Witajcie Forumowicze
Dopiero dzisiaj znalazłam to forum, nie miałam okazji poczytac zbyt duzo wiec nie wiem czy dobrze robie tworząc ten post. Chciałam wam opowiedzieć moją Historie, moze nie jest niesamowita ale napewno prawdziwa. To moze zaczne od poczatku. Nie miałam łatwego dzieciństwa, ciagle awantury w domu, strach o siebie i najblizszych, przyjaciele którzy odchodzili kiedy chroniłam siostre. Moze to dziwne ale predzej czy pózniej na mojej twarzy znów pojawiał sie uśmiech. Wciaz wierzyłam w dobroć ludzi, wciaż broniłam słabszych czy pomagam gdy byłam w stanie. Nie chciałam byc taka jak wszyscy, nie chciałam patrzec jak ktos cierpi czy odwracac wzrok. Przez takie podejscie szybko narobiłam sobie w wrogów. Byłam inna, moze wyjatkowa a moze poprostu dziwna. Sama tego nie wiem, ale to nie było wazne. W koncu gdy skonczyłam 18 lat moja matka umarła niespodziewanie. Choroba ja zniszczyła w dwa miesiace. Nie płakałam, nie krzyczałam tylko pilnowałam by ojciec nie przesadził z proszkami, by babcia nie dostała zawału, by brat nie narobił kłopotów, by siostra była bezpieczna. Ojciec wpadł w depresje, szybko znalazł sobie kobiete. Próboweałam z poczatku, dogadac sie z nią ale ona tylko chciała go wykorzystac. Rok trwały awantury, jego furie, znecanie sie psychicznie (zawsze sie znecał, ale teraz była tysiac razy gorzej). PRzyjezdzali oboje dosc czesto, tylko po to by sie wyrzyc. Zostawił nas miesiac po maturze, musiałam utrzymac rodzeństwo wiec zamiast na studia poszłam do pracy. Przez pare miesiecy miałam spokój, sprzedał dom. Znalazłam nowa prace ostatnio, ale ludzie wciaz nie rozumieja dlaczego zawsze sie ciesze, usmiecham i nigdy nie jestem smutna. Ja poprostu chyba sie ciesze ze jestem bezpieczna, ze ojciec nie ma wpływu na moje zycie. Wciaz czasem kłotnia z bratem czy bójka podwaza moje bezpieństwo. Ludzie myslą ze jestem szczesliwa, bo zawsze mam usmiech na twarzy ale to nie do konca prawda. Kiedy siedze w domu czasem mam wrazenie pustki. Do prawie wszystkiego podchodze obojetnie badz lekcewazaco. To tak jakby cos umarło we mnie, tak jakbym straciła całe emocje. Nie potrafie tego do konca wyjasnic, ale wiem ze cos sie zmieniło. Tak samo jak wiem ze bedzie dobrze, zawsze byłam cholernie silna. Usmiech daje mi siłę, zawsze znajde powód by walczyc. W koncu jestem optymistką. Chciałabym tylko wypełnic tą puste wewnatrz mnie.
To tyle, moze moja historia nie jest najciekawsza. Zbyt duzo sie tutaj nie dzieje, z wyjatkiem tego ze zawsze byłam ofiara ale wciaz wierze w dobro. Miłego poczatku tygodnia