Moje życie zostało wywrócone do góry i ta sytuacja trwa już 1,5 roku nie mogę się odnaleźć i zaakceptować nowego stanu. Moja mama doznała głębokiego udaru i z żywiołowej osoby stała się osobą w 100% uzależnioną od innych. Jest niezdolna do samodzielnej egzystencji a ma dopiero 52 lata. Cała opieka nad nią spadła na mnie. Jest bardzo wyczerpująca. Nie chodzi o to, że trzeba ją umyć czy nakarmić. Z tym nie ma najmniejszego problemu. Nie mogę patrzeć na to jak jest niedołężna. To działa na mnie strasznie dołującą. Nie mam w nikim wsparcia. Wszystko jest na mojej głowie. Cały dom, gotowanie, sprzątanie, opieka. Nie mam w ogóle czasu dla siebie, a jeżeli już wyjdę to mam wyrzuty, że nie spędzam tego czasu z mamą. Mam 28 lat i pracuje na cały etat. Pomaga mi jedynie ojciec, ale jego pomoc polega tylko na siedzeniu z mamą i oglądaniu telewizji. Nic nie zrobi, nawet ręcznika nie odłoży na swoje miejsce. Mam jeszcze brata, ale on mamą w ogóle się nie interesuje. Odbębni niedzielne odwiedziny i tyle. W tym czasie więcej rozmawia z ojcem niż z mamą.
Pracuję, praca jest dla mnie odskocznią do wszystkiego. Lubię ją, ale już wiem, że nie przedłużą mi umowy. Pracuję tylko do końca roku. A u mnie na wsi o pracę dla kobiet ciężko. Nie ma nic. Do miasta nie wyjadę, bo co z mamą. Stracę też niezależnośc finansową.
Taki mam żal do losu. Dlaczego mnie to spotkało. Nic mnie nie cieszy. Mam straszne wahania na nastroju, od euforii do stanów depresyjnych. Nie mogę w nocy spać. Ostatnio coraz częściej mam myśli samobójcze, a przed okresem to już cały czas. Przebywanie z ludźmi w moim wieku ten stan pogłębia jeszcze bardziej. Mam 28 lat, moje koleżanki zakładają rodziny, budują domy, są szczęśliwe, a ja jestem wrakiem człowieka. Dostają od rodziców samochody, mieszkania a ja co dostałam?
Zwykle nie komentuję takich wątków ale twój wpis mnie troszkę zirytował, a jesteś moją rówieśniczką. Ja mam tylko mamę, dużo starszą z różnymi obciążeniami zdrowotnymi, które mogą w każdej chwili doprowadzić do udaru stąd o tym często myślę "jak wyglądałoby moje życie gdyby...". Dodam, że ukończyłam studia med. i dużą część życia spędziłam w szpitalach (w tym na neuro), dps'ach czy hospicjach, moje oczy widziały dużo ludzkich tragedii, również chorób w rodzinie, może dzięki temu mam dużą wyobraźnie na temat tego co może mnie lub moich bliskich spotkać. I nigdy, ale to nigdy nie przyjęłabym takiej postawy jak ty. Po pierwsze- to mogło spotkać każdego więc nie rób z siebie ofiary losu. Innych ludzi też spotykają tragedie, nieraz dużo gorsze niż twoja, choroby i śmierć są częścią życia i trzeba sie z tym pogodzić, jesteś dorosła, obudź się. Po drugie- skoro już cię to spotkało, potraktuj to jako lekcję. Czasu nie cofniesz, wykonuj swoją robotę jak najlepiej, to twoja matka, ona też by się tobą zajmowała gdyby Ciebie coś spotkało, potraktuj to jako swoją misję. Po trzecie- lekarz. czyli psychiatra i później psycholog. dla ciebie oczywiście. po czwarte- do końca roku masz jeszcze 6 mcy, to całkiem dużo aby znaleźć nową pracę więc zacznij działać. W dzisiejszych czasach argument "bo wieś" jest słaby, czasem wystarczą chęci, trochę kreatywności + modem i bycie online aby całkiem nieźle zarobić. A jak już zarobisz to kup sobie auto i nie żal się, że od rodziców nie dostałaś bo ja rozumiem, że to anonimowe forum, ale są granice przyzwoitości. Ja i miliony innych ludzi też nic nie dostaliśmy i nawet mi do głowy nie przyszło żeby mieć o to żal, podobnie w kwestii rodziny. Pamiętaj- nic nikomu się nie należy w życiu. Idź do specjalistów zanim zgorzkniejesz całkiem, powodzenia.
