Z moją już chyba było lubą poznaliśmy sie prawie równo 4 lata temu(7.05.2013). Poznaliśmy się przez internet, ja po rozstaniu, Ona, kilka miesięcy po odkryciu zdrady męża, i odegłość między Nami 400km Od pierwszego momentu było wszystko jasne, że ma 2 dzieci, i na karku męża który ją zdradził, nadal z Nią mieszka, nie sypiają razem, ale on, na każdym kroku Ją kontroluje, grzebanie w telefonach, zabieranie ich, awantury, kończąc na podnoszeniu ręki. Mimo wszystko zdecydowałem się wejść w ten związek, bo moja wybranka stawiała bardzo jasno sprawę szybkiego rozwodu, do tego wszystkiego była typem osoba, która bardzo dobrze Swoim zachowaniem niwelowała dzielącą Nas odległość, była ciepła, opiekuńcza, oddana, dbała o mnie, ogólnie same superlatywy, do tego posiadała wszystkie cechy które u kobiet uwielbiam. Nie przeszkadzały Jej nawet moje jakieś negatywne cechy, czyli zazdrość, zaborczość, chociaż to pierwsze, przejawiało się głównie ze względu na męża. Tak, czy inaczej początki prawie jak zawsze były piękne, i jak na odległość która Nas dzieliła, i inne kłopoty, dogadywaliśmy się idealnie, i świata po za Sobą nie widzieliśmy. Początkowe jakieś małe spięcia zaczęły się w momencie, kiedy moja kobieta zaczęła się spotykać ze znajomymi, wtedy były pierwsze małe sprzeczki, bo wychodziła, przestawała się odzywać, mówiła, że wraca do domu o 24, a była o 5 rano. Na szczęście w miare szybko to minęło, i nadal było ok. Po pół roku znajomości, wyjechała na wczasy do rodziny, miała być tam tydzień, była miesiąc, ale nie w tym rzecz, przez cały ten okres przed wyjazdem przyzwyczaiła mnie, że zawsze jesteśmy dla Siebie, nie ma problemu z telefonami, odpisywaniem, i przede wszystkim stroni od alkoholu. Wyjechała tam, kontakt zaczął być dużo mniejszy, zaczeły się grille, dużo alkoholu, i jeszcze mniej kontaktu. U mnie wzbierała frustracja, Ona się denerwowała, bo naciskałem o kontakt, bo narzekałem na alkohol itd. W końcu doszło do momentu, że ze mną zerwała. Czasami coś napisała, oznajmiła, że jedzie ze znajomymi na wakacje, i kontakt się urwał. Bardzo to odchorowałem, bo zakochany po uszy, zapatrzony w "miłość życia", wtedy ja zacząłem popijać, brać jakieś psychotropy, byle tylko się nie zadręczać, nie myśleć. Napisałem tylko w pewnym momencie maila, że dziekuje za wszystko i raz na zawsze żegnam. Mineły 2 tygodnie, i mail, dużo maili i pisania, dużo Jej przeprosin, tym, że znów wróciła w takiej formie jak kiedyś, przekonała mnie do powrotu, znów miałem Tą kobietę w której się tak zakochałem. Dodam tylko, żeby nie było, że jestem jakiś super i ok w tym wszystkim, mam charakter trudny, zawzięty, a do tego, zawsze jak jest coś źle to o tym gadam, zwracam uwage, jeśli się nie zmienia to gadam znowu, i dobrze wiem, że mogę tym zamęczyć drugą osobe, po prostu, jeśli coś jest wg mnie nie tak, to męczę temat. Wracając do tematu, przez następne pół roku było na prawdę fajnie, do momentu, aż zaczął się zbliżać czas świąt i sylwestra. Ja miałem w głowie, że mówiła, że do świąt rozwiąże Swoje sprawy z mężem, że pewnie spędzimy je razem i sylwestra, zacząłem naciskać, mówić, przypominać, z racji braku zmian, ja stwierdziłem, że odchodzę bo nie widzę sensu być dalej z kimś kto nie potrafi zakończyć jednego związku, będąc już w drugim. Dalej czasami coś Sobie napisaliśmy, ale wszytko z dystansem. Minął około miesiąc, zdobyła się na krok, i pozbyła męża z domu, zaczęliśmy znowu normalnie pisać, "normalnie" być. Później było trochę spokoju, ale nie długo, ogólnie co roku działo się coś, co dawało do myślenia. Jednej wiosny znowu zaczeła wychodzić i pić, i nie miał bym nic na przeciwko, gdyby nie fakt, że zaczęło to być co dzień lub co drugi