Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 14 ]

1 Ostatnio edytowany przez bez_nazwy (2017-10-30 11:13:00)

Temat: Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać

Cześć,
postanowiłem napisać bo... w sumie widzę u siebie niezbyt przyjemne "zmiany" - jakbym się zamieniał w "zgorzkniałego marudę".
Jakiś czas temu zakończył się nagle związek w którym byłem - nie za długo, ale intensywnie i teoretycznie z obu stron było ogromne zaangażowanie. Najpierw oboje jak "pies do jeża", a potem otworzyliśmy się na siebie, było wspaniale, były też plany wspólnego życia i przyszłości. Ona pojechała na dwa miesiące za granicę do pracy, przed powrotem okazało się, że nie było na kogo czekać - w kimś się zauroczyła, w kimś zakochała.. i wyszło, że wszystko to było nieprawdziwe, że tak naprawdę podchodziła do tego związku "na rozum", a nie na emocje. Dla mnie ogromny szok, nie złość, ale szok - bo jak tak.. angażować się, a nie czuć? Sam bym tak nie potrafił, po prostu.

Teraz sprawa wygląda tak, że o ile mogę się z kimś nowym spotkać, o tyle nie widzę w sobie ani krzty siły na zaangażowanie, danie komuś zaufania sad Jakby to co się stało coś w środku kompletnie połamało. Już wcześniej byłem w niezbyt udanym związku, ale tam ja zerwałem bo miałem dosyć, potem jakiś czas byłem sam i było ok - ot, nauczył mnie on wiele. Ten ostatni też wiele nauczył, ale mam jakieś takie wrażenie, że coś też zmienił.. I jak z jednej strony bardzo chciałbym z kimś być, wspierać, dawać radość i samemu czuć się kochanym, tak odczuwa nie tyle lęk przed zranieniem, co "zimną kalkulację" - w sumie czy opłaca mi się angażować czas, środki, a przede wszystkim własne emocje w kogokolwiek nowego?

Tak, ja wiem, że nie każdy taki jest, że jest masa ludzi, którzy za nic by się tak kimś "nie bawili" ale... i tak odzywa się właśnie taki głos.
Żeby nie było, jestem zadowolony z życia - rozwijam się, realizuję tak zawodowo, mam swoje hobby, potrafię się zorganizować... a od strony uczuciowej sam nie wiem co zrobić - budować mur... czy coś innego? Jak po każdym zakończonym związku swoje trzeba "odcierpieć i wyrzucić", a jednak tu jest jakoś inaczej...

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać

Zacznij się spotykać z kobietami bez większych oczekiwań.  Sam napisałeś, że twój związek był krótki ale intensywny. Oczywiście taki 'ogień' też może być miłym uczuciem, ale niestety często zgubnym (choć to nie reguła). Spróbuj następnym razem lepiej kobietę poznać zanim postanowisz się zaangażować.

3 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-10-30 16:51:16)

Odp: Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać
bez_nazwy napisał/a:

Cześć,
postanowiłem napisać bo... w sumie widzę u siebie niezbyt przyjemne "zmiany" - jakbym się zamieniał w "zgorzkniałego marudę".
Jakiś czas temu zakończył się nagle związek w którym byłem - nie za długo, ale intensywnie i teoretycznie z obu stron było ogromne zaangażowanie. Najpierw oboje jak "pies do jeża", a potem otworzyliśmy się na siebie, było wspaniale, były też plany wspólnego życia i przyszłości. Ona pojechała na dwa miesiące za granicę do pracy, przed powrotem okazało się, że nie było na kogo czekać - w kimś się zauroczyła, w kimś zakochała.. i wyszło, że wszystko to było nieprawdziwe, że tak naprawdę podchodziła do tego związku "na rozum", a nie na emocje. Dla mnie ogromny szok, nie złość, ale szok - bo jak tak.. angażować się, a nie czuć? Sam bym tak nie potrafił, po prostu.

Teraz sprawa wygląda tak, że o ile mogę się z kimś nowym spotkać, o tyle nie widzę w sobie ani krzty siły na zaangażowanie, danie komuś zaufania sad Jakby to co się stało coś w środku kompletnie połamało. Już wcześniej byłem w niezbyt udanym związku, ale tam ja zerwałem bo miałem dosyć, potem jakiś czas byłem sam i było ok - ot, nauczył mnie on wiele. Ten ostatni też wiele nauczył, ale mam jakieś takie wrażenie, że coś też zmienił.. I jak z jednej strony bardzo chciałbym z kimś być, wspierać, dawać radość i samemu czuć się kochanym, tak odczuwa nie tyle lęk przed zranieniem, co "zimną kalkulację" - w sumie czy opłaca mi się angażować czas, środki, a przede wszystkim własne emocje w kogokolwiek nowego?

