Witajcie,
Już niedługo minie rok, jak z mężem przeprowadziliśmy się do mojego rodzinnego domu. Zmusiła nas do tego sytuacja zawodowa i finansowa. oboje dostaliśmy prace w okolicach mojej rodzinnej miejscowości, więc postanowiliśmy zrezygnować z mieszkania na wynajem i wynieśliśmy się z dużego miasta do małego miasteczka. Dużo wcześniej moja mama powtarzała, abyśmy przeprowadzili się tutaj, bo dom stoi duży, potrzebny jest gospodarz, więc lepiej kłaść na swoje niż na cudze wynajęte. Tyle że wszystko się okazało inaczej. Czujemy się trochę jak intruzi. Jeśli chcemy coś zmienić, unowocześnić, udoskonalić to jest to droga przez mękę. Ale wczoraj to dopiero najadłam się wstydu. Przyjechała do nas rodzina męża, tzn. jego rodzice, brat z dziewczyną. Ojciec z bratem pomagali mężowi w pewnych pracach na podwórku. Jeden z nich wyciął gałąź od sosny. Zobaczyła to moja mama i zaczęło się. Przy rodzicie mojego męża zaczęła go opieprzać, że po co on to zrobił, nie spytał itd. itd. Zrobiło się bardzo nieprzyjemnie. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Co ci ludzie musieli sobie pomyśleć. Mam wielki żal do mamy o tę sytuację, bo dobrego słowa nie powie, ale o byle gałąź robi wielką awanturę przy obcych jej ludziach. Czy to ze mną jest coś nie tak, czy macie podobne zdanie jak ja? Wyraźcie swoją opinię, bo ja już jestem zagubiona .
2 2017-06-11 14:53:42 Ostatnio edytowany przez katarina (2017-06-11 14:57:45)
Mieszkanie z rodzicami nie musi być złym rozwiązaniem.
Może jest to kwestia braku jasnego określenia zasad, na jakich oparte jest Wasze wspólne mieszkanie?
Co możecie robić samodzielnie, a co uzgadniać uprzednio?
Do ustaleń na jakie tematy jesteście zobowiązani?
Jakie są zasady rozliczania kosztów ponoszonych przez Was na rzecz - ogólnie określając - urządzeń wspólnie użytkowanych?
Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu - skądś ta zasada się wzięła.
Warto by takie wszystkie ustalenia spisać, aby móc się na nie powoływać w razie konfliktów. Czasami też konieczne jest przypomnienie pewnych podstaw zasad kultury i savoir vivre - jak na przykład takich, aby nie opieprzać zięcia w obecności jego rodziny.
Starałabym się takie ustalenia przeprowadzać jak najogólniej i na wysokim stopniu abstrakcji, aby nie trzeba było o - przykładowo - każdą gałązkę się dopytywać potem.
Jasne, że mieszkanie z rodzicami może być ok. Najcześciej jednak nie jest i któraś strona jest poszkodowana - albo rodzice rządzą w domu, a młodych traktują jak dzieci, które głosu nie mają; albo rodzice robią dzieciom za obsługę gotująco-sprzątającą, a czasem również niańczącą, a młodzi żyją beztrosko na ich koszt. Naprawdę nie znam osobiście (ani w sumie ze słyszenia), żeby komuś taki układ wyszedł na zdrowie.
Odpowiadając na Twoje pytanie: nie, z Tobą wszystko w porządku, a Twoja mama ewidentnie popisała się brakiem kultury osobistej, bo skoro ktoś wykonuje prace w JEJ domu, to powinna podziękować, ewentualnie spokojnie zwrócić uwagę. Rozumiem, że Twój facet uciąłby rękę Twojemu ojcu - ale nie gałąź drzewa.
Dlatego mnie osobiście argumenty o finansowych oszczędnościach nie przekonują - dla mnie to po prostu nie jest warte poczucia, że jest się znów w pozycji pięciolatka, który nie ma nic do powiedzenia w kwestii przestrzeni, w której żyje, bo przestrzeń ta należy niepodzielnie do rodziców. Od lat wynajmuję, mój facet jeszcze dłużej i szczerze mówiąc żadne z nas nie ma doświadczeń z takim poziomem kontroli i zakazów, jaki nieraz panuje, gdy się mieszka z rodzicami - serio, z obcymi ludźmi nie miałam takich problemów w dogadaniu się, jakie Ty masz z matką. No i niewątpliwa przewaga najmu jest taka, że jak właściciel mieszkania zaczyna wydziwiać i robić problemy, to umowę można rozwiązać i zwinąć się gdzie indziej.
