Witam, chyba chciałabym sie troche wygadać ale głównie licze na opinie czy dobrze postąpiłam czy jednak zle. Ale od początku. Poznaliśmy sie jakies pół roku temu. Pojechałam ze znajomymi do innego miasta (około 2h drogi) na koncert. Po tym koncercie poznałam "jego" i wymienilismy sie numerami.
Napisał następnego dnia i tak juz pisalismy przez 3-4 miesiące.
Nigdy w życiu nie miałam tak wspaniałego kontaktu z żadnym mężczyzną, nie tylko patrzyłam na niego jako na przyszłego partnera ale stał sie również moim przyjacielem. Były często bardzo długie rozmowy telefoniczne co nas bardzo zbliżało do siebie, ale w dalszym ciągu on nie chciał przyjechać. Tłumaczył sie tym, ze nie ma czasu.. Pozniej sie okazało, ze po prostu zastanawiał sie czy to ma sens (ja obawiałam sie tej odległości, która nas dzieli i fakt, ze wyjezdza za niecały rok na kilka lat za granice). W każdym razie ja juz po tym czasie miałam dość.
Codzienne rozmowy, martwienie sie o siebie, pokazywanie jak bardzo nam zależy a jednak nie przyjeżdzal (skoro dla niego związek na odległość to nie problem to chcialam aby mi to pokazał i przyjechał ) i postanowiłam zakonczyć tą znajomosc. Wtedy od razu chciał przyjezdzac, ale mi po tym wszystkim stawało sie to obojętne. Wiele razy kończył znajomość tzn próbował zrywać kontakt, blokował numer. Wiele razy pisał o zostaniu kumplami co pozniej obracał w żart a ja cierpiałam i za każdym razem cos we mnie pękało.
Ale do rzeczy. On 30 latek, który od zawsze chciał mieć żone i dziecko. Ja 22 latka, która nie ma w głowie zakładania rodziny, w kazdym razie nie na tym etapie życia. W dodatku jego wyjazd który może trwać 2 lata w najlepszym wypadku, a w najgorszym aż 7. Dla niego związek na odległość nie był problem..chociaż sam wybieral sie do mnie (2h drogi) ponad 3 miesiące. Mówił, ze jest samolot i mozna latać do siebie albo zamieszkac razem za granicą. Mnie ta wizja przerażała i blokowała ponieważ nigdy nie byłam nawet w poważnym związku a co dopiero ze starszym facetem mieszkać tak daleko od domu. Po ponad 4 miesiącach sie spotkalismy, oczywiście nie bylo tak wspaniale jak przez telefon (czułam sie troche jak z kims zupełnie obcym) ale na 2 kolejnych spotkaniach było juz lepiej. On chciał ze mną być ale ja sie wahałam. Planuje jechac za rok na studia do innego miasta - gdzieś w głowie miałam, ze spotkam niejednego takiego faceta i nie będę musiała się męczyć tyle lat w związku na odleglość. To wszystko sprawiało, ze nie potrafilam podjąć decyzji, między nami było zle, on był agresywny przez nieumiejętność podjęcia decyzji z mojej strony.
Napisałam mu wiadomość w której chcialam sprawdzić czy jeszcze mu zależy ale on to odebrał jako koniec znajomości i mnie zablokował. O czym nie wiedziałam i dopiero po tygodniu napisałam z innego numeru. W ciągu tego czasu doszło do mnie jak bardzo mi na nim zależy i zaczęlam myslec zupełnie inaczej o tej relacji. Chciałam z nim być, poczułam, ze to moze być to coś. Chyba przez ten czas go pokochałam.
Gdy odpisał okazało sie, ze zaraz po zakonczeniu ze mną kontaktu zaczął spotykać sie z 18 letnią dziewczyną, która od jakiegos czasu kręciła sie wokół niego.
Ale o dziwo nasz kontakt był calkiem dobry, powiedziałam mu jak bardzo mi na nim zależy i o chęci bycia z nim. Widzialam, ze jest nadzieja (mieliśmy powolutku taki kontakt jak wczesniej) i postanowiłam pojechać do niego i pokazać, ze to co mówiłam bylo prawdą. Dodam, ze minęło połtora tygodnia od rzekomego zakonczenia naszej relacji. Wiele razy pisał mi "wystarczyłoby zebyś przyjechała chociaz raz i pokazała tym jak Ci zalezy". Myslałam, ze robie dobrze ale rzeczywistość była inna. Wyszedł do mnie na chwilę aby powiedzieć, ze to koniec, nie chcial rozmawiać i totalnie zignorował. Na następny dzien zaczął mnie obwiniać za to wszystko. Pisać o moim nagannym zachowaniu. Stwierdził, ze nie dałam mu pomyślec po naszym pozytywnym kontakcie ostatnio (jeszcze sie wahał) a teraz zepsułam wszystko i juz na pewno nic z tego nie będzie. Po tym jak mnie potraktował to juz nie chce z nim być.. ale wydawało mi sie, ze nic takiego nie zrobiłam. Ani go nie błagałam, ani nie prosiłam, nie płakałam.. chcialam tylko pokazać, ze nie rzucam słow na wiatr. W dodatku czekałam z 2h aż sam wyjdzie i zechce porozmawiać. A jeżeli nic z tego ma juz nie byc to przynajmniej pogadać z nim normalnie ostatni raz w zyciu.
Moge jeszcze dodać, ze kilka razy pisał mi o uczuciu do mnie ale jak stwierdził gdy przyjechałam to wynikało z sytuacji.. Niektóre wiadomości być moze. Ale nie wszystkie i jestem tego pewna.
I tu mam kilka pytań.. czy naprawdę aż tak zle postąpiłam? Czy było warto ? Czy był sens pakować sie w taką znajomość na odległość ? Co o tym sądzicie ?