Tak, ja wiem, że nie każdy taki jest, że jest masa ludzi, którzy za nic by się tak kimś "nie bawili" ale... i tak odzywa się właśnie taki głos.
Żeby nie było, jestem zadowolony z życia - rozwijam się, realizuję tak zawodowo, mam swoje hobby, potrafię się zorganizować... a od strony uczuciowej sam nie wiem co zrobić - budować mur... czy coś innego? Jak po każdym zakończonym związku swoje trzeba "odcierpieć i wyrzucić", a jednak tu jest jakoś inaczej...

Nie wiem, co ci napisać, żeby nie zabrzmiało banalnie.
Jak napiszę, że utrata złudzeń boli, to nie będzie nic nowego dla ciebie, bo odczułeś to na własnej skórze.
Jak napiszę, że ludzie zawodzą, zdradzają, zostawiają w najmniej oczekiwanych momentach, to machniesz ręką, bo już o tym wiesz.
Potrafiłeś sobie zaistniałą sytuację ładnie zracjonalizować, szufladkując ją w dziale "doświadczenia".
No właśnie. Zracjonalizowałeś zamiast przeżyć emocje, które wzbudziło w tobie zachowanie byłej. Przeszedłeś szybko nad wydarzeniami do realnego życia i coś mi się wydaje, że nawet nie pozwoliłeś sobie na te wszystkie emocje, które zazwyczaj nami targają, gdy doświadczamy straty. U ciebie był szok a potem przejście nad wydarzeniami do porządku dziennego, jakby w złości i smutku było coś niewłaściwego.
Ale wygląda na to, że choć cały czas zaprzeczasz złości, to smutek gdzieś z ciebie wyłazi "bokami". Może więc pozwól smutkowi przejść przez twój umysł. Niech smutek przygotuje ciebie jak płóg ziemię pod nowe zasiewy.

4

Odp: Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać

@summerka88:
W sumie.. masz racje, postanowiłem przejść do tego do porządku dziennego aby "nie tracić jeszcze więcej czasu".
Straciłem go sporo angażując się w ten związek, a nie chciałem tego jeszcze więcej tracić i padać przez kogoś na kolana, tym bardziej że ten ktoś nie jest tego wart.

5

Odp: Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać
bez_nazwy napisał/a:

@summerka88:
W sumie.. masz racje, postanowiłem przejść do tego do porządku dziennego aby "nie tracić jeszcze więcej czasu".
Straciłem go sporo angażując się w ten związek, a nie chciałem tego jeszcze więcej tracić i padać przez kogoś na kolana, tym bardziej że ten ktoś nie jest tego wart.

Zgadzam się z tym, że najprawdopodobniej nie ma sensu rozpaczanie za kimś, kto nie jest tego wart. Ale wraz z odejściem tej osoby straciłeś nie tylko ją, ale jeszcze COS, co było dla ciebie ważne i cenne. Smutek pozwala docenić właśnie TO, co straciliśmy a co było dla nas, ciebie esencją pryzjemności, radości i miłości.
Nie wiem, czy jesteś takim konkretnym facetem, który emocje uznaje za słabość dobrą dla mięczaków, ja uważam, że człowiek, który nie wstydzi się swojego smutku jest autentyczny i godny zaufania. Nie proszę cię, żebyś zaprosił smutek do siebie i pozwolił mu zadomowić się u siebie na dłużej, ale żebyś wykorzystał czas smutku na przyjrzenie się sobie, swoim potrzebom i temu, co czyni cię szczęśliwym.

Odp: Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać

Jedyne wyjście to podchodzenie na chłodno do nowych znajomości. Bez oczekiwań nie zostaniesz zraniony. Jeżeli coś poczujesz wtedy możesz z czasem (powoli) się otwierać na ludzi. Z pewnością nic na siłę.

