Jestem wręcz pewien, że mam syndrom DDD. Pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej. Tata był bardzo nerwowy, często zdarzało mi się porządnie oberwać - przemoc i niepewność w domu była u mnie normą. W domu nie było żadnej miłości. Jedynie ciągle kłótnie o pieniądze między rodzicami - tylko tego(pieniędzy) u nas nie brakowało. Mama odeszła od nas kiedy miałem 15 lat. Do dziś nie utrzymuje z nią żadnego kontaktu, mimo że ona by chciała. Potraktowała mnie i rodzeństwo jak śmieci odchodząc od nas i zostawiając w domu jeszcze gorszy psychiczny syf niż był, nasyłając na ojca policję ze względu że nie potrafili się dogadać o kasę. Wspominam to strasznie. Odciąłem się od domu, mam kontakt z rodzeństwem i niewielki kontakt z ojcem, który się zmienił. Nie jest już taki nerwowy jak był kiedyś, wychowuje on również młodszego brata i wydaje mi się, że robi to bardzo dobrze - wyciągnął wnioski. Moje związki: byłem bardzo zaborczy w pierwszym związku, okrutnie zazdrosny. Rozpadło się głównie z mojej winy - jednak byłem wtedy dość młody. W następnym związku byłem z dziewczyną mega chłodną, która była dosłownie bez uczuć. Kochałem ją na zabój, za bardzo. Poświęciłem jej całe swoje życie, miałem serce na dłoni. Miałem rok przerwy od związków, byłem sam. Rozmawiałem przez ten czas sporo z moją koleżanką psycholog ( 3 lata po studiach, po różnych stażach itp) . Ona mi wszystko uświadomiła, mogłem się jej wygadać, poruszane były tzw korzenie dotyczące sytuacji w domu - wiedziała o mnie zdecydowanie za dużo. Było to coś na zasadzie sesji. Trwało dobre 3 miesiące. Trwałoby pewnie do teraz jednak ona wyjechała do innego miasta i ,,sesje" się skończyły. Po rozmowach czułem się lepiej i uważałem, że nie potrzebuje psychologa bo mam ją - moją mądrą koleżankę . Jakoś przez ten czasu inaczej zacząłem patrzeć na siebie, dużo więcej widziałem, widzę ? Tak mi się przynajmniej wydaje... Teraz jestem w nowym związku z tzw. zdrową dziewczyną (póki co mam takie wrażenie), ale cały czas mi czegoś brakuje. Czuje jakąś pustkę. Jednocześnie wydaje mi się, że przepracowałem swoje problemy przez te dobre 3 miesiące z koleżanką, która jest psychologiem. Ale mam wrażenie, że czasem przeszłość i tak odbija się mocną ,,czkawką"... Co robić?
1 2017-11-23 18:50:29 Ostatnio edytowany przez nestor (2017-11-23 20:18:34)
Rozmowy z kolezanka to NIE JEST terapia. Kolezanka nie jest osoba postronna, obiektywna wiec to, ze czules sie lepiej po gadkach wynika bardziej z tego, ze generalnie czlowiek lubi sie wyzalic jak mu cos na watrobie siedzi, a nie z tego, ze jakos Cie wyterapeutyzowala. Po drugie, trzy miesiace to nic. Po takich przezyciach skuteczna terapia trwa przynajmnie z rok, o ile nie dluzej.
Znajdz profesjonalnego terapeute, a kolezanke zachowaj jako kolezanke.
Dziękuję Beyoundblackie za odpowiedź. Z tym, że to nie była zwykła koleżanka tylko koleżanka, która jest psychologiem. Czułem się przez nią mega zrozumiany, nie oceniany itp. Czyli koleżanka niezależnie czy to psycholog czy nie to i tak to nie jest żadna ,,terapia", nie da się przepracować swoich traum w taki sposób .. ? Myślałem, że swoje problemy mam już za sobą....
3 miesiące terapii to tak naprawdę początek. Dobry początek,ale ( zawsze musi być jakieś ale) to jest tylko czas na to żeby uświadomić sobie,że masz problem i pogodzić się z tym. Mogę to powiedzieć jako osoba z takim samym problemem. Ja chodziłam na terapię dwa lata z przerwami. Nie mogę powiedzieć, że jestem uzdrowiona bo to chyba zawsze będzie w człowieku siedziało, ale na pewno jest mi łatwiej w wielu aspektach życia.
Dziękuję Beyoundblackie za odpowiedź. Z tym, że to nie była zwykła koleżanka tylko koleżanka, która jest psychologiem. Czułem się przez nią mega zrozumiany, nie oceniany itp. Czyli koleżanka niezależnie czy to psycholog czy nie to i tak to nie jest żadna ,,terapia", nie da się przepracować swoich traum w taki sposób .. ? Myślałem, że swoje problemy mam już za sobą....
