Nie wiem właściwie co robić, co myśleć o co pisać...
Znamy się 13 lat. Zawsze nas do siebie ciągnęło ale jakoś los nigdy nie sprzyjał, żeby spróbować związku. Pół roku temu wreszcie wzzystkie znaki na niebie i ziemi się zeszły i z dnia na dzień zaczęliśmy sie spotykać. Muszę dodać, że oczywiście znaliśmy się bardzo dobrze, wiedzieliśmy o sobie bardzo dużo, a więź, która nas łączyła byla bardzo silna i ciężka do obrania w słowa... Fascynacja, słabość, zakochanie. Od początku był dla mnie kims bardzo ważnym, dlatego też wierzyłam w nasze przeznaczenie. Na początku układało nam się świetnie. Od pierwszego dnia dawałam z siebie wszystko żeby czuł się wyjątkowy, żeby wiedział, że chce przy nim sie zestarzeć. Zawsze w moich oczach był bardzo dojrzały, męski, czarujący i czuły. Dlatego wpadłam w szok, kiedy starając się, aranżujac wycieczki, niespodzianki i w ogóle oddając sie cala temu wszystkiemu on na każde moje plany czy jakieś wynurzenia z głębi pola odpowiadał "czas pokaże", "zobaczymy", "mam nadzieję". Kiedy ja do cholery chciałam usłyszeć "zrobimy wszystko, żeby być razem do końca..." itp. Mimo, iż mówi, ze mnie kocha i bardzo mu zależy to czuję jego zachowawcze podejście. Po jakims czasie skończyła mu sie cierpliwość, bo faktycznie byłam okropna. Mam masę kompleksów, nienawidzę swojego wyglądu. Uważam, ze jestem okropna. Często spotykam się z drwinami ludzi, bo jestem wysoka jak na kobietę i mam parę kilogramów ponadprogramowych. Przez te zawirowania ze samą sobą, on dostawał rykoszetami. Miałam pretensje do calego świata o wszystko... Zagroził mi rozstaniem, tak sie stało. Parę dni temu. Przeżywałam to okropnie. Mimo, że byłam w paru związkach, nigdy nie byłam zakochana. Jego pokochałam jako pierwszego. Jednak na drugi dzień powiedział, że mam nauczkę i ze musi sie cos zmienić, inaczej w to dalej nie będzie brnął. Dzisiaj wyszła sytuacja z jego rodziną. Mój "P" był w dwóch poważnych związkach, które bardzo Ale to bardzo poważnie odbiły się na nim i na jego rodzinie. Teraz wszyscy podchodzą bardzo zachowawczo, nie chcą się otworzyć przede mną, nie zapraszają mnie na rodzinne spotkania- a jak już do spotkania dojdzie, ignorują mnie. Jak pokazują jakieś zdjęcia, to tylko jemu, jak coś opowiadają to zwracaja się tylko do niego. Okropnie mnie to boli, bo jestem dorosłą kobietą, w (tak wtedy myślałam) poważnej przyszłościowej relacji i oczekuje szacunku. Mój facet, a może już ex... nie wiem na czym stoję, zawsze tłumaczy ich tym, że trzeba im dac czas. A ja uważam, że on jako mój partner musi zainterweniować i przedstawic im sytuacje, że to cos poważnego, że ze maja to uszanowac. Tylko właśnie, teraz rodzi sie pytanie a raczej wniosek. To chyba wg niego nie jest na tyle poważne. Nie potrafi im powiedzieć " Halo, ale *A* też tutaj jest"... Dziś sie znowu poklocilismy o moją relację, kiedy on oświadczył mi, że jego brat zaprosił JEGO I ICH MAMĘ na kawę do siebie i tam pojedzie. Wszyscy wiedzą, że jesteśmy parą, wszyscy wiedzą, że jesteśmy nierozlaczni. To gdzie do cholery moja pozycja w tym wszystkim? Nie mogl powiedzieć, ze mnie zabierze? Nie mogl powiedziec, ze zapyta mnoe czy nie mialam dla nas dzisiaj nic zaplanowanego? Stwierdzil, ze błędem bylo wrocic do mnie, bo nic w swoim zachowaniu nie zmienilam i dalej sie czepiam o wszystko. Wiem, że to co piszę jest zagmatwane, pomieszane, nawet mogą być błędy w interpunkcji. Nie mam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać. Nie mam przyjaciół od serca.
