Cześć! Zwracam się do Was z problemem, który i mnie nie dawno dotknął... Tydzień temu zerwała ze mną dziewczyna po prawie trzech latach związku. Argumentowała to tym, że w trakcie ostatnich miesięcy nieczuła się kochana w tym związku. Muszę przyznać, że w ostatnim czasie miała prawo tak odbierać, nie które moje zachowania. Wynikało to głównie z tego, że przeżywałem w pracy nie najlepszy okres co doprowadziło do tego, że ponad miesiąc temu postanowiłem zrezygnować z niej, wcześniej dyskutując z moją partnerką na ten temat i posiadając od niej pełne wsparcie w tym działaniu. Przy samym rozstaniu wspominała, że dostawałem już dużo szans i na pewno jest to definitywny koniec związku. Usłyszałem, że musimy się rozstać a na pytanie czy już mnie nie kocha nie potrafiła odpowiedzieć. Twierdzi, że uważa mnie za wartościowego człowieka, którego darzy ogromnym szacunkiem. Może zostanę zmieszany przez Was z błotem za swoje zachowanie ale postanowiłem jej wysłać kwiaty, mocno zabiegam o to by jednak dała nam jeszcze szansę. Jesteśmy umówieni na kawę w najbliższą niedzielę, jednak przy jakimkolwiek kontakcie podkreśla, że nie mam szans jej zdobyć, czegokolwiek bym nie zrobił. Jestem mocno zdeterminowany do działania, kocham ją i wierzę w to, że będziemy jeszcze razem. Wiem, że wiele osób radzi innym by odpuścić, tzn. pokazać że można radzić sobie bez dotychczasowej partnerki, też mam taki zamiar, jestem na najlepszej drodze by dostać swoją wymarzoną pracę i chce jej w jakiś sposób zaimponować, ale nie chce jej stracić. Czekam na konstruktywną pomoc!
Najlepiej jej zaimponujesz tym, że całkowicie się od niej odetniesz.
Takie wysyłanie kwiatów, tylko ją wku*wi.
Sama miałam do niedawna bardzo skomplikowany problem miłosny. Właśnie dlatego założyłam tu konto i uzyskałam pomoc na tym forum więc pomyślałam, że może warto zacząć spłacać dług wobec tej społeczności. Drogi Soph myślę, że niezależnie od sytuacji trzeba walczyć o swoje szczęście. Z tego co piszesz wynika, że twoja partnerka czuła się niekochana w związku. Myślę, że jeśli to jest problemem to permanentne odpuszczanie nie jest dobrym wyjściem. Skoro jej problemem było to, że nie czuła się kochana, to widocznie ona sama uważała, że dawała Ci swoje wsparcie, co przecież sam napisałeś. Myślę jednak, że nie powinieneś zbytnio naciskać, skoro wiesz że popełniłeś błąd to może warto próbować go naprawić. Nawet jeśli ona podkreśla, że nie masz szans jej zdobyć to umawiając się z tobą na spotkanie jednak daje do zrozumienia, że nie tak do końca cię skreśliła, przynajmniej moim zdaniem...
Jeśli ona będzie tego chcieć, to daj jej czas na przemyślenie wszystkiego. Poproś ją o kontakt, ale nie nachalny... Musisz uzbroić się w cierpliwość i może zostanie ona nagrodzona. Nie polecam zasypywać ją kwiatami, ani chwalenia się nową pracą. Dlaczego nie? Bo myślę, że właśnie zbytnie przywiązanie do kwestii pracy popsuło wasze relacje. Może zbyt dużo czasu o tym mówiłeś? Może nie zwracałeś uwagi na jej problemy i zmartwienia? Myślę, że powinieneś teraz skupić się na tym czego ona chce, co u niej się dzieje, co ona planuje. nie jestem ekspertką od związków, jak już pisałam sama przechlapałam sobie ostatnio, ale jestem na dobrej drodze żeby wszystko naprawić. Wierzę, że małymi kroczkami i tobie uda się odbudować to co straciłeś. Pozdrawiam cię mocno i trzymam kciuki z całych sił
4 2017-05-12 03:32:21 Ostatnio edytowany przez Nana666 (2017-05-12 03:33:17)
Sam powinieneś wiedzieć, jakim typem jest Twoja kobieta. Dla mnie koniec to koniec, bo nie zwykłam do używania takiego hm, argumentu. Znam jednak osoby, które tak potrząsają swymi partnerami - najwięcej dowiesz się więc po spotkaniu. I jeśli koniec jest końcem - nie zabiegaj, to wkurzające, jak wspomniał Niezręczny.