Nestor jestem DDA i moja terapia trwała 2 lata.
6 2017-11-25 00:11:21 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-11-25 00:12:11)
Kolezanka nie moze byc terapeuta, niewazne jak dobrze bylaby psychologicznie wyksztalcona, no bo wlasnie jest Twoja kolezanka, czyli, ze ma emocjonalna wiez z Toba i w zwiazku z tym nie moze byc obiektywna. Terapia to nie sa pogaduszki przy kawie. Terapia to jest rygorystycznie zaplanowany proces, ktory ma na celu Ci pomoc.
7 2017-11-27 10:58:02 Ostatnio edytowany przez Amethis (2017-11-27 10:58:41)
W domu nie było żadnej miłości...Jedynie ciągle kłótnie...Mama odeszła od nas kiedy miałem 15 lat. Do dziś nie utrzymuje z nią żadnego kontaktu, mimo że ona by chciała. Potraktowała mnie i rodzeństwo jak śmieci odchodząc od nas i zostawiając w domu jeszcze gorszy psychiczny syf niż był... Wspominam to strasznie. Odciąłem się od domu, mam kontakt z rodzeństwem i niewielki kontakt z ojcem, który się zmienił. Nie jest już taki nerwowy jak był kiedyś, wychowuje on również młodszego brata i wydaje mi się, że robi to bardzo dobrze - wyciągnął wnioski. Moje związki: byłem bardzo zaborczy w pierwszym związku, okrutnie zazdrosny. Rozpadło się głównie z mojej winy - jednak byłem wtedy dość młody. W następnym związku byłem z dziewczyną mega chłodną, która była dosłownie bez uczuć. Kochałem ją na zabój, za bardzo. Poświęciłem jej całe swoje życie, miałem serce na dłoni. Miałem rok przerwy od związków, byłem sam.
cały czas mi czegoś brakuje. Czuje jakąś pustkę.
3 miesiące rozmów z koleżanką, która z racji "psycholog" umiała stworzć dla Ciebie optymalne warunki "Czułem się przez nią mega zrozumiany, nie oceniany itp. "
to dopiero wstęp Nestor!!!
wobec zrozumienia wpływu, przyglądnięcia się, wyciągnięcia wniosków, podjęciu wyzwania zmiany narzuconych schematów, wyjścia z nieświadomych zależności, prostowania emocjonalnej strony siebie, itd itp
jest co robić , póki co postawiłeś badawczo krok do przodu
mam wrażenie, że czasem przeszłość i tak odbija się mocną ,,czkawką"... Co robić?
podążać tym kierunkiem, "terapia"
Zaangażowanie w problem nie musi być przeszkodą dla koleżanki w pomocy tobie. Psychologów uczy się, by się nie angażowali w sprawy pacjentów, ale to raczej chodzi o zdrowie psychiczne terapeutów.
Nie znam twojej koleżanki, by cokolwiek mówić o niej. Może po prostu zadzwoń do niej i zapytaj jak ocenia te trzy miesiące i co ci radzi zrobić dalej. Ona cię zna lepiej niż ktoś po przeczytaniu kilku zdań. Po słowach, że się obawiasz o przyszłość, można domniemywać, że jeszcze masz coś do przepracowania.
Już na podstawowych umiejętnościach psychologicznych w pierwszym miesiącu studiów uświadamia się studentów psychologii, że "pomaganie psychologiczne" znajomym i rodzinie jest bardzo nieetyczne. Za to rozmowa - jak najbardziej. I prawdopodobnie tak było, że po prostu same rozmowy z kimś, kto potrafi Cię zrozumieć, nie ocenia, nie narzuca swojej woli, jest dobrym przyjacielem - to niezwykle cenne. Tylko to nie jest terapia w żadnym stopniu. Dobrze, że miałeś przyjaciółkę, która potrafiła Ci pokazać, że jesteś kimś, kogo warto słuchać, z kim można pogadać - to podnosi na duchu.
Praca terapeutyczna - to inna para kaloszy. Mam nadzieję, że rozważysz terapię, ponieważ nie da się opisać ulgi, jaką przynosi po czasie. Nie od razu, nie jak rozmowa z przyjaciółką, nie jest łatwo czy przyjemnie cz szybko - ale warto, bo koniec końców sytuacja w domu będzie się odbijać czkawką ZAWSZE, dopóki tego nie poukładasz. Tak jesteśmy skonstruowani, że pierwsze naście lat życia ustawa nas na kolejne dziesiąt lat. Przeprogramowanie się ze swoich toksycznych myśli, niekonstruktywnych działań, złych schematów - jest możliwe.