Witam. Piszę na tym forum, bo nie mam się komu wygadać. Rodzicom nie mogę, bo pewnie dostanę ochrzan. Wczoraj próbowałam się wyżalić przyjaciółce, ale mnie olała. Za rok skończę studia(filologia angielska) i kompletnie nie wiem, co robić. 24 lata to wiek, w którym ludzie COŚ robią ze swoim życiem, a ja nie robię zupełnie nic. Mam specjalizację tłumaczeniową. Zamierzam powysyłać CV do wydawnictw, albo biur tłumaczeniowych, ale nie spodziewam się, że ktoś mi da pracę. Chciałabym mieć jakąkolwiek pracę, taką, która zapewni mi utrzymanie. Nie będę panią dyrektor, przecież wiem. W ogóle w siebie nie wierzę, codziennie jak pomyślę, że czeka mnie szukanie pracy, rozmowy, walka o stanowisko z 400 innymi osobami to nie mogę spać po nocach. Mało tego, boję się, że nie nadaję się do wielu rzeczy i przeceniam swoje możliwości. Miałam jakieś dorywcze prace typu barmanka, sprzątaczka, ale zwalniali mnie po jakimś czasie, bo wiadomo, są lepsi na moje stanowisko. Czuję się jak nieudacznik, jakbym już na starcie przegrała swoje życie, bo nie mam wielu intelektualnych zdolności. Znam angielski i w życiu tylko tyle potrafię. Patrzę na moich znajomych ze studiów i widzę, że oni kombinują, są zaradni, a ja to takie dziecko we mgle. Czuję się naprawdę koszmarnie z samą sobą, czuję że zawiodłam siebie, moich rodziców, a koleżanki mają ze mnie bekę. Proszę, niech mi ktoś poradzi, bo sama z tym wszystkim już sobie nie radzę. Z góry dziękuję.
Ewo, dobrze by było znaleźć źródło Twojej niskiej samooceny. Czy zawsze patrzyłaś na siebie w taki sposób? Może masz nie najlepsze relacje z rodzicami, rodzeństwem. Czy rodzice są dla Ciebie zbyt wymagający? Na przykład nie zauważają Twoich sukcesów a wypominają porażki?
Ja dobrze znam źródło mojej niskiej samooceny. W podstawówce mama trochę dramatyzowała, bo miałam słabe oceny z matematyki. Potrafiła się rozpłakać i powiedzieć mi coś bardzo niemiłego. W takich chwilach czułam, że ją strasznie zawiodłam i jestem zakałą rodziny. Mam starszą siostrę, która może nie była orłem, ale zawsze była lepsza ode mnie. Miała więcej znajomych, powodzenie u chłopaków(czego ja nie mam za grosz). Nie mam sukcesów, w życiu nic nie wygrałam. Jest tylko kilka porażek, które czasami mi wypominają, ale zasłużyłam sobie, nie powiem.
Ewo nie bój się, bo tak czy siak wejdziesz w życie dorosłe. Ze strachem też wejdziesz. Tylko strach może niepotrzebnie paraliżować, może napędzać pesymizm. Wydaje mi się, że brakuje Ci wsparcia. Nie masz go od najbliższych i dlatego czujesz się niepewnie. Nie jest łatwo znaleźć kogoś godnego zaufania, na to trzeba czasu i świadomych działań. Na początek staraj się być sama taka, jaką przyjaciółkę byś chiała mieć. Poświęcaj czas ludziom, słuchaj ich, uśmiechaj się. Pozukaj w swoim gronie jaką osobę w stylu niepoprawny optymista,mdlamtakich ludzi nie ma przeszkód.
Nie zrażaj się niepowodzeniami, bo takie mają wszyscy. Nie uogólniaj. Nie myśl o sobie źle.
Życzę powodzenia
5 2017-09-26 11:25:01 Ostatnio edytowany przez polis (2017-09-26 11:27:24)
Tłumaczenia to coś co chcesz robić I dobrze się w tym czujesz? Jeśli tak, to z samym angielskim faktycznie będzie bardzo kiepsko, chyba że możesz udokumentować, że masz doświadczenie w tłumaczeniach technicznych albo medycznych, wtedy masz większą szansę coś znaleźć.
Nie miałaś na studiach lektoratu z drugiego języka? Jakbyś znała dwa języki to zawsze jest większe pole manewru i jak nie w tłumaczeniach, to w jakiejś korporacji się zaczepisz.
Ja dobrze znam źródło mojej niskiej samooceny. W podstawówce mama trochę dramatyzowała, bo miałam słabe oceny z matematyki. Potrafiła się rozpłakać i powiedzieć mi coś bardzo niemiłego. W takich chwilach czułam, że ją strasznie zawiodłam i jestem zakałą rodziny. Mam starszą siostrę, która może nie była orłem, ale zawsze była lepsza ode mnie. Miała więcej znajomych, powodzenie u chłopaków(czego ja nie mam za grosz). Nie mam sukcesów, w życiu nic nie wygrałam. Jest tylko kilka porażek, które czasami mi wypominają, ale zasłużyłam sobie, nie powiem.
Ee? To zamiast Ci pomóc siedziała i płakała nad Tobą, serio? Poza tym jakie to ‘porażki’ miałaś, ze Ci do dzisiaj wypominają, bo jak są to ‘porażki’ pod tytułem zła ocena na świadectwie, to jest to żałosne, że aż tak Ci wypominają.
Tłumaczenia to coś co chcesz robić I dobrze się w tym czujesz?
Właśnie nie wiem. Nic nie wiem, nawet tego, czy jest cokolwiek, do czego się nadaję.
Co zrobiłabyś, gdybyś myślała, że się nadajesz do wszystkiego?
Co zrobiłabyś, gdybyś myślała, że się nadajesz do wszystkiego?
Nie mam pojęcia Może próbowałabym swoich sił wszędzie, a potem okazałoby się, że miałam o sobie za wysokie mniemanie i wcale się nie nadaję do wszystkiego. Trudno mi odpowiedzieć.
Jesteś swym największym wrogiem. Każdą próbę urealnienia obracasz w niwecz. Jakie masz korzyści (tak, tak) z takiego myślenia (przy znajdowaniu odpowiedzi pomiń "żadne")?
skoro znasz świetnie angielski to może poszukaj pracy za granicą? albo może chociaz work and travel w usa, póki studiujesz?
jakie masz zainteresowania, pasje? moze szukaj pracy w ich kierunku.
Wielokropek napisał/a:Co zrobiłabyś, gdybyś myślała, że się nadajesz do wszystkiego?
Nie mam pojęcia
Może próbowałabym swoich sił wszędzie, a potem okazałoby się, że miałam o sobie za wysokie mniemanie i wcale się nie nadaję do wszystkiego. Trudno mi odpowiedzieć.
widzisz, to jest bardzo dobre pytanie. Nalozylas na siebie te wszystkie ograniczenia, i nawet sie nie zastanawiasz, co by było gdyby. Jeśli myślisz, ze nie możesz/nie potrafisz to nie probujesz nawet. Wiem, ze brzmi banalnie, ale zmien myślenie. Robienie czegokolwiek z nastawieniem, jakie masz obecnie zawsze będzie skazane na porażkę i tylko będzie utwierdzalo Cie w Twoich przekonaniach.
Jesteś swym największym wrogiem. Każdą próbę urealnienia obracasz w niwecz. Jakie masz korzyści (tak, tak) z takiego myślenia (przy znajdowaniu odpowiedzi pomiń "żadne")?
To prawda. Jestem swoim największym wrogiem i czasem mnie to przeraża, że ciągłe myślenie o sobie w samych najgorszych aspektach sprawia mi przyjemność. Czasem, gdy kogoś nienawidzimy, życzymy my jak najgorzej i chcemy zobaczyć jak spada w przepaść. Ja mam wrażenie, że chciałabym siebie zobaczyć jak odnoszę sromotną porażkę, żeby powiedzieć ''a nie mówiłam?".
ć. Ja mam wrażenie, że chciałabym siebie zobaczyć jak odnoszę sromotną porażkę, żeby powiedzieć ''a nie mówiłam?".
Dobrże. Tak się stanie, stanie się ta porażka, powiesz a nie mówiłam i co dalej?Co dalej zrobisz?
Wyobraź sobie, że już poniosłas ta swoja porażkę, dobrze, wszyscy niech zobaczą, że ci nie wychodzi, że jestes beznadziejna itd i co dalej robisz?
BINGO! Teraz już wiesz, dlaczego jesteś w takim miejscu, w którym jesteś.
Dlaczego siebie tak bardzo nie lubisz?
BINGO! Teraz już wiesz, dlaczego jesteś w takim miejscu, w którym jesteś.
Dlaczego siebie tak bardzo nie lubisz?
Kiedyś wydawało mi się, że jestem wyjątkowa i nadzywczajna. Potem popatrzyłam trochę na siebie, trochę na rówieśników i doszłam do wniosku, że sporo mi do nich brakuje. Zawsze tylko myślałam ''chciałabym być taka jak on/ona''. I to nie przeminęło z wiekiem.
Dobrże. Tak się stanie, stanie się ta porażka, powiesz a nie mówiłam i co dalej?Co dalej zrobisz?
Wyobraź sobie, że już poniosłas ta swoja porażkę, dobrze, wszyscy niech zobaczą, że ci nie wychodzi, że jestes beznadziejna itd i co dalej robisz?
.
Pewnie miałabym już święty spokój, nie musiałabym nic nikomu udowadniać, ani sobie. Wszyscy wiedzieliby, że jestem chodzącą porażką i położyliby na mnie krzyż.
Pewnie miałabym już święty spokój, nie musiałabym nic nikomu udowadniać, ani sobie. Wszyscy wiedzieliby, że jestem chodzącą porażką i położyliby na mnie krzyż.
...i nie musiałabyś już nic robić, podejmować żadnych decyzji i być dorosłym człowiekiem, którego los jest w jego rękach tak?
Czemu tak się boisz dorosłości? Dorosłość jest fajna, owszem, są obowiązki no i musisz polegać na sobie, ale jest się tez niezależnym. Można się rozwijać jak się tylko chce.
Co do pracy, to jak tak będziesz o sobie myślała, że na pewno żadnej nie znajdziesz, albo znajdziesz beznadziejną, to gwarantowane, że tak się stanie. No ale wtedy będziesz mogła powiedziec:a nie mówiłam, że mi nie wyjdzie, że jestem beznadziejna -i znowu nie będziesz musiała ponosić odpowiedzialności za siebie i za kierowanie swoim życiem. O to chodzi?
Co do tego, że myślisz, że są lepsi od Ciebie-ale tak jest naprawdę. Zawsze znajdą się osoby w czymś lepsze a w czymś gorsze, nie wiem, czemu Cię to martwi. No tak to już jest.
Dobrze myślałaś. Jesteś, tak jak każdy człowiek, wyjątkowa i nadzwyczajna - drugiej takiej osoby nie ma na świecie.
Chciałabyś być taka, jak on/ona? To rusz odwłok i działaj. Nic samo do Ciebie (ani do nikogo innego) nie przypełznie.
Mam też złą wiadomość dla Ciebie. Nikomu niczego nie musisz udowadniać. Możesz jednak, jeśli taka Twa wola, trzymać się tego pokrętnego myślenia. Jak sama przyznałaś, korzyści masz z niego wielkie.
Dorosłość jest fajna, owszem, są obowiązki no i musisz polegać na sobie, ale jest się tez niezależnym. Można się rozwijać jak się tylko chce.
Kiedyś chciałam pokazać rodzicom, że umiem być dorosła. Miałam akurat dorywczą pracę, więc wynajęłam sobie pokój w mieście. Po miesiącu wyrzucili mnie z pracy, więc musiałam wrócić do domu, a tam usłyszałam ''a nie mówiliśmy, że sobie nie poradzisz?". Od tamtej pory czuję się jeszcze gorzej. Nie dosyć, że zrobiłam coś głupiego i niepotrzebnego to jeszcze zrobiłam to źle. Boję się, że to się powtórzy, gdy już będę niby gotowa zacząć dorosłe życie.
Co do tego, że myślisz, że są lepsi od Ciebie-ale tak jest naprawdę. Zawsze znajdą się osoby w czymś lepsze a w czymś gorsze, nie wiem, czemu Cię to martwi. No tak to już jest.
Problem w tym, że ja nie jestem w niczym lepsza od nikogo. Nie mam talentów, ani pasji. Ostatnio nawet chęci do życia mi brakuje, jak sobie pomyślę, jaka to ''kolorowa'' przyszłość mnie czeka.
rossanka napisał/a:Dorosłość jest fajna, owszem, są obowiązki no i musisz polegać na sobie, ale jest się tez niezależnym. Można się rozwijać jak się tylko chce.
Kiedyś chciałam pokazać rodzicom, że umiem być dorosła. Miałam akurat dorywczą pracę, więc wynajęłam sobie pokój w mieście. Po miesiącu wyrzucili mnie z pracy, więc musiałam wrócić do domu, a tam usłyszałam ''a nie mówiliśmy, że sobie nie poradzisz?". Od tamtej pory czuję się jeszcze gorzej. Nie dosyć, że zrobiłam coś głupiego i niepotrzebnego to jeszcze zrobiłam to źle. Boję się, że to się powtórzy, gdy już będę niby gotowa zacząć dorosłe życie.
rossanka napisał/a:Co do tego, że myślisz, że są lepsi od Ciebie-ale tak jest naprawdę. Zawsze znajdą się osoby w czymś lepsze a w czymś gorsze, nie wiem, czemu Cię to martwi. No tak to już jest.
