Bardzo proszę o opinię czy ja zwariowałam?
Jesteśmy małżeństwem 6 lat, mamy 3letnią córkę, po urlopie macierzyńskim wróciłam do pracy awansowałam i obecnie nie mogę narzekać na zarobki ale wiążę się z dużym nakładem mojej pracy. Moja wcześniejsza praca nie była dochodowa i jak mawiał mój mąż "może pracujesz ale nie zarabiasz" to był zawsze jego argument dlaczego nic nie robi w domu, jak mu proponowałam podział obowiązków to się zgadzał że ja mam robić coś tam coś a to co on ma wykonywać to komuś zleci, np. mycie okien czy sprzątanie mieszkania raz na tydzień- oczywiście nigdy do tego nie doszło ja się zajmowałam domem a jedynym obowiązkiem mojego męża było sprzątanie swoich rzeczy.. Teraz sytuacja się zmieniła, dodatkowo mamy dziecko więc obowiązków przybyło, mój mąż od ponad roku nie ma pracy a ja z kolei awansowałam i teraz to ja zarabiam a on ani nie zarabia ani nie pracuje, jak mu wypominam jak kiedyś do mnie mówił o podziale obowiązków wedle zarobków to mówi "głupi byłem teraz zmądrzałem etc" ale właśnie teraz mój mąż nie pracuje i w domu nadal palcem nie kiwnie.. Ja pracuje zawodowo, moja mama odbiera córkę z przedszkola, wracam do domu ew. robię zakupy, gotuję obiado-kolację, ogarniam dom, bawię się córką kąpię ją i kładę spać, czasem wieczorami mam jakąś pracę do wykonania. Jestem na prawdę zmęczona takim trybem, a mój mąż rano śpi do 8-8:30 myje zęby córce (muszę nałożyć pastę na szczotkę bo inaczej "zapomni") ubiera ją (przygotowuje ubrania przed wyjściem) i zawozi do przedszkola, potem cały dzień "jest zajęty" ale nie mam pojęcia co robi, w domu go nie ma, potem wraca do domu jak już jesteśmy i musi odpocząć po ciężkim dniu nicnierobienia. Z remontu domu który kupiliśmy zrobił sobie pełnoetatową pracę chociaż mamy fachowców od każdych prac nawet od malowania co przecież każdy mógłby zrobić na nowo zrobionych ścianach, ale każda nasza rozmowa o tym kończy się kłótnią, najlepiej żebym nie wnikała jak remont i czemu to tyle trwa, co on właściwie robi całymi dniami, czy ma jakiś pomysł na pracę/ własną działalność...
I teraz wracam do pytania które postawiłam na początku, historia przedstawiona jest pokrótce nie wnikam w wiele szczegółów, czy ja zwariowałam? Bo mój mąż twierdzi, że tak bo urządzam mu awantury "o nic" i wybucham bez powodu. Czy jest ktoś kto zachowałby spokój w sytuacji gdy na jego głowie jest wszystko a ich partner sobie bimba i ma wszystko w dupie? To nie jest tak że mój mąż stracił pracę i próbuje znaleźć inną, miał swoją działalność która kiedyś była dochodowa, później mniej w końcu ją zawiesił, a teraz nie robi nic żeby poszukać jakieś pracy zarobkowej.. Nie pomaga mi w domu, ani przy dziecku, tylko jeśli się pokłócimy to coś łaskawie zrobi, bo jak mu zwyczajnie powiem to odpowiada żebym mu nie rozkazywała... ręcę opadają. W dodatku wcale nie docenia tego co ja robię, jak mu opowiadam o kłopotach w pracy to tylko mnie krytykuje że to robię źle że on to by zrobił inaczej że on by sobie nie pozwolił wchodzić na głowę etc jak ugotuję obiad to on tego jeść nie ma ochoty bo jest najedzony po czym je kanapki (obiadki jada w knajpie albo u mamusi albo babci o 13 bo przecież nie będzie z obiadem czekać aż wrócę i zrobię do 18- aha i on zje ale nie przywiezie obiadu dla mnie i córki). Jak patrzę na to co napisałam to myślę, że na prawdę jestem wariatką że dalej jestem z nim w związku... Generalnie staje mi się obojętny, nawet ostatnio mówił że rozmawiał ze swoją eks i nawet to na mnie wrażenia nie zrobiło, myślę że tylko wariatka mogłaby by chcieć mi "odbić" takiego faceta... Co byście zrobiły na moim miejscu?
nawet ostatnio mówił że rozmawiał ze swoją eks i nawet to na mnie wrażenia nie zrobiło, myślę że tylko wariatka mogłaby by chcieć mi "odbić" takiego faceta...
No i chyba masz rację. Choć wiadomo, księciunio zapewne we własnych opowieściach na moment zawiesił działalność, by ta jego robiąca "nic" żona poczuła, jak ciężkie jest pracowanie czy coś
Pytanie dnia - skąd on ma kasę na obiadki w barach i dlaczego Ty w ogóle dla niego gotujesz? Ma mnóstwo czasu i dostatecznie wiele rąk, by zrobić to samodzielnie. Skoro piszesz, że wszystko jest na Twojej głowie, próbowałaś na różne sposoby dojść swoich racji, wytrwałaś z nim naprawdę wiele - to już chyba czas na zmiany o 180°. Wracasz z pracy - robisz to, co niezbędne. Dajesz sobie też czas na odpoczynek. I nie trujesz mu - na nim nie robi to już wrażenia, zupełnie jakbyś bzyczała mu tylko nad uchem. Słowa nie pomogły, jak nie pomogą i czyny - spokojne, ale stanowcze - to już będziesz wiedziała ostatecznie, na czym stoisz.
A mnie jeszcze jedna rzecz niemal przelękła:
(muszę nałożyć pastę na szczotkę bo inaczej "zapomni")
To on ma chyba ze dwie komórki w głowie i ciężko orzec, czy one się w ogóle komunikują...
Kasy na obiady mieć nie musi bo chodzi do restauracji, którą prowadzą jego rodzice.. ja gotuję nie dla niego raczej dla siebie i dziecka, dlatego mąż rzadko ma w ogóle ochotę na to co my jemy np.warzywa makaron czy kaszę
Z tą pastą to kiedyś przez przypadek sie zorientowałam że nie umył młodej zębów przed wyjściem do przedszkola (bo śpi do oporu a potem nie ma czasu na to żeby siebie i córę przygotować do wyjścia jak należy..) więc ze "złośliwości" zaczęłam nakładać rano pastę na szczotkę córki
Ja nie wiem jak wyegzekwować od faceta żeby się ogarnął, sprzątał po sobie, wiedział co jest w domu do zrobienia, poszukał pracy.. już prośbą, groźbą się nie udało. Jakie mam jeszcze możliwości? Mam wyrzucać jego ubrania przez okno albo robić z nich ognisko na balkonie wtedy to już by było pewne że mnie doprowadził do obłędu
Szczerze, to nie wiem, jak Ty to znosisz i z jakiej racji.
Chcesz zostać męczennicą za życia?
Zgadzam się z Nana666 - po co Ty mu gotujesz i pierzesz? Ja bym wstawiła rzeczy swoje i córki. On jest w domu, ma czas, powinnaś wracać na gotowe.
Czy on w ogóle szuka pracy, czy dobrze mu jak jest?