Witam
Opiszę swoją historię, może w ramach oczyszczenia psychiki, może uzyskam jakąś pomoc a z tego co zauważyłem kobiety tu piszące są bardzo pomocne i znające życie.
Po kolei.
Jestem żonaty 22 lata, razem jesteśmy 25 czyli szmat czasu. Mamy 3 wspaniałych dzieci. Przez wiele lat pchaliśmy wspólnie nasz wózek zwany życiem bez większych problemów.
Raz było lepiej raz gorzej jak w każdym małżeństwie. Żona zawsze mogła na mnie liczyć w każdej sprawie. Towarzyszyłem jej na porodówce za każdym razem angażowałem się w wychowanie dzieci wspólne życie, domowe obnowiązki. Zapewniłem rodzinie dobre warunki egzystencji, zawsze byłem kochającym mężem i ojcem. Nie jestem ideałem, broń boże,ale nie pije alkoholu. Nie wszczynam awantur, w życiu nie podniosłem ręki na żonę czy broń boże dzieci. Jestem uparty, ale dzięki temu mamy to co mamy a zaczynaliśmy od zera. Byłem pracoholikiem bardziej z musu niż z wyboru ale skończyło się to po incydencie kardiologicznym 2 lata temu.... Stan przed zawałowy w wieku 42 lat, podejrzenie choroby niedokrwiennej serca itd....
A teraz sedno sprawy w maju jechałem z żoną autem, tlił się miedzy nami jakiś drobny konflikt, który chciałem rozwiązać na pytanie czego tak naprawdę chce usłyszałem że sama nie wie czego. Na pytanie czy chce być ze mną usłyszałem że nie wie...(pierwszy szok)
Temat zaczął się rozwijać.
W trakcie jakieś próby rozmowy usłyszałem że ona chce się rozstać... Załamałem się, powiedziałem że się wyprowadzę i się w takim razie rozwiedziemy, powiedziałem to chyba będąc w szoku. Ona mi potem napisała że nie chce żebym to ja się wyprowadzał i że nie chce rozwodu ale się chce rozstać....ale nie rozwodzić się.
Daliśmy szansę na rozwiązanie problemy miesiąc potem ją uprosiłem żebyśmy dali czas do końca roku bo widziałem że nic nie zmienia się. Myślałem że czas coś zmieni, starałem się żyć normalnie kończąc się psychicznie. Próby rozmowy co jest nie tak kończyły się jej tekstami nudzisz czy coś w tym stylu. W końcu nie wytrzymałem i powiedziałem że jak nie chce być z nami to może wypier... Rozpłakała się i tak naprawdę miałem wrażenie że pierwszy raz coś się całą sytuacją przejęła. Ma dzień następny napisała mi że chce spróbować ratować to. Ja ją przeprosiłem za moje słowa.
Starałem jak cholera ona zero zaangażowania. Próby rozmów zbywała, próby ustalenia co można zmienić żeby to uratować też, aż w końcu stwierdziła że tego nie da się uratować, że nie ma jak itd itp....Ja cały czas próbuję dialogu, rozmów co można naprawić itd, to słyszę jedynie o rozstaniu albo że nudzę.
Cała sytuacja zmieniła się w zeszłą niedziele, oświadczyła że ona się chce po dobroci rozstać. Że mnie nie kocha już i to nawet nie jest przyzwyczajenie. Ja totalnie odleciałem po tych słowach prosto w oczy wypowiedzianych. Zaproponowałem terapie, a ona że nie, ja że jak dojdzie do rozwodu tą sąd może nakazać, a ona że się nie zgodzi. A ja że wszystko straci jak się wyprowadzi i rozwód będzie z jej winy a ona co z tego.
Dzieci jeszcze nic nie wiedzą że ich życie się wali. Ja już nie wiem co mam robić, kończę się psychicznie. Cały czas staje na głowie, zapewniam o mojej miłości i że nie pozwolę rozwalić naszej rodziny.
Od jej znajomej dowiedziałem się że napisała jej że chce zmienić życie. Że chce się rozstać a ja nie chce. Na pytanie czy tak na zawsze to powiedziała jej ze raczej tak, ale nie na pewno.
Pierwszego czerwca było że mnie kocha teraz już nie.....czy to wogóle możliwe?
Zawsze mogłem do niej dotrzeć, teraz czuję się jak bym z obcą osobą rozmawiał, jak uda się porozmawiać. Tak cyniczną tak wredną że szok.
Będę walczył ile sił mi starczy, psycha nie siądzie lub R-ka mnie nie weźmie bo to wszystko odbija się na pompce. Wiem że jestem to winny dzieciom, żeby spróbowac uratować ich rodzinę, stabilizację i dobre życie.
I cholera kocham ją nadal, temu to tak boli jak cholera. Cały czas wierzę że będzie dobrze...Pytanie czy słusznie czy zacząć gotować się do ciężkiego rozwodu.
Jak ktoś ma dobrą radę jakiś pomysł czy dobre słowo będę wdzięczny.
W tym momencie brakuje pozytywnych myśli...i pomysłów jak to uratować.
Jak kogoś zanudziłem tkliwą historią to przepraszam.