Cześć. Mam taki problem, który bardzo utrudnia mi życie od jakiegoś czasu. Każdą czynność muszę sobie wyobrazić, żeby coś zrozumieć. Np. jak słyszę jak ktoś mówi: malowanie ściany, śpiewanie, to ja muszę zobaczyć to w głowie. Albo jeśli sama chce coś zrobić, jakieś kanapki, kawę, posprzatac coś, to ja muszę dokładnie wyobrazić sobie co po kolei mam zrobić, bo inaczej tak jakbym tego nie umiała. Strasznie mnie to męczy i marnuje przez to dużo czasu. Jakbym nie potrafiła robić czegos odruchowo tylko nad wszystkim myślę, przed zrozumieniem lub wykonaniem. Czy wiecie może jak nad tym zapanować?
2 2018-01-13 09:34:13 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-01-13 09:34:30)
Zaczelabym od wizyty u neurologa i tomografii głowy.
JEŚLI wszystko będzie ok, następnym krokiem powinna być wizyta u lekarza psychiatry.
Jeśli te wyobrażenia zaczynają Ci przeszkadzać w normalnym życiu, to sprawa jest poważna i lepiej nie bagatelizować.
Specjalista tylko może pomóc albo ktoś, kto przeżył podobny stan. Może brak ci motywacji a może...? Trudno powiedzieć, kiedy się nie zna przyczyn. Może przypomnisz sobie od kiedy to się stało i w jakich okolicznościach.
A może ma ktoś jakieś pomysły co mogę ja sama zrobić, aby nie wyobrażać sobie tego wszystkiego, tylko po prostu to wykonywać? Bo u psychologa byłam, ale nie pomogło mi to za bardzo. Też bardzo często przeliczam wszystko. Liczę ile czasu wykonywałam coś i jestem wściekła, że zawsze jest to kilka minut dłużej niż sobie założyłam. Albo zaczynam wykonywać jakąś czynność a potem zaczynam o czymś myśleć i zamiast zrobić coś szybko to ja stoję i gapie się w jakieś miejsce i myślę. Takie zawiasy w myśleniu mam, jakbym nie umiała o czymś pomyśleć i zająć się czymś innym, tylko ciągle drążę temat i analizuje wszystko i towarzyszy mi wtedy lęk. Może miał ktoś podobnie?
Nerwica natręctw nie jest chorobą i ani neurolog ani tomografia tego nie wykażą. To zaburzenie.
Natomiast Ty nie masz nerwicy natręctw, bo ona polega na czymś innym. Osoba zaburzona musi chorobliwie pilnować określonego porządku dnia, poszczególnych czynności itp bo odczuwa lęk, ze jeśli czegoś zaniedba to wydarzy się coś strasznego. Nie wiem czy oglądałaś film "Dzień Świra", jeśli tak to przypomnij sobie jakie rytuały musiał zaliczyć główny bohater przed wyjściem z domu, przed zrobieniem herbaty itp.
6 2018-01-14 09:08:01 Ostatnio edytowany przez Xaron (2018-01-14 09:08:18)
Może spróbuj robić różne czynności na czas. Na przykład postanów sobie, że zrobisz kanapki najszybciej jak się tylko da, tak jakbyś brała udział w wyścigu kto szybciej zrobi kanapki. I od razu się za to zabierz, nie będzie nawet czasu na myślenie, ustaw sobie też może jakiś stoper albo wyznacz jakiś czas poniżej którego będzie dobry wynik, a powyżej słaby.
Nerwica natręctw nie jest chorobą i ani neurolog ani tomografia tego nie wykażą. To zaburzenie.
Natomiast Ty nie masz nerwicy natręctw, bo ona polega na czymś innym. Osoba zaburzona musi chorobliwie pilnować określonego porządku dnia, poszczególnych czynności itp bo odczuwa lęk, ze jeśli czegoś zaniedba to wydarzy się coś strasznego. Nie wiem czy oglądałaś film "Dzień Świra", jeśli tak to przypomnij sobie jakie rytuały musiał zaliczyć główny bohater przed wyjściem z domu, przed zrobieniem herbaty itp.
Poleciłam neurologa, bo to właśnie nie musi być nerwica natręctw... warto sprawdzić czy wszystko ok.
myślę, że robienie czynności na czas tylko nasili objawy.
skoro jesteś świadoma problemu, to po prostu może spróbuj przestać? Dla przykładu, kiedy robisz obiad i łapiesz się na tym, że myślisz i planujesz to pomyśl o tym, że teraz jest czas na obiad, a nie na myślenie i próbuj powoli wywalać te myśli z głowy.
Nie da się przestać, jeśli to natręctwa...
Potrzebne leczenie.
10 2018-01-14 12:14:20 Ostatnio edytowany przez Xaron (2018-01-14 12:14:43)
Nie da się przestać, jeśli to natręctwa...
Potrzebne leczenie.
Da się, sam męczyłem się z nerwicą natręctw wiele lat i dalej jeszcze trochę z niej zostało, choć jest już o wiele lepiej niż kiedyś.
Natręctwa można pokonac, tylko trzeba do tego silnej woli. Problem jest za to inny - pokonuje się jedno natręctwo, potem kolejne i tak dalej, ale na miejsce tych które odpadły po jakimś czasie pojawiają się nowe, całkiem inne. Jedynym rozwiązaniem jest więc chyba blokować je w zalążku, zanim się rozwiną, ale to jest strasznie trudne, bo większość natręctw zauważamy dopiero jak już się zdążą rozwinąć, wcześniej łatwo umyka, że jakąś czynność zrobiło się odrobinę inaczej niż zwykle...
Cyngli napisał/a:Nie da się przestać, jeśli to natręctwa...
Potrzebne leczenie.Da się, sam męczyłem się z nerwicą natręctw wiele lat i dalej jeszcze trochę z niej zostało, choć jest już o wiele lepiej niż kiedyś.
Natręctwa można pokonac, tylko trzeba do tego silnej woli. Problem jest za to inny - pokonuje się jedno natręctwo, potem kolejne i tak dalej, ale na miejsce tych które odpadły po jakimś czasie pojawiają się nowe, całkiem inne. Jedynym rozwiązaniem jest więc chyba blokować je w zalążku, zanim się rozwiną, ale to jest strasznie trudne, bo większość natręctw zauważamy dopiero jak już się zdążą rozwinąć, wcześniej łatwo umyka, że jakąś czynność zrobiło się odrobinę inaczej niż zwykle...
Nie każdy ma silną wolę.