Ale, żeby nie było - nie przekonuję, że najem jest cudowny. Nie, ma swoje ograniczenia i minusy. A z rodzicami też można się dogadać. Pod warunkiem, że rodzice przyjęli do wiadomości, że zaprosili pod swój dach dwoje dorosłych osób, którym należy się szacunek i partnerskie traktowanie, a nie dwoje dzieciaków, które mogą rozstawiać po kątach.
Dziękuję za odpowiedzi. Jeśli chodzi o finanse to tę kwestię mamy ustaloną. Natomiast sprawa dotyczy jakichkolwiek innych działań. Ilekroć chcemy coś zrobić, to jest kręcenie nosem, marudzenie, że przez 30 lat tak było to po co zmieniać. Już nawet usłyszałam, że dla niej nie ma w tym domu miejsca, że chcemy zatrzeć pamięć ojca (zmarł około dwa miesiące po naszej przeprowadzce) i ogólnie wszystko chcemy zmieniać. Czuję się jak barbarzyńca, choć my naprawdę wszelkie pomysły i poczynania przedstawiamy jej, negocjujemy, aby nie było niedomówień. Już nawet moja siostra jest do nas nastawiona w dziwny sposób, a wcale tu nie mieszka. Nie czuję się jak u siebie. Myślałam, że moja mama jest zupełnie innym człowiekiem, ale się pomyliłam. To teraz mam ;(.
A propos wczorajszego dnia i tej głupiej awantury, to dodam tylko, że to były imieniny mojej mamy i rodzina męża przyjechała z prezentami i jeszcze jej piosenkę zaśpiewali. Tym bardziej jest mi i wstyd i przykro. A ona nawet nie przeprosiła, ani nic.
Ale to jest dom mamy, nie wasz. Więc jakim prawem cokolwiek zmieniacie bez zapytania? Nie rozumiem tego... Przecież można zwyczajnie zapytać. Moim zdaniem to mama się może tam czuć rzeczywiście źle z waszym szarogęszeniem się, bo jak przez 30 lat było coś tak (nawet ta "głupia" gałąź) i Twojej mamie to odpowiadało, podobało jej się, a tu nagle ktoś przychodzi i bez żadnej zapowiedzi zmienia... Tez bym się wkurzyła.
Poza tym niedawno zmarł Twój ojciec. Mama moze być wciąż z tego powodu w żałobie, w smutku człowiek robi się drażliwy... Tym bardziej wszelkie zmiany pasowałoby konsultować.
Bo dla was to moze i jest głupia gałąź, a może dla mamy nie, może ona pamięta jak pod tą gałęzią całowała się z mężem, a w jej cieniu bawiły się jej dzieci itp (taki przykład, nie bierz tego zbyt dosłownie ) i zwyczajnie nie chce żeby ktoś przychodził i bez pytania tą gałąź usuwał. W takim domu kryje się wiele wspomnień czasami. I są osoby, dla których te wspomnienia są ważne. Zresztą, regułą jest, że starsi ludzie nie lubią zmian.
Ja przyznam jestem młoda, a też nie bardzo lubię. Jak się do czegoś przyzwyczaję i uważam za dobre, to mnie wkurza jak mi ktoś przychodzi i koniecznie chce to zmienić. Bo "stare", czy tam jakieś... Dla mnie stare, ale dobre. Dlatego mam w domu np. talerze z czasu II wojny i dalej na tych talerzach normalnie jem. Nie są jakieś tam za piękne, ale swoją funkcję talerzową spełniają. Poza tym jak sobie na nich jem, to czasem mi się dziadkowie przypominają. Kto wie czy i pradziadkowie z nich nie jedli
Tak że uszanujcie, że stara matka zmian nie lubi i (oczywiscie jesli nie są konieczne) ich nie wprowadzajcie wbrew jej woli.
Będziecie mieć własny dom, to sobie go urządzicie.
