Witam wszystkie Panie i Panów.
Chciałbym poradzić się tutejszych forumowiczów - bardzo proszę o wnikliwą analizę tematu i pomoc.
Niektóre treści powtórzę tutaj zapewne niejednokrotnie, zapewne w celu podkreślenia , proszę się nie zrażać.
Mam na imię Paweł, mam 28 lat i jestem z 5 lat od siebie starszą kobietą od 2 lat. Moja luba miała przede mną około 8-10 partnerów, ja miałem jedną partnerkę przez około 8 lat (od 17roku życia - czasy liceum - do 25roku) . Czasem i ztym był problem, ale po rocznej walce udało się w końcu wyperswadować mojej lubej, że jestem z nią na poważnie a nie na "otarcie łez".
Poprzedni związek rozwalił się z winy obojga, po mojej stronie była chora zazdrość.
Chwilę czasu zajęło mi zbudowanie pewności siebie od nowa i teraz jestem w takim a nie innym miejscu w życiu, ale mam problem w obecnym związku i to spory.
Jestem dość mocno przekonany, że jestem dobrym partnerem (może to brzmi narcystycznie, ale mam świadomość jakim jestem człowiekiem) o czym wielokrotnie słyszałem od mojej kobiety - że jest ze mną jej najlepiej z dotychczasowych związków - i nie mówiła tego jako odpowiedź na moje pytanie - jesst czuła i robi to sama.
Poznaliśmy się na lekcjach tańca. Gdy zaczęło między nami iskrzyć byłem zadowolony, poneiważ w poprzednim związku przeszkadzał mi fakt, że moja ex nie miała ŻADNYCH hobby, pasji i generalnie nie dało się spędzić czasu razem robiąc coś ciekawego. Zadowolenie wynikło z tego, że obecną dziewczynę poznałem na lekcjach tańca - coś nas łączyło, tańczyliśmy na kursie i na imprezach, weselach.
Dziewczyna gdy ją poznałem była na etapie kupienia mieszkania.
Kupiła je i przez 3-4 miesiące byliśmy pochłonięci remontem (kapitalka). Przez to zaniedbaliśmy kurs i odpadliśmy z niego (mimo prób, już nie udało mi się jej namówić na powrót - twierdziła, że nigdy nie była fanką, robiła to z "braku laku- czemu nie").
W remoncie pomagałem każdy dzień wolny po pracy, weekendy i sobota i niedziela do późnych godzin (nawet do północy). Oczywiście w wolnym czasie leżeliśmy przytuleni patrząć w TV albo sobie w oczy
Remont się skończył a my trwamy dalej. Jako, że tańce nie wróciły - udaje mi się czasem namówić moją kobietę na wyjścia np. w góry. (także eventy outdoorowe).
Zostałem wychowany w domu jednorodzinnym (piszę o tym, gdyż w mieszkaniu w bloku bywa czasem inaczej) gdzie obowiązki po pracy były również w okół domu - sprzątanie - ogród - piwnica - stolarka, naprawa płotu, sianie trawy itd itd itd. To wykształtowało u mnie w psychice (tak sądzę) niezależność współdomowników w gospodarowaniu czasem. Gdy mężczyźni mieli swoje obowiązki - mama i babcia szukały sobie swoich zajęć - czy to relaks czy praca.
Mam wiele pasji - jazda na snowboardzie, 10letnia aktywność w grupie airsoftowej (paintballo podobne), strzelectwo sportowe (licencja, pozwolenie etc), piesze wycieczki górskie, jazda na rowerze górskim, pływanie, dobry film, dobra książka, gry planszowe, GRY KOMPUTEROWE (uwaga, rzecz dla dzieci - o czym dalej i jeszcze dalej).
Niektóre z tych aktywności oczywiście robię sam, ale np piesze wycieczki można robić razem i gry planszowe (albo karty - poker)- i tak się staram.
Problem zaczął się pojawiać od paru miesięcy.
