Hej,
pisałam tu w przeciągu tygodnia z 2 posty na temat rodziny, relacji itp.
Teraz chcę opisać jedną sytuację, którą chyba opisywałam wcześniej też.
Po prostu nie wiem czy mam spuścić z tonu i nie być 'damulką' ale np kumpelą.
Chodzi mi o to, że ja wychodzę z założenia,że materiał na dziewczynę i na kumpelę się różni. Kiedyś bylam mega luzna w towarzyswie męskim, tzn nigdy nie przeklinałam, ale nie chodziłam wymalowana, w szpilkach, elegancko ubrana. I koledzy ze studiów uważali mnie tylko za kumpelę.
Kilka lat później zaczelam się malować, ubierać troche bardziej elegancko- jednak trafiłam w inne srodowisko - i tam ludzie byli bardziej wyluzowani niz na moich studiach. Tam oni się albo bali do mnie podejsc, albo wytwarzalam wg nich jakas tam spine kiedy np bylam bardzej elegancka i zachowywalm się tzn 'proper',nie mowilam SIEMA,ELO a- cześć, hej hej, nie olewałam ludzi a byłam bardziej malostkowa itp.
Z takiego towarzystwa poznałam jednego faceta. Przy nim czulam sie soba, nie musialam nikogo udawac, widzialam ze mu sie podobam. Ale nie znałam go, jakos nie wychodziło nam spotykanie, bo np zapraszal mnie na wódę z kOlegą do swojej firmy- automatycznie mialam totalny odwrót bo jesli nawet znajomy mnie zaprasza to dlaczego od razu na wódę.
Tak tez zastanawialam się czy po prostu on nie jest z takiego 'zbyt wyluzowanego srodowiska' mimo, ze ma firme, ogarnia itp. Moze chcial mnie przetestowac, sprawdzic jaka jestem, naile sobie pozwole. Wiem, ze on kreci się z wieloma kolezankami ktore nawet na jego wallu fb piszą w zartach o paleniu trawy czy cos.
Mimo, ze to ludzie po studiach, normalni, pracujacy- nie wiem ja mam wrazenie, ze niektorych rzeczy nie nalezy pokazywac, ja jeszcze nie pracuje a teraz nawet rekruterzy z HR siedza na linekd in i na fb i sobie patrzą po ludziach.
Zawsze wychodzilam z takiego zalozenia i w tym srodowisku wychodzilam na pospinaną laskę. Np ten kolega lubil mnie , podrywal mnie, uwielbial jak do niego przychdzilam na pogaduchy do firmy, jak z nim pisalam. Mnie sie podobal intelektualnie ( super rozmowy) , fizycznie mniej ale dla mnie MIAL TO COS.
To cos co przez lata nie moglam znalezc nawet u siebie na kieurnku, nawet wystalkowalam czy pochodzi z rodziny rozbitej czy ma rodzenstwo czy dobre ma z nimi stosunki. Niestety az tak to u mnie poszlo.
Wkrecilam sie na niego, ale tez nie za bardzo bo wiedzialam, ze NIC MIEDZY NAMI NIE BYLO. Tylko flirt i widzialam, ze jesli wykonam jakis tam krok zly to moze wszystko sie popsuc. nawet relacja znajomych.
I teraz nie wiem o co chodzi bo na poczatku kiedy go poznalam bylam nowa w grupie - on zaczal do mnie wypisywac, chcial mnie poznac, ale byl wtedy moim szefem. A ja nowa wiec ja nie czulam sie na tyle 'silna' aby flirtowac z szefem bo uwazalam ze mialby nade mna podwójna wladze. I tu jest problem, bo wiele moich znajomych pukalo sie w czolo mowiac, ze jestem nienormalna, mam jakies klapki na oczach ze mialam go brac wtedy jak wykazywal zainteresowanie, nie rozkminiac jakis relacji biznesowych, jakis relacji kto wyzej itp.