Ale to jest dom mamy, nie wasz. Więc jakim prawem cokolwiek zmieniacie bez zapytania? Nie rozumiem tego... Przecież można zwyczajnie zapytać. Moim zdaniem to mama się może tam czuć rzeczywiście źle z waszym szarogęszeniem się, bo jak przez 30 lat było coś tak (nawet ta "głupia" gałąź) i Twojej mamie to odpowiadało, podobało jej się, a tu nagle ktoś przychodzi i bez żadnej zapowiedzi zmienia... Tez bym się wkurzyła.
Poza tym niedawno zmarł Twój ojciec. Mama moze być wciąż z tego powodu w żałobie, w smutku człowiek robi się drażliwy... Tym bardziej wszelkie zmiany pasowałoby konsultować.
Bo dla was to moze i jest głupia gałąź, a może dla mamy nie, może ona pamięta jak pod tą gałęzią całowała się z mężem, a w jej cieniu bawiły się jej dzieci itp (taki przykład, nie bierz tego zbyt dosłownie) i zwyczajnie nie chce żeby ktoś przychodził i bez pytania tą gałąź usuwał. W takim domu kryje się wiele wspomnień czasami. I są osoby, dla których te wspomnienia są ważne. Zresztą, regułą jest, że starsi ludzie nie lubią zmian.
Ja przyznam jestem młoda, a też nie bardzo lubię. Jak się do czegoś przyzwyczaję i uważam za dobre, to mnie wkurza jak mi ktoś przychodzi i koniecznie chce to zmienić. Bo "stare", czy tam jakieś... Dla mnie stare, ale dobre. Dlatego mam w domu np. talerze z czasu II wojny i dalej na tych talerzach normalnie jem. Nie są jakieś tam za piękne, ale swoją funkcję talerzową spełniają. Poza tym jak sobie na nich jem, to czasem mi się dziadkowie przypominają. Kto wie czy i pradziadkowie z nich nie jedli
Tak że uszanujcie, że stara matka zmian nie lubi i (oczywiscie jesli nie są konieczne) ich nie wprowadzajcie wbrew jej woli.
Będziecie mieć własny dom, to sobie go urządzicie.
Moja droga,
Szkoda że nie przeczytalas mojej wiadomości ze zrozumieniem. Wyraźnie napisałam, że wszelkie zmiany bądź innowacje jakie chcemy poczynić, konsultujemy. I nikt tu się nie szarogesi. Bez zgody nic nie robimy. Dodam jeszcze, że ja również jestem właścicielką tego domu, oczywiście formalnie, na papierze. Przykro mi, że znowu ktoś potraktował mnie jak intruza, ale dzięki za wyrażoną opinię. Aha, i moja mama nie jest wcale stara, ledwo po 50. A z ojcem nie żyła.
7 2017-06-12 01:46:18 Ostatnio edytowany przez Anakonda257 (2017-06-12 01:52:14)
Mieszkanie z rodzicami (nawet dobrymi) ZAWSZE jest złym rozwiązaniem. Nie, to z twoja matką jest coś nie tak, bo wykorzystała innych ludzi by go poniżyć... To jest nieładne z jej strony, bo ona jest w stanie nad sobą panować, i śmierć męża nie jest usprawiedliwieniem chamskiej kłótni. Jeżeli możesz to się wyprowadźcie. Wolałabym dokładać do obcego niż do swojego z rodzicami...
8 2017-06-12 01:50:41 Ostatnio edytowany przez Anakonda257 (2017-06-12 01:51:24)
Poza tym niedawno zmarł Twój ojciec. Mama moze być wciąż z tego powodu w żałobie, w smutku człowiek robi się drażliwy...
Ze smutku moja droga trzeba się w końcu podnieść, bo tak można trwać do końca życia. Jeżeli człowiek jest zdrowy psychicznie to nie rozpacza całe życie po utracie bliskiej osoby. To jest chore...
Nie mówię, że nie można rozpaczać, lecz wielu ludzi potrafi rozpaczać całe życie i z tego powodu nie chce się z nimi żyć. Takie osoby nie radzą sobie w życiu a jeszcze zatruwają życie innym.
Koczek napisał/a:Poza tym niedawno zmarł Twój ojciec. Mama moze być wciąż z tego powodu w żałobie, w smutku człowiek robi się drażliwy...