Zakładam, że jak ktoś szuka pomocy, to przestaje sobie radzić sam.
Ktoś zdiagnozował, że jest to nerwica natręctw, bo nie rozumiem tu czegoś. Z opisu objawów wynika raczej, że kłopot polega na czymś innym niż na powtarzaniu tych samych czynności.
Zakłopotana, odezwij się i napisz jak sobie radzisz.
13 2018-01-14 13:45:13 Ostatnio edytowany przez Xaron (2018-01-14 13:46:12)
Nie każdy ma silną wolę.
Zakładam, że jak ktoś szuka pomocy, to przestaje sobie radzić sam.
No to trzeba ją trenować. Silna wola to nie jest coś co ma się albo nie ma i już. To jest atrybut który da się trenować. Jak ktoś nie ma silnej woli to niech ją u siebie wytrenuje. Nie jest to łatwe, ale da się. Znasz lepsze rozwiązanie? Nic mi nie wiadomo o tym aby istniały jakieś magiczne tabletki po których natręctwa i takie problemy znikają. A nawet jeśli istnieją to nie na każdego działają. I mają mase skutków ubocznych.
14 2018-01-14 14:22:49 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-01-14 17:20:49)
Oczywiście, że znam lepsze rozwiązanie.
Wizyta u lekarza specjalisty. Zdiagnozowanie problemu.
Wtedy się można zastanawiać.
Przeszłam leczenie psychiatryczne, brałam leki i chodziłam na terapię. Pomogło i to bardzo.
Przed każdą czynnością muszę pomyśleć długo aż ją zrobię. Jest to bardzo męczące i przy wykonywaniu mam jakiś strach i zastanawiam się czy np. jak zrobię coś w dany sposób to czy jakaś rzecz się nie popsuje, zastanawiam się co mogę splukac do zlewu żeby się nie zatkal, jak np. chce podgrzać pizzę w piekarniku to zamiast zrobić to odruchowo to ja zastanawiam się długo nad tym, jak mogę to zrobić, żeby się zmieściły 2 pizze i próbuje sobie to wyobrazić, jak to ułożyć, uciąć, by się zmieściło. Jak pije wodę i siedzę przy gniazdku to boję się, że mi ona spadnie i zastanawiam się co może się stać wtedy. A jak ogladam filmy to przy każdej sytuacji wyobrażam sobie, że to ja jestem na miejscu aktorów i odczuwam lęk, nie wiem jak miałabym wtedy postąpić. Najgorsze jest to, że te myślenie do niczego nie prowadzi i dalej nie jestem pewna jak coś mam zrobić. A jeżeli chodzi o liczenie to np. w połowie dnia lub wieczorem próbuje sobie wyobrazić i policzyć co i kiedy robiłam, o której wstałam, o której zjadłam, ile czasu coś robiłam. Tylko zamiast sobie przypomnieć to ja na początku czuje lęk. Kiedy się myje to też sprawdzam często na zegarek a potem liczę, ile czasu byłam w łazience. Nawet jak sobie mówię, żeby nie sprawdzać to i tak sprawdzę i się wsciekam na siebie, bo 3 minuty za długo byłam niż sobie w trakcie założyłam. Przed wykonaniem jakieś czynności pomyślę sobie, że to mi zajmie np. 15 minut, a potem ten czas się wydłuża i ja się denerwuje, że znów źle oszacowalam czas. Nie wiem co robić, żeby tak to mnie nie męczyło.
16 2018-01-14 17:23:37 Ostatnio edytowany przez kwadrad (2018-01-14 17:25:02)
Używki i brak dyscypliny myślowej mogą skłaniać do tego co pani pisze.
Ja zauważyłem kiedyś , że jak wypije dwie mocne kawy pod rząd to mój mózg dryfuje w jednym kierunku a ja w innym.
Ja chce coś zrobić , a co chwile pojawiają się myśli nie na temat i one tam sobie szybują i szybują aż minie z 5-10 minut.
Tak na mnie działa kawa a potem kolejna mocna kawa.
Chociaż jak czytam tego ostatniego posta to wydaje mi się , że pani wyolbrzymia to że się nad czymś zastanawia.
Ogólnie chyba coś się sypie , że tak powiem.
Chociaż jak czytam tego ostatniego posta to wydaje mi się , że pani wyolbrzymia to że się nad czymś zastanawia.
Ogólnie chyba coś się sypie , że tak powiem.
Dlaczego wyolbrzymia? Jesli zaczyna to mieć negatywny wpływ na jej życie, to bardzo dobrze, że się zastanawia, co robić dalej.
Ona wie najlepiej, jak bardzo jest to dokuczliwe.
Przed każdą czynnością muszę pomyśleć długo aż ją zrobię. Jest to bardzo męczące i przy wykonywaniu mam jakiś strach i zastanawiam się czy np. jak zrobię coś w dany sposób to czy jakaś rzecz się nie popsuje, zastanawiam się co mogę splukac do zlewu żeby się nie zatkal, jak np. chce podgrzać pizzę w piekarniku to zamiast zrobić to odruchowo to ja zastanawiam się długo nad tym, jak mogę to zrobić, żeby się zmieściły 2 pizze i próbuje sobie to wyobrazić, jak to ułożyć, uciąć, by się zmieściło. Jak pije wodę i siedzę przy gniazdku to boję się, że mi ona spadnie i zastanawiam się co może się stać wtedy. A jak ogladam filmy to przy każdej sytuacji wyobrażam sobie, że to ja jestem na miejscu aktorów i odczuwam lęk, nie wiem jak miałabym wtedy postąpić. Najgorsze jest to, że te myślenie do niczego nie prowadzi i dalej nie jestem pewna jak coś mam zrobić. A jeżeli chodzi o liczenie to np. w połowie dnia lub wieczorem próbuje sobie wyobrazić i policzyć co i kiedy robiłam, o której wstałam, o której zjadłam, ile czasu coś robiłam. Tylko zamiast sobie przypomnieć to ja na początku czuje lęk. Kiedy się myje to też sprawdzam często na zegarek a potem liczę, ile czasu byłam w łazience. Nawet jak sobie mówię, żeby nie sprawdzać to i tak sprawdzę i się wsciekam na siebie, bo 3 minuty za długo byłam niż sobie w trakcie założyłam. Przed wykonaniem jakieś czynności pomyślę sobie, że to mi zajmie np. 15 minut, a potem ten czas się wydłuża i ja się denerwuje, że znów źle oszacowalam czas. Nie wiem co robić, żeby tak to mnie nie męczyło.