"P" daje mi do zrozumienia, że to nie jest takie poważne jak mi sie wydawało. Dwa zupełnie inne podejscia do związku. Byłam pewna przeznaczenia przez to, że on jest taki dojrzały, dorosły i w ogóle ze względu na to ile lat sie znamy i jaka nasza relacja zawsze była... Dzisiaj pojechal na spotkanie rodzinne, pozniej oswiadczyl, ze wychodzi na piwo. Olał mnie zupełnie. Wiem, ze to sie rozpada. Widze, ze sie nie dogadamy. Kocham go nad życie. Rozrywa mnie w środku. Boję sie zostać sama. Mam 25 lat. Byłam pewna, że on jest tym ostatnim, że już nie muszę dalej szukac i niewiadomo co sie stanie, on będzie ze mną. Chciałam się ustatkować. Zapuscic korzenie na stałe, bo wiedziałam, że przecież to jest ten a ja jestem tą... Przestałam być szczęśliwa. Mam wątpliwości coraz większe. Boję się tego co będzie. Będę sie budzić, a na mnie juz nie bedsibędzie czekac sms z dzień dobry, ani ja nie będę miała do kogo się odezwać. Moi znajomi mają swoje życie. Nie mam nikogo, zupełnie. Ludzie wokoło zakładają rodziny, śluby, zaręczyny... a ja znowu ląduje w punkcie wyjścia. Przepraszam za ten potok słów. Boję się bycia samą. Będę tęsknić za jego obecnością, zapachem... Z jednej strony jestem rozczarowana, z drugiej zakochana do szaleństwa.
Co mam myśleć?
Ciezki temat .Jest kilka wyjsc. Albo sie nudzisz i bedzie ci wypominal nawet te dobre rzeczy jako zle. Albo mu zalezy i ma dosyc tych twoich wybrykow. Z drugiej strony jezeli uwazacie sie za pare to powinnien to oznajmic. Nie wiem moze odczekaj chwilke albo popros go o rozmowe w cztery oczy.
Ciezki temat .Jest kilka wyjsc. Albo sie nudzisz i bedzie ci wypominal nawet te dobre rzeczy jako zle. Albo mu zalezy i ma dosyc tych twoich wybrykow. Z drugiej strony jezeli uwazacie sie za pare to powinnien to oznajmic. Nie wiem moze odczekaj chwilke albo popros go o rozmowe w cztery oczy.
Ciągle rozmawiamy. Jednak jest strasznie zaborczy w tym wszystkim. Nie potrafi popatrzeć na sytuację z mojej perspektywy. Cokolwiek nie powiem, dla niego to jest bzdura nie do przyjęcia. Mówi, że on chce spokoju a nie wiecznych problemów. Ale mówiąc szczerze, też ma swoje za uszami i wie o tym. Tylko jego zawsze musi byc na wierzchu... kurcze... Jeżeli mówię komuś, że kocham to ponad wszystko, to logiczne, że należy walczyć o to i naprawić. Nie rzuca się na bok zabawki, która sie popsuje. Powinno się ją naprawić.
Od poczatku wiedział, że szukam poważnej relacji. Sam właściwie też tak postulował.
Male rzeczy: maluje paznokcie na czerwono, bo on lubi. Nawet gumki w aparacie mam niebieskie, bo to jego ulubiony kolor. Takimi drobnostkami nawet chcę go uszczęśliwić, a jedyne co dostaje to pretensje, że nikt mi tego nie każe robić przecież...
Ja nie wiem co sie wokół mnie dzieje. Wydawało mi się, że facet 27 letni, który podobno chcę sie ustatkować jakoś inaczej trwa z relacji. Kiedy mu napisałam, że ja widocznie juz znalazłam faceta na zawsze, on chyba "szuka" kobiety, a ja jestem następną, nie ostatnią- nie zaprzeczył.
