Witajcie,
Chciałabym podzielić się z Wami czymś, bo chwilami po prostu nie daję już rady.
Z mężem jesteśmy 2 lata po ślubie. Mamy roczną Córeczkę. Od momentu, gdy zaszłam w ciąże zaczęły pojawiać się w naszym związku problemy – głównie spowodowane rodziną męża, jego matką, braćmi. To nas oddalało stopniowo od siebie, ale zawsze mimo wszystko umieliśmy wybrnąć z całej sytuacji, mąż bronił mnie zawsze przed nimi, wiedział jak wiele razy nas zawiedli. Dodam, że wszyscy są obecnie za granicą, a mąż pozostał sam, ze mną tutaj i z dzieckiem. Kontakt mamy tylko z moją rodziną. Rodzina męża (czyt. Matka z ojczymem) nawet nie byli na naszym ślubie, chrzcinach, roczku dziecka – prawdę mówiąc naszą Córkę widzieli tylko raz. Wszystko byłoby dobrze, nie widziałabym już w tym takiego problemu jak to, że mąż kontaktuje się z rodziną za moimi plecami, dzwonią, gdy jest w pracy, czasem przypadkiem wyjdzie, że jestem obok, a pewnie myślą, że jest sam. Ze mną kontaktu nie mają, wyrzucili mnie nawet z Facebooka, co samo o sobie świadczy, że nie do końca to poważni, dojrzali ludzie. Raz nie wytrzymałam i powiedziałam teściowej co myślę, delikatnie, acz dosadnie, że jej zachowanie odbieram jako brak szacunku dla mojej Córki (mnie przecież kochać, lubić nie muszą jeśli nie chcą, choć tak naprawdę nie wiem czym im tak bardzo zawiniłam…gdy bracia męża mieszkali w Polsce mieszkałam z nimi i z mężem – opiekowałam się nimi, zabierałam na święta do moich rodziców itp.). Dodam, że wybuchłam raz i to w sytuacji, gdy byli w Polsce i w przeddzień chrzcin mojej Córki wyjechali na wczasy do Hiszpanii po czym po urlopie wrócili jeszcze na kilka dni tutaj także nikt mi nie wmówi, że chcieli spędzić czas z dzieckiem i uczestniczyć w uroczystości, a później w imprezie w lokalu z tejże okazji. Ale ok… Do sedna. Teściowa podobno mówi mężowi, że jestem wspaniała (pamiętam jak dokuczała mi w ciąży, jak docinała mi będąc tutaj w Polsce przez te kilka dni), zatuszowała całe złe wrażenie jakie z mężem odnieśliśmy zmieniając jakby nagle front. Może to manipulacja? Nie wiem. Może to celowy zabieg? Nie wiem. Ale wiem jedno – boli mnie to wszystko, bo Mąż po prostu ukrywa teraz przede mną wszystko, a byliśmy ze sobą blisko, jak para przyjaciół, co w związku jest przecież niezbędne. On musi nawet opowiadać matce przez telefon o mnie, o dziecku. Pamiętam jak raz przyszedł do domu i powiedział, że Maleńka nie powinna spać w dzień (tutaj w Polsce ciągle dokuczali mi o to, że dziecko śpi… a przecież miało pare miesięcy raptem), że nie powinnam już karmić w ogóle piersią, co najwyżej tylko w nocy itp. To bardzo boli, bo ta kobieta w ogóle nie zna naszego dziecka. Widzę, że może mieć wpływ na mojego męża skoro on rady przekazuje mi dalej. Ciężko mi bardzo.
Mąż pochodzi z rodziny patologicznej, matka wychowywała ich w taki sposób, jak on to mówi „żyjemy wszyscy każdy sobie”. No i tak matka oddzieliła męża od kontaktu z dziadkami mimo, ze był związany z nimi i co gorsza wpoiła mu jakieś dziwne zasady życia rodzinnego, bo Mąż ostatnimi czasy przekłada to „każdy sobie” na nasz związek. Kontem rządzi on. Ja dostaje tylko kieszonkowe co miesiąc. To tylko przykład. Nie zależy mi na jego pieniądzach, ale ciężko mi, bo pracuje 5 dni w tygodniu, w weekendy nie ma go, ja i dziecko jesteśmy u moich rodziców. Na wszystkie imprezy chodzę sama – czyt. Dwa ostatnie wesela ważnych dla mnie osób, bo powiedział wprost, on woli iść pracować niż jechać na nie i mam iść sama. Wyobraźcie sobie, że dopiero po moich namowach pójdzie ze mną na wesele mojej siostry w przyszłym roku, bo też mówił, że ma już termin zajęty i gra. Ciągle to samo… A ja sama – w ciągu tygodnia, w ciągu weekendu. Prosiłam żeby zrezygnował z czegoś, bo ja też mogłabym się czymś zająć (od dawna chcę założyć działalność gospodarczą, wieczorami, gdy córka śpi i weekendami u rodziców zajmuję się rękodziełem, każdy mnie wspiera dopinguje, niestety nie mój mąż, on w ogóle o tym słuchać nie chce. A ja pragnę założyć tą działalność, bo teraz obecnie nie mam żadnych środków prócz tych które on sam mi da, a tak rozumiecie miałabym swoich parę groszy i co lepsze nie musiałby mi pomagać nawet jak nie chce, bo mogłabym to godzić ze wszystkim spokojnie z pomocą rodziców.
