Hej.
Mam do Was pytanie czy kiedyś robiłyście pierwszy krok kiedy ktoś Wam się podobał. Nie chodzi koniecznie o zaczepianie faceta z ulicy tylko kogoś ze szkoły, uczelni, pracy, znajomych znajomych, portali randkowych. Ja to chyba jestem jakąś ofiarą losu totalną bo nie jestem w stanie zgadać do nikogo kto mi się podoba a jeśli podejmuję jakieś próby to z fiaskiem. Ale od początku.. W szóstej klasie podstawówki chyba byłam najbardziej ,,przebojowa'' jeśli można to tak nazwać. Zaczepiałam tego chłopaka, drażniłam się z nim i chociaż mnie kojarzył z widzenia. Oczywiście miał mnie gdzieś i miał dziewczynę. W gimnazjum drugi koleś w ogóle mnie nie znał i tak się gapiłam na niego na przerwach aż mi przeszło. Potem też w gimnazjum chłopak zrobił ustawkę z dziewczynami z klasy, które mnie nie lubiły i gapił się na mnie na przerwach. Mówiły mi, że się mu podobam i w końcu też zaczął mi się podobać a potem się okazało, że ma dziewczynę i sobie robił żarty. W wakacje na wyjeździe całe dni bywałam w aqua parku i spodobał mi się taki blondynek. Też się na mnie gapił. Wyraźnie dawałam mu do zrozumienia, że mi się podoba bo po parę razy ,,przypadkowo'' na niego ,,wpadałam'' w basenie. Aż wreszcie wystawiłam nogi na schodkach i nie dałam mu przejść. A on co? ,,Przepraszam'' i przeszedł bez słowa. A byłam wtedy pewniejsza siebie bo swego czasu dużo pływałam i miałam ładnie wyrzeźbione ciało, 16-latka więc ciało już kobiece bardziej. Na koniec gapił się na mnie i tyle z ,,podrywu''. Jakbym powiedziała wprost, że mi się podobał to na jedno by wyszło pewnie. Potem w liceum robiłam podchody do chłopaka z innej klasy ale bardziej to koleżanka mnie mobilizowała. Prawie całe liceum mi się podobał. Oczywiście zaczęłam zagadywać do niego przez Internet bo przecież byłam taka drętwa i spięta na żywo, że w życiu bym nie zagadała do niego. Może z dwa dni był zainteresowany bo mnie zaczepiał ale potem to już kicha totalna. Ja też byłam dziwna bo nie mówiłam mu cześć bo byłam tak strasznie nieśmiała, że wstydziłam się na niego spojrzeć jak przechodził obok. On się gapił na mnie wymownie zamiast też pierwszy powiedzieć cześć i potem chyba mnie nawet nie lubił. Na studiach przez moment był taki wysoki brunet ale ani razu do niego nie zagadałam. Nawet jak siedział przede mną w sali wykładowej. Jestem jakaś niedorobiona bo jak koleżanka z nim rozmawiała to nawet na niego nie patrzyłam i zaczęłam grzebać w telefonie. W sumie i tak miał dziewczynę więc olałam temat. Potem to był chłopak, który nawet mnie nigdy nie poznał osobiście. Z trzy lata z przerwami byłam zauroczona w nim bo potem znowu mnie wzięło. Trochę z nim rozmawiałam na forum ogólnym ale nawet nie wiedział, że kim ja byłam. Poza tym on chyba wolał facetów więc nie ma co rozwijać tematu. A ostatnio znowu to był nieosiągalny facet. Tak naprawdę nie moja liga. Zamożny, przystojny, z sukcesami na koncie, z powodzeniem u kobiet. Zapomnij, dziewczyno. Znajoma mnie kiedyś zapytała odnośnie tego ostatniego ,,Na co ty do cholery czekasz? To zacznij za nim łazić, poderwij go. Po co marnujesz swój czas?'' Bo zaprzeczałam, że mi się podoba. Wiem, że pomyślicie, że trolluje ale ja naprawdę taka jestem dziwna i tak naprawdę było. Jak tak podsumuje moje ,,podboje miłosne'' to jestem kompletną piczką.
A Wy? Jak sobie radzicie z podrywem? Ja się wychowałam wśród samych kobiet. Nie znam się na mężczyznach kompletnie. Nie znam ich i nie mam do nich podejścia. Z reguły to mnie zagaduje tacy kompletnie nie w moim typie i dużo starsi. Jak się zauroczę to staram się wyzbyć tych uczuć bo znam siebie i wiem, że to albo spartolę albo nic z tego nie będzie. A na portalach randkowych to zawsze była porażka. Każdy zachowywał się tak jakbym mu co najmniej proponowała ślub. Czuć było, że nie byli zbytnio zainteresowani. Przez te wszystkie lata moja samoocena sięgnęła dna. Już się zaczęłam zastanawiać czy nie jestem w oczach mężczyzn aż tak nieatrakcyjna. To trochę dziwne bo jestem zadbana, szczupła. Staram się dobrze wyglądać. Może jestem taka fatalna w gadce..