Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów) - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 24 ]

1 Ostatnio edytowany przez Incognito22 (2017-07-05 10:40:51)

Temat: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)

Dzień dobry/dobry wieczór wszystkim użytkownikom.
Tak jak napisałam w tytule- chciałabym aby wypowiedzieli się mężczyźni, spojrzeli na sytuację okiem mojego partnera. Może z męskiego punktu widzenia wszystko wygląda zupełnie inaczej.

Będzie długo...
Moja historia zaczęła się półtora roku temu. Oficjalnie niecałe 11 miesięcy temu. Niektórym może się wydawać krótko... Ja mam wrażenie, że to pół mojego życia. (przeżyliśmy ze sobą wiele momentów- zarówno radosnych jak i bardzo trudnych...i mimo to przetrwaliśmy i wiedzieliśmy, że chcemy być razem) Ja- z Warszawy, on- z okolic Wrocławia. Na początku nawet nie brałam pod uwagę jakiegokolwiek związku, wydawało mi się, ze zupełnie do siebie nie pasujemy i bardzo, ale to bardzo przerażała mnie odległość jaka nas dzieli... odległość pod względem wieku (różnica 9 lat: ja 22, on 31.) i ta odległość liczona w km. Jednak M był nieugięty i zdobywał moje serce po kawałeczku, walczył naprawdę zacięcie, przekonał mnie nawet do tego, że odległość to pikuś, obiecał, że przeniesie się do Warszawy... Początkowo stawiałam warunek- nie wchodze w nic, póki nie zobaczę Cię w Warszawie, bo wiedziałam, że związki na odległość nie są dla mnie... nie potrafię żyć z kimś kogo kocham ze świadomością, że dzieli nas pół Polski. Jednak mimo to zaufałam, że potrzeba czasu, że to jeszcze chwilę potrwa i weszłam w to... na początku było fajnie, póki jeszcze nie było takiego przywiązania, zaangażowania podzielałam zdanie M- odległość to nie przeszkoda, nawet nie zauważam, kiedy mija tydzień, lub dwa i znów mamy siebie na "AŻ" dwa dni... jednak z biegiem czasu rosło zaangażowanie a wraz z nią potrzeba spędzania razem większej ilości czasu... a przeprowadzki jak nie było tak nie było... próbowałam przypominać o temacie, potrafiliśmy rozmawiać szczerze ( a przynajmniej tak mi się wydawało...) ale ciągle słyszałam zapewnienia, że przeprowadzka nastąpi, że już nad tym pracuje. Na początku nie było mowy o jakimś kupnie mieszkania, później M stwierdził, ze ma za dużo lat, by inwestować w wynajem, że myśli już o naszej przyszłości i będzie zbierał na kupno czegoś swojego. A więc to wymaga kolejnych miesięcy oczekiwań, bo przecież za coś trzeba to mieszkanie kupić.. a ja czułam, że coraz bardziej się duszę, że brakuje mi jego obecności i takiego prawdziwego poznania się nawzajem... życia ze sobą. O czym ciągle informowałam...ale często miałam wrażenie, że jestem już natrętną babą męczącą tyłek ciągle o to samo.. M zaczął przekonywać mnie do przeprowadzki.. mimo że od początku mówiłam mu, że nie chcę wyprowadzać się ze swojego województwa, mam tu uczelnię na której zaocznie się kształcę, mam pracę, którą pokochałam, znajomych, rodzinę, której nie chcę zostawiać.. M po długim czasie przekonywania mnie powiedział, że rozumie i teraz już wie, że to on musi się przenieść, bo ja nie ustąpię. Jednak sytuacja ciągnęła się dalej, nie widziałam nic, co mogłoby świadczyć o tym, że M stara się przenieść.. wprost przeciwnie, szukał kolejnych zajęć i kolejnej pracy na południu. Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę... dałam mu czas do końca roku.. a później jako że nie widziałam perspektyw chciałam się rozstać, by oszczędzić nam obojgu jeszcze większego zaangażowania. Mimo, że M nie spodobało się to, powiedział, że rozumie i teraz już naprawdę ogarnie temat. To było w maju, bodaj w weekend majowy. Od maja do połowy czerwca nie zmieniło się nic- oprócz zwiększonej częstotliwości ponownego przekonywania mnie, bym to ja zostawiła wszystko i przeniosła się do niego teraz- lub za rok Nie muszę chyba dodawać, że życie kolejny rok na odległość byłoby ponad moje siły... już teraz każde rozstanie kończyło się płaczem i tęsknotą. Chciałam też, by dotrzymał danej mi obietnicy, w której tkwił przez cały czas, a moja przeprowadzka w tym momencie nie wchodzi w grę...nie zostawię pracy, w której widzę swoją przyszłość, a przede wszystkim nie mogę rzucić studiów w połowie...zostałabym zupełnie z niczym, bez wykształcenia i bez perspektyw... . W końcu... dwa tygodnie temu doszło do kolejnej poważnej rozmowy. Czułam, że coraz bardziej oddalamy się od siebie, że nie mamy o czym rozmawiać, bo w powietrzu "wisi" niewyjaśniony temat.. wiedziałam, że każde z nas ma inną wizję przyszłości, tylko nigdy nie usłyszałam od M prawdy, jak się okazało. Wtedy po moich prośbach, by w końcu powiedział mi szczerze co tak naprawdę planuje pękł i wyznał, że nie widzi sensu przeprowadzki do mnie... że myśli o naszej przyszłości za rok, dwa lata a ja myślę o tym co tu i teraz. Powiedział, że chce być dla mnie facetem, który będzie w stanie zapewnić byt swojej rodzinie, bez martwienia się o kolejny dzień.. że on ma już pewną pozycję w pracy na południu, lepsze perspektywy, że wszystkie znaki na niebie i ziemi pokazują mu, że powinien tam zostać. To, że doceniają go w pracy, że ma szansę na podwyżkę. W Warszawie życie jest droższe, na mieszkanie będzie musiał odkładać dużo dłużej niż na mieszkanie na południu, gdzie za te same pieniądze może mieć coś większego i lepszego. Poczułam się okłamana i pominięta w planowaniu wspólnej przyszłości... poczułam się małą gówniarą, którą facet 9 lat starszy chce pokierować, bo sama nie wie co dla niej dobre. Poczułam, że cała moja szczerość, długie rozmowy na ten temat to nic nie znaczy... bo on ułożył sobie swoją wizje tego, jak będzie wyglądała nie tylko jego przyszłość ale i moja. Stwierdziłam, że muszę być konsekwentna i skończyć to... szczególnie, że bardzo długo o tym myślałam i nie widziałam żadnej innej opcji, tak jak od początku mówiłam... wiedziałam, że nie jestem w stanie ciągnąć tego dłużej na odległość, bo ten związek przynosił więcej łez niż radości z bycia razem. Czasami doznawałam już "zaprzeczenia"- wolałam nie myśleć że nie ma go obok mnie i po prostu zaczęłam się do tego przyzwyczajać... pod koniec czasami czułam, że jest mi już wszystko jedno czy przyjedzie czy nie. Innym razem zalewałam się łzami.. huśtawka emocji. Znałam siebie i stąd od początku wiedziałam, że na odległość to się nie uda...