Nie umiem zebrać myśli. Chyba chcę być sama, ale sie boję. Bo pomimo tego braku deklaracji z jego strony, w innych aspektach mi odpowiada. Tylko Nie chcę trwać w zwiazku wiedząc, że ja jestem zdecydowana na 100% a on "jeszcze nie wie".
Jestem uczuciowa, zawsze się angażuje szybko, ale tym razem wpadłam po same uszy i wariuje wewnątrz.
Szary80 napisał/a:Ciezki temat .Jest kilka wyjsc. Albo sie nudzisz i bedzie ci wypominal nawet te dobre rzeczy jako zle. Albo mu zalezy i ma dosyc tych twoich wybrykow. Z drugiej strony jezeli uwazacie sie za pare to powinnien to oznajmic. Nie wiem moze odczekaj chwilke albo popros go o rozmowe w cztery oczy.
Ciągle rozmawiamy. Jednak jest strasznie zaborczy w tym wszystkim. Nie potrafi popatrzeć na sytuację z mojej perspektywy. Cokolwiek nie powiem, dla niego to jest bzdura nie do przyjęcia. Mówi, że on chce spokoju a nie wiecznych problemów. Ale mówiąc szczerze, też ma swoje za uszami i wie o tym. Tylko jego zawsze musi byc na wierzchu... kurcze... Jeżeli mówię komuś, że kocham to ponad wszystko, to logiczne, że należy walczyć o to i naprawić. Nie rzuca się na bok zabawki, która sie popsuje. Powinno się ją naprawić.
Od poczatku wiedział, że szukam poważnej relacji. Sam właściwie też tak postulował.
Male rzeczy: maluje paznokcie na czerwono, bo on lubi. Nawet gumki w aparacie mam niebieskie, bo to jego ulubiony kolor. Takimi drobnostkami nawet chcę go uszczęśliwić, a jedyne co dostaje to pretensje, że nikt mi tego nie każe robić przecież...
Ja nie wiem co sie wokół mnie dzieje. Wydawało mi się, że facet 27 letni, który podobno chcę sie ustatkować jakoś inaczej trwa z relacji. Kiedy mu napisałam, że ja widocznie juz znalazłam faceta na zawsze, on chyba "szuka" kobiety, a ja jestem następną, nie ostatnią- nie zaprzeczył.
Nie umiem zebrać myśli. Chyba chcę być sama, ale sie boję. Bo pomimo tego braku deklaracji z jego strony, w innych aspektach mi odpowiada. Tylko Nie chcę trwać w zwiazku wiedząc, że ja jestem zdecydowana na 100% a on "jeszcze nie wie".
Jestem uczuciowa, zawsze się angażuje szybko, ale tym razem wpadłam po same uszy i wariuje wewnątrz.
Czarodziejskiej rozdzki nie mam to ci nie pomoge. To jest kosa ktora was wzmocni albo porozni.
5 2017-09-10 00:32:35 Ostatnio edytowany przez Myszeczka23 (2017-09-10 00:35:05)
O ja Cię sunę, kolejny bluszcz...
Kobieto, niestety, za bardzo uwiesiłaś się na swoim facecie i za bardzo chciałaś, aby było tak jak Ty chcesz i miałaś w tyłeczku, czego chciał i potrzebował on.
Fiasco tak ciężko Ci zrozumieć, że Twój P miał już w życiu dwa poważne związki i nie chce teraz szybko oznajmiać rodzinie, że jesteś tą na stałe? Nie rozumiesz i nie wspierasz go kompletnie. To smutne.
Nie wiem właściwie co robić, co myśleć o co pisać...
