Zostawił mnie. Czuję się, jakbym umarła w chwili jego odejścia.
Od pewnego czasu nam się gorzej układało... chyba podświadomie podsunęłam mu to rozwiązanie... czułam się zagubiona w tej sytuacji, zastanawiałam się, co się z nami dzieje. A byliśmy bardzo szczęśliwi, do tego stopnia, że wydawało się nam to wyjątkiem raz na milion. I co się stało?
Mam ochotę do niego napisać - ale po co? Mam ochotę zadzwonić - ale po co? Popatrzeć na jego zdjęcie? Bez sensu przecież... Nic to nie zmieni...
Zawsze myślałam, że jestem twarda i dam sobie radę ze wszystkim, zawsze tak było. Myślałam, że w razie gdyby to się stało, to będzie bolało, ale raz-dwa wstanę na nogi i będzie dobrze. Ale nie jest. I pierwszy raz w życiu nie wiem co robić. Nic. Pierwszy raz nie ma takiej rzeczy, którą mogłabym zrobić. Biorę tabletki uspokajające, ale nie pomagają. Ani alkohol. Nic nie działa.
Zawsze był przede wszystkim przyjacielem, stawiał mnie na nogi... i tylko on tak patrzył w oczy.
Chciałabym cofnąć czas i nigdy go nie poznać.
Co zrobić z tym bólem?......
Alkoholu nie pij - nie pomoże.
Dlaczego Cię zostawił, opowiedz
3 2017-11-27 10:34:44 Ostatnio edytowany przez iryd (2017-11-27 10:35:33)
To proste. Zamień zło na dobro. Tylko tego trzeba się nauczyć i mieć osobowość, która na to pozwała.
Ja na twoim miejscu bym do niego pisał, ale się nie narzucał.
5 2017-11-27 11:10:00 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-11-27 11:16:58)
To proste. Zamień zło na dobro. Tylko tego trzeba się nauczyć i mieć osobowość, która na to pozwała.
Chyba jednak nie o osobowość chodzi, ale z nauką to strzał w dziesiątkę
Każdy z nas doświadcza w życiu rozczarowań, zawodów i strat. Rozpadamy się wtedy na kawałki, które trzeba od nowa ułożyć w całość. Autorka pisze, że umarła i trochę tak jest, że umieramy. Ale po to, żeby narodzić się ponownie. Czy i jak się poskładamy i ponownie narodzimy zależy od tego, czy i jak zostaliśmy tego nauczeni na bardzo wczesnym etapie życia. Chociaź pewnie czynniki związane z temperamentem mają w tym także swój udział.
EDIT:
Autorko, twoje uczucia i emocje są jak najbardziej naturalne i normalne. Cierpisz, bo skończyło się coś, co miało dla ciebie ogromne znaczenie i dawało ci poczucie bezpieczeństwa, oparcie i wiarę. Myślę, że być może za bardzo i za dużo postawiłaś na tę relację. Zbyt dużo nadziei, własnych potrzeb, własnych oczekiwań. Drugiego człowieka może to przygniatać, zbytnio obciążać. Wtedy relacja, związek staje się kamieniem u szyi zamiast źródłem satysfakcji i rozwoju.
6 2017-11-27 11:23:11 Ostatnio edytowany przez iryd (2017-11-27 11:23:38)
O "osobowość" to mi chodziło o to, że tylko niektóre osoby mogą taką metodę zastosować. Ci "co umierają i rodzą się ponownie" nie mają szans. Muszą problem przepracować.
O "osobowość" to mi chodziło o to, że tylko niektóre osoby mogą taką metodę zastosować. Ci "co umierają i rodzą się ponownie" nie mają szans. Muszą problem przepracować.
Możesz to bardziej rozwinąć, wyjaśnić?
Kto może taka metodę zastosować?
Na co nie mają szans ci, którzy „umierają i rodzą się ponownie”?
Co muszą przepracować?
Zostawił mnie. Czuję się, jakbym umarła w chwili jego odejścia.
Od pewnego czasu nam się gorzej układało... chyba podświadomie podsunęłam mu to rozwiązanie... czułam się zagubiona w tej sytuacji, zastanawiałam się, co się z nami dzieje. A byliśmy bardzo szczęśliwi, do tego stopnia, że wydawało się nam to wyjątkiem raz na milion. I co się stało?
Mam ochotę do niego napisać - ale po co? Mam ochotę zadzwonić - ale po co? Popatrzeć na jego zdjęcie? Bez sensu przecież... Nic to nie zmieni...
Zawsze myślałam, że jestem twarda i dam sobie radę ze wszystkim, zawsze tak było. Myślałam, że w razie gdyby to się stało, to będzie bolało, ale raz-dwa wstanę na nogi i będzie dobrze. Ale nie jest. I pierwszy raz w życiu nie wiem co robić. Nic. Pierwszy raz nie ma takiej rzeczy, którą mogłabym zrobić. Biorę tabletki uspokajające, ale nie pomagają. Ani alkohol. Nic nie działa.
Zawsze był przede wszystkim przyjacielem, stawiał mnie na nogi... i tylko on tak patrzył w oczy.
Chciałabym cofnąć czas i nigdy go nie poznać.
Co zrobić z tym bólem?......
Nie, nie Ty umarłaś, umarły Twe marzenia i plany z nim związane. I, jak to zwykle bywa, przeżywasz żałobę. Żałoba (jak napisała to Elizabeth Kűbler-Ross, amerykańska lekarka zajmująca się problemem umierania i śmierci) ma kilka etapów: zaprzeczenie, gniew, targowanie się, depresja, akceptacja. Jesteś na początku tej drogi.
Co zrobić z bólem? Przeżyj go, bądź wyrozumiała dla siebie i daj sobie czas na przeżycie żałoby, odpłacz, odsmutkuj, odzłość się. Nie spiesz się.
9 2017-11-27 11:42:01 Ostatnio edytowany przez iryd (2017-11-27 11:54:03)
...
„Możesz to bardziej rozwinąć, wyjaśnić?”
Może w temacie jak sobie radzić z uczuciami. Bo zaraz będzie krzyk moderatorek, że to nie na temat.
„Kto może taka metodę zastosować?”
Na pewno nie mogę jej zastosować osoby skupione w życiu na sobie, swoim sukcesie, nie rozumiejący siebie samych, modny ostatnio typ „brawo ja” itd.
„Na co nie mają szans ci, którzy „umierają i rodzą się ponownie”?
Na stosowanie tej metody, bo ta metoda zaprzecza „umieraniu”.
„Co muszą przepracować?”
Swój problem z rozstaniem.
PS Wyżej Wielokropek pisze jak przepracować.To bardziej przepracowanie emocjonalne przydałoby się jeszcze przepracowanie intelektualne.