Były 4 godziny zalewania się łzami, tym razem już nie tylko przeze mnie ale i przez M. Pożegnanie, łzy, wspomnienia. Nie chciałam tego kończyć bo wiem, że kochałam i kocham go całym sercem i to z nim wyobrażałam sobie wspólną przyszłość... nie będę ukrywała, że rozstawałam się mimo wszystko z nadzieją, że M nie będzie myślał o tym co za kilka lat, tylko o tym, by ratować to, co sypie się teraz.. że przejrzy na oczy, bo uzna, że może nie być "prestiżowego życia" jak to on sobie wymarzył, żebyśmy mogli sobie pozwolić na wiele.. a wystarczy mniej, ale u boku kobiety, którą kocha. I mimo rozstania, przez kolejny tydzień mieliśmy kontakt i twierdził, że nie porzucił mimo wszystko planów o przeprowadzce, że schodzi z tonu i wynajmie coś w Warszawie, przeniesie się na "jakiś czas" głupia, powinnam była od razu zapytać co znaczy "na jakiś czas" ale po prostu ucieszyłam się, bo pomyślałam, że jednak przejrzał na oczy i będzie w stanie pójść na kompromis.. tydzień mijał , a ja wciąż czułam, że to co powiedział o tylko słowa.. i doszło do kolejnej nocnej rozmowy przez telefon, kiedy to oznajmił mi, że "na jakiś czas" oznacza 2 miesiące, że jeśli przeniesie sie na dłuzej, to boi sie ze wywalą go z pracy i nie będzie miał do czego wracać. ( uważam, że to nie jest możliwe.. a nawet jeśli, gdyby widział, że pojawiaja sie problemy w pracy, mógłby wrócic do siebie, by temu zapobiec. Ale on nawet nie spróbował a widział już milion przeciwności.. ) Wiem, że do tej pory historia brzmi tak, jakbym była egoistką roku. Ale ja, mimo że nigdy nie chciałam tego robić- obiecałam, że jesli M przeniesie się na rok do Warszawy i da nam szansę na to, byśmy lepiej się poznali, upewnili, że jesteśmy dla siebie- skończę szkołę, zostawię pracę i rodzinę, znajomych... i przeniosę się do niego. Bo zdaję sobie sprawę z tego, że tam będziemy mieli lepsze życie, ale ten rok nie może pozostać na odległość. No i że też chcę zobaczyć, że on jest w stanie poświęcić coś dla mnie- wtedy ja mogę poświęcić dla niego całe swoje dotychczasowe życie na mazowszu. Ale on pozostał przzy tym, że może przenieść się jedynie na 2 miesiące, albo przeczekać 3-4 miesiace w takim układzie jaki jest teraz, by przekonac się, czy dostanie awans czy nie. Tylko, że ja nie chcę być opcją B.. chciałam, żeby moje słowo znaczyło tyle co jego .. wierzyłam, że mimo wieku jest to możliwe. Traktować się jak rowny z równym. Tamta rozmowa była naszą ostatnią. Powiedziałam, że nie widzę przyszłości w taki sposób.. że żadne z nas nie potrafi ustąpić i że ja wymagam od niego jedynie tego, co obiecał mi na samym początku i bez czego ten związek miał się w ogóle nie zacząć, bo ja wiedziałam, że to się tak skończy.. wiedziałam, że prędzej czy później staniemy przed wyborem- co dalej. a z każdym dniem ten wybór stawał się coraz trudniejszy. M próbował mnie zatrzymać, chciał, żebym przemyślała sprawę, żebym zobaczyła cudowność jego planu, który zakładał, że to ja mam zrezygnować ze wszystkiego, bo to jedyna słuszna opcja. Następnego dnia M odezwał się po to, by powiedzieć, że nadal mnie kocha i o mnie myśli, że wie, że nie powinien się odzywać, bo utrudnia mi zapominanie i że prawdopodobnie nie mam już jego nr telefonu, fb... mam do dziś. I nadal wierzę, że jeszcze się dogadamy... i mimo, że moja odpowiedzią na tę wiadomość było: "kocham cię, ale nie pisz i nie dzwoń do mnie wiecej" podczas wysyłania której drżały mi ręce to nadal wierzę, że nadejdzie dzień, gdy zadzwoni i powie, że jest w stanie poświęcić sie dla mnie i zaryzykować ten rok, żebyśmy mogli w końcu upewnić się i RAZEM zaplanować NASZĄ przyszłość. Teraz żałuję tej odpowiedzi. Mimo że zaraz po niej zostałam zablokowana na fb, później odblokowana ale wyrzucona ze znajomych. Dziecinne, że w ogóle o tym piszę, ale to bolało. Głupie to, ale bolało. Tak samo jak to, że zmienił zdjęcie profilowe, mimo, że przez cały ten czas twierdził, że chce byc "Incognito" by uniknąć kontaktu z "podopiecznymi" z pracy. Czułam się tak, jakbym znała innego człowieka, tak jakby jakieś kolejne, mniejsze kłamstwa wychodziły na jaw. No i sądziłam, że zachowa się z większą klasą na sam koniec... szczególnie bacząc na różnicę wieku jaka między nami jest. Ale w złości, w emocjach robi się rożne rzeczy.
Mimo to myślę o tym, by zadzwonić. By napisać. Bo cholernie mi go brakuje i czuję wyrzuty sumienia, że to może moja wina. Że może to ja się poddałam, to ja jestem ta słaba strona... ale ja tym wszystkim chciałam tylko zmobilizować go to pomyślenia, czego tak na prawdę chce i co liczy się TERAZ a nie za kilka lat. Żeby w końcu posłuchał tego, co do niego mówię... żeby zaczął planować ze mną a nie obok mnie. Nie chcę zadzwonić i powiedzieć, że przystaję na jego warunki, bo myślę, że wtedy już do końca życia mogę zapomnieć o tym, by traktował mnie jak partnera w związku a nie pionek do gry, której zasady można zmienić w zależności od tego co mi w danym momencie odpowiada. Chcę zadzwonić i jeszcze raz porozmawiać o opcji którą zaproponowałam. Jego przeprowadzka na rok- moja na całe życie. Wydaje mi się to uczciwym układem. Może nawet to ja suma summarum "straciłabym" więcej. Jeśli można mówić o jakiejś stracie, jeśli jest się z osobą, którą się kocha.
No i teraz napiszę jak typowa baba- boli mnie, że milczy. Wiem, że kazałam mu milczeć, ale dlaczego moich słów, które do niego kierowałam przez rok nie mógł wziąć serio a te wziął na serio w jednej chwili. Chciałabym, by o nas zawalczył, jak lew, jak facet, żeby pokazał, że ma jaja. Bo narazie to ja pokazałam, że je mam, tylko każdego wieczora siedzę z paczką chusteczek, bo wydaje mi się, że tak jest lepiej. Skoro nie potrafimy się dogadać- lepiej się nie angażować jeszcze bardziej bo prędzej czy później do rozstania dojdzie. Tylko czy ja postępuję właściwie? Nic już nie wiem... potrzebuję spojrzenia osoby z boku, nie rodziny czy znajomych. Kogoś, kto jeśli robię coś nie tak powie mi to wprost. Wiem, że kocham i chcę o to walczyć. Nawet wydaje mi się, że ciągle walczę, może po prostu nieudolnie... Może powinnam jak kiedyś- rzucić plany, marzenia i iść za miłościa nie patrząc na nic. Bo M przywoływał mi za wzór moją i jego mamę, które kiedyś tak zrobiły. Tylko, ze to było kiedys... czasy sie zmieniły, kobiety też chca byc kims w zyciu, zreszta sam zawsze mi mowil ze podziwia to u mnie, ze cieszy sie ze robie to co kocham i nigdy nie chcialby zebym stała sie kobieta, ktora zajmuje sie tylko domem, nie wychodzi do ludzi i jest przez to nieszczesliwa i sflustrowana... a jednoczesnie proponuje mi, bym nawet teraz przeniosła sie do niego i zostawiła wszystko co do tej pory wypracowałam..
Powiedzcie mi, co ja mam zrobic.. czy podjęlam słuszną decyzję, czy może to ja tu nawaliłam i powinnam to naprawic. A może powinnam walczyc o to, ale na swoich warunkach.. Sytuacja jest mega trudna, ale chyba nie ma sytuacji bez wyjscia... i jesli on tez kocha, to jakos sie dogadamy... a wiem, że kocha. Jeśli to okazałoby sie kłamstwem chyba totalnie zwątpiłabym w ludzi, a już na pewno we własną intuicję..