A, to o to chodzi. Na twoim miejscu poszukałabym pomocy u specjalisty. Widać, że sama próbujesz walczyć. A może ten stan minie? Nie wiem.
Zauważyłam, że jeżeli coś wykonuje to np. jeśli mam te 2 pizze do zrobienia i nawet jak wymyślę jak je poukładać, żeby się zmieściło, to zamiast już o tym nie myśleć to ja potem analizuje i myślę, co by było gdyby... co można by było zrobić, jakby były większe, albo jakbym czegoś nie miała do tego, to co wtedy. A jak już coś wykonam, to próbuje zapamiętać jak po kolei coś zrobiłam i jeszcze zawsze tak wychodzi, że coś źle zrobiłam, w złym czasie i zamiast cieszyć się, że mam coś do jedzenia albo jest coś posprzątane, to ja ciągle analizuje jak następnym razem można to zrobić, by wyszło wszystko dobrze.
Mam też tak, że jeśli ktoś do mnie coś mówi, coś mi opowiada, to ja tak jakbym nie umiała zrozumieć tego w tym czasie, tylko ktoś mówi już o czymś innym, a ja ciągle myślę o poprzednim temacie. Albo ktoś już skończy mówić, idzie sobie gdzieś indziej, a ja dalej siedzę i próbuje zrozumieć niektóre rzeczy. Tak samo jest z oglądaniem filmów, już coś leci innego, a ja dalej coś analizuje. Wie ktoś może co to jest? Miał ktoś podobnie?
Myślę, że powinnaś iść do neurologa, jeśli nigdy wcześniej Ci się nic takiego nie działo.
Po co to wszystko wymyślasz, analizujesz, liczysz, it.p.?
Nie wiem po co, to przychodzi samo. A jak już zacznę, to mam w głowie, że to jest takie ważne, że muszę to zrozumieć, wyobrazić sobie czy policzyć. Tak jakby wszystko było bardzo ważne, potrzebne do przetrwania.
23 2018-01-14 23:26:02 Ostatnio edytowany przez interfire (2018-01-14 23:37:39)
Miałem kiedyś coś bardzo podobnego.
Takie coś co sprawiało że cały czas myślałem o tym co zaraz mam zrobić, bo nic nie wiem co mam robić. Jakby czegoś się na siłę szukało. Te wyobrażenia nie są przyczyną problemów, to tylko objaw szybko pracującego mózgu.
Nie znam cię, nie wiem czy cierpisz na to z czego ja dopiero teraz wychodzę. Nie wiemy czy to się pojawiło tak nagle ni z dupy, czy może coś ostatnio zmieniło się w twoim otoczeniu?
U mnie wzięło się to ze stawianych mi od dzieciństwa kosmicznych wymagań w domu i w szkole, a to co ty tu opisujesz objawiło mi się pod koniec liceum. W ogóle nie znałem samego siebie.
Tak jeszcze z ciekawości zapytam: dobrze trawisz matematykę?
Miałem kiedyś coś bardzo podobnego.
Takie coś co sprawiało że cały czas myślałem o tym co zaraz mam zrobić, bo nic nie wiem co mam robić. Jakby czegoś się na siłę szukało. Te wyobrażenia nie są przyczyną problemów, to tylko objaw szybko pracującego mózgu.
Nie znam cię, nie wiem czy cierpisz na to z czego ja dopiero teraz wychodzę. Nie wiemy czy to się pojawiło tak nagle ni z dupy, czy może coś ostatnio zmieniło się w twoim otoczeniu?
U mnie wzięło się to ze stawianych mi od dzieciństwa kosmicznych wymagań w domu i w szkole, a to co ty tu opisujesz objawiło mi się pod koniec liceum. W ogóle nie znałem samego siebie.
Tak jeszcze z ciekawości zapytam: dobrze trawisz matematykę?
Ja też mam tak, że na siłę próbuje coś wymyślić co mogłabym zrobić, bo mało przychodzi mi to samo do głowy. I tak, jak coś robię to mam mnóstwo myśli w głowie, co mi przeszkadza w wykonywaniu czynności.
Pod koniec liceum też miałam problemy, ale były one trochę inne, jednak też był to dla mnie trudny czas.
Teraz to wystąpilo po sytuacji, w której sobie nie poradziłam, a wyobrażałam sobie ją bardzo pozytywnie. I później już było coraz gorzej.
Matematykę w szkole lubiłam, miałam dobre oceny.
Naprawdę uważam, że powinnaś zacząć od neurologa, a skończyć na psychiatrze. Nie masz nic do stracenia, lepiej sprawdzić, czy nic złego się nie dzieje.
Matematykę w szkole lubiłam, miałam dobre oceny.
Pytam, bo opisujesz tutaj myślenie obrazowe. Rzadko kto potrafi rozwiązywać problemy za pomocą samych obrazów, a ci co tak potrafili to tacy ludzie jak m.in. Albert Einstein. Dla mnie to trochę komiczne że wykorzystujesz to do problemów typu jak poukładać 2 pizze w piekarniku.
Teraz to wystąpilo po sytuacji, w której sobie nie poradziłam, a wyobrażałam sobie ją bardzo pozytywnie.
Taaa, znam to. Gdy ci się wydaje, że wszystko idzie po twojej myśli jak po maśle a tu nagle dostajesz takiego plaskacza w ryj od rzeczywistości. To było coś ważnego? Rozczarowałaś się samą sobą po tym? Jeśli tak, to czy
się wsciekam na siebie
Jest mądrą reakcją?
27 2018-01-15 02:33:24 Ostatnio edytowany przez zaklopotana123451 (2018-01-15 02:35:47)
Tak, było to ważne, bo związane z moimi studiami i tym co chciałam wykonywać. Jednak od tej pory zniechęciłam się do wszystkiego i wiele rzeczy zaczęły mi sprawiać problemy.
Rozczarowałam się sobą, nie dawałam rady.
28 2018-01-15 12:47:02 Ostatnio edytowany przez interfire (2018-01-15 15:42:38)
Tak, było to ważne, bo związane z moimi studiami i tym co chciałam wykonywać. Jednak od tej pory zniechęciłam się do wszystkiego i wiele rzeczy zaczęły mi sprawiać problemy.
Rozczarowałam się sobą, nie dawałam rady.
