itp, ale Ty tak bardzo chciałaś żeby była, że po prostu nie patrzyłaś jak to wszystko na prawdę wygląda.

Terapeutka uważa, że to efekt tego, że byłam niechcianym dzieckiem. Najpierw odejście ojca, potem toksyczna sytuacja w rodzinie. Przez lata skrywana (wstydliwa dla mnie) choroba sieroca. Nieprawda, że na chorobę sierocą cierpią tylko dzieci z domów dziecka, można mieć pełną rodzinę i również na nią zapaść. Z choroby sierocej już wyszłam kilka lat temu, z nerwicy - nie, wręcz się pogłębiła, skąd moje leczenie, teraz zaczynam powoli wychodzić, ale to jeszcze długa droga.

Koczek napisał/a:

Myśle, ze podobnie mogłaś z innymi znajomymi sie zachowywać, tj. uważałaś ich za przyjaciół, a oni byli do Ciebie dużo bardziej obojętni, czy nawet kto wie czy nie trochę wrogo nastawieni. Bo wydaje mi się, że jakby na prawdę Cię lubili, to jakies głupie ploty by ich nie zraziły. Tym bardziej, że jak pisałaś, nie było jakichś podstaw do podejrzeń, ze jesteś stalkerką. No i nawet jakbyś byla tą stalkerką, to stalker zwykle jest skupiony na jednej "ofierze"

Teraz jak sobie myślę, to bardziej ich mnie widzieli wtedy, kiedy byłam im potrzebna. Kiedy mieszkałam w Krakowie/w Lublinie/w Warszawie , a to ich przenocować, a to im wypożyczyć książkę z biblioteki i zrobić ksero, a to coś sprawdzić, załatwić. Więcej ich widziałam, kiedy coś chcieli, niż kiedy faktycznie spotykaliśmy w celach towarzyskich.
Sporo psychologii miałam w trakcie studiów, sporo czytałam na ten temat. Właśnie „stalker” skupia się głównie na jednej osobie, na punkcie której ma obsesję. Może obawiali się, że kiedy zrezygnuję z tamtej przerzucę się na nich? Swoją drogą okazuje się, że stalkerem nie jest jedynie osoba, która cierpi na zaburzenia psychotyczne, ponad połowa takich osób to osoby, które wykazują zaburzenia osobowościowe, a nie psychotyczne (głównie osobowość narcystyczna i bordeline, rzadziej histrionicy). Poza tym może to ja jestem człowiekiem małej wiary, ale gdyby ktoś opowiadał mi tego typu historie na temat mojego znajomego, to prosiłabym o jakiś dowód: jednego smsa, wykaz połączeń, jakiegoś gmaila, zapis na gg? To mnie boli, że tak po prostu uwierzyli na słowo.

ziolowa_wiedzma napisał/a:

[
Ona wiedziałą, że jesteś subtelniejsza i miła i to wykorzystywała aby podbudować swoją popularność bo była taka 'biedna' sad I miała taką straszną historę sad.

Dziękuję za miłe słowa.
W sumie to nie miała bardziej bolesnej ode mnie. Gdybyśmy miały się licytować to w mojej rodzinie było dużo więcej traum, niż w jej. Ale to też przemawiało przeciwko mnie, że skoro ja miałam gorzej, to ona jest biedniejsza, bo jestem lepsza w fakcie, że miałam gorzej. No chore to. Zresztą co to za licytacja. A prawda jest taka, że większość jej „niepowodzeń” wynikała z jej zwykłego lenistwa, bo kiedy przekonywałam ją do terapii, szpitala, itd. , to ona znajdowała tysiące wymówek, żeby tej terapii nie podjąć. Mało tego nasze relacje były zależne od jej humoru. Jeżeli miała dobry humor, to mogłyśmy rozmawiać do samego rana, a jeżeli coś jej usiadło na nosie, to potrafiła o byle głupotę zrobić dziką awanturę z użyciem złośliwych i bolesnych inwektyw pod moim adresem. Teraz widzę jej zachowanie. Może ona faktycznie darzyła mnie przyjaźnią, ale zdrowa relacja to nie była. To jak z bijącym mężem: i co z tego, że kocha, skoro jak mu coś odwali to potrafi złamać żonie rękę.
Wiem, że boli ją odrzucenie, ale byłam w całkowitym dołku, na skraju wytrzymałości i nie chciałam być narażona na jej kolejny  „humor”, więc zdecydowałam się z nią spotkać i zakończyć znajomość. Był efekt zaskoczenia i szoku z jej strony, nie dziwię się. Zwyzywała mnie w kawiarni przy wszystkich od najgorszych, aż musiała wtrącić się ochrona. Najadłam się wstydu po same uszy. Potem były telefony. W końcu wtrącił się mąż. A trzy dni później wylądowałam w szpitalu, ale nie ona była powodem.

Koczek napisał/a:

Mieszkasz teraz w dużym czy małym mieście? Co lubisz robic? Zapisz się do kółka, na basen, na siłownię, na zajęcia z LUDŹMI którzy lubią to samo co Ty.
Twój mąż ma znajomych? Stwórzcie paczkę.
Zaczynasz od nowa.
Znajomi się znajdą. Masz czystą kartę, jesteś wolnym ptakiem smile

Mąż to silny introwertyk skupiony na pracy. Nie ma znajomych. Dwóch kumpli. Poza tym to inne środowisko. On jest ścisłowcem, po politechnice. Matematyka, fizyka te sprawy. Ja mam wykształcenie stricte humanistyczne,  ale na co dzień też jestem raczej z grupy introwertyków. Kilku znajomych, kameralne spotkania, zamiast wypadów do klubu. Ciężko było mi się tu odezwać, ale musiałam się do kogoś odezwać, bo dobijała mnie samotność. Obecnie mieszkam w stolicy, wcześniej pomieszkiwałam w Krakowie, Lublinie, trochę w Radomiu i Kielcach, ale ogólnie pochodzę z okolic Sandomierza. W sumie tyle o sobie. Studia i praca tak mną rzucały po całej Polsce. Po wyjściu za mąż przeniosłam się do stolicy. Co lubię: czytać książki, bardzo dużo czytam, trochę szkicuję, bawię się w decoupage, ogólnie interesuje mnie sztuka i plastyka.Właściwie to tyle.

Posty [ 23 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Toksyczna przyjaźń? Kto jest winny?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024