7

Odp: Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać

I tak podchodzę. Sporo czasu zajmuje mi zaufanie komuś, otworzenie się przed kimś i nie mam zamiaru tego zmieniać.
Problem taki, że w tym wypadku to już nastąpiło, we mnie nawet wykiełkowało głębokie uczucie, bo gdy jej nie było, mogłem "sam" przeżywać jeszcze raz rózne te chwile, wracać do tego, myśleć i.. po prostu "dotarło do mnie" jak bardzo było ok. No a potem coś, co spowodowało, że całe to zaufanie uleciało.

8

Odp: Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać

Bez_nazwy, Twój wątek wywołał we mnie smutek. Nawet nie wiesz, jak Cię rozumiem, mam w tej chwili identyczny problem. Mam za sobą kilka złych doświadczeń, jednak to ostatnie jakby zabiło coś we mnie. Minęło 5 miesięcy, niby jest już lepiej, jednak jest świadomość, że duży cios, utrata złudzeń, świadomość, że ktoś cały czas kłamał, że ufało się bezgranicznie takiej osobie, starało się, angażowało, dawało z siebie dużo spowodowały złamanie wewnętrzne. Wiem, co czujesz, bo tu nie chodzi o poznawanie nowych osób, bo wydaje się, że niby nie jest to problemem. Tu chodzi o zaangażowanie. Nie wiem jak Ty, ale ja mam poczucie, że po prostu nie chcę się już angażować. Nie chcę znów przez to wszystko przechodzić, dawać z siebie dużo, starać się, żeby potem i tak wszystko szlak trafił. Mocne zranienie powoduje, że nie chce się znowu czegoś takiego przeżywać. Przez to człowiek automatycznie unika angażowania się. I żadne argumenty, że tym razem mogłoby być inaczej nie przemawiają. Bo nawet, jak brzmią logicznie, to co z tego, skoro nie ma się sił i chęci, by wykrzesać z siebie jakieś zaangażowanie i entuzjazm. Nie ma takiej radości, uczucia, które pcha do tego, by z entuzjazmem dążyć do związku.
Mam właśnie tak, jak Ty to opisujesz:
"Teraz sprawa wygląda tak, że o ile mogę się z kimś nowym spotkać, o tyle nie widzę w sobie ani krzty siły na zaangażowanie, danie komuś zaufania".
Może to za wcześnie dla nas? Zastanawiałam się nad sobą i depresja to nie jest, bo mam siły i chęci, by realizować się w innych dziedzinach życia, mieć hobby, fajnie spędzać czas itd. Choć jakby świat miał się jutro skończyć, nie byłoby mi żal. Bo nie miałabym utraty czego żałować, nie ma w tym momencie żadnych takich dużych pozytywnych emocji i pięknych chwil (jak przy zakochaniu/miłości), których bym żałowała, a które byłyby tylko w tym świecie i w tym momencie życia. No ale nie jest to depresja.
Zupełna utrata uczuć też nie, bo dla bliskich i przyjaciół uczucia mam nadal, dalej umiem współczuć itd. Ale to taki straszny chłód i obojętność na sprawy sercowe. Na to, czy kogoś poznam, czy nie, chyba nawet wolałabym być sama i mieć spokój i pewność, że sytuacja sprzed kilku miesięcy na pewno się nie powtórzy.

Może to jakiś kolejny etap po zranieniu, mam nadzieję, że to nie będzie trwać wiecznie. Ile czasu minęło u Ciebie?

bo gdy jej nie było, mogłem "sam" przeżywać jeszcze raz rózne te chwile, wracać do tego, myśleć i.. po prostu "dotarło do mnie" jak bardzo było ok.