Doświadczyłem tego samego. To tak jakbyś była na takim życiowym zakręcie. Dobre pytanie to takie, co zamierzasz dalej? Bo koncentracja na obrazach w głowie i tego skąd one się biorą do niczego sensownego Cię nie doprowadzi. Gniew na samego siebie też wiele nie wskóra. A takie wrażenie
potrzebne do przetrwania.
Nie jest bez znaczenia. No przecież trzeba jakoś zarabiać, żeby móc żreć. Z drugiej strony skądś musisz pisać te posty na forum. Mieszkasz z rodzicami? Jeśli tak to nie powinnaś aż tak bardzo zamartwiać się o pieniądze i przetrwanie. Możesz sobie tak na spokojnie, bez nerw, w zgodzie z samą sobą to wszystko przemyśleć, co dalej chcesz w życiu robić.
Nie mam pojęcia co dalej, nie widzę się w żadnej pracy. Tak, mieszkam z rodzicami, przez niecały rok mieszkałam bez nich, ale tak wszystko dziwnie się potoczyło, że wróciłam i codziennie mam nadzieję, że będzie lepiej, a nic z tego nie wychodzi. Nie potrafię się odnaleźć w tym życiu. Ciągle szukam swojej drogi, a tak naprawdę boję się, że sobie bez rodziców nie poradzę, bo wszystko, co jest związane z dorosłością, to odczuwam wielki lęk i czuję, że tego nie potrafię.
codziennie mam nadzieję
Good. To mocno trzyma przy życiu w takich mrocznych chwilach.
wszystko, co jest związane z dorosłością, to odczuwam wielki lęk
Związane z dorosłością, czyli co konkretnie?
Nie mam pojęcia co dalej, nie widzę się w żadnej pracy.
Ale jednak, o czym sama wspomniałaś, jest coś, czym chciałabyś się zajmować - jesteś pewna, że już nic nie da się w tym kierunku zrobić?
Związane z dorosłością, czyli co konkretnie?
Zajmowanie się sprawami związanymi z mieszkaniem gdzieś, pracowanie, codzienne przygotowywanie obiadu, tworzenie rodziny, bycie odpowiedzialnym za kogoś, załatwianie różnych urzędowych spraw, aby wiedzieć kiedy i co trzeba zrobić.
No dosłownie wszystko... Nie wiem czemu tak mam.
Ale jednak, o czym sama wspomniałaś, jest coś, czym chciałabyś się zajmować - jesteś pewna, że już nic nie da się w tym kierunku zrobić?
Kończąc studia czułam, że chcę i potrafię, i miałam iść na magisterke z tego samego kierunku, ale w wakacje rozczarowałam się sobą i zniechęciłam oraz przerazilam się tym wszystkim i od tego czasu nie radzę sobie z wieloma rzeczami. Każdy dzień tak szybko mi ucieka, a jak już za coś się wezmę to myślenie przy tym zajmuje mi tyle czasu...
Jak ogladam telewizje to zauważyłam, że jeśli coś złego się wydarza w filmie to ja od razu siebie wyobrażam w tej sytuacji i czuję wtedy lęk i zaczynam każdą sytuację analizować i mogę czytać potem przez godzinę lub więcej co robić w danej sytuacji, a po tym wszystkim mam wrażenie, że i tak nic z tego nie rozumiem.
34 2018-01-17 03:00:56 Ostatnio edytowany przez interfire (2018-01-17 10:35:21)
Nie wiem czemu tak mam.
Czy to działa u Ciebie tak samo jak u mnie, to ręki sobie uciąć nie dam. Ja znalazłem odpowiedź w dziele Pana Platona pt. Państwo. Bodajże Sokrates opisuje tam pieska, co na widok swojego pana merda ogonkiem, a na widok kogoś obcego warczy. Sokrates stwierdził że taki pies musi być kimś kto szanuje wiedzę, bo raduje go to co znane i nie ufa temu co nieznane.
Pewnie cię to wszystko męczy, bo z jednej strony zdajesz sobie sprawę że zajmowanie się tym jest nieuniknione, z drugiej strony jeszcze, podkreślam jeszcze, tego nie potrafisz. Nigdy tego nie robiłaś. Nie masz w tym doświadczenie a głowę ogarniają same wątpliwości.
Co by tu można doradzić? Możesz znaleźć sobie kogoś, na kogo przerzucisz te obowiązki, albo chociaż ich część. Możesz uczyć się tej samodzielności, najpierw po kolei rozwiewać te wątpliwości w głowie, a potem działać. I tak np.
Zajmowanie się sprawami związanymi z mieszkaniem gdzieś
Trzeba opłacać czynsz i dbać o porządek w mieszkaniu. Co w tym trudnego?
pracowanie
Praca jest fajna jak robi się to co się lubi robić. Uciążliwa gdy nie lubimy tego robić, albo pracujemy w niemiłym towarzystwie.
codzienne przygotowywanie obiadu
Nie rozumiem co w tym przerażającego.
bycie odpowiedzialnym za kogoś
Trzeba wiedzieć jakie ten ktoś ma potrzeby, problemy i takie tam inne. Wspierać, ale nie na siłę, tylko na miarę swoich możliwości. O odpowiedzialności możesz sobie poczytać więcej gdzieś w internecie.
załatwianie różnych urzędowych spraw, aby wiedzieć kiedy i co trzeba zrobić.
Teraz tym się nie zamartwiaj. Jak będziesz musiała coś załatwić i nie będziesz wiedzieć jak to zrobić to możesz iść do takiego urzędu zapytać o pomoc. Przecież oni od tego tam są. Za to im się płaci. I to z naszych podatków.
Dodam: nie musisz być idealna. Nie ma ludzi idealnych. Powinnaś czasem pozwolić sobie na błąd. Potem możesz sobie przeanalizować, co zrobiłaś źle, by więcej go nie popełnić.
Jak ogladam telewizje to zauważyłam, że jeśli coś złego się wydarza w filmie to ja od razu siebie wyobrażam w tej sytuacji i czuję wtedy lęk i zaczynam każdą sytuację analizować i mogę czytać potem przez godzinę lub więcej co robić w danej sytuacji, a po tym wszystkim mam wrażenie, że i tak nic z tego nie rozumiem.
Chodzi o te sceny z filmów sensacyjnych? Szansa że Cię takie coś spotka jest bliska zeru. No chyba że chcesz być w jakiejś mafii, albo zostać szpiegiem. Poza tym tu chyba bardziej liczy się praktyka, a nie analizowanie.
Chodzi o te sceny z filmów sensacyjnych? Szansa że Cię takie coś spotka jest bliska zeru. No chyba że chcesz być w jakiejś mafii, albo zostać szpiegiem. Poza tym tu chyba bardziej liczy się praktyka, a nie analizowanie.