Już dziękuję za rady
Miłego dnia!

PS: Prawdopodobnie jest w wątku kilka nieścisłości, nie sposób opisać całą sytuację, emocje i uczucia i niczego nie pominąć. Odpowiem na każde pytanie

Zobacz podobne tematy :
Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)

W związku z tym, że to portal kobiecy...

Cisnęłaś, cisnęłaś i wycisnełaś...

Wg mnie jesteś niedojrzałą i rozkapryszoną dziewczyną, dla której facet ma rzucić wszystko i stać przed nią na baczność. Facet podszedł do tematu poważnie, Ty zaczęłaś tupać nóżką i nie dziwię się, że mu się ulało. Proponuje przeprowadzkę na dwa miesiące, które są już czymś by ocenić, czy pasujecie do siebie na co dzień czy nie, ale dla Ciebie to znów za mało...

Ty zaczynasz swoją drogę zawodową, on ma już pozycję w swojej firmie.  Jaki jest problem, przyjeżdżania do szkoły na weekendy?
Piszesz, że masz opuścić rodzinę, tak jakbyś się na drugi koniec świata wyprowadzić miała... Pociąg pendolino z Wrocławia do Warszawy jedzie 3 godziny.

Postawiłaś sprawę jasno, on się ustosunkował. Teraz księżniczka chce powrotu...trafiłaś na poważnego faceta, który nie będzie tańczył tak jak sobie życzysz.
Tak, jesteś egoistką roku.
Teraz może niech się jakiś mężczyzna wypowie, bo może ja się mylę...