PPS Ja raczej się nie udzielam w poradach sercowych, bo to proste sprawy, choć bardzo bolesne dla autorów ale najczęściej sprowadzają się do problemu nie panowania nad swoimi uczuciami.
summerka88 napisał/a:...
„Możesz to bardziej rozwinąć, wyjaśnić?”
Może w temacie jak sobie radzić z uczuciami. Bo zaraz będzie krzyk moderatorek, że to nie na temat.
„Kto może taka metodę zastosować?”
Na pewno nie mogę jej zastosować osoby skupione w życiu na sobie, swoim sukcesie, nie rozumiejący siebie samych, modny ostatnio typ „brawo ja” itd.
„Na co nie mają szans ci, którzy „umierają i rodzą się ponownie”?
Na stosowanie tej metody, bo ta metoda zaprzecza „umieraniu”.
„Co muszą przepracować?”
Swój problem z rozstaniem.PS Wyżej Wielokropek pisze jak przepracować.To bardziej przepracowanie emocjonalne przydałoby się jeszcze przepracowanie intelektualne.
intelektualne bez emocjonalnego, to lipa jest
Brawo Ty, Brawo Ja
(...) To bardziej przepracowanie emocjonalne przydałoby się jeszcze przepracowanie intelektualne.
W tzw. rozumie niemal wszyscy (w tym i autorka wątku) mają równo poukładane, rzecz cała w uczuciach.
12 2017-11-27 11:57:07 Ostatnio edytowany przez iryd (2017-11-27 11:59:45)
Nie chodzi o zamiast emocjonalnego, tylko dodatkowo i nie chodzi o poukładanie w głowie ale zastanowienie się nad całą relacją jak i co było źle itd itp. Nie będę rozwijał od tego są terapeuci.
PS nie należy uczuć odrywać od nas jakby były czymś niezależnymi oderwanym od myśli.
13 2017-11-27 11:57:12 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-11-27 11:58:38)
summerka88 napisał/a:...
„Możesz to bardziej rozwinąć, wyjaśnić?”
Może w temacie jak sobie radzić z uczuciami. Bo zaraz będzie krzyk moderatorek, że to nie na temat.
„Kto może taka metodę zastosować?”
Na pewno nie mogę jej zastosować osoby skupione w życiu na sobie, swoim sukcesie, nie rozumiejący siebie samych, modny ostatnio typ „brawo ja” itd.
„Na co nie mają szans ci, którzy „umierają i rodzą się ponownie”?
Na stosowanie tej metody, bo ta metoda zaprzecza „umieraniu”.
„Co muszą przepracować?”
Swój problem z rozstaniem.PS Wyżej Wielokropek pisze jak przepracować.To bardziej przepracowanie emocjonalne przydałoby się jeszcze przepracowanie intelektualne.
Myślę, że twoje rozwinięcie tematu radzenia sobie z uczuciami jest jak najbardziej związane z tematem i mogłoby autorce pomóc, ale jak nie koresponduje to tobie z tematem wątku, to możemy się przeswitchowac na wskazany przez ciebie.
Wg mnie przepracowaniem emocjonalne zawsze łączy się z pracą intelektualną. Źle to zabrzmi, ale wręcz uważam, że osoby bardziej rozwinięte intelektualnie (poznawczo) lepiej sobie radzą z problemami emocjonalnymi.
Źle to zabrzmi, ale wręcz uważam, że osoby bardziej rozwinięte intelektualnie (poznawczo) lepiej sobie radzą z problemami emocjonalnymi.
Absolutnie się z tobą zgadzam. Czytałem trochę twoich postów, wiele mi się podobało. A taki temat trzeba by stworzyć. Ale ja piszę przeważnie o samotności. Ale na: nieradzenie sobie z własnymi uczuciami jako powodem nieumiejętności utrzymania związku co może doprowadzić do samotności, pewnie też przyjdzie czas.
15 2017-11-27 12:13:46 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-11-27 12:15:55)
summerka88 napisał/a:Źle to zabrzmi, ale wręcz uważam, że osoby bardziej rozwinięte intelektualnie (poznawczo) lepiej sobie radzą z problemami emocjonalnymi.
Absolutnie się z tobą zgadzam. Czytałem trochę twoich postów, wiele mi się podobało. A taki temat trzeba by stworzyć. Ale ja piszę przeważnie o samotności. Ale na: nieradzenie sobie z własnymi uczuciami jako powodem nieumiejętności utrzymania związku co może doprowadzić do samotności, pewnie też przyjdzie czas.
Kognitywiści, psycholodzy poznawczy by się z nami zgodzili, ale np. Haidt (psycholog bardzo wszechstronny) już by nam pokazał emocjonalnego słonia
Stwórz wątek, podrzuć link, to pogadamy.
16 2017-11-27 12:16:33 Ostatnio edytowany przez Amethis (2017-11-27 12:18:59)
Źle to zabrzmi, ale wręcz uważam, że osoby bardziej rozwinięte intelektualnie (poznawczo) lepiej sobie radzą z problemami emocjonalnymi.
jak to mawiają "na dwoje babka wróżyła"
mieć predyspozycje to jeszcze nie sukces, jak i nie gwarant lepszego radzenia sobie z emocjonalnymi problemami
czasem nawet i wielka "przeszkoda"
jeśli relacja się rozsypała, to początek jest gdzieś dużo dużo wcześniej, być może właśnie w nawykowym/schematycznym radzeniu sobie z problemami emocjonalnymi również
jakoś się emocjonalne pojawić musiały, przeważnie przychodzą z konsekwencjami intelektualno/poznawczych decyzji
ból jeśli nie irracjonalny, jest bardzo dobrym drogowskazem
17 2017-11-27 12:24:42 Ostatnio edytowany przez iryd (2017-11-27 12:29:26)
Kognitywiści, psycholodzy poznawczy by się z nami zgodzili, ale np. Haidt (psycholog bardzo wszechstronny) już by nam pokazał emocjonalnego słonia
Stwórz wątek, podrzuć link, to pogadamy.
Ja wole całościowe traktowania człowieka. Ale wróćmy do autorki i jej problemu.
Autorko powinnaś teraz spotykać się z ludźmi. Rozmawiać, niekoniecznie o rozstaniu z byłym. Ruch, spotkania, może wesoły wyjazd, pozwolą przywrócić równowagę psychiczną.
PS
... jeśli relacja się rozsypała, to początek jest gdzieś dużo dużo wcześniej, być może właśnie w nawykowym/schematycznym radzeniu sobie z problemami emocjonalnymi ...
Zgadzam się.
