Hej, chciałabym wreszcie zrzucić z siebie anonimowo ciężar, który noszę.
A więc odkąd pamiętam miałam nerwicę, przeplataną chyba z depresją. Miałam takie epizody, że co jakiś czas nie spałam po nocy, bałam się panicznie śmierci moich bliskich (wszystko zaczęło się od 6 klasy) i płakałam całe noce. Zazwyczaj po parunastu dniach to mijało. Do 5 klasy podstawówki generalnie borykałam się tylko z nerwicą, miałam tiki nerwowe oczami, musiałam je wykręcać tak aby poczuć ból - rodzina i wychowawczyni ze mną rozmawiali, ale na tłumaczenie, ze boję się bardzo owadów i ich szukam - zaprzestawali szukania problemów. Ogólnie to urodziłam się w zamartwicy przez co byłam bardzo nerwowym dzieckiem, czego nie rozumiał mój ojciec. Od zawsze byłam raczej osobą nerwową, z bardzo dużą ilością kompleksów. Na przestrzeni lat nauczyłam się wręcz idealnie grać marionetkę pod publikę, wesołą, zabawną, pomocą, zorganizowaną kobietę. Piorę, gotuję, sprzątam, studiuję i staram się pracować. Kocham dzieci i zwierzęta, ale tak na prawdę jedna osoba wie co siedzi we mnie, w środku.
Przechodząc dalej do czasów gimnazjum to w gimnazjum bardzo się stoczyłam, papierosy od 1 klasy gimnazjum, alkohol od 3 klasy gimnazjum, seks, zero nauki. Udało mi się jednak dostać do wymarzonego liceum gdzie zostałam przy tych 3 rzeczach, ale zaczęłam wychodzić na prostą powoli.
I przechodząc teraz w skrócie już do związków - mój pierwszy chłopak był ze mną pół roku, po czym stwierdził, że jestem dla niego jak siostra (którą pukał bez problemu). Ja głupia gąska z 3 klasy gimnazjum spotykałam się z nim jeszcze po zerwaniu gdy był ze swoją nową dziewczyną (obecnie narzeczoną) w celu zaspokojenia głównie jego potrzeb, bo ona seksu nie mogła uprawiać. To była klasa 3 gimnazjum gdy miałam 16 lat, a on ponad 20.
Następnie spotykałam się z o rok starszym chłopakiem. Ten związek trwał jakieś 2 lata. Matka chłopaka była psychicznie chora - co nie jednokrotnie odbiło się na naszym związku. Taty nie było. Parę razy chłopak podniósł na mnie rękę (trochę go do tego prowokowałam mówiąc, "i co, uderzysz mnie?"). Ogólnie też uprawialiśmy seks, mimo tego, że czasami płakałam, że mnie boli (miałam zespół policystycznych jajników) to on po prostu starał się szybko dokończyć - więc myślę, ze mogło to nawet podchodzić trochę pod gwałt. Oszukiwał mnie też, że nie ogląda porno, a oglądał z jak się później przyznał swoją ulubioną aktorką porno. Ja od zawsze miałam wiele kompleksów, a to utwierdziło mnie bardziej w tym, że mam powody aby je mieć.
Teraz jestem z moim obecnym chłopakiem 3 lata, to bardzo dobra osoba. Na początku był maminsynkiem, byłam jego pierwszą dziewczyną w wieku 18 lat przez co trochę nie wiedział jak się obcuje z kobietą, ale razem pokonaliśmy wszystko. Jest moim rówieśnikiem, aczkolwiek często widzę tę różnice, ze jest osobą mniej dojrzałą ode mnie - chociaż na przestrzeni 3 lat widzę w nim bardzo dużą zmianę. Mogę liczyć na niego, ale nie obyło się bez paru incydentów (niegroźnych co prawda, jak: prowadzanie pijanej koleżanki za rękę, namolne sprawdzanie profilu jednej z koleżanek na facebook).
I teraz przechodząc do sedna: mój chłopak za parę tygodni jedzie na wieczór kawalerski z osobami, które są w stanie posunąć się do wynajęcia prostytutek żeby im tańczyły, które idą do clubu gogo i cześć z nich chce iść do burdelu. Wyjazd ten nałożył się z wizytą mojego dziadku w szpitalu (na szczęście już wyszedł i wszystko okazało się w porządku, ale przez lęki o śmierci było mi ciężko). Te dwa wydarzenia tak silnie na mnie wpłynęły, ze od 3 tygodni chyba mam depresję. Nie potrafię się pogodzić z tym, że wyjeżdża na kilka dni z osobami tego pokroju. Tym bardziej, że ja będę siedziała sama w domu i wariowała. Nie chcę też mu zabierać rozrywki i zabraniać wyjazdu (kto by chciał mieć taką dziewczynę?), ale bardzo się boję jego wizyty w takim miejscu.
W naszym związku uważam się za osobę toksyczną.
Jak ktoś wytrwał do końca to bardzo dziękuje, chociaż może się to wydawać chaotyczne.