3

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)
Pokręcona Owieczka napisał/a:

W związku z tym, że to portal kobiecy...

Cisnęłaś, cisnęłaś i wycisnełaś...

Wg mnie jesteś niedojrzałą i rozkapryszoną dziewczyną, dla której facet ma rzucić wszystko i stać przed nią na baczność. Facet podszedł do tematu poważnie, Ty zaczęłaś tupać nóżką i nie dziwię się, że mu się ulało. Proponuje przeprowadzkę na dwa miesiące, które są już czymś by ocenić, czy pasujecie do siebie na co dzień czy nie, ale dla Ciebie to znów za mało...

Ty zaczynasz swoją drogę zawodową, on ma już pozycję w swojej firmie.  Jaki jest problem, przyjeżdżania do szkoły na weekendy?
Piszesz, że masz opuścić rodzinę, tak jakbyś się na drugi koniec świata wyprowadzić miała... Pociąg pendolino z Wrocławia do Warszawy jedzie 3 godziny.

Postawiłaś sprawę jasno, on się ustosunkował. Teraz księżniczka chce powrotu...trafiłaś na poważnego faceta, który nie będzie tańczył tak jak sobie życzysz.
Tak, jesteś egoistką roku.
Teraz może niech się jakiś mężczyzna wypowie, bo może ja się mylę...

Okej. Dzięki. Wstrząsnęłaś mną mocno i o to chodziło smile Nie byłoby tego posta, gdybym nie zastanawiała się, czy postąpiłam słusznie. Ale patrzę na to też z mojej perspektywy- czy to nie on chce, bym tańczyła tak, jak on mi zagra? Po co były obietnice o przeprowadzce, mydlenie mi oczu ( i nie tylko mi, całej mojej rodzinie opowiadał, że się przenosi) nie przez dwa pierwsze miesiące, ale przez cały czas, dopiero po 10 miesiącach powiedział, że wcale nie ma zamiaru tego robić. Czy nie mam prawa czuć się okłamana? Czy nie mógł od samego początku postawić sprawy jasno? Od początku byłam z nim szczera i uprzedzałam, że się nie przeniosę, skoro jest taki poważny, czy już wtedy nie powinien dać sobie spokój ?  Ja za moment też dostanę umowę na stałe w swojej pracy. Też mi na niej zależy i nie wiem, czy znajdę coś równie dobrego na południu. Mam 22 lata i świetne warunki pracy. Mieszkam sama, utrzymuję się sama. On pracuje 2 razy w tygodniu, poza tym czasem pracuje zdalnie z domu. Z domu rodziców, ale to może nie ma znaczenia. Może masz rację, może powinnam się zgodzić na dwa miesiące. Ale co później?Co jeśli okaże się, że do siebie pasujemy. On wróci do rodziców i dalej będziemy ciągnąć związek na odległość?

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)

Oczywiście, że Twoja praca jest też ważna. Próbuję Ci uzmysłowić tylko, że  Twoja postawa jest roszczeniowa. Nie ma dialogu i próby kompromisu. Ty stawiasz twarde warunki, zagroziłaś odejściem i to zrobiłaś. Teraz zaczynasz żałować i próbujesz odkręcać kota ogonem.

Zawsze jest jakieś rozwiązanie. Trzeba tylko chcieć ustąpić na tyle, na ile jest to możliwe. Dotyczy to obydwojga.

5 Ostatnio edytowany przez senszyciax3 (2017-07-05 12:02:27)

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)

Zgadzam się z poprzedniczka, jestem bardzo niedojrzała, zamiast cieszyć się ze facet chce się przeprowadzić na te 2 miesiące, żebyscie się lepiej poznali żeby wiedział ze to ja prawdę to to Ty masz waty ze tylko na dwa miesiące... serio ? On ma już jakieś konkretne perspektywy przed sobą w tej pracy a Ty początkowa nie masz nic, możesz przyjeżdżać na weekend do szkoły, On też ma u siebie swoich znajomych i wgl. Pomyśl ze jak on przeprowadziłby się do Ciebie na rok to po pierwsze musiałby znaleźć pracę a nie wiadomo czy znalazł by od razu ... a tam ma już coś pewnego nie to co Ty. Dajcie sobie szansę najpierw na te 2 miesiące a potem będziecie myśleć co dalej bo może być tak że to Ty po 2 miesiącach nie będziesz Go już chciała... a jeśli chodzi o rodzinę, kurde ja mam 23 lata od 2 lat nie mieszkam z rodzicami bo przeprowadzili się 500 km ode mnie i jakoś żyje, są pociągi możesz wsiąść i pojechać są telefony, dla chcącego nic trudnego...
nie dziwię się że w końcu facet powiedział dość zachowujesz się bardzo egoistyczne, jak małe rozwydrzone dziecko które musi mieć tak jak chce a On dorosły człowiek w końcu powiedział ze ma Cię dość i tyle... skoro spotykacie się co tydzień ja nie widzę żadnego problemu żeby on przeprowadził się na 2 miesiące a Ty po skończeniu szkoły przeprowadziła byś się do niego.. moim zdaniem dla chcącego nic trudnego ale Ty się uparlas na to ze to on ma się przeprowadzić i koniec. Na jego miesiącu mając konkretna pozycję w pracy nawet bym się nie zastanawiała nad przeprowadzka...zresztą najpierw zanim byś zrezygnowała ze swojej pracy mogłabyś najpierw znaleźć tak samo dobra prace u niego w mieście a potem dopiero się przeprowadzic

6

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)
Pokręcona Owieczka napisał/a:

Oczywiście, że Twoja praca jest też ważna. Próbuję Ci uzmysłowić tylko, że  Twoja postawa jest roszczeniowa. Nie ma dialogu i próby kompromisu. Ty stawiasz twarde warunki, zagroziłaś odejściem i to zrobiłaś. Teraz zaczynasz żałować i próbujesz odkręcać kota ogonem.