18 2017-11-27 12:34:08 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-11-27 12:37:20)
summerka88 napisał/a:Źle to zabrzmi, ale wręcz uważam, że osoby bardziej rozwinięte intelektualnie (poznawczo) lepiej sobie radzą z problemami emocjonalnymi.
jak to mawiają "na dwoje babka wróżyła"
mieć predyspozycje to jeszcze nie sukces, jak i nie gwarant lepszego radzenia sobie z emocjonalnymi problemami
czasem nawet i wielka "przeszkoda"
jeśli relacja się rozsypała, to początek jest gdzieś dużo dużo wcześniej, być może właśnie w nawykowym/schematycznym radzeniu sobie z problemami emocjonalnymi również
jakoś się emocjonalne pojawić musiały, przeważnie przychodzą z konsekwencjami intelektualno/poznawczych decyzjiból jeśli nie irracjonalny, jest bardzo dobrym drogowskazem
Dokładnie tak
Z jednej strony czynniki temperamentalne, które mają charakter „predyspozycji”, ale duźo większa rolę odgrywają schematy i „programy”, które torują drogę dzisiejszym reakcjom.
Każda emocja jest drogowskazem, także ta objawiająca się bólem.
Iryd, wszystkie koncepcje ujmują człowieka całościowo, ale patrzą na niego nieco inaczej, tj. bardziej podkreślają i akcentują pewne aspekty jego funkcjonowania jako kluczowe dla całej jego „konstrukcji”.
Myślę, że być może za bardzo i za dużo postawiłaś na tę relację. Zbyt dużo nadziei, własnych potrzeb, własnych oczekiwań. Drugiego człowieka może to przygniatać, zbytnio obciążać. Wtedy relacja, związek staje się kamieniem u szyi zamiast źródłem satysfakcji i rozwoju.
Chyba to najbardziej trafiona opinia. Stał się moim najlepszym przyjacielem, jego zdanie było bardzo ważne. Druga sprawa, że on też za bardzo chyba się "zanurzył" w moje problemy... Stąd też w głównej mierze wypływała jego irytacja. I moja, bo czułam się przytłoczona jego oczekiwaniami...
Kamieniem do trumny było chyba moje drobne niedopowiedzenie - a może już kłamstwo? Nie powiedziałam mu prawdy o badaniach, które sobie zrobiłam kilka tygodni temu... Dopiero kiedy poszłam do lekarza, dowiedziałam się, że są jakieś problemy i dostałam skierowanie na kolejne badanie, zdecydowałam się mu powiedzieć. Czy zrobiłam źle? Rozumiem, że chciałby wiedzieć, zawsze się o mnie troszczył i stawiał moje potrzeby bardzo wysoko. Ale chciałam to zachować dla siebie dopóki nie wiedziałam na pewno, chyba miałam do tego prawo?
Przykro mi jest teraz, że nie mogę do niego napisać i zapytać jak mu minął dzień. Zawsze tak robiliśmy.
Tzn. mogę napisać, ale po co? To nic nie zmieni... on nie wróci, wiem to na pewno, to konkretny facet, raz coś postanowi i to robi.
summerka88 napisał/a:Myślę, że być może za bardzo i za dużo postawiłaś na tę relację. Zbyt dużo nadziei, własnych potrzeb, własnych oczekiwań. Drugiego człowieka może to przygniatać, zbytnio obciążać. Wtedy relacja, związek staje się kamieniem u szyi zamiast źródłem satysfakcji i rozwoju.
Chyba to najbardziej trafiona opinia. Stał się moim najlepszym przyjacielem, jego zdanie było bardzo ważne. Druga sprawa, że on też za bardzo chyba się "zanurzył" w moje problemy... Stąd też w głównej mierze wypływała jego irytacja. I moja, bo czułam się przytłoczona jego oczekiwaniami...
Kamieniem do trumny było chyba moje drobne niedopowiedzenie - a może już kłamstwo? Nie powiedziałam mu prawdy o badaniach, które sobie zrobiłam kilka tygodni temu... Dopiero kiedy poszłam do lekarza, dowiedziałam się, że są jakieś problemy i dostałam skierowanie na kolejne badanie, zdecydowałam się mu powiedzieć. Czy zrobiłam źle? Rozumiem, że chciałby wiedzieć, zawsze się o mnie troszczył i stawiał moje potrzeby bardzo wysoko. Ale chciałam to zachować dla siebie dopóki nie wiedziałam na pewno, chyba miałam do tego prawo?Przykro mi jest teraz, że nie mogę do niego napisać i zapytać jak mu minął dzień. Zawsze tak robiliśmy.
Tzn. mogę napisać, ale po co? To nic nie zmieni... on nie wróci, wiem to na pewno, to konkretny facet, raz coś postanowi i to robi.
Marta, widzę w tobie wiele podobieństw do siebie sprzed pewnego okresu. Też mnie poharatało rozstanie z kimś, kto był wówczas dla mnie latarnią w morzu niepewności. Na szczęście czas i życie pokazało, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło
Masz teraz cięźki czas w życiu, ale to od ciebie zależy, czy wyjdziesz z tego mocniejsza, z większą samoświadomością, czy poobijana i pełna obaw co do każdej kolejnej relacji.
Jak myślisz, skąd w tobie ta potrzeba bycia silną, nie obciążania bliskiej osoby niepokojącymi informacjami o stanie twojego zdrowia? Skoro był przyjacielem i wspierał, to chyba zasługiwał na szczerość?
Jeszcze jedno pytanie, czy bardziej żałujesz straty przyjaciela, kogoś, kto ciękochał, czy może bardziej boli strata kogoś do kochania?
Im więcej myślę o tych badaniach, tym bardziej wydaje mi się, że powinnam była mu powiedzieć wcześniej. Nie chciałam po prostu robić zamętu problemu skoro jeszcze tak naprawdę nie wiedziałam co te wyniki oznaczają....
A brakować będzie mi najbardziej długich rozmów, wzajemnego zrozumienia, ogromnej radości na swój widok... naprawdę mam ochotę się do niego odezwać napisać.... ale nie chce się narzucać. Chcę żeby był szczęśliwy, najszczęśliwszy na świecie... choć boli mnie, że ja do tego szczęścia juz nie jestem potrzebna... ech
Dlaczego myślisz o nim tak fajnie? Gdyby był takim przyjacielem jakim go odpisujesz to by nie zostawił.
Jest dobrym człowiekiem i pomimo pewnych spięć między nami nigdy mnie nie zawiódł. Nie mam zamiaru mówić o nim źle... Zrobił to, co uważał za słuszne.
24 2017-11-28 00:31:40 Ostatnio edytowany przez Ras (2017-11-28 00:42:18)
Jest dobrym człowiekiem i pomimo pewnych spięć między nami nigdy mnie nie zawiódł. Nie mam zamiaru mówić o nim źle... Zrobił to, co uważał za słuszne.
Wiesz Marta... rzadko kiedy tutaj bliźniaczy wątek się pojawia, w sensie z takim podejściem. Ja się podpisuję pod tym co napisał Gary, napisz, porozmawiaj.