A może właśnie przez jej wyjazd i to, że jej nie było i nie mogłeś konfrontować wyobrażeń z rzeczywistością, zacząłeś idealizować ją w myślach i zakochałeś się w tych idealnych wyobrażeniach, w osobie, którą znałeś zbyt krótko przed jej wyjazdem, by dobrze ją poznać wraz z wadami i zaletami, a po jej wyjeździe idealizowałeś jej zalety, nie widząc żadnych wad, które na pewno zobaczyłbyś, gdybyś żył z nią na co dzień. Zakochałeś się w kimś, kto tak naprawdę nie istnieje, a w kimś, kim chciałbyś, żeby istniał, w Twoim wyobrażonym zrealizowanym marzeniu o miłości do wspaniałej dziewczyny. Problem w tym, że ona istnieje tylko w Twojej głowie, bo zachowanie tej prawdziwej jest sprzeczne z tą idealnością. Ale trudno Ci to pojąć, zrozumieć te sprzeczności (wyobrażenia-rzeczywistość), bo mózg nie godzi się na utratę kogoś idealnego, wyśnionego, wymarzonego (skoro w końcu taki "ideał" się znalazło - drugiej takiej osoby przecież się nie znajdzie). Być może nawet po części zakochałeś się w sobie, bo jej nieznane cechy (nie zdołałeś poznać jej dobrze), reakcje i zachowania w różnych ewentualnych sytuacjach dopełniałeś w myślach i wyobrażeniach poprzez swoje cechy. Bo przecież ona na pewno zrobiłaby tak a nie inaczej. Wyobrażając sobie to wszystko, przeżywając to jeszcze raz w głowie, dodawałeś jej dużo z siebie. I teraz jest problem, gdy trzeba zderzyć się z rzeczywistością i spojrzeń na inne osoby. Nikt nie jest i nigdy nie będzie taki, jak ona. Nie ma drugiego takiego ideału, który wciąż żyje w Twojej głowie. Moim zdaniem ważne jest uświadomienie sobie, że ona wcale takim ideałem nie była, nie była taka wspaniała, czemu dała już wyraz. A gdybyś ją lepiej poznawał i znał dłużej, wiele więcej wad wychodziłoby na wierzch. Wcześniejsze związki nie sprawiły, że umarła jakaś część Ciebie, bo zapewne nie było takiej idealizacji, bo lepiej poznałeś te osoby w rzeczywistości. Spróbuj sobie to uświadomić. I jakoś z tym walczyć, zrozumieć, że to tylko wyobrażenie i że od Ciebie zależy co dalej. I że na świecie jest wiele fajnych i ciekawych kobiet, świat nie kończy się na tej jednej.

9 Ostatnio edytowany przez zatroskany internauta (2017-10-31 07:59:00)

Odp: Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać
bez_nazwy napisał/a:

I tak podchodzę. Sporo czasu zajmuje mi zaufanie komuś, otworzenie się przed kimś i nie mam zamiaru tego zmieniać.
Problem taki, że w tym wypadku to już nastąpiło, we mnie nawet wykiełkowało głębokie uczucie, bo gdy jej nie było, mogłem "sam" przeżywać jeszcze raz rózne te chwile, wracać do tego, myśleć i.. po prostu "dotarło do mnie" jak bardzo było ok. No a potem coś, co spowodowało, że całe to zaufanie uleciało.

Masz dużo racji - zaufania nie zbudujesz w ciągu kilku chwil. Na to potrzeba czasu. Jednakże samo to, że próbujesz jest już bardzo dobrym krokiem naprzód (nie ma nic gorszego niż użalanie się nad sobą i stanie w miejscu). Pozwól, że przytoczę Ci tutaj pewną moją niedawną historię.

Jak już wcześniej wspomniałem - jestem osobą, której ciężko zaufać. Miałem w życiu wiele przykrych doświadczeń, poznałem kłamstwo, zdradę, poniżenie, brak szacunku, przemoc fizyczną, grę na swoich uczuciach i to wszystko począwszy od lat najmłodszych (szkoła), aż do czasów aktualnych. Nieraz miałem długie okresy dołowania się, użalania nad sobą, ludzie mnie irytowali, kobiety traktowałem jak pomiot szatana, który omijałem szerokim łukiem. Z czasem jednak zacząłem dostrzegać własną wartość, przestałem przejmować się opiniami innych. W ubiegłym roku przeżyłem mocne rozstanie, które na kilka miesięcy pozbawiło mnie radości i sensu życia. Poczekałem, dałem sobie czas i w końcu stanąłem na nogi.