Problem w tym, że ja nie jestem w niczym lepsza od nikogo. Nie mam talentów, ani pasji. Ostatnio nawet chęci do życia mi brakuje, jak sobie pomyślę, jaka to ''kolorowa'' przyszłość mnie czeka.
Raz ci nie wyszło z tym mieszkaniem a Ty robisz problem jakbyś co najmniej od 10 lat miala takie same problemy.
Może za drugim razem ci wyjdzie, a może za drugim, trzecim też nie a dopiero za piątym?
Jak będziesz tak myśleć jak teraz to za 20 lat nic się nie zmieni,
Z drugiej strony twoja rodzina nie ma racji. Rodzice też się mogą mylić, oni nie są jacyś specjalni.
Co do talentów, to masz przecież znajomość angielskiego, to już coś.
Może porozmawiaj z jakimś psychologiem, z kimś z zewnątrz, bo jesteś z tym myśleniem na prostej drodze do nikąd.
Mam taką znajomą, w sumie jak Ciebie czytam to tak, jakby ona to mówiła, tylko, że ona ma 43 lata i jest w tym samym miejscu w życiu od 20 lat. Wiecznie te same wymówki. Chcesz tego samego?
Może porozmawiaj z jakimś psychologiem, z kimś z zewnątrz, bo jesteś z tym myśleniem na prostej drodze do nikąd.
Byłam kilka razy u psychologa. W niczym mi nie pomogli, jedyne co musiałam zrobić to ''wypisać na kartce swoje pozytywne cechy'', a nie wiem do czego to ma prowadzić. Dla mnie to strata czasu, naprawdę. Chyba że nie trafiłam na kogoś, kto byłby w stanie mi pomóc, albo nie jestem w stanie przyjąć żadnej pomocy.
Mam taką znajomą, w sumie jak Ciebie czytam to tak, jakby ona to mówiła, tylko, że ona ma 43 lata i jest w tym samym miejscu w życiu od 20 lat. Wiecznie te same wymówki. Chcesz tego samego?
Pewnie, że nie chcę. Tylko że jak myślę o przyszłości, widzę same smutne, zgubne rzeczy, które nie mają sensu. I jakby pogodziłam się z tym, że nie potrafię tego zmienić. Jak sam w siebie nie wierzysz to nikt nie uwierzy. Ja w siebie nie wierzę i już dawno skazałam się na porażkę. Jednak mam w głowie taki alarm, który mówi ''tak nie można, może jest jakaś nadzieja'' i próbuję jeszcze myśleć pozytywnie, ale to zawsze działa na krótką metę. Chyba liczę na cud, że się zmienię w inną osobę pod wpływem jakiegoś bodźca, ale pewnie to marzenie ściętej głowy.
21 2017-09-26 13:11:29 Ostatnio edytowany przez rossanka (2017-09-26 13:12:24)
rossanka napisał/a:Może porozmawiaj z jakimś psychologiem, z kimś z zewnątrz, bo jesteś z tym myśleniem na prostej drodze do nikąd.
Byłam kilka razy u psychologa. W niczym mi nie pomogli, jedyne co musiałam zrobić to ''wypisać na kartce swoje pozytywne cechy'', a nie wiem do czego to ma prowadzić. Dla mnie to strata czasu, naprawdę. Chyba że nie trafiłam na kogoś, kto byłby w stanie mi pomóc, albo nie jestem w stanie przyjąć żadnej pomocy.
rossanka napisał/a:Mam taką znajomą, w sumie jak Ciebie czytam to tak, jakby ona to mówiła, tylko, że ona ma 43 lata i jest w tym samym miejscu w życiu od 20 lat. Wiecznie te same wymówki. Chcesz tego samego?
Pewnie, że nie chcę. Tylko że jak myślę o przyszłości, widzę same smutne, zgubne rzeczy, które nie mają sensu. I jakby pogodziłam się z tym, że nie potrafię tego zmienić. Jak sam w siebie nie wierzysz to nikt nie uwierzy. Ja w siebie nie wierzę i już dawno skazałam się na porażkę. Jednak mam w głowie taki alarm, który mówi ''tak nie można, może jest jakaś nadzieja'' i próbuję jeszcze myśleć pozytywnie, ale to zawsze działa na krótką metę. Chyba liczę na cud, że się zmienię w inną osobę pod wpływem jakiegoś bodźca, ale pewnie to marzenie ściętej głowy.
Nie. Cudu żadnego nie będzie. Znowu mówisz jak moja znajoma, wiecznie czeka na coś, co ja z tego wyrwie. I nic z tego.
Psychologa zmień na terapeute, a jak popracujesz nad sobą, to ci to pomoże.
Możesz oczywiście nic z tym nie zrobić, albo dalej być ze wszystkim na nie, to też jest jakiś dorosły wybór.
Aha ta moja znajoma o psychologu to samo mówiła, co Ty.
Nie zmarnuj sobie życia na własne życzenie.
Na forum Możesz oczywiście porozmawiać, ale myślę, że problem jest głębszy, pomoc może tylko specjalista,
Bo Ty wszystko póki co negujesz.
Do Ciebie należy wybór, co zrobisz. To jest właśnie dorosłość.
Nie. Cudu żadnego nie będzie. Znowu mówisz jak moja znajoma, wiecznie czeka na coś, co ja z tego wyrwie. I nic z tego.
Psychologa zmień na terapeute, a jak popracujesz nad sobą, to ci to pomoże.Możesz oczywiście nic z tym nie zrobić, albo dalej być ze wszystkim na nie, to też jest jakiś dorosły wybór.
Aha ta moja znajoma o psychologu to samo mówiła, co Ty.
Nie zmarnuj sobie życia na własne życzenie.
Na forum Możesz oczywiście porozmawiać, ale myślę, że problem jest głębszy, pomoc może tylko specjalista,
Bo Ty wszystko póki co negujesz.
Do Ciebie należy wybór, co zrobisz. To jest właśnie dorosłość.
Masz rację. Czy twoja znajoma, o której piszesz ma rodzinę, męża dzieci, czy jest samotna? Ja nie mam i nigdy nie miałam chłopaka, jestem bardzo samotna. Mimo to nie zamierzam się tak od razu poddawać. Będę próbować szukać pracy, uniezależnić się. Problem w tym, że zawsze mam poczucie, że jestem gorsza, inni radzą sobie lepiej, bo myślą, bo kombinują lepiej niż ja i mogłabym tak wymieniać bez końca. Wiem, powinnam to olać. Ludzie mówią ''nie myśl o sobie źle'', ale to jest tak silne, że nie potrafię tego powstrzymać. Był taki czas w moim życiu, że faktycznie wyłączyłam negatywne myślenie. Więcej wychodziłam na imprezy, gadałam z ludźmi, śmiałam się, było mi bardzo dobrze. Oczywiście to nie potrwało długo. Znowu wpadłam w taki stan, że jak przypomnę sobie jak imprezowałam i cieszyłam się życiem, myślę, że robiłam z siebie idiotkę. Wychodzenie do ludzi nie przyniosło mi niczego dobrego, tylko chwilowo odwróciło moją uwagę od zmartwień.
Nie próbuj. "Próbowanie" jest niezawodnym wytłumaczeniem stania w miejscu. Jeśli chcesz, jeśli wybierasz stanie - stój.
Jeśli jednak zdecydujesz, by zmienić swe podejście do życia, znajdź pracę. Uniezależnij się (nie tylko finansowo, ale też, a może przede wszystkim, psychicznie).
Wiedz też, że niczego nie powinnaś, niczego nie musisz, że to Ty - czy tego chcesz czy nie, czy to się Tobie podoba czy nie - decydujesz o swym życiu i jego jakości, decydujesz również o stagnacji, którą sobie zafundowałaś i w której trwasz. Kiedy to zmienisz? Jeśli zyski będą mniejsze niż koszty. Póki co, wedle Twego sposobu widzenia, Twój bilans jest dodatni.
Nikt, z najlepszymi psychoterapeutami świata na czele, nie zmieni Twego sposobu myślenia o sobie, o świecie, o innych ludziach. Możesz to zrobić tylko Ty, a inni (w tym psychoterapeuci) mogą Ci pomóc (ale do tanga trzeba dwojga, skoro czekasz na cud, to czekaj, ale nic do Ciebie samo nie przypełznie).
A ja myślę, że to typowy strach dla osoby, przed którą są duże zmiany. Podobno wiele osób dotyka kryzys właśnie jak kończą studia i przyszłość ich przeraża, czytałam, że w krajach bardziej rozwiniętych od naszego, jak Japonia, to już się więcej o takich kryzysach mówiło. Każdy mówi, że trzeba mieć studia, a studia wcale nie gwarantują pracy i powodzenia, chociaż myślę, że u Ciebie akurat mogą zagwarantować język angielski jest wszędzie używany, więc prędzej czy później pracę znajdziesz. Tylko musisz coś zrobić ze swoją psychiką. I myślę, że mówienie "MUSISZ" zmienić nastawienie nic nie da... nie da się komuś tego kazać. Potrzeba pracy i czasu, więc zastanowiłabym się nad terapią.
(...) I myślę, że mówienie "MUSISZ" zmienić nastawienie nic nie da... nie da się komuś tego kazać. Potrzeba pracy i czasu, więc zastanowiłabym się nad terapią.
Nikt, oprócz samej autorki wątku, nie użył wobec niej słowa "musisz". To w jej słowniku są słowa 'muszę', 'powinnam'. To ona nie stosuje słów "wybieram", "wybrałam", decyduję", chcę". Pozostali użytkownicy pokazywali (tylko/aż) sposoby rozwiązania problemu, do niej jednak należy decyzja, czy to o wprowadzeniu zmian, czy to o pozostaniu przy obecnym myśleniu o sobie i innych.
A i propozycja podjęcia terapii też się znalazła we wcześniejszych postach.
Masz rację. Czy twoja znajoma, o której piszesz ma rodzinę, męża dzieci, czy jest samotna? Ja nie mam i nigdy nie miałam chłopaka, jestem bardzo samotna.
Nie mam za bardzo z nią kontaktu teraz, ostatnio widzialam ja może rok temu, była wtedy sama. Męża i dzieci nigdy nie miała. Nie wydaje mi się, że teraz się coś zmieniło, przynajmniej z jej podejściem.
. Problem w tym, że zawsze mam poczucie, że jestem gorsza, inni radzą sobie lepiej, bo myślą, bo kombinują lepiej niż ja i mogłabym tak wymieniać bez końca.
Ona miała tak samo. Inni zawsze byli lepsi, zdolniejsi, mieli bogatszych rodziców, lepsze zdolności i umiejętności, lepsze osobowości - też bym tak bez końca mogła wymieniać.
Nie znaczy to, ze Ty skończysz jak ona, nie chce tego powiedzieć, ale zobacz, do czego Cię to może doprowadzić jak się nie weźmiesz za swoje życie.
Jeszcze jedno:
nawet jak będziesz miała wymarzoną pracę, zarabiała 10 tys na miesiac, będziesz miała super figurę, albo będziesz super wykształcona i tak nigdy dla niektórych rodziców nie będziesz wystarczająco dobra.
Bedziesz zarabiała 10 tys, a dlaczego nie 20?
Będziesz miała 2 fakultety - a dlaczego nie 3?
Będziesz mieć 4 fakultety i zarabiała 30 tys - ale znowu źle, bo Baśka to ma męża i dwoje dzieci.
Będziesz mieć dzieci - będą Ci wmawiać, że za mało czasu im poświęcasz, albo, że jesteś za opiekuńcza.
Przykłady można tak mnożyć i mnożyć.
Lepiej patrz aby być sama z siebie zadowolona, a nie, co powiedzą inni i rodzice.
Rodzice, z tego co piszesz, jeszcze nie raz będą ci podcinać skrzydła. Będzie tak kilkadziesiąt razy i pogódz się z tym. Co nie znaczy, że będą mieli rację.
Wygląda na to, że rodzina wpędziła Cię w perfekcjonizm. Masz być idealna, a jak zdarzyły Ci się - naturalne przecież w życiu - potknięcia, to spotkałaś się z krytyką i biadoleniem, uogólnianiem pojedynczej sytuacji na całą Twoją osobę ("a nie mówiliśmy, że sobie nie poradzisz").
A tak na prawdę, to nie jesteś w złej sytuacji. Jesteś młoda, zdrowa, wykształcona. Na prawdę masz duże szanse na znalezienie pracy. Oczywiście nie od razu po pierwszym wysłanym CV, trzeba się przygotować psychicznie, że to trochę musi potrwać. Ale wg mnie, to szanse masz jak każdy w Twojej sytuacji. Bardziej przeszkodą może być sposób myślenia, ja bym powiedziała, że taki dość mocno nerwicowy, przepełniony lękiem. Oczywiście w sytuacji w jakiej jesteś, to każdy się boi w jakimś stopniu, bo to pierwsza praca, to jeszcze człowiek nie ma doświadczenia i boi się tej niewiadomej, tych rozmów kwalifikacyjnych, odrzuconego CV itd. Niestety tak to wygląda, że trzeba się nagimnastykować, żeby uzyskać posadę, mało komu przychodzi to szybko, lekko i bezstresowo. Więc tu trzeba być psychicznie przygotowaną do tego. U Ciebie widzę jednak bardzo mało wiary w siebie, a dużo lęku. Co może Cię hamować. Nawet może utrudniać znalezienie, a potem utrzymanie pracy. Bo też taki lęk zżera dużo energii, człowiek popełnia błędy, albo głupio się zachowuje czasami. Gdy się jest pewniejszym siebie, to od razu bardziej naturalnym, mniej spiętym też. Wtedy łatwiej wszystko idzie, niż gdy człowiek przesadnie się boi i straszy czarnymi scenariuszami.