No i tak w kolezenstwie minął rok czy 1.5 roku bylismy nawet na sylwestrze ze znajomymi flirtowalismy, pozniej w klubie razem tanczylismy i znowu pozniej on chcial aby wszyscy poszli do niego do domu na wódę. Tylko ze w towarzystwie bylam jedyną dziewczyną, odmówiłam to się obraził.
I teraz wlasnei o takie rzeczy mi chodzi. Czy ja nie wymagam za dużo? Moze POWINNAM byla pic z nimi w bramie jako jedyna laska, jako kolezanka, taka kumpela czy wlasnie dobrze robilam że się odsuwałam?
Pozniej i tak wiele razy mi pomagal przy moich zleceniach ale ja wyjechalam za granicę na wiele miesięcy, on w trakcie mi pomagal ogarnac cos do pracy mgr ( pisalam to wiele razy na forum). Tylko, ze np nie zalatwial mi tego od razu, nie zalatwial mi tego np za tydzien, ale za miesiac - kazal mi sie przypominać abym do niego pisala. A ja tez bylam zajeta, pracowalam, ogarnialam rzeczy i jakos nie chcialam w pracy codziennie wisiec na facebooku aby mu przypominac o dokumentach. Ja jestem osoba , ktorej sie raz max dwa razy powie i juz to robi...
Ale czasem mam wrazenie, ze jestem za ostra, ze widze swiat na bialo czarno a nie w odcieniach szarosci, moja matka mowi ze jestem czasem jak taka ostra jak kosa, ze nie widze kompromisu. Ze musi byc jak ja chce- tylko ze to ja zawsze ulegam ludziom dostosowuje sie a ludzie nawte nie uwazaja tego co ja mowie za jakis 2 czy 3 priorytet tylko ostatni na liscie...
Jak ktos mi cos powie albo ja chce z kims wyjsc np z tym facetem to on nie moze, albo on nie wie ale jak on chce wyjsc i on zaprasza na grilla to ja musze przyjsc...
I tu nie chodzi o to, ze ja jestem jakas w podniesionym czolem ale to jest moj system obronny, ze ja sie wycofuje przed tym, kiedy np ja daje za duzo z siebie, energii, mysli, a ludzie nawet w 1/10 nie oddaja mi tego.
I pozniej są zgrzyty, ja sie obrazam.
Tak samo z tym chlopakiem umowilismy sie ze moge mu cos kupic w podziece, pozniej sie spotkamy na piwo po powrocie. I w koncu wyszlo na to, ze to JA musialam mu przypominac o tym, ZE MU COS KUPILAM. I TO Ja musialam mu pisac aby on sie ze mna spotkal. A on i tak tego nie odebral.
Nie wiem czy to JA popelniam jakis kardynalny blad w relacjach, czy moze robie cos tak oczywistego , ze faceci sie ode mnie odwracaja.
Tu byla sytuacja taka, ze juz z 1000 raz to napisze, w momencie kiedy wyjezdzalam do kraju on zaprosil mnie na urodzinowego grilla, nie moglam wpasc bo w tym momencie mialam lot ale zyczylam wszystkiego dobrego itp. Napisalam kilka dni pozniej jak grill czy dobrze sie bawili, gdzie poszli- na luzie. Napisalam tez ze mam cos dla niego ze wzgledu na to ze mi pomogl i ze wzgledu na to ze nie bylam na urodzinach moglibysmy sie spotkac i aby to on dawal mi znaki.
I tu zauwazylam wycofywanie, jakby sie zorientowal ze to na serio ( ale nie wiem co ) i jakby zwial przestraszyl sie, ale delikatnie jednak ten kontakt chcial utrztmywac. Nie wiem z czego to wynika.
Ze faceci sie mnie boja?
Ze mysla ze dlatego ze jestem na politechnice, jestem dokladna czasem malostkowa to ze jestem pamietliwa i ze jak cos chce to musze to miec? I moze sie mnie boja , widza mnie przez pryzmat tego wlasnie?