Aktualnie szukam kogoś, kto mnie uszanuje, doceni, zrozumie i da szansę relacji (tylko w przypadku obustronnego, szczerego zainteresowania). Jakieś 2 miesiące temu napisała do mnie osoba, która była po ciężkich przeżyciach, ale mimo to chciała spróbować iść dalej, poznać kogoś, a z przeszłością rzekomo już sobie poradziła. Po miesiącu wymieniania dość obszernych wiadomości okazało się, że mamy podobne podejście do życia, charaktery (jestem spokojną osobą), dobrze nam się rozmawia godzinami. Spotkaliśmy się więc i po 1 spotkaniu atmosfera była bardzo pozytywna. Doszło więc do kolejnego, które zostało zrujnowane niedomówieniami z jej strony (delikatnie wziąłem ją za rękę pytając czy wszystko w porządku - powiedziała, że jest ok tylko musi się przyzwyczaić, a później po spotkaniu dostałem kilka wypracowań na temat tego, jak to było jej źle, że nie czuła się komfortowo). Następnie była długa wymiana kolejnych wiadomości, które tylko podkreśliły jej wielkie ego i to, że ponieważ ją skrzywdzono to nikt inny nie może się czuć tak jak ona. Zaczęło się kręcenie, gdybanie, ciągłe "nie wiem", "ale" itd. Dodam, że była to osoba, która od samego początku określiła się jako optymistka, a optymizmu nie było tu widać za grosz. Minęło tak kilka tygodni, które skutkowały rosnącą irytacją i brakiem konkretnej odpowiedzi na pytanie czy dajemy sobie spokój z tą znajomością, czy też nie. Sam po ostatnich przeżyciach jestem bardzo ostrożny i nie pozwoliłbym nikomu się wykorzystywać. Dla mnie sprawa jest prosta - jest zaangażowanie z obu stron - próbuję rozwijać relację ("Nie krytykuj czegoś, zanim tego nie spróbujesz" - Moyes). Jeżeli natomiast nie ma wzajemności i tylko ja wychodzę z inicjatywami rozmów i spotkań i mam się dopraszać o konkretną odpowiedź, wówczas daję sobie spokój i szukam dalej. W końcu po dość ostrej wymianie zdań doszło do kolejnego spotkania, na którym rzekomo wyjaśniliśmy sobie wszystkie kwestie i chciałem jasno określenia się czy skoro aktualne podejście nie działa, to damy szansę jako związek. Jeśli nie wyjdzie - trudno. Takie jest życie, a najgorsze to później rozmyślać, że nigdy się nie spróbowało, bo jednak mogło się udać. Niestety nie potrafiła mi na to odpowiedzieć i pokrętnie poprosiła o kilka dni do namysłu. Ostatecznie zdecydowała (dosłownie pod sam koniec tego czasu), że jednak ma blokadę i nic z tego nie będzie. Co ciekawe wielokrotnie pokazywała, że chociaż jest rzekomo osobą, która szanuje, rozumie innych i nie lubi się bawić uczuciami, to koniec końców właśnie takim człowiekiem się okazała - bez własnego zdania, polegająca ciągle na opinii innych osób, patrząca wyłącznie na własne potrzeby.

To jest kolejna lekcja tego, że jeżeli widzisz brak zainteresowania drugiej osoby, wówczas odpuść. Zaufanie natomiast zdobywaj cierpliwie tylko w przypadku chęci obu stron na rozwój relacji. Jeżeli uznasz, że ktoś jest wart Ciebie i Twojego czasu, wówczas pozwól temu być i na spokojnie obserwuj, jednocześnie nie olewając tego. Bardzo szybko można dostrzec ewentualne sygnały na coś więcej. I jeszcze 1 ważna sprawa - jeżeli usłyszysz od kobiety "nie wiem, czy chcę się wiązać" to jest ogromne prawdopodobieństwo tego, że ona nie chce wiązać się z Tobą. Każda osoba, której szczerze zależy i jest zainteresowana nie będzie robić Ci takiej huśtawki emocjonalnej. Ponadto nie szukaj osoby, która nie potrafi być szczera sama ze sobą i ciągle tkwi 1 nogą w poprzednich zakończonych związkach. Nie ma nic gorszego niż bycie terapeutą lub pocieszycielem bez nadziei na coś więcej (chyba, że tego szukasz, ale według mnie to droga dla masochistów). Znałem co najmniej kilka przypadków, gdzie chłopak był rok lub 2 na zawołanie takiej zranionej kobiety, pomagał, wspierał, wysłuchał, dał do zrozumienia, że poczeka, że mu zależy. Kobieta z kolei ciągle była niezdecydowana i mówiła "nie wiem", raz chciała, a raz nie. Wszystko po to, by podtrzymać jego zainteresowanie. Co się okazało po tym roku lub 2? To, że poznała kogoś innego, nagle cudownie ozdrowiała i tego pomagającego, dobrego człowieka porzuciła, a związała się z tym nowym. I tak powstają właśnie emocjonalne wraki. Dlatego, nie wolno bawić się uczuciami innych i wiedzieć, kiedy odpuścić.