Dlaczego myślisz o nim tak fajnie? Gdyby był takim przyjacielem jakim go odpisujesz to by nie zostawił.
Nie ważne co by się działo to jest przyjacielem ( partnerem) i by nie zostawił, nawet jakby to miało mieć destruktywny wpływ na jego życie? Bzdura.
Być może dlatego odszedł, że był 'zdrowym egoistą' ? Ale to akurat dobra oznaka. Podobnie jak świadomość autorki. Dlatego wydaje mi się że coś z tego da się mimo wszystko posklejać
Powodzenia!
marta271 napisał/a:Jest dobrym człowiekiem i pomimo pewnych spięć między nami nigdy mnie nie zawiódł. Nie mam zamiaru mówić o nim źle... Zrobił to, co uważał za słuszne.
Wiesz Marta... rzadko kiedy tutaj bliźniaczy wątek się pojawia, w sensie z takim podejściem. Ja się podpisuję pod tym co napisał Gary, napisz, porozmawiaj.
Wydaje mi sie, że nie powinnaś Go przytrzymywać przy sobie.
Myślałaś, że jesteś twarda, nauczyłaś sie teraz NA ILE twarda jesteś (wydaje mi sie, że raczej jesteś,hm..., wystarczająco).
Ale nie wykorzystuj Go do przytłumienia własnego strachu... nie należy w ten sposób... nie zbudujesz na tym...
Być może dlatego odszedł, że był 'zdrowym egoistą' ?
Wydaje mi się, że główną przyczyną naszego rozstania nie było to, że nie jesteśmy dla siebie ważni, tylko fakt, że za bardzo "weszliśmy" w swoje życia nawzajem. Chyba moje zatajenie wyników badań było rozpaczliwą próbą odcięcia się, pokazania, że jestem niezależna...
Robię sobie rachunek sumienia i widzę zarówno moje błędy, jak i jego. Daliśmy ciała oboje...
Jestem ciekawa jak się czuje, co u niego, ale chyba nie jestem gotowa na kontakt. Nie mam odwagi, boję się braku odpowiedzi lub odpowiedzi obojętnej. Zastanawiam się też, czy jemu też jest przykro? Czy już się odciął?... Czy już zapomniał? Zabawne, ale kiedy miałam chwilę największego załamania to wspominałam wszystkie śmieszne momenty kiedy robił śmieszne miny i robiliśmy sobie żarty z całego świata. Nie mam odwagi skasować jego numeru, wiadomości, zdjęć, choć mówią, że powinno się to zrobić. Nie czytam tych wiadomości, nie oglądam zdjęć... Nie chcę robić sobie krzywdy. Ale są. Pamiątka wspaniałych miesięcy z mężczyzną, który pokazał mi, że możliwa jest jeszcze bezinteresowna troska o drugą osobę, że pomimo trudności losu i na pozór przegranego życia można być szczęśliwym. Że nie należy się bać zmian, a totalny bałagan na głowie o poranku nie jest okropny, ale uroczy. Życzę każdemu z Was poznać kogoś takiego... choć ja chwilami pragnę zapomnieć o nim, dochodzę do wniosku... kim bym teraz była gdyby nie stanął niespodziewanie na mojej drodze?
Sometimes you win, sometimes you learn.
27 2017-11-28 10:54:35 Ostatnio edytowany przez iryd (2017-11-28 10:56:56)
Jest dobrym człowiekiem i pomimo pewnych spięć między nami nigdy mnie nie zawiódł. Nie mam zamiaru mówić o nim źle... Zrobił to, co uważał za słuszne.
Piękne jest to, że mimo rozstania ludzie potrafią tak myśleć o drugiej osobie jak ty Marto.
Nie niszcz wszystkiego. Jak nie uda ci się przywrócić relacji z nim to wspomnienia zamień w coś ładnego w sobie.
Może w to, że ludzie potrafią być sobie potrzebni, przyjacielscy i warto takich osób szukać w życiu, i WARTO DLA NICH BYĆ.
Nauczyłam się czegoś pięknego dzięki tobie, nie zapomnę o tym.
28 2017-11-28 11:36:37 Ostatnio edytowany przez Amethis (2017-11-28 11:40:04)
Od pewnego czasu nam się gorzej układało... chyba podświadomie podsunęłam mu to rozwiązanie...
Druga sprawa, że on też za bardzo chyba się "zanurzył" w moje problemy... Stąd też w głównej mierze wypływała jego irytacja. I moja, bo czułam się przytłoczona jego oczekiwaniami...
Nie chciałam po prostu robić zamętu problemu skoro jeszcze tak naprawdę nie wiedziałam co te wyniki oznaczają....
skoro to było, to jak jedno z drugim mogło koegzystować
brakować będzie mi najbardziej długich rozmów, wzajemnego zrozumienia, ogromnej radości na swój widok...
Chcę żeby był szczęśliwy, najszczęśliwszy na świecie...
na własne życzenie ból? poddanie się? coś skrywasz za tą zasłoną , szanuje jednak prywatność
choć boli mnie, że ja do tego szczęścia juz nie jestem potrzebna... ech
Chciałabym cofnąć czas i nigdy go nie poznać.
Ras napisał/a:Być może dlatego odszedł, że był 'zdrowym egoistą' ?
Wydaje mi się, że główną przyczyną naszego rozstania nie było to, że nie jesteśmy dla siebie ważni, tylko fakt, że za bardzo "weszliśmy" w swoje życia nawzajem. Chyba moje zatajenie wyników badań było rozpaczliwą próbą odcięcia się, pokazania, że jestem niezależna...
Robię sobie rachunek sumienia i widzę zarówno moje błędy, jak i jego. Daliśmy ciała oboje...Jestem ciekawa jak się czuje, co u niego, ale chyba nie jestem gotowa na kontakt. Nie mam odwagi, boję się braku odpowiedzi lub odpowiedzi obojętnej. Zastanawiam się też, czy jemu też jest przykro? Czy już się odciął?... Czy już zapomniał? Zabawne, ale kiedy miałam chwilę największego załamania to wspominałam wszystkie śmieszne momenty
kiedy robił śmieszne miny i robiliśmy sobie żarty z całego świata. Nie mam odwagi skasować jego numeru, wiadomości, zdjęć, choć mówią, że powinno się to zrobić. Nie czytam tych wiadomości, nie oglądam zdjęć... Nie chcę robić sobie krzywdy. Ale są. Pamiątka wspaniałych miesięcy z mężczyzną, który pokazał mi, że możliwa jest jeszcze bezinteresowna troska o drugą osobę, że pomimo trudności losu i na pozór przegranego życia można być szczęśliwym. Że nie należy się bać zmian, a totalny bałagan na głowie o poranku nie jest okropny, ale uroczy. Życzę każdemu z Was poznać kogoś takiego... choć ja chwilami pragnę zapomnieć o nim, dochodzę do wniosku... kim bym teraz była gdyby nie stanął niespodziewanie na mojej drodze?