Zawsze jest jakieś rozwiązanie. Trzeba tylko chcieć ustąpić na tyle, na ile jest to możliwe. Dotyczy to obydwojga.

Nie ma dialogu bo nie był ze mną szczery... nie wiem, wydaje mi się, że wina nie leży tylko po mojej stronie. Zgodzę się, że użyłam najcięższej artylerii w tej walce a to może nie było potrzebne. Mówisz, że chodzi o kompromis, że dotyczy obydwojga. Ale co on i zaoferował? 2miesiące.. Piszesz, że pociąg z Warszawy do Wrocławia jedzie 3 godziny i mogę jeździć na weekendy do szkoły. Droga z Warszawy do Wroclawia też ma połączenie Pendolino, a przypominam, że on pracuje 2 dni w tygodniu i równie dobrze również mógłby pokonać taką trasę. Szczególnie, ze to właśnie mi obiecał, to się nie liczy? To był jego dialog- obietnice. Pracuje zdalnie i nie raz jeżdżąc do mnie mówił, ze droga to dla niego nie problem bo i tak 80 % pracy wykonuje na komputerze i robi to też w pociągu... nie wiem, czy na prawdę tylko ja zawiniłam?

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)
Incognito22 napisał/a:

Mówisz, że chodzi o kompromis, że dotyczy obydwojga. Ale co on i zaoferował? 2miesiące..

Na początek, dobre i to. Wystarczy by zobaczyć jak się żyje i móc podjąć ostateczną decyzję.

Incognito22 napisał/a:

Piszesz, że pociąg z Warszawy do Wrocławia jedzie 3 godziny i mogę jeździć na weekendy do szkoły. Droga z Warszawy do Wroclawia też ma połączenie Pendolino, a przypominam, że on pracuje 2 dni w tygodniu i równie dobrze również mógłby pokonać taką trasę. Szczególnie, ze to właśnie mi obiecał, to się nie liczy? To był jego dialog- obietnice. Pracuje zdalnie i nie raz jeżdżąc do mnie mówił, ze droga to dla niego nie problem bo i tak 80 % pracy wykonuje na komputerze i robi to też w pociągu... nie wiem, czy na prawdę tylko ja zawiniłam?

Ok. W pierwszym poście nie pisałaś jak wygląda jego praca, tylko pokazywałaś swoją roszczeniową postawę.
Rozumiem Cię, ale takie przepychanki nic nie dadzą. Teraz jest czas na przemyślenia, ile każde z Was jest w stanie poświęcić dla drugiego.  To są ważne decyzje, których nie podejmuje się pod wpływem emocji.

8

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)

Czytam twoją wypowiedź jako facet i powiem tak. To co uderza w tym wszystkim co napisałaś to ciągłe ja, mi, mój, moje. Strasznie jesteś nastawiona na to jak Ci będzie w życiu, a nie na to jak będzie wam. Każde ustępstwo w jego stronę traktujesz jak zamach na swoją suwerenność. Mi się wydaje, że to trochę znak naszych czasów, mam podobną sytuację z moją kobietą, która też jest młodsza o sporo lat, też zaczyna swoją karierę zawodową, fakt mieszkamy w jednym mieście ale ona pracuje w innym i też słyszę ciągle, że ona chce żyć po swojemu, że czuje, że ją ograniczam  itd. I nie ma znaczenia, że chodzi do pracy którą jeszcze do niedawna jawnie nienawidziła, że jest tam robolem, że nikt jej nie szanuje. Liczy się to, że ma jakieś pieniądze, może sobie kupić to czy to, a dzięki temu czuje, że w jakiś sposób kontroluje swoje życie. Nie interesuje jej, że ja też mam pracę, mieszkanie, dobre zarobki, ugruntowaną pozycję, własną działalność, że jak tylko chcemy możemy praktycznie z miejsca zaczynać wspólne życie, na swoim. Tylko że to swoje nie będzie "jej" (mentalnie) ...

W tym momencie jej życia pójście na "ustępstwo" czyli zmiana pracy bliżej mojego miejsca zamieszania to dla niej zamach na jej suwerenność, przekonanie, że przestanie być "kobietą niezależną". Dla mnie to wyraz niedojrzałości, ale nie mam zamiaru jej z tego leczyć, myślę że z ilośćią przepracowanych lat i ilością zmienionych zakładów pracy w końcu zrozumie że pracuje się po to żeby żyć a nie żyje po to żeby pracować.

Twój facet też nie jest święty, bo mógł od razu powiedzieć jakie jest jego nastawienie do związku, do wspólnego życia itd, ale wydaje mi się, że to ty miałaś jaja w tym związku - w sensie on był osobą która bardziej się starała, zabiegała o Ciebie, więc podejrzewam że po prostu bał się CI powiedzieć co on naprawdę myśli na te tematy, tym bardziej że Ty od razu jasno się wyraziłaś że nie masz zamiaru się nigdzie przeprowadzać.

9 Ostatnio edytowany przez mallwusia (2017-07-05 12:20:34)

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)

Skoro od samego początku były inne ustalenia, to powinien się ich trzymać.
Nie mówcie mi, że wykształcony facet, który pracuje zdalnie, nie dałby rady znaleźć czegoś w Warszawie. Jego zawodowa sytuacja nie była ustabilizowana i też odwlekał. Zauważcie, że on mieszka u rodziców, to ma znaczenie wink

A z własnego doświadczenia powiem Ci, że mieszkanie z dala od rodziców, zostawienie rodziny i przyjaciół jest bardzo kiepskim rozwiązaniem.