Tak że fajnie by było może tu popracować, żeby swoje nastawienie do siebie i do świata zmienić na bardziej pozytywne. Też dać sobie prawo do błędów. Jeśli nawet rodzice by chcieli mieć idealną córkę, to pamiętaj - to są ICH oczekiwania. Każdy może swoje oczekiwania mieć. Ale Ty nie masz obowiązku niczyich oczekiwań spełniać. Jako człowiek masz prawo do błędów. Nikt nie jest ideałem i każdy w życiu jakieś porażki przeżył. Jak człowiek oczekuje od siebie nie wiadomo czego, to nie jest to dobre. Trzeba popatrzeć bardziej realistycznie - masz swoje zalety, swoje osiągnięcia, a masz i swoje ułomności czy braki. Nad brakami można jednak popracować, np. dokształcać się. Może jakiś kurs sobie zrobić na przykład? Moim zdaniem angielski z jakimś dodatkowym kursem, to może być całkiem fajna kombinacja do CV. Choc akurat ja nie z tej branży, wiec tak konkretnie Ci nie doradzę. Ale ogółem angielski jest bardzo przydatną umiejętnością w dzisiejszym świecie. To na pewno lepiej mieć taką praktyczną wiedzę, niż jakieś tam studia z socjologii, gdzie potem problem do czego taką wiedzę wykorzystać. No i ogółem przecież dobrze mieć jakieś studia, bo są osoby, co nie mają żadnych, a też sobie jakoś muszą radzić. Więc masz atuty i na tym się trzeba skupić, a nie na samych niedociągnięciach i lękach. Bo myślenie o porażkach zabiera dużo energii i nie prowadzi w dobrą stronę...
SiemaszEwka! Super nick, BTW!
Zrobiono Ci tu sensowną analizę psychologiczną z przykładami z życia wziętymi, nie będę powielać tych rad czy pytań.
To co mnie również rzuciło się w oczy to ... PERFEKCJONIZM.
Trudne Cię życie czeka, jeśli nic z tym nie zrobisz.
W tytule jest o wchodzeniu w dorosłość.
Chciałabym mieć jakąkolwiek pracę, taką, która zapewni mi utrzymanie. Nie będę panią dyrektor, przecież wiem.
Ta świadomość to już dobry początek.
Zacznij zbierać doświadczenia w pierwszej pracy po prostu. Jaka będzie ostatnia - to zależy tylko od Ciebie!
Good luck!
I osobny post poświęcę reakcji rodzica na słabe oceny dziecka z matematyki: płacz (!!!) rodzica, wypominanie. Niektórzy jeszcze krzyczą, biją, straszą... Bardzo "skuteczne" te wszystkie metody.
Efekty ich działania świetnie widać na tym wątku.
30 2017-09-29 00:11:33 Ostatnio edytowany przez Gary (2017-09-29 00:16:13)
@SiemaszEwka... masz słabe poczucie własnej wartości, plus jakieś błędy życiowe (w stylu mieszkanie, praca, porażka). Nie czujesz się pewnie, boisz się przyszłości.
Musisz zrobić dwie rzeczy:
(1) naprawić swoją głowę, aby być pewną siebie kobietą
(2) "ogarnąć swoje życie".
Punkt (1) na razie zostawiamy -- możesz nad sobą pracować, ale na razie możesz nad sobą płakać. Jak wolisz.
Ale punkt (2) jest krytycznie ważny. Możesz albo płakać, albo działać. Ja na twoim miejscu bym sobie dał porządnego kopniaka wojskowego w tyłek, aby wziąść się do roboty. Potem strzeliłbym sie w głowę, aby przestać wydziwiać. Wtedy każdego dnia wysyłałbym CV do wszystkich możliwych prac jakie się pojawiają -- od sprzątaczki (tak, tak...) aż po sekretarkę prezesa. Wiem, że twoja głowa się buntuje jak to piszę, bo masz swoje teorie na temat życia, ale twoje teorie nie działają. Schowaj sobie żale i ambicje do kieszeni na 2-3 lata. Znajdź jakąkolwiek stabilną pracę. To będzie twoja droga do lepszej przyszłości. Teraz wszędzie pracy jest mnóstwo. W każdej zarobisz 1500 zł lub więcej na rękę.
Nie chesz być sprzątaczką? Sorki -- wydziwiasz po prostu.
Nie wystarczy Ci 1500zł na początek? Sorki -- za wysoko nosisz swój nosek.
Zasługujesz na coś lepszego, bo znasz angielski? Sorki -- nie te czasy.
Taka prawda... ogon pod siebie i zasuwać do roboty.
Każdego dnia widzę wokół siebie ludzi po studiach... którzy pracują ramię w ramię z osobami bez wykształcenia. I co z tego wynika? Ano nic nie wynika... pracują, zarabiają, a potem pójdą do lepszej pracy. Jaką Ci ludzie mają zaletę? Że nie płaczą w domu tylko pracują...
U Ciebie widzę jednak bardzo mało wiary w siebie, a dużo lęku. Co może Cię hamować. Nawet może utrudniać znalezienie, a potem utrzymanie pracy. Bo też taki lęk zżera dużo energii, człowiek popełnia błędy, albo głupio się zachowuje czasami. Gdy się jest pewniejszym siebie, to od razu bardziej naturalnym, mniej spiętym też. Wtedy łatwiej wszystko idzie, niż gdy człowiek przesadnie się boi i straszy czarnymi scenariuszami.
Tak że fajnie by było może tu popracować, żeby swoje nastawienie do siebie i do świata zmienić na bardziej pozytywne. Też dać sobie prawo do błędów. Jeśli nawet rodzice by chcieli mieć idealną córkę, to pamiętaj - to są ICH oczekiwania. Każdy może swoje oczekiwania mieć. Ale Ty nie masz obowiązku niczyich oczekiwań spełniać. Jako człowiek masz prawo do błędów. Nikt nie jest ideałem i każdy w życiu jakieś porażki przeżył. Jak człowiek oczekuje od siebie nie wiadomo czego, to nie jest to dobre. Trzeba popatrzeć bardziej realistycznie - masz swoje zalety, swoje osiągnięcia, a masz i swoje ułomności czy braki. Nad brakami można jednak popracować, np. dokształcać się. Może jakiś kurs sobie zrobić na przykład? Moim zdaniem angielski z jakimś dodatkowym kursem, to może być całkiem fajna kombinacja do CV. Choc akurat ja nie z tej branży, wiec tak konkretnie Ci nie doradzę. Ale ogółem angielski jest bardzo przydatną umiejętnością w dzisiejszym świecie. To na pewno lepiej mieć taką praktyczną wiedzę, niż jakieś tam studia z socjologii, gdzie potem problem do czego taką wiedzę wykorzystać. No i ogółem przecież dobrze mieć jakieś studia, bo są osoby, co nie mają żadnych, a też sobie jakoś muszą radzić. Więc masz atuty i na tym się trzeba skupić, a nie na samych niedociągnięciach i lękach. Bo myślenie o porażkach zabiera dużo energii i nie prowadzi w dobrą stronę...
Prawda, lęk mnie paraliżuje i w moich poprzednich dorywczych pracach popełniałam głupie błędy przez to, a moje koleżanki i koledzy zasuwali bez problemu i czułam się jak kretynka, że oni dają radę, a ja nie. Wiem, że jako człowiek mam prawo do błędów, ale póki co popelniam ich zbyt dużo. Jeśli chodzi o kursy to próbowałam np zapisać się do studium hotelarskiego, ale nie wypaliła nam grupa. W tym roku spróbuję zapisać się na coś podobnego, bo będę miała mało zajęć. Moja starsza siostra akurat skończyła socjologię(dawno temu), bo wtedy to był zachwalany, przyszłosciowy kierunek. Nie jest oczywiście socjologiem, ale pracuje na b. wysokim stanowisku, bo jest ogarnięta, nie to co ja.
To co mnie również rzuciło się w oczy to ... PERFEKCJONIZM.
Trudne Cię życie czeka, jeśli nic z tym nie zrobisz.
Raczej niepoprawny perfekcjonizm. Jakbym chciała być perfekcyjna, ale nie umiem, nie stać mnie, nie potrafię itd, itp...
Nie chesz być sprzątaczką? Sorki -- wydziwiasz po prostu.
Nie wystarczy Ci 1500zł na początek? Sorki -- za wysoko nosisz swój nosek.
Zasługujesz na coś lepszego, bo znasz angielski? Sorki -- nie te czasy.Taka prawda... ogon pod siebie i zasuwać do roboty.
Każdego dnia widzę wokół siebie ludzi po studiach... którzy pracują ramię w ramię z osobami bez wykształcenia. I co z tego wynika? Ano nic nie wynika... pracują, zarabiają, a potem pójdą do lepszej pracy. Jaką Ci ludzie mają zaletę? Że nie płaczą w domu tylko pracują...
Pracowałam już jako sprzątaczka, nawet niedawno Chciałam sobie dorobic w wakacje. Moja mama zrobiła mi o to straszną awanturę, że przecież jak to sprzątaczka, powinnam pójść do biura, coś ambitniejszego, że jak ja się tak będę szanować to w życiu nigdzie nie dojdę. Sęk w tym, że ja doskonale rozumiem, że żadna praca nie hańbi, więc jak kiedyś będę sprzątaczką większość życia to nie będę z tego powodu załamana. Napisałam wcześniej, że chciałabym mieć JAKĄKOLWIEK pracę, która pozwoli mi się samej utrzymać, i nic więcej. Nie oczekuję gwiazdki z nieba, nie mam wygórowanych oczekiwań, bo wiem że nigdy bym im nie sprostała.
33 2017-09-29 12:04:58 Ostatnio edytowany przez Gary (2017-09-29 12:07:12)
Pracowałam już jako sprzątaczka, nawet niedawno
Chciałam sobie dorobic w wakacje. Moja mama zrobiła mi o to straszną awanturę, że przecież jak to sprzątaczka, powinnam pójść do biura, coś ambitniejszego, że jak ja się tak będę szanować to w życiu nigdzie nie dojdę. Sęk w tym, że ja doskonale rozumiem, że żadna praca nie hańbi, więc jak kiedyś będę sprzątaczką większość życia to nie będę z tego powodu załamana. Napisałam wcześniej, że chciałabym mieć JAKĄKOLWIEK pracę, która pozwoli mi się samej utrzymać, i nic więcej. Nie oczekuję gwiazdki z nieba, nie mam wygórowanych oczekiwań, bo wiem że nigdy bym im nie sprostała.
Dlaczego nie sprzątasz dalej? Dlaczego nie masz pracy? No i co powiedziałaś mamie? Obroniłaś się przed jej zarzutami? Pokazałaś, że umiesz myśleć? Czy w ogóle w jakikolwiek sposób pokazałaś co tutaj napisałaś?
Wiesz... to co napisałaś jest mądre. Uważam identycznie jak Ty. Ale fakt jest taki, że nie masz teraz pracy, prawda? Dlaczego?
Dlaczego nie chodzisz do JAKIEJKOLWIEK pracy? Dlaczego nie przybywa Ci pieniędzy na koncie? Mieszkasz pewnie u rodziców, więc powinnaś każdy grosz zbierać. W czasie bycia sprzątaczką szukać lepszej pracy... potem lepszej i lepsze i lepszej i lepszej. Nabierać doświadczenia, rozpędzać się w życiu. Angielski Ci się przyda i to bardzo. Ale musisz stać się fachowcem gdzieś, w jakejś firmie.
W sumie na i po filologii angielskiej bardziej opłacalne jest udzielanie korepetycji albo praca w szkole językowej. Nie próbowałaś w tę stronę?
Byłam kilka razy u psychologa. W niczym mi nie pomogli, jedyne co musiałam zrobić to ''wypisać na kartce swoje pozytywne cechy'', a nie wiem do czego to ma prowadzić. Dla mnie to strata czasu, naprawdę. Chyba że nie trafiłam na kogoś, kto byłby w stanie mi pomóc, albo nie jestem w stanie przyjąć żadnej pomocy.
Jak to do czego ma prowadzić??? Do polubienia siebie... heloł. Nie lubisz siebie, wiec trzeba coś zrobić by się polubić, a od czegoś trzeba zacząć. To nie tak, że nie jesteś w stanie... tak naprawdę nie chcesz przyjąć żadnej pomocy. To wymaga pracy nad sobą, żmudnej i ciężkiej, a Tobie się zwyczajnie nie chce-prawda?
Liczysz na cud, ale takich cudów nie ma.
Podsumowałabym krótko: żeby Ci się tak chciało, jak Ci się nie chce.
Dlaczego nie sprzątasz dalej? Dlaczego nie masz pracy? No i co powiedziałaś mamie? Obroniłaś się przed jej zarzutami? Pokazałaś, że umiesz myśleć? Czy w ogóle w jakikolwiek sposób pokazałaś co tutaj napisałaś?
Wiesz, może wyda ci się, że moje ego przebija zapewne kopułę niebios i dźga Pana Boga w tyłek, takie jest wygórowane, ale po coś konczę te studia. Żeby mieć nieco, troszeczkę ambitniejszą pracę niż bycie sprzątaczką Sprzątałam w Zakopanem 2 miesiące, mieszkam 500 km od tego miasta, a nie wpiszę sobie do CV, że sprzątałam w pensjonacie i to jest doświadczenie warte uwagi.