Nie mogę patrzeć na to jak jest niedołężna. To działa na mnie strasznie dołującą. Nie mam w nikim wsparcia.
masz problem z psychicznym poradzeniem sobie z zaistniałą sytuacją,może porada psychologiczna by ci się przydała?
Twój tato nie pracuje ? jeżeli jest w wieku mamy to jest to młody człowiek.
Obiady możesz gotować 2-3 razy w tygodniu,tato może go odgrzać,Dlaczego nie sprząta?pewnie dawniej robiła to za niego mama teraz trzeba sobie rączki ubrudzić.Po co przejmujesz się źle odłożonym ręcznikiem itd?
Trzeba usiąść i podzielić między siebie obowiazki,wciągnąć w nie brata(skoro z wami nie mieszka,od czasu do czasu) byś w tym czasie mogła mieć czas dla siebie.
Nie bierz wszystkiego na siebie,nie bój się prosić o pomoc,pytać,szukać rozwiązań.
Można popytać o wolontariat lub opiekunkę w mopsie .
Przy szpitalach są dzienne oddziały rehabilitacji,turnus stacjonarny trwa miesiąc,lub dłużej .
Nie widzę powodu do wyrzutów sumienia kiedy spędzasz czas poza domem,w domu zostaje z mamą jej mąż.
Masz prawo do swojego życia,spotkania ze znajomymi.
Taka monotonia, kiedy od 1,5 roku Twój dzień wygląda tak samo, może doprowadzać do dołujących myśli. Myślę tak jak wrzosiec, musisz jakoś porozmawiać z rodziną, ale bez obwiniania się, krzyków i wygospodarować czas dla siebie, chociaż jakiś wieczór w tygodniu, kiedy wyjdziesz do sklepu, na fitness czy może nawet na jakąś randkę. Myślę, że sama się zdziwisz jak Cię to odmieni. Każdy potrzebuje zadbać czasem o siebie.
Rose-rose doskonale, cię rozumiem. 7 lat temu mój mąż zachorował na Alzheimera. Zapominanie, odkręcony gaz, brak wsparcia , zmiany osobowości, agresja, zniedołężnienie, problemy z mową, jedzeniem, nieludzkie wrzaski, omamy i halucynacje, co tylko chcesz... obłęd. Przechodziłam przez to i miałam podobne odczucia co ty, pomaga miłość... Jeżeli uzmysłowisz sobie kim jest dla ciebie ta osoba i nie robisz tego bo tak trzeba, tylko bo inaczej sobie tego nie wyobrażasz. Ja na końcu byłam tak wykończona, że dałam mojego męża do Zakładu opiekuńczo - leczniczego. Bardzo tęskniłam za nim, jeździłam do niego co tydzień przez 1,5 miesiąca, aż do jego śmierci. W dniu śmierci poczułam ulgę, że tak bardzo już nie cierpi, że teraz ja i dzieci możemy odpocząć. Minęło już trochę ponad 4 m-ce, a ja czuję, że mogłabym przeżyć to wszystko jeszcze raz - byleby on znów był ze mną. Jestem osobą wierzącą. Wiem, że to Bóg daje siłę by nieść krzyż. Ja modliłam się o siły, cierpliwość i .... miłość do męża, prawdziwą miłość. Pozdrawiam cię gorąco!
... dużą część życia spędziłam w szpitalach (w tym na neuro), dps'ach czy hospicjach, moje oczy widziały dużo ludzkich tragedii, również chorób w rodzinie, może dzięki temu mam dużą wyobraźnie na temat tego co może mnie lub moich bliskich spotkać. I nigdy, ale to nigdy nie przyjęłabym takiej postawy jak ty.
Sosenek. Powiem krótko. Wyobraźnia a rzeczywistość to dwie różne rzeczy. Życzę ci, byś nigdy nie była wpodobnej sytuacji. Co do reszty: masz dużo racji, jednak nie wszyscy są takiej konstrukcji psychicznej jak ty. Jedni radzą sobie ze stresem inni nie. Pozdrawiam serdecznie.