Znamy się 13 lat. Zawsze nas do siebie ciągnęło ale jakoś los nigdy nie sprzyjał, żeby spróbować związku. Pół roku temu wreszcie wzzystkie znaki na niebie i ziemi się zeszły i z dnia na dzień zaczęliśmy sie spotykać. Muszę dodać, że oczywiście znaliśmy się bardzo dobrze, wiedzieliśmy o sobie bardzo dużo, a więź, która nas łączyła byla bardzo silna i ciężka do obrania w słowa... Fascynacja, słabość, zakochanie. Od początku był dla mnie kims bardzo ważnym, dlatego też wierzyłam w nasze przeznaczenie. Na początku układało nam się świetnie. Od pierwszego dnia dawałam z siebie wszystko żeby czuł się wyjątkowy, żeby wiedział, że chce przy nim sie zestarzeć. Zawsze w moich oczach był bardzo dojrzały, męski, czarujący i czuły. Dlatego wpadłam w szok, kiedy starając się, aranżujac wycieczki, niespodzianki i w ogóle oddając sie cala temu wszystkiemu on na każde moje plany czy jakieś wynurzenia z głębi pola odpowiadał "czas pokaże", "zobaczymy", "mam nadzieję". Kiedy ja do cholery chciałam usłyszeć "zrobimy wszystko, żeby być razem do końca..." itp. Mimo, iż mówi, ze mnie kocha i bardzo mu zależy to czuję jego zachowawcze podejście. Po jakims czasie skończyła mu sie cierpliwość, bo faktycznie byłam okropna. Mam masę kompleksów, nienawidzę swojego wyglądu. Uważam, ze jestem okropna. Często spotykam się z drwinami ludzi, bo jestem wysoka jak na kobietę i mam parę kilogramów ponadprogramowych. Przez te zawirowania ze samą sobą, on dostawał rykoszetami. Miałam pretensje do calego świata o wszystko... Zagroził mi rozstaniem, tak sie stało. Parę dni temu. Przeżywałam to okropnie. Mimo, że byłam w paru związkach, nigdy nie byłam zakochana. Jego pokochałam jako pierwszego. Jednak na drugi dzień powiedział, że mam nauczkę i ze musi sie cos zmienić, inaczej w to dalej nie będzie brnął. Dzisiaj wyszła sytuacja z jego rodziną. Mój "P" był w dwóch poważnych związkach, które bardzo Ale to bardzo poważnie odbiły się na nim i na jego rodzinie. Teraz wszyscy podchodzą bardzo zachowawczo, nie chcą się otworzyć przede mną, nie zapraszają mnie na rodzinne spotkania- a jak już do spotkania dojdzie, ignorują mnie. Jak pokazują jakieś zdjęcia, to tylko jemu, jak coś opowiadają to zwracaja się tylko do niego. Okropnie mnie to boli, bo jestem dorosłą kobietą, w (tak wtedy myślałam) poważnej przyszłościowej relacji i oczekuje szacunku. Mój facet, a może już ex... nie wiem na czym stoję, zawsze tłumaczy ich tym, że trzeba im dac czas. A ja uważam, że on jako mój partner musi zainterweniować i przedstawic im sytuacje, że to cos poważnego, że ze maja to uszanowac. Tylko właśnie, teraz rodzi sie pytanie a raczej wniosek. To chyba wg niego nie jest na tyle poważne. Nie potrafi im powiedzieć " Halo, ale *A* też tutaj jest"... Dziś sie znowu poklocilismy o moją relację, kiedy on oświadczył mi, że jego brat zaprosił JEGO I ICH MAMĘ na kawę do siebie i tam pojedzie. Wszyscy wiedzą, że jesteśmy parą, wszyscy wiedzą, że jesteśmy nierozlaczni. To gdzie do cholery moja pozycja w tym wszystkim? Nie mogl powiedzieć, ze mnie zabierze? Nie mogl powiedziec, ze zapyta mnoe czy nie mialam dla nas dzisiaj nic zaplanowanego? Stwierdzil, ze błędem bylo wrocic do mnie, bo nic w swoim zachowaniu nie zmienilam i dalej sie czepiam o wszystko. Wiem, że to co piszę jest zagmatwane, pomieszane, nawet mogą być błędy w interpunkcji. Nie mam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać. Nie mam przyjaciół od serca.
