Witam wszystkich.
Otóż potrzebuje pomocy, postaram się jak najlepiej przedstawić sytuację.
Moja historia będzie podobna do tych, które opisane są tutaj. Ja i moja już była już dziewczyna mamy po 23 lata, jesteśmy ze sobą długo (jak na nasz wiek) bo ponad 6 lat. Wiadomo, jak wszędzie początki były najlepsze. Później z upływem czasu minęły motylki, zaczęła się rutyna, przyzwyczajenie, raz było lepiej, raz gorzej i tak sobie trwaliśmy. Jak wszędzie, po jakimś czasie były też plany na wspólną przyszłość. Jednak z upływem czasu w ostatnich 2 latach narastała ilość i częstotliwość kłótni. Mamy takie charaktery, że obydwoje nie popuszczamy w kłótni i jesteśmy uparci. Ale żeby te kłótnie nie trwały wieczności to częściej jednak ja wyciągałem pierwszy rękę, żeby to załagodzić. Ona rzadko kiedy umiała się przyznać do winy, przeprosić. Widziała tylko winę kogoś innego niż swoją (mówię też o jej kłótniach z innymi osobami niż ja), hipokryzja, jednak na samym początku taka nie była, dopiero z upływem czasu się zmieniała, niestety na gorsze. W ciągu tego całego czasu związku mieliśmy 2-3 rozejścia się. Dosyć krótkie, nie dłuższe niż miesiąc, jednak były bolesne. Nie potrafiliśmy się zaangażować w inne relacje, dlatego kończyło się powrotami.
No i niedawno znowu zaczęły się kłótnie, o wszystko i o nic. Któregoś dnia zostawiła niewylogowanego FB na komputerze, być może nie powinienem tam grzebać, ale zrobiłem to i w sumie dzięki temu się dowiedziałem o pewnych rzeczach. Otóż pisała z innym facetem, moim zdaniem jego intencje były oczywiste, bardzo nalegał na spotkanie. Ona niby nie zgodziła się na spotkanie, jednak mimo wszystko pisali przez jakiś miesiąc dalej. Nie były to zwyczajne rozmowy, było dużo flirtu, podtekstów. Na początku nie dawałem po sobie niczego poznać, pytałem czy chciałaby mi o czymś powiedzieć, czy kogoś nie poznała i tak dalej. Przez kilka dni zarzekała się w żywe oczy że nie, że wymyślam bzdury byle się znowu pokłócić, doszukuje się niepotrzebnie i tak dalej.
Kiedy nie wytrzymałem i powiedziałem, że o wszystkim wiem to jej reakcja jeszcze bardziej mnie zszokowała. Nie widziała w tym nic złego, twierdziła że to tylko zabawa, a mi nie chciała mówić bo bym zrobił kłótnie a to nic poważnego jej zdaniem. Chciała najzwyczajniej się pogodzić, mówiąc że nie ma ochoty na dalsze kłótnie. Poczułem się jak w cyrku, wyprowadziłem się z wspólnie wynajmowanego mieszkania, skończyło się na rozstaniu.
A ona nic, nawet się do odezwała przez 2 tygodnie. Wiem tylko, od wspólnych znajomych którzy tam mieszkają (wynajmowaliśmy 3 pokojowe mieszkanie na dwie pary), że podobno ma mętlik w głowie i widzieli jak płakała, ale nie chce o tym z nimi rozmawiać. Myślę, że są raczej obiektywni, znają nas, bo widzieli na co dzień jej zachowanie, trzymają moją stronę, więc nie bawiliby się w przekazywanie mi informacji, których była dziewczyna by sobie zażyczyła bym się dowiedział.
Czy da się to jeszcze w jakiś sposób ogarnąć ? Chciałbym, żeby zrozumiała pewne kwestie, wyciągnęła wnioski i zacząć w końcu na poważnie, z drugiej strony były wcześniejsze rozstania, próby powrotu, no i jej ostatnie kłamstwa, wypieranie się w żywe oczy. Mocno naruszyła moje zaufanie. Mimo tego wszystkiego, wcześniejszych burzliwych wydarzeń, tych wszystkich kłótni i rozstania, które wyniknęło z mojej wyprowadzki to zależy mi na niej. Jest mi źle, gdy nie mamy ze sobą żadnego kontaktu. Ona jest atrakcyjną dziewczyną, gdyby chciała to mogłaby mnie już wcześniej zamienić na kogoś innego, bo ciągle ktoś do niej uderza, ale z jakiegoś powodu jednak byliśmy razem tyle lat.
Ona to widzi jednak w zupełnie inny sposób. Kłótnie są spowodowane tym, że się nie staram o nią. Trochę tego nie rozumiem, bo specjalnie sama nie robi nic ciekawego. Moja opinia i naszych wspólnych znajomych jest inna. Może nie jestem chodzącym ideałem, tak jak wspominałem na początku też mam uparty, być może męczący charakter, potrafię być szczery do bólu, nie przebierać w słowach, nie było codziennie kwiatów czy innych prezentów, ale na pewno nie było też tak, że w ogóle ich nie było.
W przeciwieństwie do niej nie miałem problemów ze szczerością, jeśli mnie o coś zapytała, jeśli potrzebowała pomocy chociażby w pracy, naprawieniu czegoś, skręceniu mebli czy masie innych rzeczy, pieniędzy, transportu to służyłem pomocą. Potrafiłem zorganizować wakacje, bo ona mogła większą cześć kasy wydać na swoje '' potrzeby'' i prawie nigdy nic nie miała ( a nie wcale nie zarabia aż tak mało). W swojej obronie mogę jeszcze raz powiedzieć, że jeżeli ja się nie starałem, to ona tym bardziej, bo robiła jeszcze mniej niż ja sam, skoro to ja się wcale nie starałem, ale tak jak wspominałem opinia innych, którzy znają nas od kilku lat uważają inaczej niż ona. Zauważyli, że zawsze szuka kogoś winnego, ale nie widzi żadnego problemu w swoim postępowaniu.
Proszę o Wasze zdanie i porady, dzięki.