Cześć,
Jestem Karolina i mam 18 lat. Dwa lata temu związałam się o rok starszym od siebie chłopakiem. Wtedy to była dla mnie wielka prawdziwa miłość. Byłam na prawdę zakochana. Byłam przekonana, że to będzie mój mąż i ojciec moich dzieci. Teraz wiem jak to śmiesznie brzmi. Pierwsze dwa miesiące naszego związku były idealne. Wymarzony chłopak. Przystojny, romantyczny, czuły. To z nim przeżyłam swój pierwszy raz, po którym współżyliśmy regularnie. Ale po tych 2 miesiącach zaczął ujawniać swoje prawdziwe oblicze. Zaczęło się od tego, że pisałam z moim kolegą. Kiedy on się o tym dowiedział zaczął grozić mi samobójstwem, jeśli nie zerwe z nim kontaktu. Miał szkło w ręce i chciał się pociąć. Byliśmy w lesie. A ja z całych sił się z nim szarpałam, żeby tego nie robił. Ostatecznie zerwałam z nim kontakt (z tym kolegą). Pewnie normalna dziewczyna by odeszła, ale ja stwierdziłam, że to on miał rację i to nie było fair, abym pisała z przedstawicielami płci męskiej nawet jeśli były zamiary czysto koleżeńskie. Ale na jednej takiej sytuacji się nie skończyło. Potrafił robić awantury o byle błahostki, z czasem stawał się coraz bardziej agresywny. Ograniczał mi kontakty nie tylko z kolegami, ale z płcią piękną również, nawet miał wyrzuty o moich rodziców. Spotykaliśmy się codziennie, jak raz nie mogłam to były już pretensje i wyrzuty. Na fb też musiałam pisać cały czas.. No oprócz kiedy miałam spać albo się myć. Co do współżycia..właśnie.. On chciał codziennie. Mi na początku to odpowiadało, ale później wolalam zatesknic. Jednak to stało się moim obowiązkiem. Pamiętam jak kiedyś odmowilam, bo mi się zwyczajnie nie chciało to musiałam godzinami tłumaczyć dlaczego tak, i w efekcie końcowym to zrobiłam z nim, bo nie miałam już siły na sprzeczki. Dlatego od tamtej pory zawsze się zgadzałam, choć czasem nie chciałam tego.... Ale była taka jedna sytuacja. Jak zwykle wielka awantura, drama. Ja cała rozbeczana, już nie mająca na nic kompletnie sił. Ale pogodziliśmy się jakoś, wróciliśmy do jego mieszkania. Było już po wszystkim, po aferze. On chciał seksu, tak na zgodę. Ja odmawiałam już wtedy wprost, bo nie miałam na nic zupełnie siły. Czułam się po tej kłótni jakbym miała zaraz umrzeć. On jednak cały czas nalegał. Już widziałam, że zaczyna się denerwować. Dlatego powiedziałam, że ma sobie robić ze mną co chce i się rozebrałam dla świętego spokoju. Nie mniej jednak nie stanął mu, że względu na mój ohydny widok - byłam rozbeczana, przygnebiona, taka nie do życia. Mimo, że tego definitywnie nie zrobił.strasznie mnie bolało, że miał taki zamiar.. Raz zapytałam się go DLACZEGO.. On na to, że myślał, że poprawi mi seksem humor. Nie nazywałam wtedy tego próbą gwałtu, wręcz wmawiałam sobie ze nic się nie stało i muszę zapomnieć. No i zapomniałam. Mój mózg wyparl to z pamięci. Z chłopakiem jeszcze dalej byłam kilka miesięcy po tej sytuacji (W sumie byliśmy razem ponad rok), w końcu jednak klapki mi z oczu padły i zobaczyłam co on ze mną zrobił, psa na zawolanie i niewolnika, sytuacja z próbą gwałtu również mi wwróciła do pamięci z wielkim echem. Dzisiaj jestem szczęśliwa z nowym.normalnym facetem. W sumie nie wiem po co to pisze, chyba chciałam się wygadać. Dzisiaj w nocy powróciły wspomnienia z tego dnia. Czasem nie umiem sobie psychicznie poradzić z tym wydarzeniem, które ot tak czasem wraca mi do głowy. Dziękuję z góry za przeczytanie moich wypocin
Czesc. Mialam dokladnie tak samo... dopiero po czasie zrozumialam, ze moj chłopak mial zaburzona osobowość borderline. Doprowadzal mnie do szalu, zmuszal do dziwnych, nieracjonanych rzeczy. Rowniez w seksie. Gdy przeciw czemus protestowalam chcial sie zabic, wychodzil za balkon, wbijal sobie drut w gardlo, bral duza ilosc metamefatminy. Zaraz pozniej bylam najpiekniejsza ksiezniczka, nikomu nie pozwoli jej skrzywdzic a mi niebo uchyli...To bylo 4 lata temu.. bardzo trudno jest sobie z tym doświadczeniem poradzic.