"P" daje mi do zrozumienia, że to nie jest takie poważne jak mi sie wydawało. Dwa zupełnie inne podejscia do związku. Byłam pewna przeznaczenia przez to, że on jest taki dojrzały, dorosły i w ogóle ze względu na to ile lat sie znamy i jaka nasza relacja zawsze była... Dzisiaj pojechal na spotkanie rodzinne, pozniej oswiadczyl, ze wychodzi na piwo. Olał mnie zupełnie. Wiem, ze to sie rozpada. Widze, ze sie nie dogadamy. Kocham go nad życie. Rozrywa mnie w środku. Boję sie zostać sama. Mam 25 lat. Byłam pewna, że on jest tym ostatnim, że już nie muszę dalej szukac i niewiadomo co sie stanie, on będzie ze mną. Chciałam się ustatkować. Zapuscic korzenie na stałe, bo wiedziałam, że przecież to jest ten a ja jestem tą... Przestałam być szczęśliwa. Mam wątpliwości coraz większe. Boję się tego co będzie. Będę sie budzić, a na mnie juz nie bedsibędzie czekac sms z dzień dobry, ani ja nie będę miała do kogo się odezwać. Moi znajomi mają swoje życie. Nie mam nikogo, zupełnie. Ludzie wokoło zakładają rodziny, śluby, zaręczyny... a ja znowu ląduje w punkcie wyjścia. Przepraszam za ten potok słów. Boję się bycia samą. Będę tęsknić za jego obecnością, zapachem... Z jednej strony jestem rozczarowana, z drugiej zakochana do szaleństwa.
Co mam myśleć?
Ano bluszcz. Ty widzisz w tym związku, cytuję, "przeznaczenie", "chcę się przy nim zestarzeć", "chciałam usłyszeć, że będziemy walczyć, żeby być razem do końca", "on ma interweniować w swojej rodzinie, żeby mnie przyjęli", "to poważna przyszłościowa relacja", "boisz się zostać sama (jestem z nim ze strachu i dlatego, że nie chce mi się szukać, i z zazdrości, że inni to już się zaręczają)", "chciałam zapuścić korzenie na stałe".
Jesteście ze sobą dopiero pół roku, a ty oczekujesz nie wiadomo czego. Zwłaszcza wiedząc, że sparzył się w poprzednich związkach, że on ci JASNO i DOBITNIE komunikuje, zwolnij, zmień to, ja dopiero się oswajam z sytuacją, daj mi czas, daj im czas.
Jaką właściwie pracę włożyłaś w tę relację? W bycie z nim i dla niego? Z tego co piszesz, to chyba wcale, albo niewiele, pisząc, że chcesz go uszczęśliwić dobierając kolor paznokci czy gumek, a zupełnie nie słuchając go, nie słuchając tego co mówi, olewając jego potrzeby, jego obawy, jego słowa. Jak ty tak się z wejścia roszczeniowo zachowujesz, to ja się nie dziwie, że on ucieka. Im ciaśniej go oplatasz i coraz więcej masz pretensji, żalu, oczekiwań, tym bardziej on się wyrywa, ucieka, odsuwa. Tak to działa.
Co możesz zrobić? Weź, zluzuj. Wyobraź sobie, że znacie się PÓŁ ROKU. Owszem, wiecie o sobie wiele i macie za sobą lata znajomości, ale to nie brzmi tak, jakby to była naprawdę zażyła przyjaźń. Więc weź na wstrzymanie. Zegar biologiczny jeszcze cię nie pogania. Zejdź z niego (to nie on ma ci dać szczęście, to ty masz sobie znaleźć szczęście na świecie i być OBOK niego szczęśliwa z własnych powodów, a nie z jego powodu). PÓŁ ROKU. PÓŁ ROKU. PÓŁ ROKU. Czy ty już marzysz o pierścionku zaręczynowym?
Wszystko powoli. Bez pretensji, bez nacisku, bez spiny, bez oczekiwań, bez strachu, bez użalania się (to nie jest atrakcyjne - przeszkadza bardziej niż jakiekolwiek wady wyglądu), bez nastawiania go przeciw rodzinie.
Znajdź sobie znajomych. To, że nie masz przyjaciół, nie świadczy dobrze i też może być problemem, bo może jest tak, że oczekujesz, że on ci wypełni życie. Jak zrzucisz na niego taką odpowiedzialność, to nie spodziewaj się, że długo przy tobie zostanie. Generalnie zdrowie jednostki uciekają przed tym, żeby być dla kogoś całym światem, to niedorzeczne, męczące i naprawdę obrzydza relację. Poszukaj sobie hobby, znajdź ludzi, z którymi możesz pogadać, wszyscy ludzie naokoło ciebie tak jak ty łakną ludzkiego kontaktu, to nie jest trudne, tylko musisz bardziej słuchać ludzi. Być bardziej uważna. Zwolnij.