37 2017-09-29 17:19:56 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-09-29 17:21:34)
Gary napisał/a:Dlaczego nie sprzątasz dalej? Dlaczego nie masz pracy? No i co powiedziałaś mamie? Obroniłaś się przed jej zarzutami? Pokazałaś, że umiesz myśleć? Czy w ogóle w jakikolwiek sposób pokazałaś co tutaj napisałaś?
Wiesz, może wyda ci się, że moje ego przebija zapewne kopułę niebios i dźga Pana Boga w tyłek, takie jest wygórowane, ale po coś konczę te studia. Żeby mieć nieco, troszeczkę ambitniejszą pracę niż bycie sprzątaczką
Sprzątałam w Zakopanem 2 miesiące, mieszkam 500 km od tego miasta, a nie wpiszę sobie do CV, że sprzątałam w pensjonacie i to jest doświadczenie warte uwagi.
Podjęłaś się studiów o szerokim/ogólnym zakresie. Tzn. nie masz specjalizacji jak lekarz radiolog, technik farmaceuta itp. Wybrałaś drogę szeroką - co ma swoje plusy i minusy w zależności jakie masz oczekiwania/charakter. Po tym co napisałaś nie powinnaś podejmować tych studiów, bądź wybrać takie bardziej specjalistyczne/sprecyzowane od samego początku tj. nie musisz myśleć jakie kursy porobić, aby być kimś x.
Sprzątałam w Zakopanem 2 miesiące, mieszkam 500 km od tego miasta, a nie wpiszę sobie do CV, że sprzątałam w pensjonacie i to jest doświadczenie warte uwagi.
Oj jesteś bardzo nieżyciowa i nie masz szacunku do pracy. W pracy tak naprawdę bardziej od wykształcenia (chyba, że właśnie bardzo specjalistycznego) ważne są umiejętności twarde i wyrobione umiejętności miękkie. Nie potrafisz wykorzystać tego co masz i nie zdajesz sobie spawy o rynku pracy. Nie potrafisz wyciągnąć pozytywów z tego co robiłaś.
W sumie na i po filologii angielskiej bardziej opłacalne jest udzielanie korepetycji albo praca w szkole językowej. Nie próbowałaś w tę stronę?
Pewnie się powtarzam, ale... Gdy byłam na praktykach w szkole językowej, panie dyrektorki nie raz musiały ze mną przeprowadzać poważną rozmowę nt. mojej niekompetencji. Byłam nieogarnięta, sama nie rozumiałam niektórych gier i zabaw, które musiałam przedstawić grupie, ciężko mi wychodziło tłumaczenie czegokolwiek. Ja mam tak, że po angielsku mówię naprawdę bardzo dobrze, ale ta umiejętność weszła mi sama, bez większego wysiłku. Sama uczyłam się słówek, oglądałam różne filmy, dokumenty i swoje z tego wyniosłam. Sama znam ten język, rozumiem go, ale nie umiem go nauczyć tak, żeby ktoś inny zrozumiał. Bycie nauczycielem wymaga kreatywności w wymyślaniu zadań tak, żeby nie było nudno. Mi brakuje takiej właśnie kreatywności. Co innego przy tłumaczeniu. Pamiętam, że moje praktyki nauczycielskie wyciągnęłam jedynie na 3, a z tłumaczeń literackich zawsze miałam 5. Jest różnica w tym, do czego się nadaje, a do czego nie.
Oj jesteś bardzo nieżyciowa i nie masz szacunku do pracy. W pracy tak naprawdę bardziej od wykształcenia (chyba, że właśnie bardzo specjalistycznego) ważne są umiejętności twarde i wyrobione umiejętności miękkie. Nie potrafisz wykorzystać tego co masz i nie zdajesz sobie spawy o rynku pracy. Nie potrafisz wyciągnąć pozytywów z tego co robiłaś.
To wytłumacz mi proszę, dlaczego uważasz, ze nie mam szacunku do pracy? W tamtej pracy starałam się jak mogłam wykonywać swoje obowiązki jak powinnam, obywało się bez ''przypału''. Co to są umiejętności twarde i miękkie? Potrafię wyciągnąć pozytywy. Pojechałam, zdobyłam nowe doświadczenia w życiu, zarobiłam trochę pieniędzy i miałam na jakieś tam swoje wydatki. To praca dorywcza, nawet nie miałam umowy :x Co to za osiągnięcie?
Leśny_owoc napisał/a:Oj jesteś bardzo nieżyciowa i nie masz szacunku do pracy. W pracy tak naprawdę bardziej od wykształcenia (chyba, że właśnie bardzo specjalistycznego) ważne są umiejętności twarde i wyrobione umiejętności miękkie. Nie potrafisz wykorzystać tego co masz i nie zdajesz sobie spawy o rynku pracy. Nie potrafisz wyciągnąć pozytywów z tego co robiłaś.
To wytłumacz mi proszę, dlaczego uważasz, ze nie mam szacunku do pracy? W tamtej pracy starałam się jak mogłam wykonywać swoje obowiązki jak powinnam, obywało się bez ''przypału''. Co to są umiejętności twarde i miękkie? Potrafię wyciągnąć pozytywy. Pojechałam, zdobyłam nowe doświadczenia w życiu, zarobiłam trochę pieniędzy i miałam na jakieś tam swoje wydatki. To praca dorywcza, nawet nie miałam umowy :x Co to za osiągnięcie?
Przez szacunek do pracy ja osobiście rozumiem umniejszanie wartości pracy. Może wyraziłam się niejasno. Dla mnie osoba, która nie ma szacunku do pracy po prostu nie szanuje osób, które wykonują poszczególne prace. Natomiast fakt, że ktoś nie wywiązuje się z obowiązków wynikających z zawartej umowy pomiędzy nim, a pracodawcą to po prostu lenistwo/krętactwo.
Dlaczego tak pomyślałam? Sama wspomniałaś, że sprzątanie nie jest czymś istotnym, aby napisać to w CV. Oczywiście moje wnioski powstały na skutek przeczytania Twoich postów. Jeśli są błędne to przepraszam.
Jeśli wykażesz że skrupulatnie wykonywałaś swoje obowiązki to na pewno wyjdzie Ci na plus. Coraz więcej firm zaczyna podchodzić do pracownika jak na zachodzie - nie ważne to co na papierku, ale czy nadaje się do pracy i czy chce pracować. Jak najlepiej zapewnić pracodawcę o tym, że chcemy pracować? Referencje z poprzedniej pracy. Dlatego tam występują sytuacje typu - starszy inżynier dorabia sobie jako piekarz i nikt w pracy nie patrzy na niego jak na wariata, bądź kierowca busa nie ma tak dużego problemu jak w Polsce, aby znaleźć pracę w innym dziale. Wszystko załatwia się za pomocą kursów stanowiskowych.
Jeśli chodzi o umiejętności miękkie i twarde to polecam Ci chociażby poczytać blogi (bądź nawet tu na forum znaleźć temat) o rozwoju kariery. Krótko mówiąc umiejętności twarde = kursy np. językowe, wykształcenie, umiejętności miękkie = odporność na stres, praca w grupie itp.
Z tym nauczaniem to być może nie tyle brakuje Ci kreatywności co nie potrafisz wczuć się w ucznia który sobie nie radzi z nauką języka. Jak piszesz bez wysiłku nauczyłaś się języka, więc trudno jest Ci sobie wyobrazić jak to jest kiedy komuś to przychodzi z trudem. Pewnie dlatego nie masz przekonania do zabaw, bo gdzieś w głębi uważasz to za zbędne. Ale to co napisałaś świadczy o tym że masz jakieś zdolności, być może nie do końca rozpoznane. Pomyśl czy jest jeszcze jakiś kierunek w którym chciała byś się rozwijać.
polis napisał/a:W sumie na i po filologii angielskiej bardziej opłacalne jest udzielanie korepetycji albo praca w szkole językowej. Nie próbowałaś w tę stronę?
Pewnie się powtarzam, ale... Gdy byłam na praktykach w szkole językowej, panie dyrektorki nie raz musiały ze mną przeprowadzać poważną rozmowę nt. mojej niekompetencji. Byłam nieogarnięta, sama nie rozumiałam niektórych gier i zabaw, które musiałam przedstawić grupie, ciężko mi wychodziło tłumaczenie czegokolwiek. Ja mam tak, że po angielsku mówię naprawdę bardzo dobrze, ale ta umiejętność weszła mi sama, bez większego wysiłku. Sama uczyłam się słówek, oglądałam różne filmy, dokumenty i swoje z tego wyniosłam. Sama znam ten język, rozumiem go, ale nie umiem go nauczyć tak, żeby ktoś inny zrozumiał. Bycie nauczycielem wymaga kreatywności w wymyślaniu zadań tak, żeby nie było nudno. Mi brakuje takiej właśnie kreatywności. Co innego przy tłumaczeniu. Pamiętam, że moje praktyki nauczycielskie wyciągnęłam jedynie na 3, a z tłumaczeń literackich zawsze miałam 5. Jest różnica w tym, do czego się nadaje, a do czego nie.
Hmm, skoro jesteś dobra w tłumaczeniach, to może spróbuj załapać się na tłumaczenia dla Netflixa? Oczywiście, o ile interesuje Cię tłumaczenie napisów do seriali i filmów. Musiałbyś zrobić ten test na ich platformie Hermes, a oni w ciągu iluś tam dni wrócą do Ciebie z oceną. Jeśli Ci się uda, to stawki jak na polski rynek są bardzo dobre.
Ogólnie na rynku tłumaczeniowym z samym angielskim będzie Ci bardzo trudno. To jest najbardziej znany język i są najniższe stawki za stronę. Jak jeszcze nie masz doświadczenia, to takie CV nadesłane przez nowicjusza często kończy w folderze kosz, bo konkurencja duża i praktycznie na pewno firma\biuro będzie wstanie znaleźć kogoś doświadczonego.
Żeby tłumaczyć książki, to z tego co wiem, trzeba mieć po prostu znajomości w wydawnictwie.
Choć spróbować pewnie nie zaszkodzi.
Hmm, skoro jesteś dobra w tłumaczeniach, to może spróbuj załapać się na tłumaczenia dla Netflixa? Oczywiście, o ile interesuje Cię tłumaczenie napisów do seriali i filmów. Musiałbyś zrobić ten test na ich platformie Hermes, a oni w ciągu iluś tam dni wrócą do Ciebie z oceną. Jeśli Ci się uda, to stawki jak na polski rynek są bardzo dobre.
Ogólnie na rynku tłumaczeniowym z samym angielskim będzie Ci bardzo trudno. To jest najbardziej znany język i są najniższe stawki za stronę. Jak jeszcze nie masz doświadczenia, to takie CV nadesłane przez nowicjusza często kończy w folderze kosz, bo konkurencja duża i praktycznie na pewno firma\biuro będzie wstanie znaleźć kogoś doświadczonego.
Żeby tłumaczyć książki, to z tego co wiem, trzeba mieć po prostu znajomości w wydawnictwie.
Choć spróbować pewnie nie zaszkodzi.
Dzięki za info, na pewno spróbuję.
Jak mówię, nie twierdzę, że na pewno czeka mnie praca w zawodzie, to raczej wątpliwe, ale spróbować spróbuję. Nawet po kilka razy. Słyszałam że stawki są niskie, nawet 15 zł za stronę. Z samym angielskim będzie ciężko, ale zanim nauczę się drugiego języka minie chyba ze 20 lat
44 2017-09-30 11:49:12 Ostatnio edytowany przez Gary (2017-09-30 11:50:39)
NIe wpiszesz sprzątania do CV. Nie po to kończyłaś studia, aby wykonywać prostą pracę. Bla, bla, bla.
Nie pomogę Ci. A wiesz dlaczego? Bo jesteś osobą która widzi problemy, a nie rozwiązania. Każde rozwiązanie jakie Ci zaproponuję zawiera problemy. Ty widzisz kolejne problemy w tych rozwiązaniach. I tak w kółko. Zatem cóż... tkwij sobie w tym maraźmie jak dziewice, prawiczki, nieudaczniki, doktorzy, którzy nie mają pracy, stare panny, które sa nieszczęśliwe. Cokolwiek zrobisz, to w twojej osobie ilość problemów wzrośnie.
Jak to Wielokropek mówi -- kto chce znajdzie sposób, kto nie chce znajdzie powód.
Masz ważne (a jakże!) powody, aby być tam gdzie jesteś.
NIe wpiszesz sprzątania do CV. Nie po to kończyłaś studia, aby wykonywać prostą pracę. Bla, bla, bla.
tkwij sobie w tym maraźmie jak dziewice, prawiczki, nieudaczniki, doktorzy, którzy nie mają pracy, stare panny, które sa nieszczęśliwe.
No to trudno. Widocznie całe życie będę nieszczęśliwa, bo ośmieliłam się chcieć być kimś więcej niż sprzątaczką. Ale dzięki za rady
46 2017-09-30 16:07:36 Ostatnio edytowany przez Gary (2017-09-30 16:11:29)
Zacznij od pracy. Słucham... jakie masz rozwiązania w takim razie?
Skończę studia, będę szukać jakiejś roboty. W tym roku spróbuję podgonić kompetencje, zrobię kurs na programy CAT, w zasięgu mam jeszcze kilka festiwali filmowych, na których mogę robić napisy. Dzisiaj właśnie zrobiłam ten test na platformie Netflix, ale wynik 78% to za mało, żebym mogła robić napisy do seriali. Sprzątać pójdę dopiero, gdy nie będą mnie chcieli w żadnej pracy i to zostanie moją ostatnią opcją. Czy to takie straszne i samolubne myślenie z mojej strony? Chyba wszystkie moje koleżanki ze studiów powiedziałyby tak samo. Mało tego, żadna nie zostałaby sprzątaczką, nawet gdyby chodziło o pracę dorywczą.