10

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)
Pokręcona Owieczka napisał/a:
Incognito22 napisał/a:

Mówisz, że chodzi o kompromis, że dotyczy obydwojga. Ale co on i zaoferował? 2miesiące..

Na początek, dobre i to. Wystarczy by zobaczyć jak się żyje i móc podjąć ostateczną decyzję.

Incognito22 napisał/a:

Piszesz, że pociąg z Warszawy do Wrocławia jedzie 3 godziny i mogę jeździć na weekendy do szkoły. Droga z Warszawy do Wroclawia też ma połączenie Pendolino, a przypominam, że on pracuje 2 dni w tygodniu i równie dobrze również mógłby pokonać taką trasę. Szczególnie, ze to właśnie mi obiecał, to się nie liczy? To był jego dialog- obietnice. Pracuje zdalnie i nie raz jeżdżąc do mnie mówił, ze droga to dla niego nie problem bo i tak 80 % pracy wykonuje na komputerze i robi to też w pociągu... nie wiem, czy na prawdę tylko ja zawiniłam?

Ok. W pierwszym poście nie pisałaś jak wygląda jego praca, tylko pokazywałaś swoją roszczeniową postawę.
Rozumiem Cię, ale takie przepychanki nic nie dadzą. Teraz jest czas na przemyślenia, ile każde z Was jest w stanie poświęcić dla drugiego.  To są ważne decyzje, których nie podejmuje się pod wpływem emocji.

Może masz rację, może powinnam zaryzykować te 2 miesiące. Ale póki co to jest tylko kolejna jego obietnica i oprócz mówienia o tym też nie zrobił nic, by przenieść się chociaż na te dwa miesiące. Jak ja mam mu wierzyć, skoro okłamywał mnie przez niespełna rok? Myślisz, że powinnam mu zaufać?

11

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)
syouth napisał/a:

Czytam twoją wypowiedź jako facet i powiem tak. To co uderza w tym wszystkim co napisałaś to ciągłe ja, mi, mój, moje. Strasznie jesteś nastawiona na to jak Ci będzie w życiu, a nie na to jak będzie wam. Każde ustępstwo w jego stronę traktujesz jak zamach na swoją suwerenność. Mi się wydaje, że to trochę znak naszych czasów, mam podobną sytuację z moją kobietą, która też jest młodsza o sporo lat, też zaczyna swoją karierę zawodową, fakt mieszkamy w jednym mieście ale ona pracuje w innym i też słyszę ciągle, że ona chce żyć po swojemu, że czuje, że ją ograniczam  itd. I nie ma znaczenia, że chodzi do pracy którą jeszcze do niedawna jawnie nienawidziła, że jest tam robolem, że nikt jej nie szanuje. Liczy się to, że ma jakieś pieniądze, może sobie kupić to czy to, a dzięki temu czuje, że w jakiś sposób kontroluje swoje życie. Nie interesuje jej, że ja też mam pracę, mieszkanie, dobre zarobki, ugruntowaną pozycję, własną działalność, że jak tylko chcemy możemy praktycznie z miejsca zaczynać wspólne życie, na swoim. Tylko że to swoje nie będzie "jej" (mentalnie) ...

W tym momencie jej życia pójście na "ustępstwo" czyli zmiana pracy bliżej mojego miejsca zamieszania to dla niej zamach na jej suwerenność, przekonanie, że przestanie być "kobietą niezależną". Dla mnie to wyraz niedojrzałości, ale nie mam zamiaru jej z tego leczyć, myślę że z ilośćią przepracowanych lat i ilością zmienionych zakładów pracy w końcu zrozumie że pracuje się po to żeby żyć a nie żyje po to żeby pracować.

Twój facet też nie jest święty, bo mógł od razu powiedzieć jakie jest jego nastawienie do związku, do wspólnego życia itd, ale wydaje mi się, że to ty miałaś jaja w tym związku - w sensie on był osobą która bardziej się starała, zabiegała o Ciebie, więc podejrzewam że po prostu bał się CI powiedzieć co on naprawdę myśli na te tematy, tym bardziej że Ty od razu jasno się wyraziłaś że nie masz zamiaru się nigdzie przeprowadzać.

Wiesz, może nie do końca chodzi o to, jak mi będzie w życiu. Mój, moje, ja... to wynika z niezrozumienia, z tego, że mówiłam mu co czuję, chciałam by był ze mną szczery, ale ciągle szedł w zaparte i twierdził, że on się przenosi. Miałam wrażenie że moje słowa odbijają się od ściany, bo jestem młodsza  o 9 lat i co ja mogę wiedzieć o tym co powinniśmy zrobić. Co ja więcej mogłam zrobić. Uważałam, że skoro mówi, że jest w stanie się przenieść to tak jest. Ja jestem w stanie zrezygnować z tego co mam, ale uważam że w tej chwili to on ma lepsze warunki do tego, by przenieść się tutaj i spróbować życia razem. Ni na całe życie, na rok, po którym ja mogłabym przeprowadzić się do niego. Napisałam o tym, że nie chcę zostawiać rodziny, ale to nie jest największy problem i jestem w stanie ich zostawić, szczególnie, że już od ponad 3 lat nie mieszkam z rodzicami i potrafię żyć bez nich. W tej chwili ja pracuję 5 dni w tygodniu, spełniam się w swojej pracy, robię już teraz to, co zawsze chciałam robić i wcale nie chodzi tu o pieniądze, ale o to, że każdego dnia wstaję z uśmiechem jadąc do pracy, mimo że mam do niej 40 km. Prawie każdy weekend mam zajęty na studia, które też są wymagające, bo to medyczny kierunek. Nie wiem czy tak jak koleżanka wyżej napisała, jestem rozkapryszonym, niedojrzałym dzieckiem, czy po prostu myślę też o swojej przyszłości, bo wydawałoby mi się jeszcze bardziej niedojrzałym rzucić wszystko i wyjechać na drugi kraniec Polski do faceta, którego widuję od święta...

