Witam,
mam bardzo duży problem z moją bratową.
Brat z żoną mieszkają z moimi rodzicami oraz naszą babcią. Mieszkają tam już ponad 5 lat, nigdy nie płacili moim rodzicom za mieszkanie, dorzucali się może stówkę albo dwie za rachunki, i to wtedy kiedy mieli ochotę. Nigdy nie wspomagali finansowo w remontach ani nagłych przypadkach. Bratowa nie ma w ogóle szacunku do mojej rodziny, w niczym nigdy nie pomaga, nie sprząta, nie pomaga w ogrodzie, nie można na nią liczyć nawet żeby zajrzała do babci czy wszystko w porządku gdy rodzice są w pracy. Terroryzuje wszystkich, raz wkurzyła się na babcię i zakręciła jej wodę w łazience. Ciągle się kłóci z moim bratem, wrzeszczy i popycha swoje dzieci. Najchętniej nic by nie robiła, robi tylko wyrzuty bratu, że za mało zarabia, że nie sprząta, że nie gotuje. Brat dwa razy trafił po takiej kłótni na pogotowie, bo ma problemy z sercem. Mojej mamie jest przykro, bo rodzice bratowej wchodzą sobie do nas jak do siebie, nawet się nie witają z moimi rodzicami. Moi rodzice bardzo by chcieli, żeby dzieci żyły w jak najlepszej atmosferze więc ciągle próbują załagodzić sprawę i być dla niej mili.
Mi się serce kraje gdy tego słucham, ale sama wyprowadziłam się z domu parę lat temu (bo nie mogłam z bratową wytrzymać w jednym domu).
Jednak dzisiaj miarka się przebrała. Mama była u mnie w odwiedziny i napomknęła, że mały (mój chrześniak, lat 6) zszedł z mieszkania brata do nich z czerwoną opuchniętą buzią i mówi że mama go uderzyła. Bratowa spytana czemu bije dziecko mówi, że mały chciał ją ugryźć. Rodzice boją się zwrócić uwagę, żeby nie nakręcać agresji i nie wszczynać kłótni. Wszyscy w domu dają się ustawiać ,a ona robi co chce.
Bratowa na tyle ma w głęboko w tyłku swoje dzieci, że olewa wszystko co dla nich ważne, ostatnio pojechała sobie na koncert z koleżankami gdy dzieciaki miały występ w przedszkolu z okazji dnia matki, poszedł w końcu mój brat, ale dzieciom było dość przykro, ona się nie przejęła. Żeby nie było, nie ma 18 lat tylko ponad 35.
Boję się, że ona będzie się czuć coraz bardziej bezkarna, jak tak się to będzie rozwijać to w końcu może stać się wypadek, złamie małemu rękę, albo mały nauczony zachowania mamy zrobi komuś krzywdę. Nie wiem co robić, gdzie szukać pomocy, kogo się poradzić. Czuję że jeśli ja czegoś nie zrobię jako osoba zaangażowana która widzi wszystko z boku, to będzie się zmieniać tylko na gorsze.
Czy mam czekać na kolejny przypadek i zabrać dzieciaka na obdukcję? Jak takie coś wygląda? Czy gdy nie jestem prawnym opiekunem, to mogę w ogóle wziąć małego z domu i zabrać do szpitala?
A może powinnam pogadać z bratem? Ale co mu powiedzieć? Ma oczy i widzi co sie dzieje, skoro tyle lat nie umiał nic zrobić to może po prostu nie ma tyle siły w sobie?
Do tego dochodzi sprawa domu - co ja zrobię za 10-15 lat gdy moi rodzice plus babcia będą potrzebowali opieki? Co gdy moim rodzicom coś się stanie? Nie wyobrażam sobie tej sytuacji dzisiaj, brat z bratową nie mają kompletnie pojęcia o utrzymaniu domu i gospodarstwa domowego, nie mają pojęcia jak płacić rachunki i podatki. Nie wyobrażam sobie też kłótni o spadek.
Byłabym wdzięczna za jakiekolwiek rady, nawet jeśli będą brzmiały "Idź do prawnika" bo jestem w stanie za to zapłacić, nie mam tylko sprecyzowane, o co dokładnie go zapytać.