bez_nazwy napisał/a:I tak podchodzę. Sporo czasu zajmuje mi zaufanie komuś, otworzenie się przed kimś i nie mam zamiaru tego zmieniać.
Problem taki, że w tym wypadku to już nastąpiło, we mnie nawet wykiełkowało głębokie uczucie, bo gdy jej nie było, mogłem "sam" przeżywać jeszcze raz rózne te chwile, wracać do tego, myśleć i.. po prostu "dotarło do mnie" jak bardzo było ok. No a potem coś, co spowodowało, że całe to zaufanie uleciało.
Masz dużo racji - zaufania nie zbudujesz w ciągu kilku chwil. Na to potrzeba czasu. Jednakże samo to, że próbujesz jest już bardzo dobrym krokiem naprzód (nie ma nic gorszego niż użalanie się nad sobą i stanie w miejscu). Pozwól, że przytoczę Ci tutaj pewną moją niedawną historię.
Jak już wcześniej wspomniałem - jestem osobą, której ciężko zaufać. Miałem w życiu wiele przykrych doświadczeń, poznałem kłamstwo, zdradę, poniżenie, brak szacunku, przemoc fizyczną, grę na swoich uczuciach i to wszystko począwszy od lat najmłodszych (szkoła), aż do czasów aktualnych. Nieraz miałem długie okresy dołowania się, użalania nad sobą, ludzie mnie irytowali, kobiety traktowałem jak pomiot szatana, który omijałem szerokim łukiem. Z czasem jednak zacząłem dostrzegać własną wartość, przestałem przejmować się opiniami innych. W ubiegłym roku przeżyłem mocne rozstanie, które na kilka miesięcy pozbawiło mnie radości i sensu życia. Poczekałem, dałem sobie czas i w końcu stanąłem na nogi.
Aktualnie szukam kogoś, kto mnie uszanuje, doceni, zrozumie i da szansę relacji (tylko w przypadku obustronnego, szczerego zainteresowania). Jakieś 2 miesiące temu napisała do mnie osoba, która była po ciężkich przeżyciach, ale mimo to chciała spróbować iść dalej, poznać kogoś, a z przeszłością rzekomo już sobie poradziła. Po miesiącu wymieniania dość obszernych wiadomości okazało się, że mamy podobne podejście do życia, charaktery (jestem spokojną osobą), dobrze nam się rozmawia godzinami. Spotkaliśmy się więc i po 1 spotkaniu atmosfera była bardzo pozytywna. Doszło więc do kolejnego, które zostało zrujnowane niedomówieniami z jej strony (delikatnie wziąłem ją za rękę pytając czy wszystko w porządku - powiedziała, że jest ok tylko musi się przyzwyczaić, a później po spotkaniu dostałem kilka wypracowań na temat tego, jak to było jej źle, że nie czuła się komfortowo). Następnie była długa wymiana kolejnych wiadomości, które tylko podkreśliły jej wielkie ego i to, że ponieważ ją skrzywdzono to nikt inny nie może się czuć tak jak ona. Zaczęło się kręcenie, gdybanie, ciągłe "nie wiem", "ale" itd. Dodam, że była to osoba, która od samego początku określiła się jako optymistka, a optymizmu nie było tu widać za grosz. Minęło tak kilka tygodni, które skutkowały rosnącą irytacją i brakiem konkretnej odpowiedzi na pytanie czy dajemy sobie spokój z tą znajomością, czy też nie. Sam po ostatnich przeżyciach jestem bardzo ostrożny i nie pozwoliłbym nikomu się wykorzystywać. Dla mnie sprawa jest prosta - jest zaangażowanie z obu stron - próbuję rozwijać relację ("Nie krytykuj czegoś, zanim tego nie spróbujesz" - Moyes). Jeżeli natomiast nie ma wzajemności i tylko ja wychodzę z inicjatywami rozmów i spotkań i mam się dopraszać o konkretną odpowiedź, wówczas daję sobie spokój i szukam dalej. W końcu po dość ostrej wymianie zdań doszło do kolejnego spotkania, na którym rzekomo wyjaśniliśmy sobie wszystkie kwestie i chciałem jasno określenia się czy skoro aktualne podejście nie działa, to damy szansę jako związek. Jeśli nie wyjdzie - trudno. Takie jest życie, a najgorsze to później rozmyślać, że nigdy się nie spróbowało, bo jednak mogło się udać. Niestety nie potrafiła mi na to odpowiedzieć i pokrętnie poprosiła o kilka dni do namysłu. Ostatecznie zdecydowała (dosłownie pod sam koniec tego czasu), że jednak ma blokadę i nic z tego nie będzie. Co ciekawe wielokrotnie pokazywała, że chociaż jest rzekomo osobą, która szanuje, rozumie innych i nie lubi się bawić uczuciami, to koniec końców właśnie takim człowiekiem się okazała - bez własnego zdania, polegająca ciągle na opinii innych osób, patrząca wyłącznie na własne potrzeby.
To jest kolejna lekcja tego, że jeżeli widzisz brak zainteresowania drugiej osoby, wówczas odpuść. Zaufanie natomiast zdobywaj cierpliwie tylko w przypadku chęci obu stron na rozwój relacji. Jeżeli uznasz, że ktoś jest wart Ciebie i Twojego czasu, wówczas pozwól temu być i na spokojnie obserwuj, jednocześnie nie olewając tego. Bardzo szybko można dostrzec ewentualne sygnały na coś więcej. I jeszcze 1 ważna sprawa - jeżeli usłyszysz od kobiety "nie wiem, czy chcę się wiązać" to jest ogromne prawdopodobieństwo tego, że ona nie chce wiązać się z Tobą. Każda osoba, której szczerze zależy i jest zainteresowana nie będzie robić Ci takiej huśtawki emocjonalnej. Ponadto nie szukaj osoby, która nie potrafi być szczera sama ze sobą i ciągle tkwi 1 nogą w poprzednich zakończonych związkach. Nie ma nic gorszego niż bycie terapeutą lub pocieszycielem bez nadziei na coś więcej (chyba, że tego szukasz, ale według mnie to droga dla masochistów). Znałem co najmniej kilka przypadków, gdzie chłopak był rok lub 2 na zawołanie takiej zranionej kobiety, pomagał, wspierał, wysłuchał, dał do zrozumienia, że poczeka, że mu zależy. Kobieta z kolei ciągle była niezdecydowana i mówiła "nie wiem", raz chciała, a raz nie. Wszystko po to, by podtrzymać jego zainteresowanie. Co się okazało po tym roku lub 2? To, że poznała kogoś innego, nagle cudownie ozdrowiała i tego pomagającego, dobrego człowieka porzuciła, a związała się z tym nowym. I tak powstają właśnie emocjonalne wraki. Dlatego, nie wolno bawić się uczuciami innych i wiedzieć, kiedy odpuścić.
Jeśli potrzebujesz wsparcia w tym temacie lub chcesz po prostu wymienić doświadczenia - pisz śmiało 
Trzymaj się cieplutko w ten prawie zimowy poranek.