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)
Incognito22 napisał/a:

Może masz rację, może powinnam zaryzykować te 2 miesiące. Ale póki co to jest tylko kolejna jego obietnica i oprócz mówienia o tym też nie zrobił nic, by przenieść się chociaż na te dwa miesiące. Jak ja mam mu wierzyć, skoro okłamywał mnie przez niespełna rok? Myślisz, że powinnam mu zaufać?

Teraz? Teraz to chyba nie macie kontaktu, skoro pousuwał Cię z fb i nie macie kontaktu.
Ja bym przeczekała. Jeśli się nie odezwie, to będzie znaczyło, że nie ma wobec Ciebie żadnych zamiarów, więc po co się samej wpychać? Podjęłaś decyzję i niech widzi, że nie rzucasz słów na wiatr. Mało poważne będzie teraz odzywanie się do niego, bo nic się nie zmieni między Wami. Potrzebujecie obydwoje czasu na przemyślenia.

13

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)
mallwusia napisał/a:

Skoro od samego początku były inne ustalenia, to powinien się ich trzymać.
Nie mówcie mi, że wykształcony facet, który pracuje zdalnie, nie dałby rady znaleźć czegoś w Warszawie. Jego zawodowa sytuacja nie była ustabilizowana i też odwlekał. Zauważcie, że on mieszka u rodziców, to ma znaczenie wink

A z własnego doświadczenia powiem Ci, że mieszkanie z dala od rodziców, zostawienie rodziny i przyjaciół jest bardzo kiepskim rozwiązaniem.

To czy dałby radę, czy nie to już inna sprawa.. sęk w tym, ze on nawet nie spróbował, więc skąd może wiedzieć, że się nie uda? Jego sytuacja do tej pory nie jest ustabilizowana, bo wciąż czeka na awans, którego na razie ma wizję, nie dostał jeszcze umowy do podpisania. Ciężko pracował na to co ma przez całe życie i ja jego też naprawdę rozumiem. Tyko chodzi o te ustalenia właśnie.. to ja na samym początku próbowałam go przekonać, ze odległość to jest problem, że on ma swoje życie tam, ja tu i każdemu to życie pasuje. On machał ręką, mówił, że się przeniesie, a poza tym, jeśli się kochamy to znajdziemy jakieś wyjście z sytuacji. Skoro jest ode mnie starszy powinien zdawać sobie sprawę z zagrożeń i konsekwencji tego w co wchodzi... i realnie spojrzeć na to, co jest w stanie poświęcić a czego nigdy nie zrobi.

14

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)
Pokręcona Owieczka napisał/a:
Incognito22 napisał/a:

Może masz rację, może powinnam zaryzykować te 2 miesiące. Ale póki co to jest tylko kolejna jego obietnica i oprócz mówienia o tym też nie zrobił nic, by przenieść się chociaż na te dwa miesiące. Jak ja mam mu wierzyć, skoro okłamywał mnie przez niespełna rok? Myślisz, że powinnam mu zaufać?

Teraz? Teraz to chyba nie macie kontaktu, skoro pousuwał Cię z fb i nie macie kontaktu.
Ja bym przeczekała. Jeśli się nie odezwie, to będzie znaczyło, że nie ma wobec Ciebie żadnych zamiarów, więc po co się samej wpychać? Podjęłaś decyzję i niech widzi, że nie rzucasz słów na wiatr. Mało poważne będzie teraz odzywanie się do niego, bo nic się nie zmieni między Wami. Potrzebujecie obydwoje czasu na przemyślenia.

Taki też był mój plan... tylko wiem, że jest honorowy i słowa: " nie pisz do mnie więcej i nie dzwoń" mógł potraktować śmiertelnie serio wink Wiem, że tu akurat jestem dziecinna, bo powiedziałam jedno, chcę czegoś innego. Tych słów żałuję, bo nie zastanawiałabym się teraz czy nie odzywa się, bo go o to prosiłam, czy po prostu już mu mówiąc brzydko "wisi" cała ta sytuacja. wink Tylko z tego wynika chęć odezwania się do niego.

15

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)

czy on kiedykolwiek mieszkał sam, czy też cały czas z rodzicami ?

16 Ostatnio edytowany przez Incognito22 (2017-07-05 13:06:29)

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)
mallwusia napisał/a:

czy on kiedykolwiek mieszkał sam, czy też cały czas z rodzicami ?

Najpierw mieszkał z kolegami na studiach kilka lat, później mieszkał z dziewczyną... 6 lat. O tym też dowiedziałam się po jakimś czasie, wtedy jeszcze nie patrzyłam na relację z nim jak na przyszły związek. Dlatego rozmawiałam z nim, bo traktowałam go jak przyjaciela i nikogo więcej. Jego relacja z tamtą dziewczyną była na etapie- nie udaje nam się, chcę się wynieść, ale nie mam odwagi. Gdy zaczął poważniej do mnie "startować" już wtedy byłam osobą, która swoją stanowczością popchnęła go w kierunku wyprowadzki,  by zdecydował się, czy zostaje w starym związku czy chce czegoś nowego ze mną. Wyprowadził się, ale do rodziców.. teraz stoi przed wyprowadzką do mnie i znów jest problem...Dlatego sądziłam że i teraz trzeba mu konkretów..

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)
Incognito22 napisał/a:

Taki też był mój plan... tylko wiem, że jest honorowy i słowa: " nie pisz do mnie więcej i nie dzwoń" mógł potraktować śmiertelnie serio wink Wiem, że tu akurat jestem dziecinna, bo powiedziałam jedno, chcę czegoś innego. Tych słów żałuję, bo nie zastanawiałabym się teraz czy nie odzywa się, bo go o to prosiłam, czy po prostu już mu mówiąc brzydko "wisi" cała ta sytuacja. wink Tylko z tego wynika chęć odezwania się do niego.