Ze smutku moja droga trzeba się w końcu podnieść, bo tak można trwać do końca życia. Jeżeli człowiek jest zdrowy psychicznie to nie rozpacza całe życie po utracie bliskiej osoby. To jest chore...
Nie mówię, że nie można rozpaczać, lecz wielu ludzi potrafi rozpaczać całe życie i z tego powodu nie chce się z nimi żyć. Takie osoby nie radzą sobie w życiu a jeszcze zatruwają życie innym.
Zaraz, zaraz. Z tego, co tu anila pisze, to ojciec zmarł jakieś niecałe 10 miesięcy temu ("Już niedługo minie rok, jak z mężem przeprowadziliśmy się do mojego rodzinnego domu." + "zmarł około dwa miesiące po naszej przeprowadzce") Czy to rzeczywiście "rozpaczanie całe życie" jak ktoś po 10 miesiącach jeszcze jest w żałobie?
To, że nie żyli razem, to też nie jest oczywiste co ona czuła do męża. Nikt z was nie może wiedzieć, co się działo w głowie i sercu tej kobiety w chwili, gdy dowiedziała się o jego odejściu, jak i później.
Więc dla mnie to nie wyklucza żałoby.
No chyba, że był tam jakiś całkowity rozpad wszelkich uczuć, gruba patologia, czy coś, ale o tym nie było nic wspomniane.
Druga rzecz, to dziwię się ocenie tego fragmentu:
"zaczęła go opieprzać, że po co on to zrobił, nie spytał itd." jako "chamskiej kłótni".
Czyli co, ona zawołała: "po co to zrobiłeś?! czemu nie spytałeś?!" a dla was to jest "chamska kłótnia"? To chyba nie byliście świadkami chamstwa w życiu, że tak oceniacie... "Chamska kłótnia", he he, nie ma co... No chyba, że matka tam "ku*wami" rzucała...? Nigdzie nie widzę jednak takiego opisu...
Jak dla mnie to miała prawo się zdenerwować, że robi się w - również jej! - domu jakieś prace, o których ona kompletnie nie wie.
Czyli co, wg Was nie miała prawa nic powiedzieć? Bo biedny chłoptaś się poczuje urażony?
Uderza mnie właśnie tutaj myślenie wyłącznie o tej drugiej rodzinie "Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Co ci ludzie musieli sobie pomyśleć." A o uczuciach matki? - zero, ani słowa. Bo najważniejsze, co inni sobie pomyśleli...
Szkoda że nie przeczytalas mojej wiadomości ze zrozumieniem. Wyraźnie napisałam, że wszelkie zmiany bądź innowacje jakie chcemy poczynić, konsultujemy.
Czytałam ze zrozumieniem. Po prostu nie do końca Ci uwierzyłam. A dlaczego? Może dlatego:
zaczęła go opieprzać, że (...) nie spytał
i
usłyszałam, że dla niej nie ma w tym domu miejsca, że chcemy zatrzeć pamięć ojca (zmarł około dwa miesiące po naszej przeprowadzce) i ogólnie wszystko chcemy zmieniać.
No ale pewnie się mylę. Pewnie matka już dawno nie jest w żałobie, a o ojcu to tak dla jaj sobie tylko wspomniała, a poza tym jakaś nienormalna jest pewnie, skoro się skarży bez powodu, że ktoś chce coś zmieniać i że nikt ją nie zapytał przy tym wycinaniu gałęzi.
Najlepiej się jej z tego domu pozbądźcie, dajcie do psychiatryka, skoro coś sobie ubzdurała, jakieś dziwne skargi wytacza, zapewne zupelnie z d*** wzięte... Bo skąd by się wzięły, skoro córka z zięciem tacy dobrzy i nieskazitelni, żadnych powodów do przykrości na pewno nie dają. Jak nic temat powinien się nazywać "matka-wariatka i jej problemy zupełnie znikąd".
Nie wiem skąd w tobie tyle jadu, ale wiem że z taką osobą nie warto wdawać się w dyskusje, z osobą, która widzi same skrajnosci. Nie znasz sytuacji, bo ciężko ją poznać poprzez forum, więc nie oceniaj, żebyś sama nie została oceniona w tak podły sposób.
Jakie macie plany mieszkaniowe na przyszłość?