dzień, oczywiście wtedy kontakt urwany, aż do powrotu do domu, otrząsnęła się i znowu było ok. Z gorszych rzeczy które się działy, to przyłapałem Ją na pisaniu z innymi facetami, ale w sposób który znacznie odbiega, od pisania z kumplem, oczywiście, na każdą z tych rzeczy miała wytłumaczenie, i jakoś to się toczyło dalej. Ostatni rok/1,5 były w jakiś sposób przełomowe, poznała mnie z dziećmi, i byłem przeszczęśliwy, z czasem wprowadziła mnie do Swojego domu, bo do tej pory, jeździłem, po 400 km i spotykaliśmy się na kilka godzin, albo brałem hotel, w domu wszyscy mnie poznali, z czasem zacząłem tam nocować, jakoś to się fajnie zaczęło układać, w końcu, ale nie ma róży bez kolców. W miarę upływu czasu, zacząłem tam bywać co weekend, i zacząłem też zauważać, że moja kobieta coraz mniej zwraca na mnie uwagę, coraz częściej nos w telefonie, albo rozmowy przez tel ze znajomymi, jak się o to czepiałem, to słyszałem, że traktuje mnie jak domownika, i nie widzi potrzeby żeby nie robić tego na co ma ochotę. druga sprawa o którą były różne ostre spięcia, to wspólne wyjścia, jak gdzieś szliśmy spotkać się z Jej znajomymi, to zawsze zachowywała się tak, jak by tam szła ze znajomymi, a mnie prawie by nie było, krok w krok za nimi, jak gdzieś sobie staliśmy, stawałem obok Niej, to potrafiła po chwili przejść i stanąć obok znajomych. Ogólnie takie traktowanie per noga. Dużo bardzo było od jakiegoś czasu moich pretensji, o kontakt, bo zacząłem widzieć to, że jak mnie nie ma, spotyka się ze znajomymi, ma gości itd. to kontakt jest utrudniony, nie odbiera, nie odpisuje itp. natomiast jak ja jestem, to, telefon z rąk jej nie wypada, wyjścia wyglądają tak jak opisałem. Doszło do takiego momentu, że ja chcąc jakoś Nią wstrząsnąć powiedziałem, że odchodzę, 2 dni ciszy, napisała, że chce porozmawiać, zadzwoniła, i powiedziała, że w takiej sytuacji to Ona odchodzi, i jest koniec. I rzeczywiście tak się stało, od niedzieli kontakt praktycznie zero, a ja coraz mniej sobie z tym radze, kocham Tą dziewuchę bardzo i psychicznie jestem bardzo rozwalony. Sam nigdy nie byłem idealny, sprzeczki, narzekania, raz jakaś bardzo delikatna przepychanka, ale zawsze starałem się robić wszystko dla Niej, co tydzień po 60h pracy w auto i 400km do Niej, jak wcześniej wstałem, to sprzątanie, sniadanie dla dzieci, wszystko zawsze, żeby te 2 dni które tam spędzam odczuła, że ma faceta który pomaga we wszystkim, i dużo dla Niej robi... a teraz pustka... pomóżcie
Smutne to co piszesz.....wasza relacja tez nie należy do najłatwiejszych i chyba nigdy nie należała...........poznaliście się prze internet , dzieliło was jak sam piszesz 400 km,tak na prawdę trudno na tej podstawie zweryfikować kto jest po drugiej stronie i z kim tak na prawdę mamy do czynienia, osoba przedstaiwa nam się tak jak chce byśmy ja pstrzegali....często wyobrażaenie które stwarza jest dalekie od prawdy i tak chyba było trochę w waszym przypadku, że bardziej pokochałeś to wyobrażenie o niej niż ją samą.....dopiero życie z człowiekiem takie codzienne, zmaganie z problemami, dzielenie się radością, wspólne rozwiązywanie konfliktów, spędzanie czasu pokazuje nam kim jest nasz partner i czy to jaki jest akceptujemy, czy tego oczekujemy od związku.....tak naprawdę nawet nie wiedz co przez okres znajomości kiedy była jeszcze w związku działo się w jej życiu...tzn.wiesz ale tylko z jej relazcji i nie możesz zweryfikować tej wiedzy w żaden sposób, wiemże bardzo chcesz jej wierzyć i ufasz w to że ta jej dobra strona -która tak Cię fascynuje jest ta prawdziwą, ale mnie się wydaje że po prostu w momencie kiedy zadomowiłeś się w jej życiu to maska spadała...i ukazała prawdziwe oblicze jakiego wolałbys nie znać.....
