tajemnicza75 napisał/a:Trochę rozumiem autorkę, bo też bym pewnie była w szoku. Ja nie paliłam, nie piłam i nie ćpałam w tym wieku. Niech mi nikt nie mówi, że to normalne
. Ja jestem zdania, że nie jest normalne, że coś młodzież do tego skłoniło. Sama ciekawość to nie jest dla mnie uzasadnienie, bo jeśli jestem ciekawa jak to jest skoczyć z dachu wieżowca, to znaczy, że mam skoczyć? Heloł... chyba każdy ma rozum, więc powinien go używać.
Co innego jeśli młody człowiek ma niską samoocenę, nie jest asertywny i brak mu wiary w siebie. Tu rola rodzica jest kluczowa.
poza tym tak dygresyjnie trochę:
Zawsze mnie zastanawiało, że rodzic niepalący nie wyczuwa u dziecka palenia. Ja ten smród wyczuwam z daleka. Moja matka-jako paląca- nie wyczuła u brata, bo sama tak śmierdziała fajkami. Ale niepalący rodzic żeby nic nie czuł??? Dziś młodzież często pali elektrony, nawet na lekcji i nauczyciel stojący tyłem do klasy wcale o tym nie wie. To rodzic też może nie wiedzieć.
to, ze Ty czegoś nie robilas nie znaczy, ze inni tez. Okres dojrzewania to czas na różne eksperymenty. Nie znaczy to, ze zaraz jest się nałogowym palaczem, gdy rodzic znajdzie papierosy w plecaku czy menelikiem gdy poczuje alkohol. Często robi się pewne rzeczy dla szpanu, towarzystwa, z ciekawości, dla zabawy, jak napisała wyżej Olinka. Nie każdy czega grzecznie do osiemnastki, aby na legalu posmakowac nikotyny czy alkoholu. Ja w ósmej klasie podstawówki pierwszy raz w życiu się upilam, ze aż rzygalam jak kot. Chcialam sprobowac jak smakuje wodka i jak to w ogóle jest po alkoholu, co się czuje, czy jest fajnie, czy szumi w glowie... U koleżanki zwedzilismy z barku flaszke i się raczylysmy pod nieobecność rodzicow, głównie ja. Wódka w smaku była ohydna i po pierwszym kieliszku poza obrzydliwym smakiem w ustach byłam zaskoczona, ze żadnej reakcji. Wypilam wiec drugi. Zrobiło mi się ciepło i jakoś tak inaczej, ale dalej byłam zawiedziona, ze nic specjalnego. Chyba miałam jakieś wysokie oczekiwania, ze będę skakać ze szczęścia pod sufit, nie pamiętam juz, ale na pewno, ze będzie odlotowo, wesolo a nie było, przymulilo mnie troche, wypilam wiec kolejny i kolejny... I w tym oczekiwaniu na fajerwerki nie zauważyłam, jak nie mogłam ruszyć się z kanapy. Wszystko wirowalo, było mi niedobrze a droga do łazienki wydawała się ciągnąć w nieskończoność... szlam i szlam obijając się o meble i nie mogłam dojść. Gdy to mi się udało, rzygalam jak kot. Koleżanka zrobiła mi mocnej kawy do której wsypala chyba z pol paczki kwasku cytrynowego mówiąc, ze to mi pomoże wytrzeźwiec a musialam, bo za 2 godziny miałam stanąć przed obliczem żandarma czyli wrócić do domu i zameldować się matce. Gdybym przyszła zataczając się, powyrywalaby mi chyba z d..y nogi. Pilam wiec te kwasna kawe az mnie wykrecalo i rzygalam i tak przez 2 godziny. Ale do domu dotarłam na prostych nogach i o raznym głosie z dwoma mietowkami w ustach. Matka tylko dziwnie popatrzyła, ze jakąś wymieta jestem, ale powiedziałem, ze brzuch mnie boli i schowalam się w pokoju. Udało mi się. Czy to była jakaś patologia? Nie. Gdybym codziennie pila to byłoby to nienormalne. A tak, można to potraktować w kategorii nowe zyciowe doświadczenie 