Ze względu na niefortunne podobieństwo, inne forum wzięło mój post za prowokację, dlatego udaję się tutaj, licząc na normalne odpowiedzi = opisuję sytuację poważnie, jestem już nią trochę sfrustrowana, więc proszę o zrozumienie, nie jest to trolling.
Zwykle czytałam tutaj tematy o podobnej treści, ale zakładane przez mężczyzn. Niestety, jako reprezentantka płci przeciwnej również dzisiaj poruszam ten wątek.
Jak w tytule, w tym roku wypada 31 wiosen, a ja nadal nic. Dobrze pamiętam mój rocznik 86', pierwszy który poszedł do gimnazjum (nie byliśmy już dzieciakami z podstawówki). Dziewczynom z klasy wydawało się chyba,
że to jakaś nobilitacja, namiastka dorosłości, bo opowiadały z wyższością o swoich "partnerach" których już mają, licząc, że zaimponują reszcie. Mnie to średnio
ruszało bo wiadomo, szczeniackie zaloty, może lepiej jednak usiąść nad lekcjami. Tak przeleciało też liceum, a po liceum studia. Obecnie pracuję w sklepie, jak
na razie niczego lepszego jako magister socjologii nie znalazłam. Sytuacja wciąż ta sama. Ani razu nie zostałam przytulona czy też pocałowana przez mężczyznę.
Mam wrażenie, że żaden nie okazał mi zainteresowania. Seks oczywiście nigdy nie miał miejsca (gdy czytam o tym, że dwudziestoparoletnie kobiety sprzedawały dziewictwo za naprawdę spore
sumy, to chyba mogłabym zostać milionerką). Portal randkowy wysłał mnie na dwa spotkania, każde zakończyło się na jednej, średnio udanej randce. W pierwszym zastosowałam
taktykę "niech się pierwszy odezwie jak mu zależy" - widać nie zależało. W drugim przypadku zadzwoniłam, przynajmniej szczerze odpowiedział, że nie jestem w jego typie i nie planuje
kolejnych spotkań. No cóż... Na studiach starałam się zagadywać do ludzi, także tych o większej ilości testosteronu, ale nie zostałam ani razu poproszona o numer czy poderwana.
Tu pewnie pomyślicie, że jestem brzydka. Może jestem, ale wcale tak nie uważam, swój wygląd lubię i jak mogę dbam o niego. Staram się być pogodna, ale bez nachalności, raczej nie odstraszam. Czy to naprawdę za mało?
Przeszkadza mi to, a też nie jest tak, że rozkręcam karierę jako bizneswomen i związki odkładam na później, bo to bzdura. Nie wiem czy któraś w tym wieku ma podobny problem, o ile
są trzydziestoparoletnie dziewice, to czy nie była taka chociaż raz adorowana przez faceta? Jak to jest, że skończyłam tą socjologię, a za nic nie znam się na ludziach?