Nie, chodzi o takie życiowe sytuacje, np. ktoś coś ważnego zgubi, jest jakiś wypadek, trzeba udzielić 1 pomocy, ktoś jest biedny i nie ma na nic pieniędzy, ktoś komuś coś ukradnie itd. I jak coś takiego widzę, to od razu wyobrażam siebie w takiej sytuacji i nie umiem pomyśleć co dokładnie trzeba wtedy zrobić i strasznie mnie to przeraża.
Nie, chodzi o takie życiowe sytuacje, np. ktoś coś ważnego zgubi, jest jakiś wypadek, trzeba udzielić 1 pomocy, ktoś jest biedny i nie ma na nic pieniędzy, ktoś komuś coś ukradnie itd. I jak coś takiego widzę, to od razu wyobrażam siebie w takiej sytuacji i nie umiem pomyśleć co dokładnie trzeba wtedy zrobić i strasznie mnie to przeraża.
Czy to jest tak, że Ty bardzo lubisz pomagać ludziom?
Czy to jest tak, że Ty bardzo lubisz pomagać ludziom?
Lubię pomagać, ale tutaj akurat nie chodzi o to. Wyobrażam wtedy sobie, że to mi się te wszystkie rzeczy wydarzają i nie wiem co robić.
Trzeba opłacać czynsz i dbać o porządek w mieszkaniu. Co w tym trudnego?
Od razu wyobrażam sobie, że ktoś mnie z tego mieszkania wyrzuca, bo np. zapomnę albo nie będę miała z czego zapłacić.
I też wtedy sobie myślę, że jeśli nie chciałabym mieszkać w danym miejscu to nie umiałabym się wyprowadzić gdzie indziej. I przeraża też mnie kaucja, że trzeba mieć pieniądze na nią, a i tak nie ma pewności, że się ją odzyska.
Nie rozumiem co w tym przerażającego.
Mam jakoś tak dziwnie, że nie przychodzą do głowy mi żadne pomysły, co np. można zrobić z mięsa takiego lub takiego. A nawet jeśli jest coś, co już robiłam, to za każdym razem tak jakbym robiła to pierwszy raz, nie robię tego odruchowo, tylko próbuje sobie przypomnieć co po kolei dać, zastanawiam się długo czy tyle, czy może jeszcze więcej, a potem wychodzi, że i tak źle coś zrobiłam. Albo zastanawiam się, bo nie umiem sobie przypomnieć, czy jak dotykalam surowe mięso, to czy dotknęłam jeszcze do czegoś. Zamiast robić, to ja co chwilę zatrzymuje się i myślę. A potem coś się przypala, jest rozgotowane lub niedobre. Trudność mam też z tym, że nie potrafię myśleć jak coś robię, jak na opakowaniu jest napisane, że coś się gotuje 15 minut, to ja muszę dokładnie tyle i przedtem patrzę długo na zegarek, by zapamiętać kiedy mam skończyć. I mogę się gapić na ten zegarek z 5 minut...
Mam wrażenie, że nie jestem odpowiedzialna nawet za siebie, to jak mam umieć być odpowiedzialna za kogoś w przyszłości...
Lubię pomagać, ale tutaj akurat nie chodzi o to. Wyobrażam wtedy sobie, że to mi się te wszystkie rzeczy wydarzają i nie wiem co robić.
To nie jest problem, bo coś takiego jak sztuka, właśnie temu służy. Człowiek oglądając film ma wrażenie, że jest w tym świecie, doświadcza emocji aktorów. Może nawet czuć się jednym z nich. A Ty musisz być kimś ponadprzeciętnie wrażliwym, skoro jesteś świadoma tych mechanizmów.
Coś Cię musi męczyć. Czy można powiedzieć, że podczas tych scen, tak jakbyś chciała od czegoś uciec?
Tylko dziwnie jest to, że tylko wyobrażam siebie w tych złych sytuacjach. A jak dzieje się coś dobrego to tak jakbym tego nie widziała, obok mnie to przechodzi.
42 2018-01-17 19:45:46 Ostatnio edytowany przez interfire (2018-01-17 20:34:17)
Od razu wyobrażam sobie, że ktoś mnie z tego mieszkania wyrzuca, bo np. zapomnę albo nie będę miała z czego zapłacić.
Jak zapomnisz to ktoś Ci o tym przypomni, nikt normalny nie wyrzuci Cię za takie coś tak od razu. A jak nie będziesz miała z czego zapłacić.. jak mieszkanie jest na własność to możesz nawet wiele lat nie płacić, ale odsetki będą narastać. Jak mieszkanie jest wynajmowane to zależy to wtedy od woli właściciela i umowy.
Ja jak mam takie podobne problemy, albo jakieś obawy, to najpierw ogarniam sobie, jakie mam możliwości, potem wybieram sobie najlepszą i zaczynam działać.
I przeraża też mnie kaucja, że trzeba mieć pieniądze na nią, a i tak nie ma pewności, że się ją odzyska.
Jak niczego nie nabroisz to ją odzyskasz.
Jak niczego nie nabroisz i nie odzyskasz, to nie będzie twoja wina tylko tego człowieka któremu dałaś pieniądze. Zwykły skur***** pazerny na kasę.
Mam jakoś tak dziwnie, że nie przychodzą do głowy mi żadne pomysły, co np. można zrobić z mięsa takiego lub takiego.
Proponuję wtedy zajrzeć w internet. Tam znajdziesz tyle pomysłów, że chyba życia by Ci nie starczyło, żeby wszystkie spróbować.
każdym razem tak jakbym robiła to pierwszy raz, nie robię tego odruchowo
Chciałabyś być jak taki mechaniczny robot? Jak taka kura domowa? Podobno kobiety coraz częściej się buntują przeciwko czemuś takiemu.
tylko próbuje sobie przypomnieć co po kolei dać
Proponuję założyć sobie jakiś notatnik i spisywać w nim to co dla ciebie istotne. Pamięć bywa ulotna. Z własnego doświadczenia mogę Ci powiedzieć, że to bardzo porządkuje głowę.
zastanawiam się długo czy tyle, czy może jeszcze więcej, a potem wychodzi, że i tak źle coś zrobiłam.
A co ty sobie myślałaś, że od razu będziesz jakimś Makłowiczem? Dodałaś czegoś za dużo i wyszło źle? Następnym razem dodaj mniej i zobacz efekty. No przecież na tym polega takie samodzielne uczenie się. Możesz sobie to zapisać, żeby nie zapomnieć.
