Cześć, mam 27 lat. Niedawno minęły 2 miesiące od kiedy jestem pierwszy raz w związku. To dla mnie zupełnie nowa sytuacja i chyba trochę się gubię. Dziewczyna, z którą jestem, jest ode mnie 2 lata starsza. Na tyle co ją poznałem, jest bardzo dobrą dziewczyną: sympatyczna, inteligentna, spokojna, ma ponad przeciętną urodę. Wcześniej powiedziałbym, że właśnie o takiej marzyłem.
Ale na ten moment nie mam pojęcia co do niej czuję, czy w ogóle coś czuję...
Problemy w mojej głowie chyba zaczęły się już w momencie, gdy po dosłownie 4 - 5 spotkaniach widziałem, że ma już maślane oczy - tak naprawdę wtedy naszą relacją było tylko wyjście na spacer, przejażdżka na motocyklu i 2 kawy na mieście. Miałem wrażenie, że coś za szybko się potoczyło. Mimo to, dlatego, że było miło, podobała mi się fizycznie, postanowiłem nie zwracać na to większej uwagi i spotykać się dalej. Dość szybko zaprosiłem ją też na wesele serdecznej przyjaciółki z dzieciństwa, co wiązało się z przedstawieniem jej rodzinie i znajomym. Po udanym weselu, a było to trochę po ponad miesiącu naszej znajomości, zapytała mnie między wierszami, jak traktuję tę relację i czy jesteśmy parą. Z jednej strony nie do końca byłem przekonany, że w tamtym momencie powinniśmy zostać parą, ale jako, że nie do końca wiedziałem jak się w tej sytuacji zachować - potwierdziłem wtedy, że jesteśmy parą.
Potem wyjechaliśmy na weekend w góry z paczką znajomych. Kiedy wieczorem odprowadzałem ją do pokoju, zaczęliśmy się całować. Zrobiła się dość gorąca atmosfera. Ja zdecydowanie chciałem na tym poprzestać i iść do swojego pokoju, ale ona jasno mi dała do zrozumienia, że chce, abym został na noc... Ja pamiętam, że wtedy wytłumaczyłem jej, że chcę jeszcze z tym poczekać.
Ogólnie po powrocie z wyjazdu z rozmowy na ten temat wyszło, że to ja jej wysyłałem znaki, że chcę tego właśnie tego wieczoru. Rzeczywiście mogłem ją trochę wprowadzić w takie myślenie swoimi żartami, ale mimo wszystko, uważam, że za szybko na takie rzeczy.
Ogólnie mam wrażenie, że wkręciła się we mnie bardzo mocno. To ona głównie prowokuje pocałunki, jakieś pieszczoty. Nie przypominam sobie też, żeby odmówiła choćby raz jakiegoś spotkania. Z jednej strony racjonalnie widzę, że naprawdę z niej dobra dziewczyna, podoba mi się fizycznie, ale z drugiej chyba już przyzwyczaiłem się do samotnego życia. Chyba przez to, że na wszystko co ja proponuję Ona się godzi, przez to, że pierwsza inicjuje pocałunki - nie czuję motywacji, żeby się jakoś postarać, a pewnie co za tym idzie, nie wiem, czy coś do niej czuję...
Przede wszystkim nie chciałbym jej skrzywdzić, to dziewczyna o miękkim sercu.
Czy ktoś kiedyś był w podobnej sytuacji? Co mogę zrobić, żeby poczuć jakąś iskrę?
Z góry dziękuję za pomoc.