no właśnie...
Witam i jednocześnie proszę o jakąś radę.
Ale zacznę od początku. Jestem z moją dziewczyną 8 miesięcy. Mamy po 24 lata. To mój pierwszy poważny związek, wcześniej spotkałem się pare razy z kilkoma dziewczynami, ale nic poza tym. Ona za to ma już kilka dłuższych związków. Nasza znajomość od początku byłą burzliwa. Kłótnie o różnego rodzaju pierdoły były kilka razy dziennie(nie mieszkamy razem), potem sex i było już ok, przynajmniej do następnego dnia. Kłóciliśmy się o to, że dałem like pod zdjęciem jakiejś koleżanki, że jak jesteśmy razem sprawdzę coś na telefonie. Mam być tylko ja i ona. Żadnych telefonów, no i oglądanie telewizora... Sprawdzenie messengera czy nie piszę z kimś na porządku dziennym. Zawsze we mnie coś było nie tak, coś robiłem źle, albo robiłem coś czego mi nie wolno było. Nie wspominając o wyjściu z kumplami na piwo. To zawsze kończyło się to awanturą, że skoro on jest ważniejszy to żebym z nim był a nie z nią. W zasadzie wyszedłem jeden raz za te 8 miesięcy z kumplem na piwo… Nie mogłem utrzymywać kontaktu z moją dobrą koleżanką. Ona wie, że nigdy bym jej nie zdradził, ale i tak mi tego zabraniała. Gdy raz pojechałem sie spotkać z kumplem, bo prosił mnie o pomoc w jakiejś tam bzdurze, a ona się czuła gorzej przez okres to była awantura stulecia. Co ciekawe jego dziewczyna również miała okres, źle się czuła i nie robiła mu z tego tytułu problemów, że jest ze mną w tej chwili, a nie z nią. W tedy doszło do mniem że nie musi być tak jak z moją dziewczyną, że odrazu jestem zły jak coś robię niezwiązanego z nią. Kumpel już wcześniej mnie ostrzegał żebym się zastanowił, ale ja go nie słuchałem bo się zakochałem w niej. Z drugiej strony mówi że jestem najlepszym na świecie...Ona jest w gruncie rzeczy dobrą osobą, nigdy mnie nie oszukała, jest czuła(chyba że sie kłócimy, a robimy to często). Gdy jesteśmy obok siebie jest bardzo dobrze, całujemy się, przytulamy, jest super sex. Chyba że ja zaczynam się zachowywać jak ona... Niby wszystko na żarty, ale mi nie wolno wspominać o jakichś tam rzeczach, a jak ona to robi, a ja zwrócę jej na to uwagę to już jest teks, że chce kłótni. Ale za to Kocha mnie i nie chce nikogo innego niż ja… I tutaj zaczyna się problem. Od samego początku naciskała na ślub. Przez to były największe kłótnie, nie może zrozumieć, że ja nie jestem na to gotowy. Gdy już moje sfrustrowanie osiągnęło poziom maksymalny chciałem odejść. Wtedy zagroziła, żę jeżeli to zrobię to się zabije. Bo ja jestem sensem jej życia. Już kilka razy Chciała to zrobić, żegnała się ze mną. Więc urywałem się z pracy, ze studiów jak najszybciej i do niej. Potem wymioty, ale nie sprawdzałem czy tabletki zwymiotowała czy nie, bo już sam nie wiem czy je łykała czy nie..Jej rodzice nie wiedzą o tych "próbach". Nie wiem już co mam robić. Od jakiegoś czasu jeszcze choruje, nie wiadomo co to jest i boje się ją zostawić, że sobie coś zrobi. A ja nie chce już żyć w takim związku. Miłość to jedno, ale kontrolowanie wszystkiego i we wszystkim widzenie mojej zdrady i kłamstwa to już chyba przesada
Nie chce takiej przyszłości, ciągłego kontrolowania, szukania dziury w całym. Odkąd jesteśmy razem to ja też zaczynam robić problemy tam gdzie ich nie ma bo już nie mogę wiecznie przytakiwać i mówić że Kocham gdzie najchętniej bym powiedział że nie chce z nią być. Kocham, ale to dla mnie za dużo