I tak, wiem, wszystkie opcje jakie wymieniłam wyżej pewnie są niepoprawne/niemożliwe/odrealnione/do niczego nie potrzebne, a ja jestem nieżyciowa i powinnam się zastanowić, co tu w ogóle wypisuję. Jednak chcę coś kombinować, próbować wyjść z tego bagna, w jakim obecnie jestem, lub chociaż myśleć, jak to zrobię. Bo uwierz mi, że chcę z niego wyjść.
48 2017-09-30 19:56:52 Ostatnio edytowany przez Gary (2017-09-30 20:13:15)
Skończę studia, będę szukać jakiejś roboty.
O! I tutaj masz konkretny cel. Skoczyć studia a potem szukać pracy. Zakładam, że masz dzienne studia.
W tym roku spróbuję podgonić kompetencje, zrobię kurs na programy CAT, w zasięgu mam jeszcze kilka festiwali filmowych, na których mogę robić napisy. Dzisiaj właśnie zrobiłam ten test na platformie Netflix, ale wynik 78% to za mało, żebym mogła robić napisy do seriali. Sprzątać pójdę dopiero, gdy nie będą mnie chcieli w żadnej pracy i to zostanie moją ostatnią opcją. Czy to takie straszne i samolubne myślenie z mojej strony? Chyba wszystkie moje koleżanki ze studiów powiedziałyby tak samo. Mało tego, żadna nie zostałaby sprzątaczką, nawet gdyby chodziło o pracę dorywczą.
Ja bym został sprzątaczem. Ale najchętniej bym się zatrudnił w jakiejś firmie jako pracownik fizyczny, tam awansował na kierownika, a potem szukał bycia kierownikiem w innej firmie za wiele większe pieniądze. Znasz angielski to też możesz iść do jakiejś firmy do obsługi klienta i awansować.
I tak, wiem, wszystkie opcje jakie wymieniłam wyżej pewnie są niepoprawne/niemożliwe/odrealnione/do niczego nie potrzebne, a ja jestem nieżyciowa i powinnam się zastanowić, co tu w ogóle wypisuję.
Yyyy... wcale tak nie powiedziałem. Te opcje są okej. Ale to tylko takie boczne opcje. Twój cel jest najważniejszy -- studia skończyć. Zakładam, że to dzienne studia.
Najważniejsze, że teraz nie jesteś osobą, która widzi problemy, ale podałaś konkretne rozwiązania. To się liczy. Nie ważne jakie to rozwiązania, ale one są rozwiązaniami. Zgadzasz się z tym prawda?
Ale teraz trochę mięsa... Czy w tych opcjach co podałaś zarobisz odpowiednie pieniądze? Jak będziesz pracować tak 8 godzin na dobę? A może lepiej gdzieś na etacie jednak? Czy podobałaby Ci się droga kariery od prostego stanowiska do bardziej odpowiedzialnego? Ze sprzątaczki trudno awansować wyżej... Ale z pomocnika w biurze obslugi klienta wyżej jest prostą drogą. Ładnie piszesz, więc przypuszczam, że jesteś mądra. Problemem jest twoje niskie poczucie własnej wartości.
NIE neguję twoich rozwiązań, ale czuję, że to nie jest najlepsza opcja. Najlepsza opcja jest bardziej prymitywna. To zwykły etat.
Jednak chcę coś kombinować, próbować wyjść z tego bagna, w jakim obecnie jestem, lub chociaż myśleć, jak to zrobię. Bo uwierz mi, że chcę z niego wyjść.
Dobrze, teraz mądrze piszesz. Chcesz wyjść i wyznaczyłaś cel. Celem jest skończenie studiów, zakładam, że to studia dzienne, bo jeśli nie dzienne to całkowicie zmienia się postrzeganie twojego celu.
Jeśli masz studia zaoczne, to już teraz zacznij pracować. W dowolnej pracy jaką znajdziesz... naprawdę dowolnej. Jeśli nie masz pracy, to niech szukanie twojej pracy będzie twoją pracą. 8 godzin dziennie, wysyłanie CV, branie udziału w rozmowach rekrutacyjnych, przegrywanie tysiąc razy, aby w końcu wygrać. Jedną z najważniejszych umiejętności jest upadanie, a potem szybkie podnoszenie się. Ja bym nawet umawiał się na rozmowy rekrutacyjne do firm, gdzie nie chce pracować, aby poćwiczyć się w takich spotkaniach. Jak bym poćwiczył, to bym stał się wytrawnym, pewnym siebie graczem, umiałbym rozmawiać, prezentować się, omijałbym błędy których się nauczyłem wcześniej. Umiałbym mówić dlaczego chce tyle zarabiać i oferował swoją osobę jako idealną do danej pracy.
I teraz patrz -- nie obraziłaś się w rozmowie na mnie i to dobrze o Tobie świadczy. Zapropnowałaś rozwiązania, ja mówię, że są okej, ale może podasz inne opcje które będą lepsze? Taka rozmowa już inaczej wygląða.
Jak byłem młody, to też miałem swoje rozwiązania. I miałem nauczycieli, którzy wskazywali mi inną drogę. Byłem na nich zły, myślałem, że mnie nie doceniają. Myślałęm, że negują moje osiągnięcia, deptają moją pracę. Że jak podnoszą poprzeczkę, to mi utrudniają życie. A jaka była prawda? To było dążenie do coraz wyższych celów. CZego mnie nauczyli? Że jak osiągasz cel, to pojawia się następny cel. Że to jest droga, którą się idzie. Droga na szczyt. Ta droga prowadzi w górę. Ale jak stoisz u podnóża góry to jesteś przerażona jak daleko jest szczyt. Nie chcesz zrobić pierwszego kroku. Myślisz, że to trudne. Ale wcale nie trzeba dojść na szczyt. Warto jednak iść trochę w górę, bo tam są lepsze widoki, lepsze życie.
Masz problem. Mamy 2 rozwiązania:
-- być sprzątaczką
-- tłumaczyć seriale, brać udział w filmach, korzystając z angielskiego
I ja jak ten nauczyciel mówię Ci, abyś podała inne rozwiązania jakie widzisz.
Na wstępie dziękuję ci za cierpliwość w rozmowie ze mną. To musi być wątpliwa przyjemność, rozumiem. Nie obraziłam się, fakt, bo nie jestem obrażalską''księżniczką'' i jak ktoś rzuca we mnie mięsem to przyjmuję to z honorem(chyba)
Zakładam, że masz dzienne studia.
Tak, to dzienne studia. Niestety(albo i stety :x) moja mama zakłada własny biznes. Będzie to mała gastronomia, w której będę musiała jej pomagać. Gdyby nie to, na pewno poszukałabym sobie pracy np. w sklepie z odzieżą, w księgarni, czy właściwie gdziekolwiek. Będzie teraz mało zajęć, więc chociaż spróbuję się zaczepić na staż do biura tłumaczeń i zrobić u nich kursy na programy CAT.
Ja bym został sprzątaczem. Ale najchętniej bym się zatrudnił w jakiejś firmie jako pracownik fizyczny, tam awansował na kierownika, a potem szukał bycia kierownikiem w innej firmie za wiele większe pieniądze. Znasz angielski to też możesz iść do jakiejś firmy do obsługi klienta i awansować.
Może wydziwiam, ale masz taki ''amerykański'' sposób myślenia Od pucybuta do milionera, czy coś takiego. Powtarzam się, ale powiem wprost i to jest 100% prawdy - nie nadaję się na kierownika. Ja póki co własnym życiem nie umiem pokierować i miną lata świetlne zanim się tego nauczę
Są ludzie, którzy są kierownikami i są tacy, co wykonują polecenia i pracują w grupie - ja należę do tych drugich. Komfortowo jest znać swoje miejsce. I jest mi w nim dobrze.
Jak byłem młody, to też miałem swoje rozwiązania. I miałem nauczycieli, którzy wskazywali mi inną drogę. Byłem na nich zły, myślałem, że mnie nie doceniają. Myślałęm, że negują moje osiągnięcia, deptają moją pracę. Że jak podnoszą poprzeczkę, to mi utrudniają życie. A jaka była prawda? To było dążenie do coraz wyższych celów. CZego mnie nauczyli? Że jak osiągasz cel, to pojawia się następny cel. Że to jest droga, którą się idzie. Droga na szczyt. Ta droga prowadzi w górę. Ale jak stoisz u podnóża góry to jesteś przerażona jak daleko jest szczyt. Nie chcesz zrobić pierwszego kroku. Myślisz, że to trudne. Ale wcale nie trzeba dojść na szczyt. Warto jednak iść trochę w górę, bo tam są lepsze widoki, lepsze życie.
Po części się zgodzę. A mnie się wydaje, że takie ciągłe dążenie do wyższych celów prowadzi do wiecznego niezadowolenia z tych osiągnięć, które już mamy. To myślenie typowego karierowicza, którym nie będę. To nie jest film ''Rocky'', czy inny amerykański sen człowieka pnącego się na szczyt. Są rzeczy, których będę się chwytać, żeby dotrzeć na ten szczyt(mój własny), a może po drodze stwierdzę, że te widoki mi się podobają i zostanę tam, gdzie jestem. Bo szast, prast, a okaże się, że szczytu nie widać. Może szczyt to wysokość względna.
Masz problem. Mamy 2 rozwiązania:
-- być sprzątaczką
-- tłumaczyć seriale, brać udział w filmach, korzystając z angielskiegoI ja jak ten nauczyciel mówię Ci, abyś podała inne rozwiązania jakie widzisz.
Może nie będę ani sprzątaczką, ani tłumaczką, ale np. recepcjonistką, albo konsultantką w salonie sukien ślubnych(mój idiotyczny, dziecinny plan B, w razie gdyby moja wybuchowa kariera sprzątaczki nie wypaliła).
50 2017-09-30 23:38:25 Ostatnio edytowany przez Gary (2017-09-30 23:59:03)
Na wstępie dziękuję ci za cierpliwość w rozmowie ze mną. To musi być wątpliwa przyjemność, rozumiem.
Być może jestem szorstki, ale odkąd zaczęłaś myśleć to jest okej, podoba mi się i dlatego piszę.
Nie obraziłam się, fakt, bo nie jestem obrażalską''księżniczką'' i jak ktoś rzuca we mnie mięsem to przyjmuję to z honorem(chyba)
Nie rzucam mięsem, tylko sprawiłaś wrażenie, jakbyś bariery tworzyła, a nie znajdowała rozwiązania. Taka postawa jest leniwa i nie warta aby komuś pomagać. Jak to mówią "Bóg pomaga tym, którzy pomagają sobie sami". Zatem jeśli Ty chcesz sobie pomóc, to osiągniesz sukces. Ale jeśli zaczniesz widzieć tylko problemy, to nigdy ich nie rozwiążesz. Musisz widzieć rozwiązania, a czasem zignorować problemy.
Po drugie mądrze brzmisz, a zdarza Ci się palnąć totalną głupotę. Wiesz dlaczego? Bo jesteś stłumiona -- być może przez toksyczną mamę, która też kieruje się uczuciami, które wynikają być może z niskiego poczucia własnej wartości, albo (wybacz...) z głupoty. Zamiast cieszyć się, że córka pojechała samodzielnie 500km dalej pracować jako sprzątaczka to ona na Tobie psy wiesza -- to jest chore. Ja bym się cieszył, że dziecko samodzielne i w życiu sobie poradzi, a poza tym na tym sprzątaniu utrą jej nosa i doceni wartość pieniędzy.
Teraz coś o Tobie... spójrz co masz w głowie:
(1) nie napiszesz w CV, że sprzątałaś -- dlaczego? dalej myślisz, że nie napiszesz? bo ja bym w CV napisał "pojechałam 500km na drugi koniec Polski, aby zaznać pracy fizycznej i sprzątałam; to mnie wiele nauczyło"; jak myślisz, czy to będzie na plus dla kandydata do pracy?
(2) piszesz mi swoje rozwiązania (o tych filmach), a za chwilę twierdzisz, że one sa do bani -- jesteś pewna że do bani? to może coś lepszego zaproponujesz?
(3) twierdzisz, że mam "wątpliwą przyjemność" rozmawiać z Tobą -- jesteś pewna? a gdybyś była mną to byś tak pomyślała?
Gary napisał/a:Zakładam, że masz dzienne studia.
Tak, to dzienne studia.
Ok, to super. No to się w takim razie ucz pilnie. Który rok?
Niestety(albo i stety :x) moja mama zakłada własny biznes. Będzie to mała gastronomia, w której będę musiała jej pomagać.
Bardzo dobrze. Fajnie jakby Ci płaciła za tę pracę. Ale nawet jak nie będzie płacić, a utrzymuje Cię, to nie bierz tej pracy z przykrością. Trzeba jej pomóc. Tak to z rodzinnymi biznesami. Dzięki temu że będzie miała biznes, to będzie mniej na Ciebie narzekać, a poza tym możesz się wykazać i być bardzo dobrą pracownicą, a ona wtedy zobaczy że ma super córkę, a nie dziecko, które nie wie co robi.
Gdyby nie to, na pewno poszukałabym sobie pracy np. w sklepie z odzieżą, w księgarni, czy właściwie gdziekolwiek. Będzie teraz mało zajęć, więc chociaż spróbuję się zaczepić na staż do biura tłumaczeń i zrobić u nich kursy na programy CAT.