Sam musisz stwierdzić czy to jest coś o co warto i o co chcesz walczyć...........czy jesteś w stanie wpłynąć na pewne zachowania, zmienić nawyki i jej podejście do zwiąkuz Tobą, które w mojej opini pozostawia wiele do życzenia.....
Nie pojmuje co taki fajny facet widzi w jakiejs dzieciatej mezatce, do tego strasznie niedojrzalej i egoistycznej, która ma go głęboko gdzieś. Jesteś młody, moglbys mieć każdą, a zawracasz sobie głowę jakąś totalnie bezwartosciowa kobietą, która traktuje cie jak zero, w dodatku z dziećmi jakbys nie mógł poszukać jakiejś fajnej bezdzietnej panny z która byś założył rodzinę... I jeździć do glupiej szmaty co tydzień 400 km... Chore
Pierwsze pytanie , to -,kto kogo zdradzał , mąż ta panią , czy tez ona męża ?
Wszystko wyglada na to, ze to na zdradzała męża , albo przynajmniej nie tylko on ją.
Ciebie tez zdradzała.
Poniżała , byłeś tylko kochankiem .
Żeby facet był taki słaby ze musiał brać psychotropy i zapijac je alko... chyba bym tez zdradzała takiego słabego faceta
Sorry, głupi żart .
Ale nie chciałabym bym być z takim słabym facetem, w którym nie mogę mieć oparcia. Śniadanka , sprzątanie przez weekend - to fajne ale mało ważne.
Ciesz się , ze będziesz mógł się od niej uwolnić i znaleźć wolna kobietę , która nie oszukuje i dotrzymuje obietnic, nie poniża przy znajomych.
W odpowiedzi to co napisaliscie. Co do tego jaka była, lub jakie było moje wyobrażenie. To wszystko co od Niej miałem, było tak samo sprzeczne jak i Ona. Dwa fakty jakie zawsze mnie nurtowaly, to po 1 obecność męża. Niestety te 4 lata wyglądały tak, że raz się wyprowadzal, raz na siłę wracał. W momentach kiedy miała go nad głową, dla mnie była super cudowna, zero problemów, wyskoków itp. Kiedy mąż znikał, zachowywała się jak by poczuła wolność, i zaczynali się znajomi, wyjścia itp. I owszem jestem zaborczym zazdrosnikiem, ale bez przesady, bo sam chce czasami spotkać się ze znajomymi, i rozumiem, że każdy chce mieć swoją przestrzeń, ale jeżeli kobieta która jest zajęta, ma 2 dzieci, zaczyna "znikac" z domu 3-4 razy w tygodniu i za każdym razem wraca pijana to coś nie tak. Ona zawsze tłumaczyła, że to bunt, bo Ją "krótko trzymam ". Nie do końca się z tym zgodzę bo nigdy nie oczekiwałem więcej niż Ona sama. To był taki kołowrotek, jak miała ochotę na kontakt to cały dzień co chwile wiadomości, telefony itd, bez względu co robię i czym jestem zajęty, jak nie miała ochoty to nie ma opcji, mogłem dzwonić, pisać i jak do ściany. Co do wyobrażenia jeszcze, to wiele razy się zachowywała tak jak mówiła, ale jeszcze więcej odwrotnie. Ja nie byłem idealny, z 2-3 razy z braku sił coś odstawilem, było trochę gróźb rozstaniem bądź kilkugodzinnych rozstan, bo już nie widziałem możliwości dotarcia do Niej, ale zawsze byłem w 100% ok. Co do tego czego szukam z taką kobietą z dziećmi, czułem, że to brania dusza, bardzo dobrze się dogadywalismy, do czasu. A jeśli chodzi o to, jaki ze mnie facet, w żadnym wypadku miękki, kocham Ją, wiem/wiedziałem, że jest Jej ciężko, że Sobie nie zawsze radzi, zawsze stawalem na głowie żeby pomóc i coś ułatwić. Jeśli chodzi o alko i psychotropy, słabość:( zakochany po uszy, zapatrzony i dostałem kopa, nie radzilem sobie.