Chcielibyśmy zostać tu na stałe. Racjonalnych powodów jest sporo: praca na miejscu, własny dom bez zaciągania kredytów, teraz spodziewamy się dziecka, no i oczywiście mama, która nie byłaby sama w tak dużym domu, którego utrzymanie w pojedynkę jest dość ciężkie. Mi osobiście rodzina wielopokoleniowa nie przeszkadza. Widzę w tym dużo plusów, tylko trzeba też nauczyć się radzić sobie z minusami .
Nie wiem skąd w tobie tyle jadu, ale wiem że z taką osobą nie warto wdawać się w dyskusje, z osobą, która widzi same skrajnosci. Nie znasz sytuacji, bo ciężko ją poznać poprzez forum, więc nie oceniaj, żebyś sama nie została oceniona w tak podły sposób.
Anila, ja napisałam tylko swoje zdanie, wyciągając wnioski z tego, co Ty sama o sytuacji napisałaś. Nie jestem jasnowidzem, wybacz, więc skąd wg Ciebie mam wiedzieć jak sytuacja poza tym, co na forum podałaś, wygląda? Nie mam szklanej kuli.
Co do jadu i oceniania innych, to zobacz może najpierw sama na siebie? Zanim będziesz próbowała obrazić kogoś, kogo nie znasz. Oceniłam to, co napisałaś nie w taki sposób, jak Ty byś to chciała, to wg Ciebie jestem podła i pełna jadu, tak...? No cóż, trzeba było panią poklepać po pleckach, przyznać rację, jaka to biedna, przez tą wredną matkę tak źle potraktowana... Wtedy bym była tą "dobrą i miłą", hehe Ale ja wredna i jadowita mam inne zdanie w temacie. Więc foszkiem zarzucimy
Przemawia przez Ciebie urażone ego, bo ktoś ocenił sytuację opisaną przez Ciebie patrząc ze strony tego, jak mogła poczuć się Twoja matka. A nie tylko Ty i Ty jedyna, i Twoje jedyne urażone uczucia... A wiesz, inne osoby też mają uczucia, wyobraź sobie. Także Twoja matka je ma. Ja również je mam. I dużo innych ludzi je posiada. Więc chciałam tylko zwrócić Twoją uwagę na ten fakt. Bo Ty sytuację przedstawiłaś wg mnie bardzo jednostronnie, nawet przez chwilę nie próbując postawić się w roli tej drugiej strony konfliktu.
Chcesz dyskutować ze mną, to rób to w sposób merytoryczny. Na przykład wyjaśnij dlaczego Twoja matka tak oceniła sytuację (ten cytat, który podałam w ostatnim poście), skoro wg Ciebie to wy z mężem tam nic złego nie robicie. To powiedz skąd taka reakcja matki? Bardzo ciekawa jestem...
No chyba, że Tobie dyskusja niepotrzebna. Przyszłaś tylko na forum forsować tezę, że masz wredną matkę, a sama jesteś nieskazitelna. I teraz czekasz na głaskanie po główce, klepanie po pleckach. W takim razie masz rację, że nie powinnam się tu udzielać, tym bardziej, że ja też w takiej dyskusji uczestniczyć nie chcę.
Pozdrawiam
wiesz - mama czuje się w swoim domu szefową i ma rację
starsi ludzie nie lubią zmian, przyzwyczajają się do tego co jest od lat i zmiana budzi ich niepokój
a już zmiana dokonywana bez ich wiedzy po prostu ich wkur...
