Witam,
chciałbym prosić o poradę w moim problemie jaki mam.
Opiszę sytuację postaram się w całości...
6 lat temu poznałem moją obecną żoną... było to w momencie kiedy zostawił ją poprzedni facet(ona już była po kilku nieudanych związkach np. takim gdzie zostawiła faceta przed ślubem)... ostatni jej facet opuścił ją ponieważ wyjeżdżał za granice, ale nie chciał jej zostawić w Polsce... jakoś im się nie ułożyło...
W tamtej chwili pojawiłem się ja... znajomość przekształciła się w związek... później wspólne chwile... po jakimś czasie sex... i związek... kochałem ją, ona chyba też... później po 2 latach pojawiło się dziecko... nasza córka... świadomie/nieświadomie ale wiedzieliśmy co może się stać kochając się bez zabezpieczeń... wiadomo stres itp... ale udało się okres ciąży porodu i pierwszego dziecka był idealny... później zaryzykowaliśmy i zrodził się nasz drugi syn... w miedzy czasie ja miałem coraz większe wątpliwości co do naszego związku... bałem się przyszłości i tego ze jest ciężko... chciałem jednak jakoś to trzymać... było dość ciężko... dzieci obowiązki praca... ja sam jednak uciekałem od niej... w sposób zupełnie niezrozumiały nawet dla mnie jak patrzę z perspektywy czasu( ale coś na zasadzie że miałem ciężko i miałem wszystkiego dość uciekałem do swojego warsztatu) ona wtedy potrzebowała mnie ja nie umiałem okazać w należyty sposób swoich uczuć... zraniłem ją niejednokrotnie słowami i czynami takiego odrzucenia kiedy ona chciała choćby się przytulic... nie zdradzałem, nie szukałem nikogo na boku... choć miałem świadomość tego że mogę to zrobić i nie zrobiłem, dodatkowo wątpiłem w nasz związek... jakiś taki rodzaj myśli i dobijania się rzeczywistością... tłumaczyłem że coś jest nie tak ze mną i żeby mi pomogła... ona może nie potrafiła zrozumieć mojego zawiłego charakteru... sam przytyłem, straciłem radość z sexu... był ale nie był namiętny jak kiedyś... ale potrafiłem zajmować się domem kochałem dzieci i dbałem o dom i rodzinę...
po jakimś czasie trwałem caly czas w takiej ucieczce od zony...
przeprowadziliśmy się jednak w nowe miejsce, bliżej rodziny i znajomych przedszkola corki...
synek ma 1,5 roku corka prawie 4
po 4 latach wkradł się kryzys...
Odwiedzaliśmy znajomych z dzieckiem.. mąż zona i synek w podobnym wieku...
po jakimś czasie żona (jak to nazwała mieli się ku sobie) zaczęła nawiązywać kontakt z mężem tamtej pary a on z nia...
dobrze się dogadywali...
W tym roku około czerwca byliśmy razem na weselu... my i oni (razem)...
tam jego żona zauważyła e oni się dziwnie na siebie patrzą i rozmawiają tacy podekscytowani sobą
Tamta para miała jeszcze większy kryzys od nas. Finansowy(on zawalał) i w związku i w ogóle on chyba przestał ją kochać a ona nie...
zauważyłem już po weselu że żona jest jakaś inna... taka niby kochająca, ale już inna bo widziałem w jej oczach fascynację swego rodzaju ciąg w stronę tamtej pary... choć na początku myślałem że ja ciągnie do przyjaciółki... ale jak się po czasie okazało to do niego jej zaświeciły się oczy... następnego dnia nalegala zebysmy pojechali tam na afterek... byliśmy ja nie pilem ale się jej przygladalem... była bardziej zabawowa jak zwykle (pomyslalem ze jej tez tego w związku brakowało i może i dobrze ze w końcu może zacznie się trochę lepszy etap w naszym zyciu i uda się wyjść z mojej i trochę jej stagnacji)
kilka dni później pojechala do nich (pod pretekstem pomalowania włosów i napicia się)
O 3 nad ranem dostałem telefon od żony że oni gdzies razem poszli i ich nie ma... z tego co powiedziała długo rozmawiali...
Rano po jej powrocie rozmawialiśmy... spokojnie bo zawsze starałem się racjonalnie do wszystkiego pochodzić...
nie oskarżałem jej o zdrade, flirt... razem ustaliliśmy ze jemu doradzala w kwestii jego związku...
kolejny miesiąc lipiec przyniosl nasz urlop.. spędzony po części razem i osobno(w tygodniu wracała z naszej działki do domu z 1 z dzieckiem ja zostawałem z córką) pierwszy weekend tegoż urlopu przyjechali znajomi łącznie z tą parą i ich dzieckiem(w/w) W ich związku było widać ze nie mogą się porozumieć, za to ja z zona tez trochę się meczylismy bo wiadomo znajomi i obowiązki... prosiłem ja o pomoc... jednak ona się trochę upila ja musialem panować na 8 znajomych i 2/3 dzieci...