Sometimes you win, sometimes you learn.
Trochę dziwna ta Twoja perspektywa rozstania, nie rozumiem jej. I piszę celowo o Twojej, nie Jego perspektywie.
Rozmawialiście konkretnie i rzeczowo o powodach rozstania?
Co do kontaktu po rozstaniu, to trzeba zdać sobie sprawę że ma jeden cel tak naprawdę - podtrzymanie iluzji istniejącej więzi i przedłużanie procesu leczenia.
Bo powroty od razu po rozstaniu, gdy odzywa się i namawia osoba porzucona, należą do rzadkości.
W jednym wpisie piszesz, że zawsze stawiał Cię na nogi, a w innym, że za bardzo " zanurzył się" w Twoje życie.
Ciężko jest pomóc- postawić kogoś na nogi i nie zanurzyć się w jego życie.
Jesteś pewna, że nie traktowałas go instrumentalnie? Kiedy była potrzeba wpuszczałaś go w swoje emocje, a później juz po
sprawie odsuwałaś? I nie mam na myśli niczego skrajnego jak wykorzystywanie itp. Złych intencji nie zarzucam
Im więcej myślę o tych badaniach, tym bardziej wydaje mi się, że powinnam była mu powiedzieć wcześniej. Nie chciałam po prostu robić zamętu problemu skoro jeszcze tak naprawdę nie wiedziałam co te wyniki oznaczają....
Czasu nie cofniesz. Nie ma co zastanawiać się, co można było zrobić inaczej.
Jednakże zastanawiający jest fakt, że „nie chciałaś robić zamętu” komuś, kto -jak twierdzisz - był twoim przyjacielem, wspierał cię, troszczył się o ciebie. To w takim razie o czym z nim rozmawiałaś, jak można zataić przed bliską osobą, przyjacielem istotne kwestie związane że swoim życiem.
Może to jednak niekoniecznie o niechęć do wywoływania zamętu tobą kierowała.
A brakować będzie mi najbardziej długich rozmów, wzajemnego zrozumienia, ogromnej radości na swój widok... naprawdę mam ochotę się do niego odezwać napisać.... ale nie chce się narzucać.
Myślę, że wobec faktów, które się dokonały, to wzajemne zrozumienie itd w dużej mierze istniało tylko w twojej wyobraźni.
Odradzam pisanie, kontaktowanie się itp, z osobą, która wyszła z inicjatywą rozstania i tego kontaktu nie nawiązuje. Takie zachowania świadczą o desperacji i nieumiejętności pogodzenia się z odrzuceniem. W następnym kroku będziesz wystawała wieczorami pod jego oknem? Myślę, że jak sobie odpuścisz narzucanie się to z jednej strony nie stracisz szacunku ze strony byłego, a z drugiej strony nie narazisz się kolejny raz na poczucie odrzucenia.
Chcę żeby był szczęśliwy, najszczęśliwszy na świecie... choć boli mnie, że ja do tego szczęścia juz nie jestem potrzebna... ech
Jeśli chcesz, żeby był szcęśliwy to powól mu podejmować własne decyzje. Zajmij się sobą, swoim bluszczeniem z jednej strony i brakiem szczerości z drugiej strony. Jeśli nie zajmiesz się sobą to twój kolejny związek będzie podobny - dużo iluzji, mało prawdziwej bliskości.
dużo iluzji, mało prawdziwej bliskości.
marta271 napisał/a:Jest dobrym człowiekiem i pomimo pewnych spięć między nami nigdy mnie nie zawiódł. Nie mam zamiaru mówić o nim źle... Zrobił to, co uważał za słuszne.
Piękne jest to, że mimo rozstania ludzie potrafią tak myśleć o drugiej osobie jak ty Marto.
nie wszystko złoto co się świeci
33 2017-11-28 15:19:37 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-11-28 15:47:34)
summerka88 napisał/a:dużo iluzji, mało prawdziwej bliskości.
iryd napisał/a:marta271 napisał/a:Jest dobrym człowiekiem i pomimo pewnych spięć między nami nigdy mnie nie zawiódł. Nie mam zamiaru mówić o nim źle... Zrobił to, co uważał za słuszne.
Piękne jest to, że mimo rozstania ludzie potrafią tak myśleć o drugiej osobie jak ty Marto.
nie wszystko złoto co się świeci
Rozwiń, bo nie bardzo wiem, co masz na myśli. Dla mnie oba powyższe cytaty dotyczą zupełnie odrębnych kwestii, a dla ciebie chyba coś je łączy. Chętnie poznam twój tok rozumowania.
EDIT: po zastanowieniu.
Czyli po rozstaniu wciąż można chołubic i pilęgnowac w sobie iluzję, mimo ewidentnych wskazówek, świadczących o tym, że związek był płytki, skończył go partner autorki w trudnym dla niej czasie i nawet się ten „przyjaciel” nie zainteresuje, jak ona znosi rozstanie. O to chodzi.? A inni „pielęgnowanie iluzji” jeszcze podbijają jako „wartość”?
34 2017-11-28 16:32:19 Ostatnio edytowany przez marta271 (2017-11-28 16:44:44)
Czyli wychodzi na to, że związek był płytki, a ja tylko wisiałam na nim i wykorzystywałam?
Teraz siedzę i myślę, czy to była faktycznie iluzja...
Czyli wychodzi na to, że związek był płytki, a ja tylko wisiałam na nim i wykorzystywałam?
Teraz siedzę i myślę, czy to była faktycznie iluzja...
Dlaczego od razu tak ostro- iluzja, wykorzystywanie.....? Sama wiesz najlepiej co czułaś i czujesz
Jednak dosyć znamiennie napisałaś, że był przede wszystkim przyjacielem. Przede wszystkim, a nie również, też itp.
Może o to chodzi, o to przede wszystkim.
Czyli wychodzi na to, że związek był płytki, a ja tylko wisiałam na nim i wykorzystywałam?
Teraz siedzę i myślę, czy to była faktycznie iluzja...
Czyli masz tendencję do wyłuskiwania z informacji, które do ciebie docierają tych, które mają pejoratywne zabarwienie? Zawsze tak było, czy to jest element twojego stanu po rozstaniu? To może być ważne.
37 2017-11-28 19:08:30 Ostatnio edytowany przez iryd (2017-11-28 19:09:01)
Moim zdaniem za szybka ocena twojej sytuacji przez osoby tu piszące. A przecież na podstawie jednego postu nie da się odnieść do rzeczywistości, która była, związku, który trwał. Osoby postronne mają zbyt mało danych aby spełniać tu role ekspertów. Warto raz spróbować nawiązać kontakt z nim. Jednorazowa próba nie będzie narzucaniem a reakcja drugiej strony wiele wyjaśni. Brak takiej próby może być odebrane tak, że wcześniej ci nie zależało.