jeśli rozmowy nic nie dadzą - a są naprawdę konieczne dla waszego dobra - pomyślałabym jednak o wynajęciu czegoś osobno
albo dobudowaniu części do domu mamy
przede wszystkim komunikacja, ustalenie granic, nawet spisanie ustaleń, żeby każdemu żyło się dobrze i swobodnie
żebyś miała poczucie że zrobiłaś wszystko by rozwiązać problem
trzymam kciuki
anila ja mieszkam z teściową już kilka lat i powiem Ci, że był to chyba największy błąd jaki popełniliśmy z mężem po ślubie. Wprowadziliśmy się tam, bo teściowa też była sama w dużym domu i ciężko było jej go samej utrzymać. Myśleliśmy że zaoszczędzimy nie płacąc za wynajem, za to będziemy mieć dużo przestrzeni dla siebie i psa, własną kondygnację + będzie miał się kto teściową zająć i pomóc jej w razie potrzeby. Poza tym po weselu dom miał zostać przepisany na nas. Przed ślubem ustaliliśmy wszystko: jaki będzie zakres naszych obowiązków w domu i ogrodzie, jak dzielimy się rachunkami, co z gotowaniem itd. Niestety w momencie naszej przeprowadzki wszystkie ustalenia wzięły w łeb, nagle nie mogliśmy nic zrobić po swojemu (nawet po wcześniejszej konsultacji), a nasze pomysły na ulepszenia czy zmiany okazywały się beznadziejne. Do tego teściowa okazała się osobą, która wymaga ode mnie poświęcenia prawie całego wolnego czasu na spędzenie go z nią, a kiedy nie widziałam się z nią dzień czy dwa (miałam swoje rzeczy do zrobienia lub jechałam gdzieś z mężem), miała wielkie pretensje że nikt się nią nie interesuje i że żyjemy w tym domu jakbyśmy mieszkali w bloku jak lokatorzy... Po tych kilku latach kiedy nic się nie zmieniło (ani w zachowaniu teściowej, ani w kwestii przepisania domu na nas) stwierdziliśmy z mężem że już dłużej nie damy rady tak żyć i szukamy mieszkania do wynajęcia.
Tobie radziłabym porozmawiać z mamą, bo, jako jej córka, może jakoś do niej dotrzesz. Musisz wyjaśnić jej, że takie zachowanie i pretensje przy obcych ludziach są nie do przyjęcia. Ty też jesteś współwłaścicielem domu, więc masz coś do powiedzenia w kwestii zmian czy innowacji. Wytłumacz mamie że żyjecie w jednym domu i zawsze jak będzie potrzeba to jej pomożecie, ale powiedz też że chciałabyś z mężem gospodarzyć chociażby w ogrodzie i móc zrobić coś po swojemu.
My, zanim się wprowadziliśmy do mamy to słyszeliśmy non stop, że ona jest już zmęczona, że wystarczy jej jeden pokoik a my to niech sobie robimy co chcemy. Dom jest podzielony na dwa mieszkania z dwoma oddzielnymi wejściami i nieraz słyszeliśmy też, że jedna część będzie jej a druga nasza. Teraz okazuje się, że chyba wszystko ma być wspólne, bo mama ani myśli przenieść się na oddzielną kondygnację, mniejszą. My już zainwestowaliśmy mnóstwo pieniędzy w remonty i w zasadzie nie usłyszeliśmy dobrego słowa, ale słowa krytyki już tak, a zwłaszcza mój mąż bo do niego to kieruje. I te słowa krytyki wypowiada z taką urazą jakbyśmy robili coś jej na złość. Jest mi przykro, bo właśnie co innego było mówione przed a co innego jest teraz. I też uważam, że popełniliśmy błąd wprowadzając się tu. Jeśli nic się nie zmieni to niestety, ale będziemy myśleć o wyprowadzce. Pal licho zainwestowane pieniądze. Błędy bolą.
Ja uważam, że takie wspólne mieszkanie z rodzicami ma więcej minusów niż plusów.
Można się tu przerzucać argumentami "za" i "przeciw", ale koniec końców któraś ze stron ma dość.
Różne są uwarunkowania i ja to rozumiem, ale stawiam na odrębność młodych ludzi.
Ja też uważam, że mieszkanie z rodzicami lub teściami pod jednym dachem to zły pomysł. Nawet bardzo zły. Ani nie możecie urządzić się w tym domu po swojemu ani prywatności nie ma...i to takie niby dorosłe życie ale nie dorosłe. Kiedy człowiek dorasta musi postawić swoje granice i zacząć swoje życie. Nie z mamą czy tatą czy teściową czy kimkolwiek innym, tylko z mężem/żoną i ustalić własne zasady. Nie ma innego wyjścia.
Mama mojego narzeczonego też ma duży dom i jeszcze oddzielne mieszkanie przy domu i mieszka sama i narzeczony chciał żebyśmy się wprowadzili do tego mieszkania bo oszczędzimy pieniądze i po co wynajmować skoro już jest. No po to żeby być samodzielnym i niezależnym. No i umknął mu fakt, że jego mama mnie nie znosi.