Zamiast robić, to ja co chwilę zatrzymuje się i myślę. A potem coś się przypala, jest rozgotowane lub niedobre.
Hehe, to o czym ty tak myślisz, że aż nie widzisz świata dookoła?
Trudność mam też z tym, że nie potrafię myśleć jak coś robię, jak na opakowaniu jest napisane, że coś się gotuje 15 minut, to ja muszę dokładnie tyle i przedtem patrzę długo na zegarek, by zapamiętać kiedy mam skończyć. I mogę się gapić na ten zegarek z 5 minut...
Nie wiem czemu, ale jak to czytam to mnie to strasznie bawi . No pewnie, jak myśli ci szaleją, to koncentracja musi być trudna. Jest pewne banalne rozwiązanie. Kup sobie minutnik. Najtańsze są po 3 zeta. Ustawiasz go sobie na np. 15 minut, idziesz sobie gdzieś, byle nie daleko, myślisz sobie co chcesz. Po 15 minutach minutnik wydaje jakiś bardzo głośny dźwięk. Nie trzeba się gapić na zegar.
Mam wrażenie, że nie jestem odpowiedzialna nawet za siebie
Ale chcesz to zmienić. I to się liczy.
Tylko dziwnie jest to, że tylko wyobrażam siebie w tych złych sytuacjach. A jak dzieje się coś dobrego to tak jakbym tego nie widziała, obok mnie to przechodzi.
To smutne. Tak jakbyś dostrzegała tylko to, co złe. Może to dlatego, że jesteś teraz na tym życiowym zakręcie? Nie mam pewności.
Mam jakoś tak dziwnie, że jak zaczynam o czymś myśleć, to kiedy zaczynam się nad czymś zastanawiać, to ciągle tylko w głowie pojawia mi się pierwsze zdanie i ciągle je powtarzam nerwowo. I obojętnie o czym myślę, to czuję się tak wykończona, że bardzo mnie wtedy głowa boli.
To samo jest z czytaniem czegokolwiek. Powtarzam w myślach kilka razy to samo zdanie, tak jakby do mnie nie docierało jak przeczytam coś raz.
I to samo jest jak ktoś do mnie coś mówi. Później powtarzam w myślach to, co ktoś powiedział, starając się to zrozumieć.
Mam jakoś tak dziwnie, że jak zaczynam o czymś myśleć, to kiedy zaczynam się nad czymś zastanawiać, to ciągle tylko w głowie pojawia mi się pierwsze zdanie i ciągle je powtarzam nerwowo. I obojętnie o czym myślę, to czuję się tak wykończona, że bardzo mnie wtedy głowa boli.
To samo jest z czytaniem czegokolwiek. Powtarzam w myślach kilka razy to samo zdanie, tak jakby do mnie nie docierało jak przeczytam coś raz.
I to samo jest jak ktoś do mnie coś mówi. Później powtarzam w myślach to, co ktoś powiedział, starając się to zrozumieć.
Powiem ci szczerze z czym mi się to kojarzy.
Jak chodziłem do szkoły, to po lekcjach jak byłem w domu cały czas grałem w gry komputerowe. Fajnie było uciec od wymagań stawianych mi przez otoczenie w światy fantazji, jakichś tam nieistniejących bohaterów. Pod koniec liceum poczułem, że otoczenie już nie stawia mi aż tak wysokich wymagań, dalej sam muszę dokonywać wyborów. No i pojawiły się te objawy, które tu opisujesz. Jak grałem, to przez te myśli nie mogłem się dobrze skoncentrować na grze. To co wcześniej sprawiało mi przyjemność, zaczęło być uciążliwe i nie tyczyło się to tylko gier.
Podobnie z rozmawianiem z innymi. Ktoś coś do mnie gada, a ja chcę sobie na siłę zobrazować, o czym on gada.
Chodziłem do tych psychologów, psychiatrów i nikt mi nie potrafił pomóc. Dopiero od niedawna wiem, że gry komputerowe przestały być dla mnie aż tak pociągające, bo nie mam już przed czym uciekać. Ciężko mi było rozmawiać, bo poruszane tematy całkowicie przestały mnie interesować. W szkole na przerwach gadało się tylko o jakichś bzdetach, byle by się nie nudzić. Już mi się nie chce tak gadać, byle by gadać bez sensu.
Intensywne myślenie rzeczywiście może czasem boleć.
Poradziłbym wrócić do pytań: co ty chcesz w życiu robić? Czego chcesz od życia?
45 2018-01-18 02:15:43 Ostatnio edytowany przez zaklopotana123451 (2018-01-18 02:20:33)
To co wcześniej sprawiało mi przyjemność, zaczęło być uciążliwe i nie tyczyło się to tylko gier.
Dokładnie miałam tak samo, miałam już wszystko poukładane, myślałam że wiem pierwszy raz w życiu tak naprawdę co chcę robić, a wszystko się popsuło w trakcie wyjazdu na kolonie jako wychowawca. Chciałam pracować w świetlicy i pomagać dzieciom z różnymi trudnościami. A wyszło tak, że chciałam stamtąd uciekać, miałam jakieś załamanie, a po powrocie wszystko się popsuło, nie poszłam na magisterke, przestałam chodzić na wolontariat do świetlicy, przeprowadziłam się do rodziców, przestałam wykonywać swoją pasję sportową. Zrezygnowałam ze wszystkiego. I wszystkiego zaczęłam się bać.
Dopiero od niedawna wiem, że gry komputerowe przestały być dla mnie aż tak pociągające, bo nie mam już przed czym uciekać.
Coś w tym jest, ale nie wiem od czego ja ucieklam (znów). Pierwszy raz uciekalam od wszystkiego po liceum jak poszłam na inne studia. Po pół roku nie potrafiłam nic robić, skupić się na niczym, kompletnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Od czegoś na pewno uciekam, ale nie wiem co to.
Poradziłbym wrócić do pytań: co ty chcesz w życiu robić? Czego chcesz od życia?
Myślałam, że wiem. Jednak teraz nie wiem nic. Wiem tylko, że chciałabym być szczęśliwa, czuć spokój, mieć rodzinę i cieszyć się z życia. I nie zamartwiac się wszystkim.