Wiążące zdanie o was masz tylko ty, bo to twoje życie, uczucia, ból, radość itp. Nie daj się poprowadzić komuś z zewnątrz na błędną ścieżkę bezsensownych sugestii czy, co gorsza, ocen.
Kieruj się tym co ważne i piękne dla ciebie.
38 2017-11-28 19:43:50 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-11-28 19:45:53)
Moim zdaniem za szybka ocena twojej sytuacji przez osoby tu piszące. A przecież na podstawie jednego postu nie da się odnieść do rzeczywistości, która była, związku, który trwał. Osoby postronne mają zbyt mało danych aby spełniać tu role ekspertów. Warto raz spróbować nawiązać kontakt z nim. Jednorazowa próba nie będzie narzucaniem a reakcja drugiej strony wiele wyjaśni. Brak takiej próby może być odebrane tak, że wcześniej ci nie zależało.
Wiążące zdanie o was masz tylko ty, bo to twoje życie, uczucia, ból, radość itp. Nie daj się poprowadzić komuś z zewnątrz na błędną ścieżkę bezsensownych sugestii czy, co gorsza, ocen.Kieruj się tym co ważne i piękne dla ciebie.
Rany, co to za ogólne mądrości rodem z pop-psychologicznego poradnika dla smutnych ludzi.
No sorry, Iryd, ale oceny i sądy, które tutaj sugerujesz innym a którymi sam sypiesz jak z rękawa, czynią cię w moich oczach hipokrytą pierwszej wody.
Czy zastanowiłeś się przypisując innym sądy i oceny oraz wydumane role, osadzajac ich i oceniając tym samym, czy rzeczywiście masz ku temu podstawy?
Radzę ci zejść nieco z tego zbyt nadętego tonu i unikanie protekcjonalizmów, które przebijają z powyższego, bo to naprawdę nie jest fajne.
To nie ma być dla ciebie fajne. Tu chodzi żeby autorka uwolniła się z pastwiących się nad nią forumowiczek.
Summerka88 "No sorry, Iryd, ale oceny i sądy, które tutaj sugerujesz innym a którymi sam sypiesz jak z rękawa, czynią cię w moich oczach hipokrytą pierwszej wody."
Pokaż gdzie tak sypię te oceny i sądy?
40 2017-11-28 19:56:34 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-11-28 19:58:53)
Pokaż gdzie tak sypię te oceny i sądy?
Masakra jest jakaś z tobą
Odpowiedź jest chociażby w moim poprzednim poście:
przytpisując innym sądy i oceny oraz wydumane role, osądzając ich i oceniając tym samym
41 2017-11-28 20:04:11 Ostatnio edytowany przez iryd (2017-11-28 20:10:41)
iryd napisał/a:Pokaż gdzie tak sypię te oceny i sądy?
Masakra jest jakaś z tobą
Odpowiedź jest chociażby w moim poprzednim poście:
przytpisując innym sądy i oceny oraz wydumane role, osądzając ich i oceniając tym samym
Ty nie rozumiesz mojej obrony dziewczyny-autorki w trudnych chwilach przed waszymi atakami. Już pewnie żałuje, że tu napisała. Przeczytaj o co ją tu posądzacie? Po co ty czytałaś te książki o psychologi. Chyba nic z nich nie zrozumiałaś. Twoja próba psychoterapii to nie czas i nie miejsce na to.
Moim zdaniem za szybka ocena twojej sytuacji przez osoby tu piszące. A przecież na podstawie jednego postu nie da się odnieść do rzeczywistości, która była, związku, który trwał. Osoby postronne mają zbyt mało danych aby spełniać tu role ekspertów. Warto raz spróbować nawiązać kontakt z nim. Jednorazowa próba nie będzie narzucaniem a reakcja drugiej strony wiele wyjaśni. Brak takiej próby może być odebrane tak, że wcześniej ci nie zależało.
Wiążące zdanie o was masz tylko ty, bo to twoje życie, uczucia, ból, radość itp. Nie daj się poprowadzić komuś z zewnątrz na błędną ścieżkę bezsensownych sugestii czy, co gorsza, ocen.Kieruj się tym co ważne i piękne dla ciebie.
Sporo w tym racji, że łatwo dać się sprowadzić na bezsensowną ścieżkę. Jest jednak dorosłym człowiekiem i swój rozum ma.
Pisząc tu trzeba się liczyć z tym, że będą różne opinie, rady, sugestie. Ostatecznie to od niej zależy, które słowa weźmie pod uwagę.
Też uważam, że skoro byliście tak blisko to warto zawalczyć, a przynajmniej jeszcze porozmawiać. To nie jest desperacja.
43 2017-11-28 20:11:26 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-11-28 20:18:16)
summerka88 napisał/a:iryd napisał/a:Pokaż gdzie tak sypię te oceny i sądy?
Masakra jest jakaś z tobą
Odpowiedź jest chociażby w moim poprzednim poście:
przytpisując innym sądy i oceny oraz wydumane role, osądzając ich i oceniając tym samym
Tynie rozumiesz mojej obrony dziewczyny-autorki w trudnych chwilach przed waszymi atakami. Już pewnie żałuje, że tu napisała. Przeczytaj o co ją tu posądzacie? Po co ty czytałaś te książki o psychologi. Chyba nic z nich nie zrozumiałaś. Twoja próba psychoterapii to nie czas i nie miejsce na to.
No popatrz a dopiero co pisałeś, że moje wypowiedzi ci się podobają Chyba nawet w tym wątku
Jesteś kolejną osobą, która nie zauważa znaków zapytania (wygląda on tak ”?” ) i po to się go stawia, żeby otrzymać odpowiedzi, właśnie po to, żeby uzyskać więcej informacji nt. sytuacji autorki. To nie są zdania oznajmujące, które byłyby jakimś cieniem oceny.
Rozumiem autorkę, że nie widzi znaków zapytania, za to doskonale dostrzega negatywy, bo być może to jakiś stan depresyjny po rozstaniu. Jednak dla ciebie nie widzę żadnych podstaw do „rozgrzeszenia” łatwo formułowanych przez ciebie sądów, opinii i etykietek np. ekspertów.
Pisząc tu trzeba się liczyć z tym, że będą różne opinie, rady, sugestie. Ostatecznie to od niej zależy, które słowa weźmie pod uwagę.
Pełna zgoda.