Przepraszam za post pod postem, ale dodam, że najciekawszym co usłyszałem na koniec, że jestem samolub. Nie mam pojęcia czemu tak stwierdziła, tak na prawdę całe 4 lata poświęciłem Jej, jeżdżąc w koło, wynajmujac hotele, nie raz jechałem 400km, że spotkać się na 4-5 godzin i wracać, wszystko byle się zobaczyć, bo wiedziałem, że Ona nie mogła. Tak na prawdę wszystko było dla Niej, całe życie dla jednej osoby, i słyszę, że samolub, to przykre. Zarzuciła mi jeszcze, że nigdy jej nie pokazałem wspólnego domu i życia, cóż, oczekiwała, że coś wynajmę, rzucę pracę tu gdzie mieszkam, i zamieszkam blisko, ciężkie to, szczególnie, mając obok osobę która przez prawie 3 lata nie umiała się pozbyć męża z domu, a przez 4 nie złożyła pozwu o rozwód. Smutno, bo na prawdę potrafiliśmy się dogadywac bardzo dobrze.
Z tego cotu czytam widzę że zupełnie mijacie sę w swoich oczekiwaniach co do związku........to że kobieta ma dzieci i jakiś tam baga doświadczeń w postaci rozwodu niec czyni jej dojrzałą.....w ty przypadku właśnie tak jest, przeczytaj sam uważnie to co napisałeś a dojdziesz do wniosku ż ezwyczajnie bawiła się Tobą, kiedy mąż był w pobliżu i nie miała możliwości manewru w postaci wyjść-to miała Ciebie, wypełnała sobie ten czas pisząc smsy czy dzwoniąc, kiedy natomiast mąż się wyprowadzał, wolałoa towarzystwo znajomych i imprezki-nie będę się tu rozpisywać na temat dzieci które Bóg wie pod czyją opieta w tym czasie były-bo to nie jest temat przewodni, ale może warto zastanowić się nad tym czy to rzeczywiście to jej mąż był"tym złym"w jej zwiąku, może po prostu odwróciła kota ogonem robiąc z siebie nieszczęśliwa żonę, a tak na prawde to ona miała w małżeństwie skłonności do picia i wybryków i jej mąż w którymś momencie przetał to tolerować, może wyprowadzając się dawał jej szansę, jedną, drugą, kolejną, aż w końcu podjął decyzję o rozwodzie.Wydaje mi się że ak na prawde mało wiesz o tej kobiecie i praktycznie jej nie znasz....a jej niesprawiedliwa ocena - (na pewno przykra i bolesna ddla ciebie)-w której nazwała Cię samolubem pomimo tego wszystkiego co dla niej zrobiłes powinna być juz definitywnym dowodem na to że jest zapatrzoną w siebie egoistką i nie dostrzega niczego poza czubkiem własnego nosa................czy po tym wszystkim co zrobiła i jak Cię traktowała na prawdę chcesz sobie zawracać głowę kimś takim?