On podchodził do mojej w ogóle omijał swoja zone... obserwowałem ja wtedy zastanawiając się o co chodzi...
byli na spacerkach i dużo więcej ze sobą gadali niż z nami... w mojej obecności on był zirytowany i taki nieswój (chociaż wcześniej byliśmy kolegami dobrymi)
kiedy wyjeżdżali on zostawił niby bluzę, ona pojechała następnego dnia... i wiem ze on był cala noc u niej (mówiła mi ze tylko rozmawiali)
chociaż mnie okłamała ze przyjechał tylko rano po tą bluze...
później cały miesiąc zona była inna...
zaczela bardziej dbac o siebie, wychodzila na rower i wygladala jak na randke... stringi, tabletki anty(kochaliśmy się może ze 3 razy wiec nie trzeba było)
przy czym często wracala pozno... raz pod wpływem alkoholu...
zaczalem robic jej wyrzuty to rzucila się na mnie i zaczela się kochac na silę... choć ja nie chciałem tego tylko wyjasnien od niej...
ok ... wychodzila do sklepów dość pozno niby poogladac ciuchy i takie tam...
zdarzaly się wyjścia na noc i notoryczne kłamstwa... nie wiem czy tam była bo nie jestem az taki żeby za każdym razem ja sprawdzać... wcześniej tez zablokowala mi telefon... na fb były tylko pierdoly...
z telefonem chodzila poid prysznic, do kibelka wszędzie ... wieczory kiedy byliśmy razem spedzala w telefonie... mowiac ze z kims tam gada...
na początku wrzesnie wyszla niby do koleżanki... okazało się ze była gdzie indziej i prawdopodobnie z kims innym ale jestem w stanie w to uwierzyć... skonczyla w hotelu(nawiga wrocila pijana o 9 rano/// choć ja z dzieckiem 39*C wolałem żeby nie wracala urwała ze mną kontakt w nocy... bardzo się zdenerwowałem pojechałem do hotelu i okazała się ze tam była... kłamała z 10 razy ze nie... (ale niby była z innymi znajomymi) już nie mogłem słuchać tych kłamstw i jej przytaknąłem z kim była chociaż 10 razy zmieniała ta wersje...
udało mi się dowiedzieć ze do pokoju wchodziła z alkoholem i mężczyzna podobnym do pana X*
zadzwoniłem do jego zony okazało się ze nie było go na noc i tez wrócił pod wpływem(on często niebywale w domu - kasyna, pil u kolegow itp.) ok... po zgadaniu się z jego zona ona wiedziała już wcześniej ze cos jest na rzeczy... dużo telefonów polaczeń i jakies spotkania.
mega się kłóciliśmy i ja jej dużo wyrzucałem jak mogła tak zrobić jak mogła zaryzykować utratę dzieci rodziny rozpad związku itp...
po wszystkich rozmowach naszych ... bardzo trudnych długich i trochę podchwytliwych ... okazało się ze ona go kocha...
a on ja ... ze się spotykali rozmawiali, ale ze nie doszło do zbliżenia miedzy nimi... zapewnia mnie o tym..
opowiadała jednak ze on przynosił jej prezenty, ze jest wyjątkowy i wyjątkowo się z nim rozmawia no po prostu się wstrzelił...
nasze rozmowy (bo rozmawiamy) nie potrafię od niej odejść i być na nią zły... mam żal ze tak zrobiła... dużo płakałem i przezywałem rodzine dzieci i ją... teraz jesteśmy na etapie co dalej...
ona powiedziała ze możemy spróbować ze ona mu powiedziała ze to koniec(niby)... że czuje do mnie przywiązanie... ale kocha (lub czuje cos do niego a on do niej) żebym dal jej czas na odbudowanie naszego związku...
nie chce tez żeby on zostawiał dziecka i zony, a ona może być sama(choć czasem mówi ze nie wyobraża sobie życia bez nas)
ciężko mi ja zrozumieć... potrafi przyjść i się przytulic chce pocałować niby widzę mała poprawę w jej oczach... ale ciągle ukrywa ze nie ma z nim kontaktu... i generalnie nie chce przestać z nim gadać nawet jeśli nam by się ułożyło... ja nie wiem co zrobić jestem po 4 tygodniach trwania tego już zmęczony i chciałbym odejść... ale wiem ze jak odzyskam sil to może być już za późno... zresztą jak ja zostawię to ona nie wróci do mnie(nie wiem nawet czy będę sam chciał) bo ma trudny(dość mocny) charakter
jeśli chcecie o cos zapytać to śmiało. przepraszam ze tak chaotycznie .... ale mam dużo nerwów w sobie...
teraz jak pisze to nawet chyba jest zazdrosna(albo ciekawa)... bo pyta z kim pisze i trochę docieka czy z kobietą...
pomóżcie co mam zrobić lub co mogę zrobic