Bardzo dobrze. Właśnie o to chodzi -- zaczepić się gdziekolwiek. Sam bym tak zrobił. Ale nie upieraj się przy tych tłumaczeniach, bo przypuszczam że osób tłumaczących teksty jest mnóstwo. Angielski jest twoją siłą, to taki jakby młotek. Ale z faktu posiadania młotka fachowcem nie będziesz. Powinnaś szukać pracy w firmach, gdzie angielski jest narzędziem -- np. w dziale sprzedaży, w sekretariacie. Jeśli masz pieniądze to nawet bym zrobił kurs na sekretarkę i startował do dużych firm.
Gary napisał/a:Ja bym został sprzątaczem. Ale najchętniej bym się zatrudnił w jakiejś firmie jako pracownik fizyczny, tam awansował na kierownika, a potem szukał bycia kierownikiem w innej firmie za wiele większe pieniądze. Znasz angielski to też możesz iść do jakiejś firmy do obsługi klienta i awansować.
Może wydziwiam, ale masz taki ''amerykański'' sposób myślenia
Od pucybuta do milionera, czy coś takiego. Powtarzam się, ale powiem wprost i to jest 100% prawdy - nie nadaję się na kierownika. Ja póki co własnym życiem nie umiem pokierować i miną lata świetlne zanim się tego nauczę
Są ludzie, którzy są kierownikami i są tacy, co wykonują polecenia i pracują w grupie - ja należę do tych drugich. Komfortowo jest znać swoje miejsce. I jest mi w nim dobrze.
Nie pcham Cię na kierownika w takim razie. Wydaje mi się że dobrze byłoby, abyś angielskiego używała w pracy jako narzędzia do realizacij tej pracy (np. rozmowy z klientami, sekretarka, specjalista sprzedaży), a nie jako pierwszorzędowego celu (np. tłumaczenia, nauczyciel angielskiego). Ludzie boją się zarządzać innymi ludźmi, a tam sa pieniądze.
Po części się zgodzę. A mnie się wydaje, że takie ciągłe dążenie do wyższych celów prowadzi do wiecznego niezadowolenia z tych osiągnięć, które już mamy. To myślenie typowego karierowicza, którym nie będę. To nie jest film ''Rocky'', czy inny amerykański sen człowieka pnącego się na szczyt. Są rzeczy, których będę się chwytać, żeby dotrzeć na ten szczyt(mój własny), a może po drodze stwierdzę, że te widoki mi się podobają i zostanę tam, gdzie jestem. Bo szast, prast, a okaże się, że szczytu nie widać. Może szczyt to wysokość względna.
Okej -- zostawiamy te dążenia na razie z boku.
Może nie będę ani sprzątaczką, ani tłumaczką, ale np. recepcjonistką, albo konsultantką w salonie sukien ślubnych(mój idiotyczny, dziecinny plan B, w razie gdyby moja wybuchowa kariera sprzątaczki nie wypaliła).
Taaaaaak! Recepcjonistka jest super. Chyba wolałbym jednak sprzątać niż suknie ślubne doradzać, ale to już kwestia tego co kto lubi. Sprzątanie to praca wartościowa, a doradzanie przy wyborze sukni ślubnej to trochę puste, albo trzeba być artystą, aby to robić dobrze. Recepcjonistka jest dobrą pracą, bo ona rozwiązuje różne problemy. Tak samo sekretarka, albo specjalista sprzedaży. Najlepiej w firmie jakiejś, gdzie nie przychodzą klienci detaliczni, ale firmy.
Zatem ogólnie nie jest z Tobą źle, ale jesteś zdołowana mentalnie, nie doceniasz siebie, mama Cię tłumi. Może jakoś dasz radę się wyrwać duchowo poza granice jakie ona stawia.
Po drugie mądrze brzmisz, a zdarza Ci się palnąć totalną głupotę. Wiesz dlaczego? Bo jesteś stłumiona -- być może przez toksyczną mamę, która też kieruje się uczuciami, które wynikają być może z niskiego poczucia własnej wartości, albo (wybacz...) z głupoty. Zamiast cieszyć się, że córka pojechała samodzielnie 500km dalej pracować jako sprzątaczka to ona na Tobie psy wiesza -- to jest chore. Ja bym się cieszył, że dziecko samodzielne i w życiu sobie poradzi, a poza tym na tym sprzątaniu utrą jej nosa i doceni wartość pieniędzy.
.
No tak, tu się zgodzę. Strasznych rzeczy się musiałam nasłuchać w dniu wyjazdu, był płacz, dramat wręcz. Że jestem taka, czy siaka, że chyba z byka spadłam, że wrócę z płaczem. Z jednej strony chcę coś działać, zdobyć jakiekolwiek doświadczenie, ale matka próbuje mi wmówić, że ja jej robię tym krzywdę. Jest źle''bo córka pojechała sprzątać, Boże, jakby w domu źle się działo''. Rozsądek podpowiada mi, że to tylko słowa, które ktoś wypowiada w panice i frustracji, że nie ma racji. Ale jak się slyszy takie rzeczy od własnego rodzica to trochę jednak boli, podcina skrzydła.
nie napiszesz w CV, że sprzątałaś -- dlaczego? dalej myślisz, że nie napiszesz? bo ja bym w CV napisał "pojechałam 500km na drugi koniec Polski, aby zaznać pracy fizycznej i sprzątałam; to mnie wiele nauczyło"; jak myślisz, czy to będzie na plus dla kandydata do pracy?
No ja już widzę,jak potencjalny pracodawca czyta coś takiego, wybucha gromkim śmiechem, zaciąga się grubym cygarem i mówi''ta pani to chyba na jakiś mocnych lekach jedzie'' i wywala moje CV do kosza
piszesz mi swoje rozwiązania (o tych filmach), a za chwilę twierdzisz, że one sa do bani -- jesteś pewna że do bani? to może coś lepszego zaproponujesz?
.
Nie napisałam, że są do bani, tylko zgadywałam, że Ty, bądź kto inny tak stwierdzi.
twierdzisz, że mam "wątpliwą przyjemność" rozmawiać z Tobą -- jesteś pewna? a gdybyś była mną to byś tak pomyślała?
.
Tak.
Ok, to super. No to się w takim razie ucz pilnie. Który rok?
.
Ostatni, czyli piąty. Stąd moja panika, bo tyle lat się było uczniakiem, a teraz trzeba wziąć byka za rogi, a nie tylko czytać w mądrych księgach, z czego są te rogi, jaką mają długość i który byk jest rekordzistą. Wiesz pewnie, że dzisiejszy system edukacji, a zwłaszcza studia, nie przygotowują w ogóle do łapania za rogi. Wydłużają jedynie młodość. Wiem, że to idiotyczne myślenie, ale jestem zdania, że ''papierek trzeba mieć''.
Bardzo dobrze. Właśnie o to chodzi -- zaczepić się gdziekolwiek. Sam bym tak zrobił. Ale nie upieraj się przy tych tłumaczeniach, bo przypuszczam że osób tłumaczących teksty jest mnóstwo. Angielski jest twoją siłą, to taki jakby młotek. Ale z faktu posiadania młotka fachowcem nie będziesz. Powinnaś szukać pracy w firmach, gdzie angielski jest narzędziem -- np. w dziale sprzedaży, w sekretariacie. Jeśli masz pieniądze to nawet bym zrobił kurs na sekretarkę i startował do dużych firm.
.
Wiem, nie upieram się przy tłumaczeniach Rozumiem już, że mam wiele opcji. Może pojadę za granicę. Kto wie... Z drugiej strony zaraz przychodzą do mnie myśli ''no poje**na, nie dasz sobie z niczym rady gdzieś w obcym kraju, taka nieogarnięta żałosna osoba jak ty''. I cały misterny plan w pi*du.
Ludzie boją się zarządzać innymi ludźmi, a tam sa pieniądze.
.
Zgoda, ale ja pieniądze wolę zarabiać uczciwie. Ja w roli menedżera/szefa/zarządczy czegokolwiek to by była kompletna porażka. Nie mam za grosz charyzmy. Prawdę mówię.
Taaaaaak! Recepcjonistka jest super. Chyba wolałbym jednak sprzątać niż suknie ślubne doradzać, ale to już kwestia tego co kto lubi. Sprzątanie to praca wartościowa, a doradzanie przy wyborze sukni ślubnej to trochę puste, albo trzeba być artystą, aby to robić dobrze.
A właśnie tego chciałabym spróbować. Powinnam do tego mieć jakąś podstawową wiedzę o szyciu, można wybrać się na bezpłatny staż do salonu. Czy to zajęcie puste? Biorąc pod uwagę wielki apetyt na ślubny blichtr w dzisiejszych czasach to puste są bardziej klientki, nie konsultantki, czy projektanci Nie wszyscy, ale wiesz do czego piję.
Zatem ogólnie nie jest z Tobą źle, ale jesteś zdołowana mentalnie, nie doceniasz siebie, mama Cię tłumi. Może jakoś dasz radę się wyrwać duchowo poza granice jakie ona stawia.
No prawda, mentalnie jest ze mną bardo źle. Od kiedy założyłam ten temat czuję lekką poprawę, jakiś bodziec do działania. Takie rozmowy z ludźmi, których nie znam serio pomagają. Oby to nie był słomiany zapał. Z nikim nie mogę na ten temat pogadać. Moja mama mnie nie wspiera, tzn. jak jej się coś podoba(a mam być tłumaczem, albo panią dyrektor) to tak, ale jak sama chcę o czymś zdecydować to zaraz jestem głupia, co ja wymyślam, nerwowo ją wykończę, bla bla bla... Wczoraj nawet musiałam odwołać wizytę u fryzjera, bo jak zmienię kolor włosów na inny niż blond, to ona nie życzy sobie, abym jej pomagała w zakładzie, bo ona chce tam blondynkę.
52 2017-10-01 00:45:35 Ostatnio edytowany przez Gary (2017-10-01 00:50:25)
Strasznych rzeczy się musiałam nasłuchać w dniu wyjazdu, był płacz, dramat wręcz. Że jestem taka, czy siaka, że chyba z byka spadłam, że wrócę z płaczem. Z jednej strony chcę coś działać, zdobyć jakiekolwiek doświadczenie, ale matka próbuje mi wmówić, że ja jej robię tym krzywdę. Jest źle''bo córka pojechała sprzątać, Boże, jakby w domu źle się działo''. Rozsądek podpowiada mi, że to tylko słowa, które ktoś wypowiada w panice i frustracji, że nie ma racji. Ale jak się slyszy takie rzeczy od własnego rodzica to trochę jednak boli, podcina skrzydła.
I teraz musisz się bardzo głęboko zastanowić DLACZEGO matka tak działa. Bo to co ona robi to jest zwykła przemoc emocjonalna. Ty jesteś ofiarą tej przemocy. Zamiast się cieszyć, że dziecko będzie uczyć się życia, to twoja matka dba wyłącznie o swój interes... "bo ja nie będę dobrą mamą", "bo moja córka pojechała sprzątać", "a co ludzie powiedzą", "a jaką mi córka robi krzywdę". Może się okazać, że matka jest mniej dojarzała od Ciebie. Ty jesteś przez nią okaleczona. Ale to nie jej wina. Twoim zdaniem jest się z tego jakoś duchowo podnieść. Z biegiem lat zauważysz niemoc mamy, jej błędy, złe wybory.
Gary napisał/a:nie napiszesz w CV, że sprzątałaś -- dlaczego? dalej myślisz, że nie napiszesz? bo ja bym w CV napisał "pojechałam 500km na drugi koniec Polski, aby zaznać pracy fizycznej i sprzątałam; to mnie wiele nauczyło"; jak myślisz, czy to będzie na plus dla kandydata do pracy?
No ja już widzę,jak potencjalny pracodawca czyta coś takiego, wybucha gromkim śmiechem, zaciąga się grubym cygarem i mówi''ta pani to chyba na jakiś mocnych lekach jedzie'' i wywala moje CV do kosza
Chciałabyś u takiego pracodawcy robić? Ty byś była takim pracodawcą? Też byś się śmiała?
Gary napisał/a:piszesz mi swoje rozwiązania (o tych filmach), a za chwilę twierdzisz, że one sa do bani -- jesteś pewna że do bani? to może coś lepszego zaproponujesz?
.
Nie napisałam, że są do bani, tylko zgadywałam, że Ty, bądź kto inny tak stwierdzi.
Dlaczego tak robisz na każdym kroku? Dlaczego wymyślasz co kto inny pomyśli? Jak z tym pracodawcą co czyta twoje CV...
Gary napisał/a:twierdzisz, że mam "wątpliwą przyjemność" rozmawiać z Tobą -- jesteś pewna? a gdybyś była mną to byś tak pomyślała?
.
Tak.
Hhiii...
Naprawdę byś tak pomyślała? Żartujesz chyba? I tak myślisz o innych ludziach? Chyba nie traktujesz ludzi "z buta"?
Gary napisał/a:Ok, to super. No to się w takim razie ucz pilnie. Który rok?
.
Ostatni, czyli piąty. Stąd moja panika, bo tyle lat się było uczniakiem, a teraz trzeba wziąć byka za rogi, a nie tylko czytać w mądrych księgach, z czego są te rogi, jaką mają długość i który byk jest rekordzistą. Wiesz pewnie, że dzisiejszy system edukacji, a zwłaszcza studia, nie przygotowują w ogóle do łapania za rogi. Wydłużają jedynie młodość. Wiem, że to idiotyczne myślenie, ale jestem zdania, że ''papierek trzeba mieć''.