Jeśli potrzebujesz wsparcia w tym temacie lub chcesz po prostu wymienić doświadczenia - pisz śmiało smile

Trzymaj się cieplutko w ten prawie zimowy poranek.

10

Odp: Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać
Kinga24 napisał/a:

A może właśnie przez jej wyjazd i to, że jej nie było i nie mogłeś konfrontować wyobrażeń z rzeczywistością, zacząłeś idealizować ją w myślach i zakochałeś się w tych idealnych wyobrażeniach, w osobie, którą znałeś zbyt krótko przed jej wyjazdem, by dobrze ją poznać wraz z wadami i zaletami, a po jej wyjeździe idealizowałeś jej zalety, nie widząc żadnych wad, które na pewno zobaczyłbyś, gdybyś żył z nią na co dzień.

Nie idealizowałem jej. Fakt, to był moim zdaniem najlepszy związek z dotychczasowych, bo najlepiej się w nim czułem i nie było kłótni o kompletne bzdury jak w poprzedni - dogadywaliśmy się. Wiedziałem jednak o tym, że ma też słabe strony i je przyjmowałem, bo wychodzę z założenia, że związek to także akceptacja - akceptacja tego, co nie jest dla nas sygnałem do wykluczenia drugiej osoby.
Nie idealizuję jej również teraz. Po tym jak przekonałem się jak to wyglądało (albo raczej, tak to sobie zracjonalizowałem) większość zalet wrzuciłem do kosz, bo była według mnie nieszczera, nieprawdziwa. Co innego jak tacy jesteśmy bo kierujemy się emocjami, a co innego jak okazuje się to "zimną, racjonalną kalkulacją". I piszę to jako facet, który zdecydowanie woli stać twardo na nogach, ma sprecyzowane cele i w ich kierunku działa - to jest ok, ale nie w relacjach z ludźmi, tam są potrzebne emocje i warto dawać im sobą pokierować.

11

Odp: Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać

@zatroskany internauta
Przede wszystkim, współczuję Ci tego co zaszło... Nikt nie powinien być tak potraktowany i masz rację opisując ją jako osobę która sama wyszła na kogoś, kto bawi się uczuciami.
Jeśli chodzi o reagowanie na drugą stronę to zdecydowanie trzymam się po pewnych doświadczeniach kilku zasad.

Jeśli na wczesnym etapie znajomości dowiaduję się, że kobieta jest świeżo po / niedawno po zerwaniu, z miejsca odpuszczam. Każdy, ale to każdy potrzebuje czasu na ochłonięcie, mimo że szuka się wtedy często "kogokolwiek". Nie chcę być zapchajdziurą, moim zdaniem osoby wtedy idealizują własnie nowo spotkane osoby, a po pewnym czasie okazuje się "że to nie to". Wiem o tym, bo sam tak też miałem.

Skończyłem ze spotkaniem się "za wszelką cenę". Powiedzmy, że to znajomość nawiązana przez internet, że trzeba by dojechać 100 km do dziewczyny aby pierwszy raz w ogóle się spotkać. Ja nie będę jeździł tyle na samo luźne zapoznanie, "bo facet powinien". Nieprawda, wcale nie powinien robić za frajera. Jeśli jej zależy, zgodzi się aby to było gdzieś pośrodku, ja mogę pomóc w ogarnięciu transportu, ale jeśli nie wykaże żadnej inicjatywy, to od razu zamykam taki kontakt. Ostatnio własnie coś takiego miałem i jak powiedziałem, że w takim razie nie chcę się spotkać to poleciały wielkie pretensje.. trudno, na księżcznikowanie dobry jest snickers. Co innego jak się jest ze sobą, czuje się do siebie coś i chce działać, wtedy tak, wtedy mogę jeździć do bliskiej osoby i nie kalkuluję już tego w żaden sposób.

Przede wszystkim, kiedyś, kilka lat temu przy pierwszym zakochaniu i pierwszej beznadziejnej sytuacji byłem w stanie.. jeśli nie depresji to może i bliskim temu. Ale to było ok, to był katalizator do dużych zmian w życiu i teraz już zbieram tego owoce. Obiecałem sobie wtedy także, że więcej przez kobietę nie padnę emocjonalnie na kolana. Staram się więc nie tyle odrzucać smutek, co raczej zamieniać go na gniew, a ten rozładować np. w sporcie.

