Długo myślałam czy o tym napisać, bo chociaż minęło trochę czasu, to dalej gdzieś tam to we mnie siedzi. Byłam głupia, cóż bywa. Wszystko zaczęło się na wakacjach, a dokładniej na wycieczce. Ja byłam turystką, on był w pracy. Teraz, gdy to piszę, widzę że już na wstępie brzmi to naiwnie i mogłam zorientować się od razu. Cóż, nie jestem zbyt doświadczona w sprawach damsko-męskich. No więc wydawał się fajnym, inteligentym facetem z dużą kulturą osobistą. Na początku w ogole nie zwróciłam na niego uwagi jak na mężczyznę. Ot, taki sobie kulturalny człowiek. Był ok. 10 lat starszy ode mnie. Po pewnym czasie zorientowałam się, że wpadłam mu w oko. Pewnego dnia na kolacji postawił "anonimowo" szampana do stolika, gdzie siedziałam z grupką osób. Domyśliłam się, że to był on i ten gest bardzo mi zaimponował. Przy nadarzającej się okazji podziękowałam, a on zaprosił mnie na wieczorny spacer. Zgodziłam się. Dużo rozmawialiśmy. Wydawał się taki ułożony, dojrzały, obyty w świecie. No, ogólnie bardzo mi imponował swoją osobą. Mówił mi komplementy dotyczące wyglądu, że wydaje się osobą z klasą itd. Jak to piszę to śmiać mi się chcę. Mądry Polak po szkodzie chce się powiedzieć. Spotkaliśmy się jeszcze parę razy podczas tego wyjazdu. Ja ogólnie jestem osobą z rezerwą podchodzącą do nowych znajomości i aż dziwie się sama sobie, że tak łatwo dałam się urobić (może po prostu tęskniłam za tym, żeby być dla kogoś ważna itd.). Doszło na szczęście tylko do pocałunków, przytulenia i nic więcej. Mówił, że nie chce mnie spłoszyć, że chciałby tą znajomość rozwinąć, że jak wróci po sezonie do domu, to na pewno się spotkamy itd. Ja byłam sceptyczna i powiedziałamu mu, że jaką mam pewność że mówi prawdę. On odpowiedział, że jest już dojrzały, że nie w głowie mu jakieś przygody, że cyt. "choćby na kolana uklęknął i przysiągł, to i tak mu nie uwierzę" a udowodni mi jak się spotkamy potem. No oczywiście puenta jest, jak w tanich filmach klasy B, łatwa do przewidzenia. Po moim powrocie z wakacji to w sumie ja ciągnęłam sms-ową rozmowę. On jedynie łaskawie odpisywał. Ostatnią jego wiadomością było "dobrze, że jesteś". Haha, dobre, nie ma co. No oczywiście ja kulturalnie napisałam ostatniego sms-a, życzyłam mu wszystkiego dobrego i więcej się nie odezwałam. On też oczywiście.
Pewnie napiszecie, że wiadomo o co chodziło facetowi a ja naiwna się nabrałam, bo przecież on tak na prawdę nic nie obiecywał i co ja w ogóle głupia chcę? Cóż, przyjmuję to do wiadomości i spodziewam się odpowiednich komentarzy Chciałam to po prostu gdzieś z siebie wyrzucić. Pozdrawiam
P.S. zdaje sobie sprawę z tego, że jestem naiwna. Przykro mi tylko, że ktoś tą naiwność wykorzystał