Tak... papierek trzeba mieć. Zgadzam się z tym w 100%.
Oprócz tego masz super narzędzie -- dobry angielski.
Zatem możesz być w pracy gdzie jest kontakt z ludźmi.
Jak już sprzątałaś i płacili Ci, to pierwszą pracę masz zaliczoną.
Nic się nie martw -- dasz sobie rady.
Wiem, nie upieram się przy tłumaczeniach
Rozumiem już, że mam wiele opcji. Może pojadę za granicę. Kto wie... Z drugiej strony zaraz przychodzą do mnie myśli ''no poje**na, nie dasz sobie z niczym rady gdzieś w obcym kraju, taka nieogarnięta żałosna osoba jak ty''. I cały misterny plan w pi*du.
Dasz sobie rady. Znałem gościa, który był tak samo tłumiony jak Ty przez mamę. Wyjechał za granicę, aby się od niej wyrwać. Skończył tam studia, i ma pracę.
"tak nieogarnięta żałosna osoba jak Ty" -- to na pewno odbiór myślenia twojej mamy... ona Ci to zaprogramowała.
Dobrze byłoby aby ktoś dał "Ci w tyłek" i abyś zobaczyła, że jak musisz sobie radzić, to sobie radzisz.
Ten gość co wyjechał za granicę to na początku chyba w hospicjum starymi ludźmi się zajmował.
Gary napisał/a:Ludzie boją się zarządzać innymi ludźmi, a tam sa pieniądze.
.
Zgoda, ale ja pieniądze wolę zarabiać uczciwie. Ja w roli menedżera/szefa/zarządczy czegokolwiek to by była kompletna porażka. Nie mam za grosz charyzmy. Prawdę mówię.
Okej. No problem.
Gary napisał/a:Taaaaaak! Recepcjonistka jest super. Chyba wolałbym jednak sprzątać niż suknie ślubne doradzać, ale to już kwestia tego co kto lubi. Sprzątanie to praca wartościowa, a doradzanie przy wyborze sukni ślubnej to trochę puste, albo trzeba być artystą, aby to robić dobrze.
A właśnie tego chciałabym spróbować. Powinnam do tego mieć jakąś podstawową wiedzę o szyciu, można wybrać się na bezpłatny staż do salonu. Czy to zajęcie puste? Biorąc pod uwagę wielki apetyt na ślubny blichtr w dzisiejszych czasach to puste są bardziej klientki, nie konsultantki, czy projektanci
Nie wszyscy, ale wiesz do czego piję.
Okej, rozumiem. Możesz sprzedawać suknie ślubne. Ale jakoś nie podoba mi się to zajęcie. Nie widzę tam pasji, odpowiedzialności, trudności. Cóż możesz zawalić? A w recepcji przychodzi klient z awanturą i trzeba sobie radzić. W sekretariacie masz lawinę spraw i trzeba ogarnąć. Bierz sobie trudne zadania.
Gary napisał/a:Zatem ogólnie nie jest z Tobą źle, ale jesteś zdołowana mentalnie, nie doceniasz siebie, mama Cię tłumi. Może jakoś dasz radę się wyrwać duchowo poza granice jakie ona stawia.
No prawda, mentalnie jest ze mną bardo źle. Od kiedy założyłam ten temat czuję lekką poprawę, jakiś bodziec do działania. Takie rozmowy z ludźmi, których nie znam serio pomagają.
Ok, fajnie.
Oby to nie był słomiany zapał.
Na szczęście to zależy tylko od Ciebie. Jak zchrzanisz, to twoja wina. Sto procent twojej winy.
Z nikim nie mogę na ten temat pogadać.
Wielu ludzi tak ma...
Moja mama mnie nie wspiera, tzn. jak jej się coś podoba(a mam być tłumaczem, albo panią dyrektor) to tak, ale jak sama chcę o czymś zdecydować to zaraz jestem głupia, co ja wymyślam, nerwowo ją wykończę, bla bla bla...
Hehehe... nawet nie wiesz jak doskonale Cię rozumiem. Życzę Ci, aby Ci się oczy otwarły.
Najpierw zobaczysz mamę jako małą dziewczynkę, która ma ładnie poukładane lalki na sofie w rzędzie i jak ktoś chce przestawić lalkę w inne miejsce, bo trzeba ścielić łóżko do spania, to ona wpada w płacz, panike, tupie nóżkami, narzeka na Ciebie i cały świat, że jest źle, że się ją krzywdzi, nie szanuje, potem wpada w złość, rzuca się na podłogę, pije piąstkami w podłogę. Ale płacz mija jak zobaczy, że nic nie da rady zrobić.
Następnie oswoisz się, że twoja mama taka jest i postanowisz jej i sobie pomóc. Zaczniesz myśleć jak to zrobić. Znajdziesz rozwiązania i uznasz, że małymi krokami wiele zdziałasz. Pewnego dnia pomalujesz paznokcie, ona wpadnie w panikę, zacznie Ci robić wyrzuty, że wyglądasz "jak kur..." i abyś zmyła. Ty zaś powiesz jej "Mamo... mam 25 lat i pomaluję paznokcie tak jak będę chciała. Bardzo Cię szanuję, ale tak zadecydowałam. NIe martw się będzie dobrze".
Wczoraj nawet musiałam odwołać wizytę u fryzjera, bo jak zmienię kolor włosów na inny niż blond, to ona nie życzy sobie, abym jej pomagała w zakładzie, bo ona chce tam blondynkę.
Tak, tak -- typowe. Myślę, że musisz chwilowo odpuścić zmianę koloru włosów, bo matka tego nie wytrzyma. Możesz stopniowo robić coraz ciemniejsze. Albo po otwarciu baru po pół roku zmienisz kolor. Krok po kroku -- pamiętaj.
Prawdopodobnie jesteś w sytuacji, kiedy będziesz musiała myśleć za siebie i za matkę.
Może więcej prywatnych szczegółów nie wywlekaj na forum, bo jeszcze doniosą matce.
Możesz też do mnie na maila napisać jeśli chcesz. Na forum z kolei masz więcej oczu które pomogą.
53 2017-10-01 09:20:53 Ostatnio edytowany przez polis (2017-10-01 09:22:04)
Okej, rozumiem. Możesz sprzedawać suknie ślubne. Ale jakoś nie podoba mi się to zajęcie. Nie widzę tam pasji, odpowiedzialności, trudności. Cóż możesz zawalić? A w recepcji przychodzi klient z awanturą i trzeba sobie radzić. W sekretariacie masz lawinę spraw i trzeba ogarnąć. Bierz sobie trudne zadania.
Ważne, żeby jej się podobało. Nich próbuje i idzie tam, gdzie chce. To w końcu jej życie. Nie każdy musi być kierownikiem. Poza tym niech idzie i sama sprawdzi, czy to dobry był pomysł czy zły. Jak będzie realizować czyjeś plany to się nigdy nauczy samodzielnego podejmowania ważnych decyzji.
Racja. Niech realizuje swoje plany, ale ona źle o sobie myśli więc nie ustali sobie ambitnych planów a powinna.
I teraz musisz się bardzo głęboko zastanowić DLACZEGO matka tak działa. Bo to co ona robi to jest zwykła przemoc emocjonalna. Ty jesteś ofiarą tej przemocy.
Kiedyś próbowałam jej to wytłumaczyć, że to dosłownie przemoc emocjonalna, ale oczywiście ''O nie, to Ty mnie wykańczasz, nie ja Ciebie''. Klasyka w ty przypadku
Z biegiem lat zauważysz niemoc mamy, jej błędy, złe wybory.
Już od dawna je widzę, ale tę wiedzę zachowam dla siebie i tylko dla siebie.
Chciałabyś u takiego pracodawcy robić? Ty byś była takim pracodawcą? Też byś się śmiała?
Kiedyś miałam okazję przez chwilę być w małej firmie komputerowej(nie jako pracownik). Kolega pokazał mi stertę CV zalegającą na biurku dyrektora. Przeczytałam ich kilka. Ludzie pisali o dziesiątkach kursów, studiach, podyplomówkach, kilka lat doświadczenia, kwalifikacje świetne, a i tak większość tych CV lądowała w niszczarce. Przepraszam, ale uważam, że nikt normalny w CV, szukając relatywnie ambitnej pracy, nie napisałby, że wybrał się na drugi koniec Polski, żeby dorobić na wakacje w charakterze sprzątaczki w pensjonacie Jasne, to dość odważny krok i jestem z siebie trochę dumna, że to zrobiłam mimo krzyków mojej mamy, ale dobrze się to dla mnie skończyło.
Dasz sobie rady. Znałem gościa, który był tak samo tłumiony jak Ty przez mamę. Wyjechał za granicę, aby się od niej wyrwać. Skończył tam studia, i ma pracę.
"tak nieogarnięta żałosna osoba jak Ty" -- to na pewno odbiór myślenia twojej mamy... ona Ci to zaprogramowała.
Dobrze byłoby aby ktoś dał "Ci w tyłek" i abyś zobaczyła, że jak musisz sobie radzić, to sobie radzisz.
Ten gość co wyjechał za granicę to na początku chyba w hospicjum starymi ludźmi się zajmował.
Ten kolega pewnie wierzył w siebie i swoje możliwości, więc mu się udało. Ja też bym chciała uwierzyć, że wcale nie jestem ''nieogarniętą i żałosną osobą'', ale wiele razy się tego nasłuchałam, z czasem to zaczęło wychodzić ode mnie samej i teraz naprawdę w to wierze. Myślę sobie ''akurat, masz chwilowy przypływ radości, ale za chwilę znowu wylądujesz na dupie, bo serio jesteś żałosna i jesteś nieudacznikiem i nie zmienisz tego''. Załóżmy, że pojechałabym za granicę. Na początku z podniesioną głową, jeszcze z małym, ale entuzjazmem zaczęłabym działać. Potem w mojej głowie zaczęłyby się odzywać głosy, które mówią, że to na nic, że taki tłumok nie nadaje się do niczego, że sobie wymyśliłam ''wyjazd'' a to za wysokie progi na moje nogi. Jak tu żyć z takim myśleniem, bo za cholerę nie umiem tego wyciszyć.
Najpierw zobaczysz mamę jako małą dziewczynkę, która ma ładnie poukładane lalki na sofie w rzędzie i jak ktoś chce przestawić lalkę w inne miejsce, bo trzeba ścielić łóżko do spania, to ona wpada w płacz, panike, tupie nóżkami, narzeka na Ciebie i cały świat, że jest źle, że się ją krzywdzi, nie szanuje, potem wpada w złość, rzuca się na podłogę, pije piąstkami w podłogę. Ale płacz mija jak zobaczy, że nic nie da rady zrobić.
Następnie oswoisz się, że twoja mama taka jest i postanowisz jej i sobie pomóc. Zaczniesz myśleć jak to zrobić. Znajdziesz rozwiązania i uznasz, że małymi krokami wiele zdziałasz. Pewnego dnia pomalujesz paznokcie, ona wpadnie w panikę, zacznie Ci robić wyrzuty, że wyglądasz "jak kur..." i abyś zmyła. Ty zaś powiesz jej "Mamo... mam 25 lat i pomaluję paznokcie tak jak będę chciała. Bardzo Cię szanuję, ale tak zadecydowałam. NIe martw się będzie dobrze".
Z tą małą dziewczynką to w punkt Pomyślę o tym przy następnej awanturze. Chociaż wiem, że mam prawo do własnych wyborów i mam prawo iść tam, gdzie chcę, słysząc te wyrzuty odzywają się we mnie jakieś wyrzuty sumienia, że może jednak jestem rozpuszczonym bachorem, który rani wlasną matkę, może ona ma rację i jednak będę tego żałowała. Z tym ''może'' to najgorsza udręka. Nie mam własnego zdania.
Może więcej prywatnych szczegółów nie wywlekaj na forum, bo jeszcze doniosą matce.
Zgoda, ale ona nawet nie wie o istnieniu takiego forum
Ważne, żeby jej się podobało. Nich próbuje i idzie tam, gdzie chce. To w końcu jej życie. Nie każdy musi być kierownikiem. Poza tym niech idzie i sama sprawdzi, czy to dobry był pomysł czy zły. Jak będzie realizować czyjeś plany to się nigdy nauczy samodzielnego podejmowania ważnych decyzji.
Żebym tylko umiała realizować jakiekolwiek plany. Póki co nie wiem, czy jestem w stanie zorganizować cokolwiek w życiu, nie tylko plany czyjeś, a co mówiąc własne. Czuję się jak 24-letnie dziecko.
(...) ona źle o sobie myśli więc nie ustali sobie ambitnych planów a powinna.
Nie. Nic nie powinna. Może. Wbrew pozorom to istotna różnica, także, a może przede wszystkim, w motywacji do działania. Wszelkie "powinno się/powinna/powinnam" pochodzi z nakazów/rozkazów - to umniejsza (i tak zerową) wiarę w swą sprawczość, decyzyjność i odpowiedzialność za siebie.
Autorka na razie prawdopodobnie nie ustali ambitnych planów, bo (co zauważyłeś) kiepsko myśli o sobie. Zamiast więc porywać się z motyką na słońce i realizować różne "powinności", warto by zbudowała wiarę w siebie, w swe umiejętności i możliwości, wówczas albo podejmie ambitne plany (zgodne z jej faktycznymi umiejętnościami), albo nie - jednak wtedy zrobi to świadomie i odpowiedzialnie.