Ano właśnie. Od kiedy nie macie kontaktu?

18

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)

czyli startował do Ciebie, będąc jeszcze w związku i mieszkając z dziewczyną, czy tak?

19

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)
Pokręcona Owieczka napisał/a:
Incognito22 napisał/a:

Taki też był mój plan... tylko wiem, że jest honorowy i słowa: " nie pisz do mnie więcej i nie dzwoń" mógł potraktować śmiertelnie serio wink Wiem, że tu akurat jestem dziecinna, bo powiedziałam jedno, chcę czegoś innego. Tych słów żałuję, bo nie zastanawiałabym się teraz czy nie odzywa się, bo go o to prosiłam, czy po prostu już mu mówiąc brzydko "wisi" cała ta sytuacja. wink Tylko z tego wynika chęć odezwania się do niego.

Ano właśnie. Od kiedy nie macie kontaktu?

Od soboty wieczorem

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)
Incognito22 napisał/a:
Pokręcona Owieczka napisał/a:
Incognito22 napisał/a:

Taki też był mój plan... tylko wiem, że jest honorowy i słowa: " nie pisz do mnie więcej i nie dzwoń" mógł potraktować śmiertelnie serio wink Wiem, że tu akurat jestem dziecinna, bo powiedziałam jedno, chcę czegoś innego. Tych słów żałuję, bo nie zastanawiałabym się teraz czy nie odzywa się, bo go o to prosiłam, czy po prostu już mu mówiąc brzydko "wisi" cała ta sytuacja. wink Tylko z tego wynika chęć odezwania się do niego.

Ano właśnie. Od kiedy nie macie kontaktu?

Od soboty wieczorem

Ja bym poczekała. Ty też jesteś przecież honorowa, prawda? wink

Wiesz, czasem szkoda czasu i życia na głupie milczenie, bo skoro ludziom na sobie zależy to powinni walczyć. U Was nie wiadomo jak jest. Z każdym postem odkrywasz nowe karty i ciężko jest ocenić kto ma rację.

21

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)
Pokręcona Owieczka napisał/a:
Incognito22 napisał/a:
Pokręcona Owieczka napisał/a:

Ano właśnie. Od kiedy nie macie kontaktu?

Od soboty wieczorem

Ja bym poczekała. Ty też jesteś przecież honorowa, prawda? wink

Wiesz, czasem szkoda czasu i życia na głupie milczenie, bo skoro ludziom na sobie zależy to powinni walczyć. U Was nie wiadomo jak jest. Z każdym postem odkrywasz nowe karty i ciężko jest ocenić kto ma rację.

Nie musiałam już dłużej czekać... zadzwonił.. smile i narazie wstępnie się dogadaliśmy...zeszłam z tonu...on też swoje obiecał..  zobaczymy co będzie dalej... najwyżej wrócę tu do was, żeby znów się wypłakać.. bo wiem, że są tu ludzie, którzy kiedy trzeba dadzą kopa w tyłek, a kiedy trzeba pogłaszczą po głowie. I Tobie też bardzo dziękuję Pokręcona Owieczko, bo mimo, że pierwszy post zabolał, to pozwolił spojrzeć też na swoje błędy... związek to ciężka harówka, ale kiedy wiemy, że warto to nigdy z tej harówki nie zrezygnujemy.

Dziękuję wszystkim :* Mam nadzieję, że wrócę kiedyś do tego posta ale będę mogła zakończyć go happy endem.. smile

22 Ostatnio edytowany przez Incognito22 (2017-07-05 15:25:14)

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)
mallwusia napisał/a:

czyli startował do Ciebie, będąc jeszcze w związku i mieszkając z dziewczyną, czy tak?


Tak, oficjalnie rozstali się w styczniu, ale dalej ze sobą mieszkali bo to było wygodniejsze... wiem, że nie można traktować takiego rozwiązania jak zakończenie związku, ale wyprowadził się przed tym, jak oficjalnie zaczęliśmy ze sobą być. Też miałam obawy czy takie zachowanie nie przełoży się na przyszłość, ale to była kolejna rzecz, którą powierzyłam jemu i zaufałam, że koniec tej historii na prawdę oznacza koniec i że nie zrobi w przyszłości tego samego.

Narazie zadzwonił i wstępnie się dogadaliśmy... nie wiem jeszcze jak to się skończy, ale wiem, że chcę o to walczyć do końca, choćby miało to kosztować jeszcze więcej łez ...
Dziękuję :*

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)
Incognito22 napisał/a:

Nie musiałam już dłużej czekać... zadzwonił.. smile i narazie wstępnie się dogadaliśmy...zeszłam z tonu...on też swoje obiecał..  zobaczymy co będzie dalej... najwyżej wrócę tu do was, żeby znów się wypłakać.. bo wiem, że są tu ludzie, którzy kiedy trzeba dadzą kopa w tyłek, a kiedy trzeba pogłaszczą po głowie. I Tobie też bardzo dziękuję Pokręcona Owieczko, bo mimo, że pierwszy post zabolał, to pozwolił spojrzeć też na swoje błędy... związek to ciężka harówka, ale kiedy wiemy, że warto to nigdy z tej harówki nie zrezygnujemy.

Dziękuję wszystkim :* Mam nadzieję, że wrócę kiedyś do tego posta ale będę mogła zakończyć go happy endem.. smile

Powodzenia smile

24

Odp: Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)

Dokładnie cisnęłaś cisnęłas i się doigrałaś. Jesteście razem sami sobie winni. Do tego odległość. Rozłąka tak długa nigdy nie działa na związki dobrze.

Posty [ 24 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Rozstanie z rozsądku... (pożądana opinia facetów)

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024