7 2017-08-11 07:02:53 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2017-08-11 07:04:13)
I nigdy, ale to nigdy nie przyjęłabym takiej postawy jak ty.
Ja jestem wielką fanką cytatu "wiemy o sobie tyle na ile nas sprawdzono" ale z tego co widzę, grono fanów jest niewielkie;)
No. Mało kto jednak do tego grona należy...
Pewna część stanowią ludzie, których doświadczenie życiowe jest niewielkie, mają wąskie horyzonty i małą wyobraźnię co do tego jakie sytuacje w życiu się zdarzają.
Również pozdrawiam...
8 2017-08-11 09:51:12 Ostatnio edytowany przez mallwusia (2017-08-11 09:54:18)
droga autorko
przychylam się w całości do wypowiedzi wrzosiec:
"masz problem z psychicznym poradzeniem sobie z zaistniałą sytuacją,może porada psychologiczna by ci się przydała?
Twój tato nie pracuje ? jeżeli jest w wieku mamy to jest to młody człowiek.
Obiady możesz gotować 2-3 razy w tygodniu,tato może go odgrzać,Dlaczego nie sprząta?pewnie dawniej robiła to za niego mama teraz trzeba sobie rączki ubrudzić.Po co przejmujesz się źle odłożonym ręcznikiem itd?
Trzeba usiąść i podzielić między siebie obowiązki,wciągnąć w nie brata(skoro z wami nie mieszka,od czasu do czasu) byś w tym czasie mogła mieć czas dla siebie.
Nie bierz wszystkiego na siebie,nie bój się prosić o pomoc,pytać,szukać rozwiązań.
Można popytać o wolontariat lub opiekunkę w mopsie .
Przy szpitalach są dzienne oddziały rehabilitacji,turnus stacjonarny trwa miesiąc,lub dłużej .
Nie widzę powodu do wyrzutów sumienia kiedy spędzasz czas poza domem,w domu zostaje z mamą jej mąż.
Masz prawo do swojego życia,spotkania ze znajomymi."
Podam Ci też dwa przykłady:
1. Byłam chora, pół roku w szpitalu, moja mama w tym czasie przyjechała mi pomóc, zając się dziećmi, mąż pracował w delegacji. W tym czasie mój tata (miał wtedy niecałe 60 lat) nauczył się sam zadbać o siebie i dom - ugotować, poprasować, posprzątać. Wcześniej wszelkie te domowe sprawy miała na głowie mama, tata ciężko pracował, a na emeryturze (od ok. 45 rż) w zasadzie nie robił w domu nic.
Do dziś te umiejętności bardzo się mu przydają, pomaga mamie w obowiązkach, myje okna, prasuje itd. Niańczył nawet siostrzenicę.
2. Moja przyjaciółka zajmowała się chorymi rodzicami. Ona sama też z nie najlepszym zdrowiem. Jej siostra zajmowała się dziadkami, ale tymi niemieckimi, za pieniądze. Brat mieszkał w daleko. Nikt jej nie pomagał, poza mężem (na ile mógł, bo sam miał problemy w pracy), a ona nie potrafiła prosić o pomoc, przycisnąć trochę rodzeństwo. Zmarła babcia, potem dziadek... To ogromne obciążenie fizyczne, psychiczne doprowadziło ją do takiego stanu, że wylądowała na pół roku w szpitalu psychiatrycznym. Było z nią bardzo, bardzo kiepsko i całe szczęście, że w szpitalu szybko znalazło się dla niej miejsce, że ją uratowali.
Nie wahaj się prosić o pomoc, przycisnąć ojca i brata, bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki.
sosenek napisał/a:I nigdy, ale to nigdy nie przyjęłabym takiej postawy jak ty.
sosenek napisał/a:Ja jestem wielką fanką cytatu "wiemy o sobie tyle na ile nas sprawdzono" ale z tego co widzę, grono fanów jest niewielkie;)
No. Mało kto jednak do tego grona należy...
sosenek napisał/a:Pewna część stanowią ludzie, których doświadczenie życiowe jest niewielkie, mają wąskie horyzonty i małą wyobraźnię co do tego jakie sytuacje w życiu się zdarzają.
Również pozdrawiam...
przyłączam się