W domu uważam, że jestem dobrym gospodarzem. Jak wracam z pracy przed moją, zawsze pierwsze są obowiązki - rozwieszę pranie, opróżnię zmywarkę, posprzątam naczynia itd.
NIDY nie uciekam od obowiązków - moja zawsze może na mnie liczyć na super ekstra umycie łazienki, odkurzanie, mycie szmatą podłóg przed imprezą, albo po prostu co sobotę.
I tu gwóźdź programu - czas wolny. Czas wolny to coś co sobie cenię i uważam, że każdy ma prawo mieć swój własny na wyłączność. Oczywiście nie jest to wychodzenie do baru i powrót ze smrodem wódki i fajek do domu. Lubię grać na komputerze. Co dla większości dziewczyn wciąż pozostaje tematem dzieciniady.
Wyznaję zasadę podobną do "jeśli coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie". Jeśli coś wydaje się drugiej osobie za głupie/dziecinne, ale mi sprawia przyjemność, relaks, odstresowanie - to nie jesst głupie. A niech i będzie dziecinne - ale mniejsza o to ! To jest mój czas - ona nie musi grać ze mną, nie musi nawet tego słyszeć (mam słuchawki).
Gdy wracam z pracy (własna firma, praca po 10-11 godzin) i ogarnę wszystko, zjemy razem obiad, porozmawiamy razem godzinkę, przytulimy się, wysłucham co u niej w pracy i tak dalej - nie chcę marnować swojej wolnej chwili tylko zasiadam przed PC.
Tu zaznaczę, że weekendy oprócz moich strzeleckich zabaw - spędzamy razem na aktywnościach - lub siedzimy w domu i wtedy znów - albo posprzątamy razem, obejrzymy fajny film RAZEM, albo pójdę na PC - i wtedy jest wzrok pełen wyrzutów lub jakaś drażniąca uwaga.
Za przykład podam ostatni tydzień który był świeżo po kłótni.
Poniedziałek - po obiedzie, ogarnianiu m ieszkania, pograłem 2 godziny.
Wtorek - obiad, dobry film, po drineczku, trochę rozmowy, siedzenia na kanapie - sen.
Środa - siłownia, po siłowni kanapa razem - patrzenie w TV.
Czwartek - wspólne zakupy, później kanapa razem tv .
Piątek siłownia - wracam z siłowni, mojej nie ma, więc co będę patrzeć w sufit - wykąpałem się i poszedłem sobie pograć cholerną godzinkę. Wróciła i już chyba zapisała sobie w kalendarzu (w piątek moj facet grał).
Sobota - byłem rano w pracy, po powrocie razem sprzątaliśmy.
Chciałem obejrzeć razem film, może planszówka - mówi, że chce odpocząć, odmóżdżyć się przed TV. Nie będę oglądać TV na siłę, nie będę typem faceta który MUSI SIEDZIEĆ U BOKU PANI, poszedłem pograć i pograłem długo bo 4 godzinki - bo moja pani się drzemnęła.
W niedzielę wyskoczyliśmy w góry od rana, fajna wycieczka, obiad w schronisku, parę zdjęć razem (lubimy razem robić ładne fotki) wróciliśmy do domu. Odpoczywamy - ja mówię, że idę ściągnąć dobry film na wieczór - a ona na to "i już pewnie tam zostaniesz a ja tu (w salonie) zostanę sama". No i zadziałało to jak płachta na byka, bo zdarzyło się to kolejny raz.
I znów, że granie jest dla dzieci, że to jest głupie, że nie posiedzimy razem. Oczywiście twierdzi, że nie ZABRANIA mi, tylko stwierdza fakt - stwierdzenie faktu to trucie tyłka, że ona będzie sama, że "ZNOWU GRASZ" itd. Wg niej gram codziennie - i tu ja uważam, że nawet jeśli to CO Z TEGO.