Nie wiem już co mam robić, ja nie jestem nauczona takiej odrębności, dla mnie rodzina to rodzina, to wsparcie, bliskość. To wyniosłam z domu. A on… przed ślubem nie był taki oschły, zimny, bezwzględny jak teraz. Mało co rozmawia ze mną. Wydaje tylko rozkazy, gdy mówię o swoich marzeniach, gdy widzi jakie piękne rzeczy robię – nie mówi nic albo zbywa mnie najzupełniej. Finansowo nie musiałby mi pomagać. Poza tym działalność to nie jest aż takie duże ryzyko dla nas, bo te pieniądze są, on zaczął zarabiać naprawdę dużo, a ja nie zabrałabym mu przecież nic.
Powiedzcie Dziewczyny, czy to wpływy matki, wychowania, a może tego, że teraz zarabia i ma pieniądze, a wcześniej ich nie miał w ogóle? Może mu kasa uderzyła do głowy, że się zmienił z czułego dobrego kochającego partnera w zimnego, nieczułego…. Niewspierającego.
Nie wiem co jest z nim nie tak, a może ze mną? Bo dodam, że nawet w spawach łóżkowych jest u nas kiepsko, on w ogóle nie potrzebuje mnie dotknąć choćby, przytulić, a naprawdę po ciąży wróciłam do formy. Czuję się czasem nieatrakcyjna, beznadziejna, chodzę smutna, a kiedyś uśmiech nie schodził mi z twarzy. Radość dają mi tylko – dziecko i to rękodzieło, tylko to teraz mam. On nie daje mi z siebie nic poza tym, że pracuje na dom, ale czy kasa jest najważniejsza? Czy to zastąpi miłość, uczucia? Nie…
Nie wiem co mam robić, czuję jak ciągnie mnie swoim zachowaniem w dół, jak chodzę sfrustrowana, bo tu tajemnice, tu brak wsparcia, brak miłości – tej fizycznej, brak zainteresowania, czułości. Wszystko mu we mnie przeszkadza i ciągle daje mi do zrozumienia, że jestem debilem, bo to zrobiłam źle, albo tamto. Wczoraj miał zły humor, bo dziecka butelka wylała się w samochodzie, bo odłożyłam szczotkę tam gdzie nie trzeba itp. Chodzę smutna, sfrustrowana, zła… Nie wiem, może matka go nastawia przeciwko mnie skoro tak ukrywa telefony od niej, rozmowy z rodziną itp. Nie wiem co robić, wiem, że łagodnością i czułością nic nie naprawie, ilekroć próbowałam go choćby objąć zawsze wykręcał się zmęczeniem, tym, że coś mu jest, że praca, że coś tam, że coś tam. Wymówek jest 1000 tysięcy. Ostatnio nie robię nic, nawet nie podchodzę do niego….. Wczoraj mieliśmy oglądać film, ale przez te jego fochy w końcu mu wygarnęłam, że widzę, że miły potrafi być tylko wtedy gdy coś chce (np. gdy ostatnio kupował motor łaził 3 dni i wielce się tulił i był miły..później cisza jak tylko go dostał). Z filmu było nici, bo już humor stracił. Czasem nie mam już siły, płaczę w poduszkę, moje rozmowy, próby naprawy wszystkiego nie działają. Nie chcę odchodzić, ale czuję się jak zero, gdy ciągle narzeka albo gdy Córce okazuje miłość, a mnie, mnie już nie potrafi jej okazać…………. Z reszta czasem mam wrazenie ze ucieka w prace bo nawet gdyby mogl być z nami to i tak jedzie a to na lekcje (uczy) a to gdzies….