Chciałam pracować w świetlicy i pomagać dzieciom z różnymi trudnościami. A wyszło tak, że chciałam stamtąd uciekać, miałam jakieś załamanie
To życie bywa jakieś takie dziwaczne. Ja po liceum poszedłem na politechnikę. Po niecałym roku uciekłem stamtąd. Czemu? Nie mam pojęcia. Z nauką radziłem sobie świetnie. Tak jakbym nie mógł znieść przebywania w tamtym środowisku.
Wiem tylko, że chciałabym być szczęśliwa, czuć spokój, mieć rodzinę i cieszyć się z życia. I nie zamartwiac się wszystkim.
No to już wiesz czego chcesz na jakimś najbardziej fundamentalnym poziomie. Dalej powinnaś zadać sobie pytanie co sprawia że jesteś szczęśliwa, co ci daje radość? Jak to wszystko zrealizować, sprawić żeby tak było? U każdego człowieka działa to inaczej, musisz to sama poznać.
Na początku w ogóle nie wierzyłem, że na tym co sam lubię, mogę zarabiać. Ale poprzez sam fakt dążenia do tego, czuję się oczywiście nadal jak zwykle do dupy, ale stabilnie. Jakby dawało mi to taką równowagę, takie bezpieczeństwo przetrwania. Teraz po kilku miesiącach wydaje mi się to jak najbardziej możliwe i realne. A nawet nieuniknione .
Podobnie jak Cyngli polecalabym wizyte najpierw u neurologa, a jezeli wszystkie badania beda w porzadku, to skonsultowac sie z psychiatra. Mozesz miec poczatki nerwicy natrectw, a moze depresji- nikt Ci tak na internetach nie postawi diagnozy.
Najpierw myślałam, że dobrze radzę sobie z matematyką to poszłam na studia związane z finansami. Nie dałam rady, ucieklam po pół roku. Potem poszłam na terapię, czułam się taka silna i po niej pomyślałam, że super byłoby pomagać innym, żeby była to moja praca. I poszłam na studia pedagogiczne. Po pierwszym roku miałam ochotę znów uciekać, ale jakoś się udało, znów poszłam na terapię i później przez 2 lata było wspaniale. Uwielbiałam czytać o swoim kierunku, czułam że zmierzam do czegoś pięknego. A podczas wyjazdu na kolonie jako wychowawca wszystko się rozpadło. Wszystkie plany uciekły daleko.
Najgorsze jest to, że nie rozumiem swojego zachowania i tego jak się czułam i czuję.
50 2018-01-19 13:09:04 Ostatnio edytowany przez interfire (2018-01-19 13:15:33)
Uwielbiałam czytać o swoim kierunku
Chodzi o taką wiedzę, jak wychowywać dzieci?
Najgorsze jest to, że nie rozumiem swojego zachowania i tego jak się czułam i czuję.
A co z innymi ludźmi? Oni Cię w ogóle rozumieją? Komunikujesz im jakoś, co chcesz, czego nie chcesz, co lubisz, czego nie lubisz i takie tam inne? No bo jeśli nie, to oni nic o tobie nie wiedzą. Jesteś jakby taką jedną wielką niewiadomą. Zauważyłem, że wielu ludzi takie coś irytuje. Szczególnie jak musimy z nimi przebywać.
Pamiętam jak pod koniec liceum przez te problemy jakby zamknąłem się sam w sobie, prawie w ogóle nie odzywałem się w towarzystwie innych ludzi. Często słyszałem pytania "Dlaczego ty nic nie mówisz" a ja potraktowałem to pytanie tak poważnie, że naprawdę chciałem zrozumieć, dlaczego nic nie mówię i za cholerę nie mogłem znaleźć rozwiązania. Teraz wiem, że oni najzwyczajniej w świecie chcieli ze mną pogadać, poznać mnie. Nic więcej.
A podczas wyjazdu na kolonie jako wychowawca wszystko się rozpadło.
To był Twój pierwszy raz, jako taki wychowawca?
Może nie konkretnie książki związane z tym jak wychowywać, ale dużo było takich życiowych książek, które pokazywały jak warto żyć. I to lubiłam.
Wydaje mi się, że mówiłam i wiedziałam czego chcę. W liceum też mało się odzywałam, też słyszałam czemu nic nie mówię, a mi po prostu nic do głowy wtedy nie przychodziło. I dopiero pierwszy raz jak byłam na tych studiach pedagogicznych na 2 i 3 roku zaczęłam na luzie rozmawiać, zagadywać i mówić o sobie więcej. Jednak po tej koloni wszystko się popsuło i mam wrażenie, że teraz sama nie wiem co lubię.
Tak, to była moja pierwsza kolonia jako wychowawca.
53 2018-01-19 20:26:43 Ostatnio edytowany przez interfire (2018-01-19 20:51:53)
Tak, to była moja pierwsza kolonia jako wychowawca.
Widzisz tutaj takie podobieństwo z wcześniej opisywanym przez Ciebie gotowaniem? Zdajesz sobie sprawę, że choćbyś skończyła studia i przeczytała wszystkie książki świata o tej tematyce, to bez realnej praktyki, z zerowym doświadczeniem, będziesz raczej marnym wychowawcą? Jakbyś od razu chciała być idealna. Z jednej strony chcesz to robić, a z drugiej tak jakby brakuje Ci troszeczkę odwagi do rozwoju.
Przez prawie 2 lata byłam na wolontariacie w świetlicy i fajnie spędzałam tam czas, wydawalo mi się, że wiele się uczę. Jednak po tej koloni przerazilam się strasznie i zobaczyłam, że ja nie potrafię być na samodzielnym stanowisku, że to ja muszę wiele zorganizować. Dobrze mi było tam w świetlicy, bo zawsze ktoś był nade mną, a ja byłam do pomocy. A niestety nie ma takiej pracy, w której tylko się pomaga.
Jednak po tej koloni przerazilam się strasznie i zobaczyłam, że ja nie potrafię być na samodzielnym stanowisku, że to ja muszę wiele zorganizować.
No to teraz albo podniesiesz głowę do góry i będziesz uczyć się tej samodzielności samodzielnie, albo wiecznie będziesz od kogoś zależna.
Nie musisz się z tym śpieszyć.
I nauczenie się tego nie jest niemożliwe. Wiem po sobie.
Tylko że ja już czułam się samodzielna. Cieszyłam się z każdego drobiazgu, proste rzeczy nie sprawiały mi problemów. Czułam taki wspaniały spokój. Nawet pracowałam przez pół roku w jednym miejscu. Było naprawdę fajnie.
Tylko nie wiem jak mogę do tego wrócić.