Moja kobieta uwielbia oglądac fotki na instagramie, czasem gdy chce posiedzieć razem na kanapie, widzę, że ona siada, ja obok, ale ona odpłynęła w świat telefonu, insta, facebooka, a ja wtedy nie mogę iść na PC bo przecież nie spędzę z nią czasu RAZEM !
Dodam, że są właśnie dni typu "kochanie, pogramy w planszówkę?" "obejrzyjmy film" i wtedy spotykam się z odmową.
Sytuacja kolejna, któryś dzień po siłowni, mówi chodźmy do sypialni przed TV. Ja mówię, że "o, super, ja sobie poczytam książkę obok Cibie". I to TEŻ BYŁO ZŁE. Powiedziała "no tak, jak zwykle robisz coś osobno". I znów była jatka, że ja nigdy nie robie nic z nią !
Jak trzeba piec ciasteczka to nawet pomaluje z nią, polepimy razem pierogi, pogotujemy trochę razem, ale ona za niedługo o tym zapomina, będąc przeświadczona, że ja robię wszystko OSOBNO.
Raz mówiła, że mógłbym robić cokolwiek innego byle nie gry - ale przykład z książką to dowód, że problem tkwi gdzie indziej !
Mam też stare klasyczne auto i są dni, że coś przy nim robię (w lecie). Wymiana zawieszenia, polerka lakieru. I słyszę czasem teksty "znów z autem będziesz robić a ja tu będę siedzieć sama". No tak, jak trzeba było pół roku tyrać na remoncie to super - bo ona potrzebowała. Jak moje auto wymaga mechanicznej naprawy to nie .
Jeszcze chcę powiedzieć - nigdy nie odmówiłem wyjścia do jej rodziców, do znajomych, olanie wspólnych PLANÓW z powodu komputera czy innej mojej wycieczki. Zawsze jeśli coś było w planie to tego się trzymam, to jest priorytetem. Tak jak obowiązki - najpierw sprzątanie, naprawa czegoś, dopiero potem czas wolny.
Chcę przy tym jeszcze powiedzieć, że ja nie siedzę przed PC codziennie po 5 godzin - zjem obiad i tyle mnie widziano. Zjem, porozmawiamy, pośmiejemy się, i później sobie 2 godzinki pogram. Czasem 1-2 razy w tygodniu, czasem 4-5. Staram się w życiu robić to na co mam ochotę.
Dodam, że gdy ja idę np na 24-48 godzin do lasu (airsoft) to moja zwykle wtedy wyjdzie na miasto, na imprezę z dziewczynami. Nie mam z tym problemu, zazdrość wyleczyłem z poprzedniego związku - ale trochę śmieszy mnie to, że ona nie ma żadnych zajęć hobbystycznych - po prostu wyjdzie na imprezę. Ale okej - jeśli to lubi niech to robi i NIC MI DO JEJ WOLNEGO CZASU.
Nie jestem złym facetem. Niespodzianki, kwiaty do pracy, przyszykowana kąpiel, zrobienie obiadu niespodzianki się zdarzają. Kwiaty bez okazji często.
Gdy pojechała na 2 dniowe szkolenie z pracy, w tajemnicy poskładałem nowo zakupione łóżko (powiedziałem jej, że będzie do odbioru w przyszłym tygodniu, tymczasem odebrałem w piątek), cały weekend się z tym pieprząc, zorganizowałem wywózkę starego łóżka i gdy wróciła to z nową pościelą było poskładane nowe łóżko z różą na środku pościeli .
Właśnie na tym polega wolność w związku. A ja się w moim zaczynam dusić. I moja luba ma milion zalet, ale ma też wady, które są dla mnie nie do przeskoczenia.
Wszystkich wytrwałych i cierpliwych, którzy mieli czas i ochotę przeczytać całość, proszę o konstruktywne porady.
Mam nadzieję, że chaotyczność tekstu nie przeraża, proszę wybaczyć, pisałem w pośpiechu.