57 2017-10-01 12:37:53 Ostatnio edytowany przez Gary (2017-10-01 12:41:06)
Autorka na razie prawdopodobnie nie ustali ambitnych planów, bo (co zauważyłeś) kiepsko myśli o sobie. Zamiast więc porywać się z motyką na słońce i realizować różne "powinności", warto by zbudowała wiarę w siebie, w swe umiejętności i możliwości, wówczas albo podejmie ambitne plany (zgodne z jej faktycznymi umiejętnościami), albo nie - jednak wtedy zrobi to świadomie i odpowiedzialnie.
Obserwuję, że wiele osób się boi iść tam gdzie będą miały sukces, bo w siebie nie wierzą. Obserwuję nawet dość często, że jak się na siłę taką osobę da w trudne miejsce, to ona się stara, osiąga dobre rezultaty i potem zaczyna wierzyć w siebie. Bo jak inaczej poprawić wiarę w siebie inaczej niż na polu boju? Gdybym miał taką możliwość, to bym tę dziewczynę właśnie postawił w trudnym miejscu bez odpowiedzialności za innych ludzi (nie kierownik, nie lider zespołu), ale z odpowiedzialnością za działanie -- właśnie recepcjonistka w hotelu, sekretarka, asystentka w obsłudze klienta i powiedział "Teraz tutaj będziesz pracować, to jest trudne, jak Ci się nie uda, albo jak będziesz robić błędy, to nic złego się nie dzieje, ale masz się starać. Wcale nie jesteś gosza od innych.".
58 2017-10-01 12:52:17 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-10-01 12:54:17)
(...) Obserwuję nawet dość często, że jak się na siłę taką osobę da w trudne miejsce, to ona się stara, osiąga dobre rezultaty i potem zaczyna wierzyć w siebie. Bo jak inaczej poprawić wiarę w siebie inaczej niż na polu boju? (...)
Na siłę? Hm... .
To taka prosta zależność? Trudne zadanie, rezultaty i wzrost samooceny? Co jednak, gdy nie sprosta postawionym trudnym zadaniom? Samoocena też wzrośnie?
Są różne sposoby, podany przez Ciebie przypomina wrzucenie osoby, która nie umie pływać na głęboką wodę. Co kto lubi, wolę mniej radykalne sposoby.
Edycja (dopisałeś):
Rzecz w tym, że autorka od dawna "stara się".
59 2017-10-01 12:53:48 Ostatnio edytowany przez Gary (2017-10-01 12:56:07)
Gary napisał/a:I teraz musisz się bardzo głęboko zastanowić DLACZEGO matka tak działa. Bo to co ona robi to jest zwykła przemoc emocjonalna. Ty jesteś ofiarą tej przemocy.
Kiedyś próbowałam jej to wytłumaczyć, że to dosłownie przemoc emocjonalna, ale oczywiście ''O nie, to Ty mnie wykańczasz, nie ja Ciebie''. Klasyka w ty przypadku
Poważny błąd z twojej strony zarzucając matce takie rzeczy. Ona się tylko zezłości a korzyści zero.
Gary napisał/a:Z biegiem lat zauważysz niemoc mamy, jej błędy, złe wybory.
Już od dawna je widzę, ale tę wiedzę zachowam dla siebie i tylko dla siebie.
Dokładnie. Zachowaj dla siebie i podejmuj działania dobre dla Ciebie i dla mamy -- musisz myśleć za Was obie.
Gary napisał/a:Chciałabyś u takiego pracodawcy robić? Ty byś była takim pracodawcą? Też byś się śmiała?
Kiedyś miałam okazję przez chwilę być w małej firmie komputerowej(nie jako pracownik). Kolega pokazał mi stertę CV zalegającą na biurku dyrektora. Przeczytałam ich kilka. Ludzie pisali o dziesiątkach kursów, studiach, podyplomówkach, kilka lat doświadczenia, kwalifikacje świetne, a i tak większość tych CV lądowała w niszczarce. Przepraszam, ale uważam, że nikt normalny w CV, szukając relatywnie ambitnej pracy, nie napisałby, że wybrał się na drugi koniec Polski, żeby dorobić na wakacje w charakterze sprzątaczki w pensjonacie
Jasne, to dość odważny krok i jestem z siebie trochę dumna, że to zrobiłam mimo krzyków mojej mamy, ale dobrze się to dla mnie skończyło.
Z biegiem lat nauczysz się, że to co Ty uważasz może Ci szkodzić. Ja uważam inaczej. A owe CV co lądują w koszu są od osób, które są cieniasami w realu. Widziałem wspaniałe CV osób, które nic sobą nie reprezentują. Znam osoby, które są wspaniałe, ale nie mają nic ciekawego (wg nich) do wpisania do CV czy listu motywacyjnego. Tutaj dobrze pasuje stwierdzenie "tylko zdechłe ryby płyną z prądem".
Ten kolega pewnie wierzył w siebie i swoje możliwości, więc mu się udało. Ja też bym chciała uwierzyć, że wcale nie jestem ''nieogarniętą i żałosną osobą'', ale wiele razy się tego nasłuchałam, z czasem to zaczęło wychodzić ode mnie samej i teraz naprawdę w to wierze. Myślę sobie ''akurat, masz chwilowy przypływ radości, ale za chwilę znowu wylądujesz na dupie, bo serio jesteś żałosna i jesteś nieudacznikiem i nie zmienisz tego''.
Powtarzam -- to co myślisz może być błędem. Wyciągnąć Cię z tego to może robota psychologa jeśli sama nie dasz rady. Ja jako obca osoba podpowiadam Ci tylko, że świat niekoniecznie jest taki jak sobie wyobrażasz, a Ty niekoniecznie jesteś taka jak o sobie myślisz.
... że taki tłumok nie nadaje się do niczego, że sobie wymyśliłam ''wyjazd'' a to za wysokie progi na moje nogi. Jak tu żyć z takim myśleniem, bo za cholerę nie umiem tego wyciszyć.
Mówisz jak swoja mama. Nie wyciszaj tego tylko działaj, idź do przodu. Jak zaczniesz odnosić sukcesy, małe sukcesy to samo się wyciszy. Nawet pracując z mamą możesz się postarać być najlepszym na świecie pracownikiem i to bedzie TWÓJ sukces. Przy okazji popracuejsz nad sobą, nad mamą.
Z tą małą dziewczynką to w punkt
Pomyślę o tym przy następnej awanturze. Chociaż wiem, że mam prawo do własnych wyborów i mam prawo iść tam, gdzie chcę, słysząc te wyrzuty odzywają się we mnie jakieś wyrzuty sumienia, że może jednak jestem rozpuszczonym bachorem, który rani wlasną matkę, może ona ma rację i jednak będę tego żałowała. Z tym ''może'' to najgorsza udręka. Nie mam własnego zdania.
Zacznij o mamie myśleć, że jest jak wyrośnięta mała dziewczynka, któora kieruje się chwilowymi emocjami. Ograniczanie Ciebie jako dorosłej kobiety jest przemocą wobec Ciebie. Ale nie tłmuacz tego mamie. Raczej łagodnie jak do małego dziecka podchodź... Np. z tym fryzjerem że nie możesz zmienić koloru to bym powiedział "Tak mamo, wiem, że to dla Ciebie ważne, abym pozostała blondynką. Teraz nie zmienię koloru, nie martw się. Może kiedyś..." a ona zacznie jęczeć "Nie zmieniaj koloru nigyd..." na to Ty "Tak mamo, teraz nie zmienię koloru. NIe martw się. Może kiedyś... Rozumiem co czujesz.".
Są różne sposoby, podany przez Ciebie przypomina wrzucenie osoby, która nie umie pływać na głęboką wodę. Co kto lubi, wolę mniej radykalne sposoby.
Jak wrzucę kogoś na głęboką wodę, a on nie umie pływać, to utonie. To złe. Raczej widzę to tak:
-- Ewa! Idź kupić chleb do sklepu...
-- A ja nigdy nie kupowałam. Boję się, że kupię zły. Poza tym mogę się pomylić przy obliczaniu reszty. Nawet do tego się nie nadaję.
-- Masz kupić chleb. 10zł leży na stole.
-- Ale ja jestem tłukiem... Na pewno to zawalę.
-- Weź pieniądze, wyjdź z domu, bez chleba nie wracaj. To rozkaz. Natychmiast.
Wszystko jedno, czy przyniesie resztę, czy nie przyniesie, czy kupi chleb, czy wekę, czy wróci za 15 min, czy wieczorem jak zgłodnieje.
Postawienie osoby w sytuacji "nigdy nie wiesz jak silna jesteś dopóki bycie silną nie jest jedyną opcją jaką masz".
Dalej jestem przeciwna sterowaniu kimkolwiek, tym bardziej dorosłą osobą, która w siebie nie wierzy. Autorka dzisiaj ponosi koszty bycia sterowaną, intencje naprawdę niewiele zmieniają.
Wielokropek napisał/a:Są różne sposoby, podany przez Ciebie przypomina wrzucenie osoby, która nie umie pływać na głęboką wodę. Co kto lubi, wolę mniej radykalne sposoby.
Jak wrzucę kogoś na głęboką wodę, a on nie umie pływać, to utonie. To złe. Raczej widzę to tak:
-- Ewa! Idź kupić chleb do sklepu...
-- A ja nigdy nie kupowałam. Boję się, że kupię zły. Poza tym mogę się pomylić przy obliczaniu reszty. Nawet do tego się nie nadaję.
-- Masz kupić chleb. 10zł leży na stole.
-- Ale ja jestem tłukiem... Na pewno to zawalę.
-- Weź pieniądze, wyjdź z domu, bez chleba nie wracaj. To rozkaz. Natychmiast.Wszystko jedno, czy przyniesie resztę, czy nie przyniesie, czy kupi chleb, czy wekę, czy wróci za 15 min, czy wieczorem jak zgłodnieje.
Postawienie osoby w sytuacji "nigdy nie wiesz jak silna jesteś dopóki bycie silną nie jest jedyną opcją jaką masz".
No z takim podejściem się zgadzam, chociaż po osobie STUDIUJĄCEJ powinno wymagać się większej zaradności. Teraz wiele osób taktuje studia jak przedłużenie liceum. Rodzice nie powinni kierować dziećmi jeśli są już duże, ale jeśli mieszkają razem z nimi to powinny dokładać się do wspólnego budżetu (nie podbijam tutaj do SiemaszEwka94) - w celu nauki odpowiedzialności.
Dla mnie nauka języka jeśli właśnie nie chce się stać zaprzysiężonym tłumaczem, profesorem w szkole jest troszkę bez sensu. Może jako dodatkowe studia np. gdy jest się dobrym informatykiem, grafikiem, headhunterem. Przecież KAŻDY broniąc przynajmniej pracę inżynierską musi opis napisać po angielsku/niemiecku (ja pisałam po francusku), a nikt nie będzie za to bulić płacąc tłumaczowi. Publikacje do zagranicznych jednostek też w innym języku.
Studia filologiczne trudne, ale same nic za bardzo nie dają. Ok przychodzi stażysta - miał same 5, ale zero umiejętności interpersonalnych, bądź nawet kurs zawodowy nie pomoże, bo po prostu nie nadaje się do sprzedaży/pacy z dziećmi/pracy pod presją.
Oczywiście każdy sam wybiera drogę, ale tam gdzie x setek studentów co roku kończy ten kierunek to obniża to szansę na dobrą pracę i trzeba być kreatywnym/zaradnym.
Dlatego jestem zwolenniczką sprawdzania sobie do czego się nadajemy.
No to życzę dziewczynie aby się otrząsnęła i powstała jak Feniks z popiołu.
Ej no, taka nieżyciowość, to też, a może nawet głównie wina wychowania przez rodziców w stylu: ‘Dzieci i ryby głosu nie mają.’ Nie pozwala się im na samodzielne wybory, popełnianie błędów, wyciąganie wniosków i odkrywania siebie, to jak mają się nauczyć samodzielności? Jak całe życie ktoś Ci mówi co i jak masz robić, to jak można mieć potem wiarę we własne siły i decyzje?
Kiedyś czytałam taki ciekawy artykuł profesora pedagogiki, który opisywał jak często sprzeczne są wymagania polskich rodziców. Dopóki dziecko jest niepełnoletnie, to wymagają posłuszeństwa, czyli rób co Ci każę, ale jak już dzieci dorosną to rodzice wymagają zaradności i samodzielności. Nic dziwnego, że duża część jest potem zagubiona i totalnie do samodzielności nieprzygotowana.
Poza tym sytuacja autorki nie jest taka zła. Filologia angielska już nie daje takich możliwości jak kiedyś, ale znajomość angielskiego to dalej jest przydatna i praktyczna umiejętność. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdzie w Internecie można znaleźć naprawdę dużo informacji i się doszkolić, np z drugiego języka na Duolingo. Znając angielski można sobie np. oglądać za darmo wykłady z najlepszych uniwersytetów świata jak Oxford, Harvard, Yale, MIT czy Berkeley etc.
Wiecie co, nie chcę niczego zapeszać, ale zaczęłam szukać pracy. Wysłałam już kilka CV. Jak nie będzie odzewu, będę szukać dalej. Nie obchodzi mnie, że jestem nieżyciowa, niezaradna i tak dalej. Nie podoba mi się, że te słowa brzmią jak wyroki. Chcę to zmienić i nie obchodzi mnie jak to zrobię, prędzej czy później wyjdę na ludzi. Może skonczyłam niepotrzebny nikomu kierunek studiów, gdzie 2 ze 100 osób coś osiąga, moze i nic nie potrafię, ale wszyscy musimy się kiedyś nauczyć samodzielności.