Przeczytałam rozmowę z panią
Dawniej zwrot "razem aż do śmierci" oznaczało, że para będzie razem mniej więcej 10-15 lat. Po tym okresie prawie zawsze następowała śmierć jednego ze współmałżonków. Albo kobieta umierała przy kolejnym porodzie, albo mężczyzna ginął na wojnie, polowaniu lub w pracy. Proszę pamiętać, że jeszcze w XIX wieku poziom medycyny był dramatycznie niski, a przez to śmiertelność bardzo wysoka. W takiej sytuacji ludzie rzeczywiście byli ze sobą razem aż do śmierci - ale nie było trudno wytrwać, skoro średnia długość życia nie przekraczała 35 lat. A dziś żyjemy prawie do osiemdziesiątki. I to jest właśnie źródło problemów. Dawniej z tą samą osoba trzeba było wytrzymać 12-15 lat. Dziś ludzie wytrzymują ze sobą mniej więcej tyle samo czasu. Ale trudno być razem dłużej. Czemu? Bo my nie chcemy być z tą samą osobą - my chcemy być z taką samą osobą, jaką poznaliśmy. A przecież wszyscy się zmieniamy. Jedni dojrzewają w kierunku rozwoju osobistego, inni koncentrują się na zarabianiu pieniędzy, następni z kolei w ogóle zatrzymują się w rozwoju i spędzają tylko czas przed telewizorem, skacząc z kanału na kanał. Scenariuszy jest wiele. Często dzieje się tak, że przy kolejnej zmianie własnego życia niejako zapominamy o naszym partnerze. Nasza energia erotyczna, uczuciowa zużywa się. Właśnie z tych powodów bardzo trudno jest przetrwać razem do końca życia. Przecież nawet ludzie głęboko wierzący, którzy się nie rozwodzą z powodów religijnych, de facto żyją osobno.
Czy bycie z jedną osobą... aż do śmierci jest pozytywne, czy negatywne wg was? Chcielibyście obchodzić złote gody, czy raczej szczęśliwie żyć u boku n-tego męża/żony?