Polecam lekturę tekstu "Gdy ludzie dobrze ze sobą żyją, naczynia same się zmywają. Ale to rzadkość" z gazety . pl. Przeczytaj koniecznie. Często tak jest, że jak już kogoś znajdziemy, to rzucamy się na tę osobę, oplatamy i zaciskamy, ograniczamy, mówiąc "zrobię dla ciebie wszystko, tylko mnie kochaj". To właśnie robisz. Przeczytaj. Daj znać, co myślisz.
moja historia jest bardzo dluga i smutna zaczyna sie gdy bylam nastolatka.moja pierwsza milosc ktora znam od dziecka wyjechala za ocean z rodzicami jako nastolatek mial nie wiele do gadania na poczatku utrzymywalismy kontakt potem to sie zmienilo przestal dzwonic choc ja pisalam to moja trauma z dziecinstwa bardzo to przezylam . w ciogu nastepnych paru lat poznalam meza urodzilam syna i gdy mielismy brac slub jakos sie odnalezlismy na internecie chyba gg dodam ze to bylo 6 lat temu niestety kontakt znowu sie zerwal czemu sie nie dziwie mielismy 21 lat on chcial przezyc zycie moje sie ukladalo inaczej .Teraz mam 2 dzieci i po 14 latach znowu sie znalezlismy rok temu dokladnie rozmawialismy codziennie przez rok na tel on z usa ja z uk bo tu zamieszkalam z rodzina .obiecalismy sobie ze spodkamy sie na wakacje i spodkalismy sie w pl bylo cudownie choc bardzo sie balam bo to wlasnie on, ale przez rok zapewnial mnie ze bardzo tesknil ze nie przeszkadza mu ze mam 2 dzieci chcialby mnie odnalezc bo to wlasnie ja przez ten caly czas bylam dla niego sad niestety za duzo wypilismy i spedzilismy noc poza domem( dodam ze nasi rodzice dobrze sie znaja ) oczywiscie moja mama zrobila wielka awanture w jego rodzinnym domu z mojej winy bo nie napisalam gdzie jestem i co robie martwila sie sad wlasciwie od tamtej pory nie oddzywa sie do mnie ani on ani nikt z jego rodziny wszyscy usuneli mnie z znajomych na fb czy gdziekolwiek sad probowalam przeprosic nic to nie daje sad pisalam ze zle sie czuje przez to co sie stalo i ze sie do mnie nie oddzywa , odpisal tylko ze " jemu jest gorzej , ze to za duzo dla niego i ze nie oddzywa sie juz " od tej pory nic:( nie umie sobie z tym poradzic sad rozmawialismy przez aplikacje na tel wiec ilekroc widze ze jest dostepny bardzo chce napisac nie wiem co i tak tego nie czyta:( bardzo dziwie sie ze jeszcze mnie nie zablokowal sad
dodam ze przez rok rozmawialismy codziennie wysylal mi prezenty i byl na kazde moje zawolanie sad czuje ze to ja go oszukalam mowilam ze odejde od meza ze moja rodzina wie ze sie z nim spodkam wyszlo inaczej dlatego ze sie balam stalo sie co sie stalo:(czuje sie fatalnie przez ostatnie kilka lat duzo przeszlam zmarl mi brat na raka w wieku 30 latnie cale 2 lata pozniej najblizszy kuzyn w tym samym wieku jego najlepszy przyjaciel a moj kuzyn sad nie mogl przyleciec na pogrzeb i w tamtym roku przylecial odwiedzic grob przy okazji wysiadywal pod moim domem z nadzieja ze mnie spodka niestety ja bylam juz w uk . w tym roku sie udalo ale tylko 2 razy i ten
raz z fatalnym skutkiem z powodu mojej mamy sad zaplanowal cale 6 tygodni dla mnie tak kupil bilety wszystko mialo byc inaczej sad nie wiem co mam robic
nie wiem co mam robic
Załóż własny temat i napisz to wszystko, używając znaków interpunkcyjnych zamiast emotikonek.
zalozylam moj watek to zakazana milosc
No to co się wpiepszasz w czyjś?