Obie do psychologa marsz...
W seksie trzeba się nauczyć stawiać jasne granice. Niektórym to przychodzi z czasem i doświadczeniem. Też nie od początku potrafiłam powiedzieć, że nie chcę i nie mam ochoty, a mój chłopak to wykorzystywał, ale to przeszłość. Nauczyłam się, że seks jest fajny, a kiedy nie chcę to mam prawo powiedzieć, że nie i nikt nie może ode mnie niczego wtedy wymagać.
4 2017-11-19 12:02:52 Ostatnio edytowany przez sosenek (2017-11-19 12:03:22)
zgadzam się z Lady Loka, przykro czyta się to co piszesz, seks z przymusu nawet niewinny raz czy dwa sprawi, że pojawi się rysa na związku. Mam nadzieję, że mimo dzięki takim akcjom jak #metoo więcej facetów będzie uświadomionych, że takie nagabywanie do seksu to zwykłe molestowanie.
Jeżeli o to chodzi, to mam jeszcze jedno przemyślenie. Panuje stereotyp, że facetom się chce, a kobietom nie.
Ja jak jeszcze z byłym próbowałam rozmawiać, bo mówiłam mu "nie" a on i tak się dobierał, to powiedział mi, że przecież kobiecie może się nie chcieć, a to rola faceta, żeby ją rozpalić.
Więc z takimi stereotypami też trzeba walczyć.
Jeżeli o to chodzi, to mam jeszcze jedno przemyślenie. Panuje stereotyp, że facetom się chce, a kobietom nie.
Ja jak jeszcze z byłym próbowałam rozmawiać, bo mówiłam mu "nie" a on i tak się dobierał, to powiedział mi, że przecież kobiecie może się nie chcieć, a to rola faceta, żeby ją rozpalić.
Więc z takimi stereotypami też trzeba walczyć.
A to na pewno stereotyp? Bo będąc w 10 letnim związku, gdybym nie raz inicjował czegoś, to bym seksu chyba nigdy nie miał (sprawdzone, potrafiłem przez 6 miesięcy czekać i nic...).
Lady Loka napisał/a:Jeżeli o to chodzi, to mam jeszcze jedno przemyślenie. Panuje stereotyp, że facetom się chce, a kobietom nie.
Ja jak jeszcze z byłym próbowałam rozmawiać, bo mówiłam mu "nie" a on i tak się dobierał, to powiedział mi, że przecież kobiecie może się nie chcieć, a to rola faceta, żeby ją rozpalić.
Więc z takimi stereotypami też trzeba walczyć.A to na pewno stereotyp? Bo będąc w 10 letnim związku, gdybym nie raz inicjował czegoś, to bym seksu chyba nigdy nie miał (sprawdzone, potrafiłem przez 6 miesięcy czekać i nic...).
Na pewno nie można wszystkich kobiet wkładać do jednego worka. Ja akceptuję to, że facetowi może się czasami nie chcieć, to niech facet zaakceptuje, że mnie też. Jak ja mówię, że dzisiaj nie chcę, bo (i tutaj naprawdę z mojej strony zwykle jest konkret, bo za bardzo lubię seks, żeby się wykręcać głupotami), a facet mi ładuje ręce w spodnie to po prostu po kilku takich zagrywkach nie mam ochoty na to, żeby mnie kiedykolwiek dotykał. Skoro nie szanuje tego, że mogę nie mieć ochoty, bo twierdzi, że moje "nie" tak naprawdę nie oznacza "nie"?
Co innego sytuacja kiedy się leży w łóżku i jedna strona inicjuje i coś z tego jest, a co innego, kiedy jedna strona otwarcie mówi "nie", a druga ma to w nosie. I do tej sytuacji odnosił się mój komentarz wyżej.
8 2017-11-19 19:27:40 Ostatnio edytowany przez authority (2017-11-19 19:36:56)
Lady Loka napisał/a:Jeżeli o to chodzi, to mam jeszcze jedno przemyślenie. Panuje stereotyp, że facetom się chce, a kobietom nie.
Ja jak jeszcze z byłym próbowałam rozmawiać, bo mówiłam mu "nie" a on i tak się dobierał, to powiedział mi, że przecież kobiecie może się nie chcieć, a to rola faceta, żeby ją rozpalić.
Więc z takimi stereotypami też trzeba walczyć.A to na pewno stereotyp? Bo będąc w 10 letnim związku, gdybym nie raz inicjował czegoś, to bym seksu chyba nigdy nie miał (sprawdzone, potrafiłem przez 6 miesięcy czekać i nic...).
Może więc pora się rozstać.