57 2018-01-19 22:15:43 Ostatnio edytowany przez interfire (2018-01-19 22:16:10)
Dobrze mi było tam w świetlicy, bo zawsze ktoś był nade mną, a ja byłam do pomocy. A niestety nie ma takiej pracy, w której tylko się pomaga.
Tu chodzi o to, że ktoś Ci mówił mniej więcej co masz robić, a ty to robiłaś?
58 2018-01-19 22:32:58 Ostatnio edytowany przez zaklopotana123451 (2018-01-19 22:34:55)
Kiedy przychodziłam to ktoś planował dzień, zarządzał wszystkim, a ja miałam na spokojnie przed wizytą przygotować sobie to, co chcę zrobić z dziećmi np. przez godzinę czasu. A oprócz tego był normalnie spędzany czas i zajęcia z osobami, co tam pracowały. Ale to one mówiły np. teraz idziemy na dwór i bierzemy różne rzeczy, teraz gramy w jakieś planszówki, teraz idziemy na zakupy. Ja mogłam po prostu się dostosowywać do sytuacji. I ktoś dawał mi wybór, czy np. chcę pójść na dwór, czy przypilnowac niektóre dzieci przy sprzątaniu po jedzeniu. I nie musiałam rozmawiać z rodzicami, załatwiać różne wycieczki, chodzić po szkołach i rozmawiać z wychowawcami, ja tylko czasami chodziłam z którąś z pracownic.
A w pracy wiem, że bym musiała robić te wszystkie rzeczy, a to mnie przeraża.
59 2018-01-19 23:32:26 Ostatnio edytowany przez interfire (2018-01-19 23:46:51)
A w pracy wiem, że bym musiała robić te wszystkie rzeczy, a to mnie przeraża.
Tak jakbyś bała się tych wszystkich nowych, nieznanych sytuacji. A wystarczyło by się przełamać. Ja wiem, że ten lęk, że to jest przerażające, a może nawet bolesne, no ale nie ma innego sposobu. Tak jakbyś w ogóle w siebie nie wierzyła. To jest jak wchodzenie do wody w rzece. Na początku wydaje się być zimna, ale krótko po wejściu ciało się przyzwyczaja. Jakbyś wchodziła w te nowe sytuacje coraz częściej i częściej, to z czasem stałyby się tak banalne jak ruszanie ręką. Przecież nikt Cię nie zje.
Ja już nie wiem, czy tak przez forum można coś więcej doradzić. Możesz iść do psychiatry, a tam przepiszą Ci jakieś leki po których może będziesz się czuć spokojniej. Ale czy one rozwiążą te problemy to nie wiem.
60 2018-01-19 23:53:29 Ostatnio edytowany przez zaklopotana123451 (2018-01-19 23:54:40)
Tylko nie wiem jakbym miała wrócić do normalności, bo wszystko co miałam było ze sobą powiązane. Mieszkanie w innym mieście, wolontariat, studia, wykonywanie pasji sportowej, miałam to kiedy studiowałam. Zerwanie kontaktu z osobami, które ze mną studiowały. Dobry kontakt miałam z 2 osobami i trochę z nimi pisałam, ale wiadomo jak to jest jak już coś nie łączy ludzi, kontakt słabnie. I teraz jestem w takim momencie, że nie mam przy sobie nikogo ani żadnych zajęć. Tylko mam rodziców.
Poniekąd rozumiem całą tą twoją sytuację. Jak chcesz to możemy popisać przez facebook, albo jakieś inne medium.
Poniekąd rozumiem całą tą twoją sytuację. Jak chcesz to możemy popisać przez facebook, albo jakieś inne medium.
A nie możemy tutaj? Wygodnie w ten sposób mi się pisze.
63 2018-01-20 01:23:44 Ostatnio edytowany przez interfire (2018-01-20 03:04:34)
A nie możemy tutaj? Wygodnie w ten sposób mi się pisze.
Możemy. Mi łatwiej i wygodniej byłoby przez facebook niż przez to forum, no ale jak tam sobie chcesz.
Tylko nie wiem jakbym miała wrócić do normalności, bo wszystko co miałam było ze sobą powiązane. Mieszkanie w innym mieście, wolontariat, studia, wykonywanie pasji sportowej, miałam to kiedy studiowałam. Zerwanie kontaktu z osobami, które ze mną studiowały. Dobry kontakt miałam z 2 osobami i trochę z nimi pisałam, ale wiadomo jak to jest jak już coś nie łączy ludzi, kontakt słabnie.
A możesz po wakacjach tam wrócić? Na studia?
64 2018-01-20 15:36:57 Ostatnio edytowany przez zaklopotana123451 (2018-01-20 15:38:48)
Mogłabym, ale najpierw musiałabym wiedzieć, że chcę tego i widzę się w takiej pracy, bo jeśli pójdę, jakoś skończę 2 lata, a będę w takiej samej sytuacji jak teraz, to nie ma to sensu. A też ucieklam z tego miasta, ze studiów, z wolontariatu, z jakiegoś powodu, tylko go nie znam. Ciężko mi sobie wyobrazić, że jak wrocilabym, to bym chodziła do grupy z innymi osobami, że nie byłoby to samo co wcześniej. Mam jakoś tak dziwnie, że jeśli coś kończę to jednocześnie muszę odsunąć się od tych osób, od wszystkiego z tym związane. Tak było zawsze jak kończyłam jakąś szkołę. Ucinalam wszystkie kontakty i chciałam zaczynać od nowa. I bałam się, że kogoś spotkam, z kim chodziłam do jakiejś szkoły. Tak jakbym nie chciała nigdy spotkać ludzi, których znałam.
Mam jakoś tak dziwnie, że jeśli coś kończę to jednocześnie muszę odsunąć się od tych osób, od wszystkiego z tym związane. Tak było zawsze jak kończyłam jakąś szkołę. Ucinalam wszystkie kontakty i chciałam zaczynać od nowa.
No ale każdy tak ma, jedni to bardziej to przeżywają, inni mniej. Też tak miałem jak kończyłem podstawówkę/gimnazjum/liceum. To tak jakbyśmy wrastali w te środowiska, a po przejściu w inne, schematy ze starego się nie sprawdzają, więc trzeba je uciąć. To taka konieczność przedostosowania się. I też doświadczam to jako coś bolesnego. Czy Twoi rodzice podobnie jak moi, byli tacy oziębli emocjonalnie?
I bałam się, że kogoś spotkam, z kim chodziłam do jakiejś szkoły. Tak jakbym nie chciała nigdy spotkać ludzi, których znałam.
Nadal tak masz?