Pozniej raz sie z nim widzialam na imprezie to mnie przepraszal ze sie MIESIAC nie odzywal , mowil ze jest nieogarem ze zapomnial- ale ja i tak mialam gule w gardle. Ze ja zawsze dotrzymuje slowa a o mnie nikt nie pamieta i juz nie bylam wyluzowana, bylam obojetna i jakas taka dziwna nawet jak z nim rozmawialam.
I nie wiem czy np jak sa takie sytuacje to nie powinnam wrzucic naluz? POzniej tez mu napisalam ze jednak mam cos dla niego i jesli ma czas to mozna sie spotkac- nie mial czasu mowil ze MOZE. MOZLIWE, ze go PRAWDOPODOBNIE NIE BEDZIE wiec ja go olalam. BO juz nie chcialam bawic sie w nic. A kiedy go olalam on zaczal do mnie pisac ale z takim skutkiem ze na umowiony dzien nie zadzwonil ani nie napisal wiec ja go olałam totalnie.
Pozniej widzielismy sie na innej imprezie nawet nie chcialo mi sie z nim rozmawiac, podejsc, patrzec na niego.
I teraz nie wiem. DLa mnie oczywiste jest to ze cos nie wyszlo, ale nie wiem z jakiego powodu. Czy z tego ze ja sie za bardzo spinam i moze on wyczuwa desperacje?
A z 2 strony mam żal że zawsze to ja jestem tą ktora ogarnia, ktora jest olewana bo ktos 'nie ogarnie', bo ktos 'zapomni' nawte jak sie umowi.
I ja tego nie biore na luz. Ja sie spinam, odsuwam sie, odchodze i takie osoby dziwia sie dlaczego.
Przeciez jestemsy znajomymi, dlaczego sie spinasz, nie obrażaj się. Nie masz dystansu.
Ale czy na tym polega dystans? Na olewaniu siebie, na niedotrzymywaniu slowa? Na tym ze ja mam ganiac za facetem przypominac ze mam cos dla niego i pytac sie go kiedy ON sie ze mna spotka?
Nie.
To dlaczego caly czas kied bylam 4 tys km poza Polska rozmowy nam sie kleiły, wszystko bylo cacy flirtowalismy. A kiedy wrocilam mialam wrazenie ze on sie wycofal tak jakby to wszystko bylo 'realne' ze ja jestem nie 4 tys km tylko 5 km od niego i zaraz moge byc na miescie i on moze mnie ze znajomymi zobaczyc.
O co chodzi?
Czy ja jestem staroswiecka? Moze ludzie sa luzni w jakims sensie, olewaja sie nawzajem i jakos im to nie przeszkadza, bo maja 'dystans', obrazaja sie i jakos zyja?
nei wiem.
Moze po prostu ja zle odbieram swiat, moze ja mam jakis problem z tym aby wyjsc z jakiejs skorupy i byc bardziej luzna? smiac sie ze wszystkiego na okolo, nie byc taka powazna? ALe ja nienawidze jak ludzie sa wkur***wiajacy, osmieszaja sie, obrazaja sie nawet na zarty nawzajem.
Nie wiem. te laski ktore pija duzo alkoholu, ktore imprezuja, sa takimi kumpelkami maja tyle powodzenia.
A mowia ze ja nie mam dystansu. Ja nie musze byc krolowa imprezy, królowa grupy znajomych...
Dlaczego nikt nie wezmie mnie taka jaka jestem tylko ja zawsze mam wrazenie ze musze sie zmienic, podporzadkowac aby ktos mnie zechcial, ze aby zdobyc faceta musze wyjsc z jakiejs skorupy i musze zaczac imprezowac , zapoznawac sie ze znajomymi innymi aby byc towarzyska.
DLaczego nikt nie chce poznac mnie osobiscie, pochodzic ze mna, pospotykac sie na piwo, porozmawiac .
Czy cos jest ze mna nie tak?
jak ktoś chce moge wyslac screeny rozmowy z tym chlopakiem to ktoś z Was oceni czy moze ja jestem pospinana, nie a luzu, a moze jednak on cos zawalil? BYlabym wdzieczna za taka ocene tez bo sama nie umiem ocenic