Odp: Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać

@bez_nazwy Życie to niekończący się przypływ nowych doświadczeń. Często są one negatywne, ale uczą nas jak reagować na przyszłość. Życie jest najlepszym i najbrutalniejszym nauczycielem.

Ja również nie lubię być zapchajdziurą. Najgorzej, gdy trafisz na osobę niezdecydowaną. Wtedy próbujesz, pomagasz, wspierasz, a w zamian dostajesz mentalny dryf bez celu i tracisz czas. Dlatego trzeba szukać wyłącznie wśród tych zdecydowanych i rzeczywiście wyleczonych (gorzej jak ktoś znajdzie Ciebie i twierdzi, że się wyleczył, a w rzeczywistości jest inaczej).

Co do odległości - w poprzednim związku dojeżdżałem ponad 300km przez rok. Skończyło się zdradą. Teraz wiem, że jest pewna odległość, która nie stanowi dla mnie problemu, ale też nie może być duża. Nie ma nic gorszego niż chęć przytulenia bliskiej osoby i świadomość, że nie można.

Nie należy dawać się nikomu poniżyć emocjonalnie. Trzeba mieć swoją godność i to jasno pokazywać. Sport to świetna forma rozrywki i pomaga na stres.

13

Odp: Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać

Pozwolę sobie odkopać wątek bo minęło kilka miesięcy, poznałem kilka innych osób i... w zasadzie to nic się nie zmieniło big_smile

Nieco mnie to dziwi, nigdy nie miałem czegoś takiego. Zupełnie jakbym nie mógł się nie wiem.. zakochać? Tzn. jakbym nie mógł wejść w etap zauroczenia już. Jeśli zechce, mogę się postarać i z kimś być, choć bardziej "zdroworozsądkowo", a z odrobiną zaufania i odpowiedniego podejścia z drugiej strony (nic świadomego, ot, szczerość, ot miłe zachowanie) za niewielki nawet czas przyjdzie zapewne pełne otworzenie się na taką osobę, przywiązanie i głębsze uczucie. Niemniej bez tego takiego "whow, MUSZĘ DZIAŁAĆ!".

Jakoś się tak tym dzielę, bo dziwne to dla mnie. Kompletnie na pierwszym miejscu, czysto egoistycznie jestem ja, a potem nie ma dłuuugo nic. Realizuję się w tym co chcę, choć i czuję, że pewne chwile wolałbym dzielić z inną osobą.

Odp: Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać
bez_nazwy napisał/a:

Pozwolę sobie odkopać wątek bo minęło kilka miesięcy, poznałem kilka innych osób i... w zasadzie to nic się nie zmieniło big_smile

Nieco mnie to dziwi, nigdy nie miałem czegoś takiego. Zupełnie jakbym nie mógł się nie wiem.. zakochać? Tzn. jakbym nie mógł wejść w etap zauroczenia już. Jeśli zechce, mogę się postarać i z kimś być, choć bardziej "zdroworozsądkowo", a z odrobiną zaufania i odpowiedniego podejścia z drugiej strony (nic świadomego, ot, szczerość, ot miłe zachowanie) za niewielki nawet czas przyjdzie zapewne pełne otworzenie się na taką osobę, przywiązanie i głębsze uczucie. Niemniej bez tego takiego "whow, MUSZĘ DZIAŁAĆ!".

Jakoś się tak tym dzielę, bo dziwne to dla mnie. Kompletnie na pierwszym miejscu, czysto egoistycznie jestem ja, a potem nie ma dłuuugo nic. Realizuję się w tym co chcę, choć i czuję, że pewne chwile wolałbym dzielić z inną osobą.

Po prostu zmądrzałeś i nie szukasz już na siłę. Najważniejsze to być szczęśliwym ze sobą samym, a później ewentualnie otworzyć się na możliwość poznania kogoś. Najgorsza jest tutaj desperacja i chęć szukania na siłę. Trzeba wrzucić na luz i zająć się swoim hobby, życiem, znajomymi itp. To bardziej efektywne niż ciągłe uganianie się za niewiadomym i cierpienie, gdy nam się to nie uda.

Posty [ 14 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Brak chęci do zaangażowania, nie mam siły aby zaufać

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024