Dlatego tak wkurza, gdy pojawia się wszechwiedzący doradca, który wie, które opinie autor powinien wziąć pod uwagę a które nie są dobre (w jego ocenie i osądzie)
44 2017-11-28 20:20:00 Ostatnio edytowany przez iryd (2017-11-28 20:24:20)
Znaki zapytania nic nie znaczą. Jak ona może jest na granicy depresji, może bardziej załamania to wtedy nie widzi się niuansów (znaków zapytania), a szczególnie widzi się co boli i dotyka. Chyba najpierw zrozumienie, ciepło, zaufanie, a później rady i dociekanie przyczyn.
Co do ciebie, trochę cię czytałem i podobały mi się posty (może były za formalne, ale o tym nie pisałem, bo były trafne). Nie mam zwyczaju oceniając czyjeś wypowiedzi, brać pod uwagę czy ktoś mnie lubi czy nie.
45 2017-11-28 20:22:21 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-11-28 20:31:06)
Nie mam zwyczaju oceniając czyjeś wypowiedzi.
Przeczytaj swoje ostatnie wypowiedzi w tym wątku, to się przekonasz jak to NIBY nie masz w zwyczaju osądzać czyjeś wypowiedzi. I przy okazji po raz kolejny potwierdzi się teafność moich ocen i sądów , bo ja nie przeczę, że je tu formułuję.
EDIT:
A twoja logika odnośnie znaków zapytania mnie powala, bo właściwie należałoby zrezygnować z udzielania się w wątkach, bo czasami moźna nacisnąć czyjąś czułą strunę. To wbrew idei publicznego forum. Tak to już jest, że to ODBIORCA kształtuje komunikat i jak ktoś zawsze widzi TYLKO złe informacje na swój temat wśród dobrych, to najlepszy NADAWCA tego nie jest w stanie zmienić.
Jeszcze raz przeczytaj cytowane przez ciebie moje zdanie.
To zdanie złożone.
Sprawa wygląda tak, że sam powiedział podczas naszej ostatniej rozmowy, że nie chciałby całkowicie zrywać kontaktu. Na razie jest go brak z obydwu stron.
Zadzwonił, wyjaśnił, co się wydarzyło. Co mu najbardziej we mnie przeszkadzało? Brak działania. Ostatnie 3 miesiące były dla mnie bardzo ciężkie, choroba w rodzinie, mnóstwo pracy i stresu. To wszystko się nawarstwiało i wpłynęło na moją kondycję psychiczną. Mam trudna sytuacje w pracy, tzn. atmosfera jest nieciekawa, w związku z czym rozglądałam się za nową pracą. Cały czas mnie wspierał... ale w końcu stwierdził, że lubię być ofiarą i to nie dla niego. Ze nic nie zmienię bo tylko udaje że coś robię, a tak naprawdę czekam. Bzdura. Moich argumentów obronnych nie chciał słuchać.
Przyznam, że jego ciągle wskazówki, co mam robić męczyły mnie i dlatego ostatnio próbowałam się odciąć, udowodnić, że potrafię się sama o siebie troszczyć a on nie ma być moim kontrolorem tylko partnerem...
Przecież mam prawo do własnych decyzji prawda? Wiem że chciał dla mnie dobrze, ale on nie przeżyje mojego życia za mnie, wspierać tak, ale nie kazać coś robić.
Na ostatniej rozmowie powiedział ze boli go ze się z tym wszystkim męczę i nie da rady tak dłużej... od tamtej pory nie mamy kontaktu.
Jeszcze raz przeczytaj cytowane przez ciebie moje zdanie.
To zdanie złożone.
Nie rozumiem ciebie. Nie jesteśmy kompatybilni, więc pozwól, że się wyloguję z rozmowy z tobą zanim napiszę, co naprawdę o tobie sądzę
Chciałabym też podziękować za wszystkie wypowiedzi, również te, które mnie trochę zabolały i doprowadziły do gorączkowych przemyśleń... bo widzę, że dyskusja tu rozgorzała
50 2017-11-28 20:40:37 Ostatnio edytowany przez iryd (2017-11-28 20:42:31)
To fakt Summerka88, nie rozumiesz mnie.
Marta dużo ostatnim postem wyjaśniłaś.
Trzymaj się
51 2017-11-28 20:43:18 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-11-28 20:44:14)
Sprawa wygląda tak, że sam powiedział podczas naszej ostatniej rozmowy, że nie chciałby całkowicie zrywać kontaktu. Na razie jest go brak z obydwu stron.
Zadzwonił, wyjaśnił, co się wydarzyło. Co mu najbardziej we mnie przeszkadzało? Brak działania. Ostatnie 3 miesiące były dla mnie bardzo ciężkie, choroba w rodzinie, mnóstwo pracy i stresu. To wszystko się nawarstwiało i wpłynęło na moją kondycję psychiczną. Mam trudna sytuacje w pracy, tzn. atmosfera jest nieciekawa, w związku z czym rozglądałam się za nową pracą. Cały czas mnie wspierał... ale w końcu stwierdził, że lubię być ofiarą i to nie dla niego. Ze nic nie zmienię bo tylko udaje że coś robię, a tak naprawdę czekam. Bzdura. Moich argumentów obronnych nie chciał słuchać.
Przyznam, że jego ciągle wskazówki, co mam robić męczyły mnie i dlatego ostatnio próbowałam się odciąć, udowodnić, że potrafię się sama o siebie troszczyć a on nie ma być moim kontrolorem tylko partnerem...
Przecież mam prawo do własnych decyzji prawda? Wiem że chciał dla mnie dobrze, ale on nie przeżyje mojego życia za mnie, wspierać tak, ale nie kazać coś robić.
Na ostatniej rozmowie powiedział ze boli go ze się z tym wszystkim męczę i nie da rady tak dłużej... od tamtej pory nie mamy kontaktu.
Wreszcie trochę więcej konkretów
Dobrze, że chociaż zadzwonił z wyjaśnieniami, których zabrakło przy inicjatywie rozstania. Jednakże ich brak w tamtym momencie i pozostawienie ciebie z niewiadomymi, domysłami i czarnymi myślami pokazuje, że sporo mu brakuje do tego, aby uznać go za partnera i przyjaciela.
To, że wymixował się z twojego życia w czasie trudnego okresu też pokazuje, że nie jest to osoba wspierająca, na której można polegać i mieć mocne oparcie, gdy wiatr wieje w oczy.
Kolejna rzecz, czyli brak twojej aprobaty na postępowanie wg wskazówek twojego partnera jako podstawa do opuszczenia ciebie, jak dla mnie świadczy o jego zapędach do kontrolowania i narzucania swojej woli. Są kobiety, które lubią, jak im facet mówi, co i jak powinny zrobić, ale widać, że ten trafił na kogoś, kto nie chce żyć pod cudze dyktando. Nie warto rezygnować z siebie i wyrażania siebie, świetnie, że to czujesz.
Niemniej, powyższy post jeszcze dobitniej pokazuje, że twój obraz ukochanego i waszego wspierającego związku rozmywa się w obliczu faktów i opisów zdarzeń. Hę...? Nie sądzisz?
