Około dwóch trzech miesięcy temu rozstałam się z facetem (DDA). Uznał, że za bardzo się od siebie oddaliliśmy, nie rozumiemy, i że chce ode mnie odpocząć. Bardzo często się też kłóciliśmy, a on chciał spokoju, czyli tego czego nie miał nigdy u siebie w domu. Teraz jego ojciec nie pije ale zmaga sie z konsekwencjami (długi). Mój były chodził i chodzi nadal na terapię, ale nie sądzę by przynosiło to jakieś efekty. W ostatnim czasie bardzo uciekł w pracę – pracował po 12godzin, potem grał w playstation do późnego wieczora i szedł spać.. Mieszkaliśmy razem z jego rodzicami, czułam się bardzo samotna, wszystko było na mojej głowie. Ludzie zaczęli go męczyć, odizolował się od wszystkich. Nie akcpetował mojego braku zorganizowania i zapominalstwa, i bardzo go to denerwowało. Usłyszałam od niego bardzo dużo przykrych słów na ten temat, czułam się bardzo odtrącona. Obiecałam poprawę, ale nie udawało mi się – czułam, że tracę siebie, że również bardzo się denerwuje. Ogólnie jestem spokojną osobą, rozważną, ale często też kieruje się emocjami. Pochodzę z normalnego domu, gdzie nie było krzyku i takich słów i bardzo mnie to bolało. Mówiłam mu, ale on nawet raz nie przeprosił. Byłam wobec niego czuła, wspierająca, akceptowałam go takim jaki był, chyba tylko dzięki tej miłości bo wiele osób mi się dziwiło.. Jednak chyba otrzeźwiałam.. Chociaż ostatnio mam podobne problemy, mój ojciec pije, często na umór. Zeszłoroczne święta źle wspominam – zszedł na Wigilię, było miło, ale następne dwa dni przespał, bo był pijany. Pozostali domownicy nie widza problemu, tylko ja.
Trudno opisać jak to wszystko było..
Czytam wiele artykułów na temat DDA, o tym, że warto walczyć rozmawiać, ale czy naprawdę zawsze tak jest? Ile tak naprawdę można wytrzymać? Czy to już toksyczność? Czytałam o agresywnych zachowaniach DDA, że trzeba inaczej na to spojrzeć. Ale ja jestem też człowiekiem, czy on nie wie że mnie to też rani?