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi. Dominuje myśl bym starał się powstrzymać od nachalnego kontaktu czy innych wariactw. Mam jednak obawę, że jeśli teraz odpuszczę to stracę ją na dobre. Bo przecież poczuje, że wogole niezależy mi na zmianie. Dlatego przychyle się do propozycji Maagdalenny. Nie będę się narzucał ale pozostanę w cierpliwym kontakcie.
Witajcie ponownie, minęły ponad dwa tygodnie, boli bardzo nadal... Wczoraj na Facebooku pojawiła się informacja, że jest w związku z facetem, którego znała już jakiś czas. Pisałem z nią kilka dni wcześniej, podobno była nim zauroczona ze względu na jak się jej wydaje bardzo podobne charaktery, podobnie trudne dzieciństwo i to wszystko sprawia że czuję się lepiej zrozumiana, nie potwierdziła jakby go kochała. Od tamtej pory nie odzywam się do niej, chce skupić się na sobie. Mam wewnętrzne przeczucie, że to chwilowa fascynacja, może chciałbym żeby tak było. Sam już nie wiem jak mogę ją do siebie przekonać, Twierdzi że jestem w jej sercu ale nie ma dla nas szans bo się różnimy...
Historia standardowa. Ziomek nie wziął się z nikąd, już dawno miała znim konakt. Jak dla mnie, to ona przerzuciała całą odpowiedzialność na Ciebie aby sama nie miała wyrzutów zdrady. Tak bo emocjonalnie pewnie już dawno Ciebie zdradziła. Weź sobie daruj jaki kolwiek konakt z nia. Nie słuchaj rad typu "walcz", "staraj się" bo tylko wyjdziesz na żałosnego i słabego gościa. Wiem, że boli , ale wielu z Nas przerabiało takie historie i jakoś przeżyło i stało się lepszymi osobami. Odpal wyszukiwarke na forum i czytaj, czytaj,czytaj.
Nie zabiegaj i nie szukaj kontaktu. Zajmij się sobą i postaraj się jak najmniej rozpamiętywać. Najważniejsze żeby wyzbyć się przeświadczenia, że to wszystko Twoja wina. W najlepszym wypadku sama wróci jak z tamtym nie wyjdzie, ale lepiej żebyś już wtedy wystarczająco trzeźwo myślał żeby zdecydować czy warto znowu z taką dziewczyną zaczynać. Markuss88 dobrze prawi, ten typ zawsze działa tak samo. Jeśli chcesz to zapraszam do mojego tematu sprzed kilku miesięcy: netkobiety.pl/t102242.html
Trzymaj się.
Ja przeżyłem kiedyś dokładnie to samo. Półtora roku prawie z jedną kobietą. Pomimo sporej odległości widywaliśmy się prawie codziennie. Nie twierdzę, że zawsze było kolorowo (bo nie było) ale uważam, ze to nie był zły związek. Tzn wtedy tak uważałem. Aż nagle przestaliśmy się widywać prawie codziennie. A w zamian za to pojawiły się kłamstwa, kręcenie itp. Potem doszły już klasyczne próby przerzucenia na mnie odpowiedzialności. Stawiała mnie przed wyborami w stylu, że albo zrobię to co ona chce albo to znaczy, ze jej nie kocham itp. Typowe. Finalnie rozstaliśmy się i w ciągu tygodnia zaczęła być z innym kolesiem. Ale nie, to wcale nie był koniec. Bo bycie z tym kolesiem wcale nie przeszkadzało jej w utrzymywaniu kontaktu ze mną. Po rozstaniu widzieliśmy się jeszcze kilka razy, gdzie jak gdyby nigdy nic siadała mi na kolanach, chciała chodzić za rękę i się całować. Ale jednocześnie cały czas zapewniała, że jest z nim a co z nami to "nie wiadomo". Ale "raczej nic". Po prostu trzymała mnie jako koło ratunkowe, z tamtym była, a jakby się rozstała to by wróciła do mnie twierdząc jakieś banialuki, że coś tam zrozumiała jednak czy przemyślała. Standard. Cała sytuacja ucięła się gdy poznałem kogoś innego (tj. miesiąc po rozstaniu). Dodam, że ten koleś dziś jest jej mężem i mają trójkę dzieci, więc bym się zestarzał czekając
Krótko mówiąc - ta historia z tego wątku bardzo mi przypomina moją sprzed lat. Na Twoim miejscu czułbym ulgę, tak jak czuję myśląc o tamtym związku. To nie ja zawaliłem i to nie moja wina, że się rozpadł. Choć ona zrobiła wiele bym tak myślał. To wina jej, a ja i tak nic nie mogłem zrobić. Myśl o tym w ten sam sposób.