Twoje wyjaśnienia rzucają inne swiatło na całą sprawę.
Wydaje mi się, że nie tyle to przyjaciel przede wszystkim, co mentor.
Nie zawsze to jest złe, może być nawet bardzo dobre, ale z czasem może stać się męczące i ograniczające
Nie wiem sama już co myśleć. Z jednej strony rozumiem go - ile można kogoś motywować, kiedy ten ktoś siedzi w swojej bezpiecznej skorupie? Ja ze skorupy nie chciałam wyjść, bo nie miałam na to siły. Mam nadzieję, że rozumiecie o co chodzi - ten totalny brak motywacji i odczuwania sensu, może trochę problemy z samooceną. Bzdurą jest, że nic nie robiłam. Byłam nawet na rozmowie z potencjalnym pracodawcą, po której wyszłam pierwszy raz od dłuższego czasu szczęśliwa - w końcu czułam, że mogę być traktowana jak normalny pracownik, że nie musi być tak jak w obecnej pracy (nic z tego nie wyszło ze względów finansowych). On też się cieszył, wtedy mieliśmy pierwszy kryzys, nie dowiedział się ode mnie, że tam byłam, tylko od wspólnego znajomego.
Wiecie co? Przytłoczona tym wszystkim i dobita rozstaniem zdecydowałam się dziś na spotkanie z psychiatrą. To nic strasznego. Początkowo czułam się dziwnie, ale facet okazał się naprawdę kompetentny. Trochę pomógł i zapisał tabletki, także moje nerwy zostaną nieco ukojone.
Summerka88 - pan psychiatra stwierdził podobnie: "szybko ten pani były chłopak odpuszcza... chyba łatwo się poddaje."
Rozumiem jego zachowanie - chyba był przytłoczony moimi problemami. Tak jakby sam nie wiedział w sumie czego chciał - najpierw mówimy sobie wszystko, wspieramy się na maksa, a potem ma pretensje o moje narzekanie, ciągłą melancholię. Więc ja próbuję go odciążyć, dawkować informacje, nie martwić na zapas, dzielnie walczę i stawiam czoło przeciwnościom sama, w efekcie czego mamy akcję (trochę głupią z mojej strony) z zatajonymi wynikami badań. I to zaważyło na jego decyzji...
Mam mętlik w głowie, oboje daliśmy ciała niestety.
Witam ponownie...
Pierwszy szok po rozstaniu minął. Radzę sobie dobrze. Już nie czuję, że umarłam kiedy odszedł. Dalej tu jestem i mam wrażenie, że podwójnie silna. Życie toczy się dalej i nic oprócz tego, że go nie ma się nie zmieniło.
Nie mamy żadnego kontaktu. Całe szczęście mam naprawdę cudowne przyjaciółki, które bardzo mi pomagają - a bywało różnie, myślałam, że nie zawsze mogę na liczyć.
Na dzień dzisiejszy zostałam z milionem różnych myśli: czy on rzeczywiście się ze mną męczył? czy odstawił mnie kiedy się znudziłam? czy coś dla niego znaczyłam?... Zdarza się, że boli, ale przyjmuję to na ogół ze spokojem. Nie ma płaczu, nieprzespanych nocy. Myślę, że dam radę. Jest mi przykro i zostawił pustkę po sobie, pewnie jeszcze długo będę za nim tęsknić...
Czasami mam ochotę się odezwać, ale nie wiem czy warto? Chciałabym pogadać chwilę, tak na luzie. O głupotach, o pracy, o zwariowanej koleżance, o pogodzie, o samochodzie. I tyle. Myślę sobie, przecież chciał utrzymywać kontakt. To może się odezwę? A może już zapomniał i ma gdzieś co u mnie słychać.
A może powinnam dać sobie czas i wtedy sprawdzić, czy da się coś odbudować z tej relacji - choćby to co było w sumie dla mnie najcenniejsze - przyjaźń?
Nie szukaj kontaktu, mocno się na sobie skupiasz, uporządkuj siebie.
Prawdopodobnie nie umiesz jeszcze SIEBIE prawidłowo ocenić.
56 2017-12-02 12:54:15 Ostatnio edytowany przez iryd (2017-12-02 12:59:34)
Chyba bierzesz te zapisane tabletki? Pamiętaj, że obecny nastrój to też ich wpływ. Chyba nie chcesz ich brać cały czas. Wykorzystaj ten czas na budowanie pogodnej przyszłości, a przykre wspomnienia zostaw na kiedyś tam, jak będziesz silna.
Powtórzę to co ci wcześniej napisałem:
Autorko powinnaś teraz spotykać się z ludźmi. Rozmawiać, niekoniecznie o rozstaniu z byłym. Ruch, spotkania, może wesoły wyjazd, pozwolą przywrócić równowagę psychiczną.
Nie zajmuj się teraz ocenianiem siebie, IDŹ DO PRZODU !
Pewnie czujesz ogromną pustkę. Rozumiem.
Skoro nie widzisz szans na zwiazek z nim to postaraj się czymś ją zapełnić. Najlepiej ludźmi.
Rozumiem, że zastanawiasz się nad odbudową przyjaźni. Czasami jest tak, że tylko przyjaźń wchodzi w grę.
Tylko jak się kogoś kocha to może być bardzo trudno, bo to taki kompromis, który może wyniszczyć.
Oczywiscie takie przyjaźnie się zdarzają, podobno gdzieś tam, ktos przyjaźni się z byłym lub niedoszlym i wszyscy są szczęśliwi.....
Wiem co czujesz, ja od wczoraj jestem sama. Boli to cholernie. Nie wiem gdzie usiąść, gdzie iść, co robić. Pustka i niemoc straszna..
Oj boli i to bardzo ale ja nie szukałam kontaktu wykasowalam nr telefonu i puste miejsce zastapilam działaniem. Zacznij wychodzić do ludzi nie rozmawiaj o nim spróbuj zacząć żyć jak by go nie było jest to bardzo trudne ale można tak zrobić. Dasz radę powiedz sobie że nie był ciebie wart.
Wiesz, łatwo powiedzieć nie był ciebie wart ale w rzeczywistości wygląda to troszkę inaczej. Zawsze, my kobiety, obwiniamy siebie, chociaż nie zawsze musi to być prawda, rozpamiętujemy, analizujemy i zawsze znajdzie się coś przez co stwierdzamy, że to jednak my jesteśmy winne.
Tu nie chodzi o to kto jest winny a kto nie dziewczyna chce pomocy jak sobie poradzić w takiej sytuacji bo jest jej źle wręcz ciężko na tym się skupmy. Trzymaj się ja dałam radę przetrwać choć czasem serce mi ścianie czemu ja. Pozdrawiam