Azja30: rozterki chyba są związane głównie z tym, że potrafiła być na prawdę super. Rzeczy na "nie" które robiła było dużo, ja też święty nie byłem. Jeśli chodzi o Nasze rozmowy, to Jej główne zarzuty do mnie, to "marudzenie" , i szastanie rozstaniami. Przy czym "marudzenie" moje, a raczej to kiedy z czymś na Nią naciskalem zmieniało się w zależności od nastroju mojej kobiety. Kiedyś nie była w stanie znieść jak naciskalem z rozwodem, mimo, że sama wiele razy go obiecywala, i nigdy nie dotrzymala słowa, drugie marudzenie tyczylo się kontaktu, sama mnie nauczyła, że jak Jej zależało, to, zawsze się odzywala, nie było ważne czy śpi, czy ma gości, czy sprząta, czy jedzie, czy gotuje itd. jak tesknila i chciała to się odzywala, i ja zawsze byłem, natomiast w drugą stronę, niestety, chociaż bym umierał z miłości i tęsknoty, to nie odpisze, nie odbierze, bo jest zajęta, gdybym ja tak robił kiedy Ona miala ochote na kontakt, to by były jazdy, kolejne to wyjścia, ich częstotliwość, czas, i ilość alkoholu, jak już pisałem, w momencie kiedy "zaskoczyla" , po kilka razy w tygodniu, jeśli nie wychodziła często, to przeginala czasem, mówiła idę, będę w domu o tej i o tej, po czym albo się kontakt urywal, i odzywala się kilka godzin później, albo olewala co mówiła wcześniej, sama oczywiście wymagała żeby się tego trzymał itp. Ogólnie kiedyś dużo rozmawialiśmy, o tym jacy jesteśmy, czego oczekujemy itp. Ustaliliśmy pewne zasady, i było fajnie, do momentu kiedy nie miała akurat ciśnienia żeby coś zrobić, i wtedy robiła co chciała, tyczy to picia, wyjść, pisania z facetami, rozwodu itd. Jak Jej mówiłem, że zupełnie coś innego mówiła, to usłyszałem, że wtedy było wtedy, a teraz jest teraz. Co do jej zarzutu z rozstaniami, owszem tak było, jak już opadalem z sił, i nie wiedziałem jak na Nią wpłynąć to mówiłem o rozstaniu. Żal mi tego bo bywało bardzo dobrze, zzylem się z dziećmi , 4 lata to kupa czasu.
Dodam jeszcze tylko to, że największe kłopoty zaczęły się kiedy, straciłem cierpliwość, i zacząłem rozliczać Ją z tego co mówiła/obiecywala, wtedy były największe spory, i kłótnie. Na Jej nieszczęście, ja po za kilkoma błędami starałem się robić zawsze wszystko dla Niej, stawalem na głowie żeby była szczęśliwa, jak tylko mogłem to zakupy, jakieś prezenty, koszt wszystkich dojazdów i spotkań raczej ma już cztery zera, jak mojej M. nie pasowało jakieś wyjście nie szedłem i wiele wiele innych. I koniec końców jestem samolub który Ją dusil.
Tak jak napisałam macie odmienne oczekiwania co do związku, Ty chcesz stabilizacji, ona zabawy nie do końca ma jeszcze w głowie poukaładane co dalej ze swoim życiem zrobić, a teraz kiedy juz jest wolna(mam namyśli rozwód)to hulaj dusza.....Wiem ze 4 lata to kawał casu ale lepiej tyle, niż za jakiś czas uznac 10 , czy 15 za zmarnowane.Myślę że powinieneś poszuakć kogoś komu będzie zależało na Tobie w podobnym stopniu jak tobie na nim. związek nie polega tylko na braniu, ale i na dawaniu- a Ty nauczyłeś ją brać....nauczyłes ją tego że jesteś, -na każde zawołanie, pstryknięcie , skinienie-czego chcieć więcej?-zwiazek to nie koncert życzeń-to sztuka kompromisu, który wymaga dojrzałości.
Wiesz, najbardziej to mnie zabolal wyrzut mieszkania itd. Ona od początku wiedziała jak wszystko wygląda, sama nie raz mówiła, że na kasie, na mieszkaniu itd jej nie zależy, że mieszka w dużym domu, i pewnie i tak ja do Niej, bo jeszcze dzieci itd. A teraz wywala mi, że ja się Nią nie zaopiekowalem, że nie mieszkam itd tragedia
Szuka po prostu pretekstu dla którego będzie mogła zwalić odpowiedzialność za niepowodzenie w związku na ciebie.....tak mi się wydaje...Poza tym tak to jest że to co na początku nie przeszkadza, z czasem zaczyna razić w oczy.....
Tak, a najlepsze jest w tym to, że jak kiedyś była rozmowa o mieszkaniu. W 5 minut znalazłem blisko Niej mieszkanie, 3 pokoje, wynajem dosyć tani. Marudzila na mieszkanie, to powiedziałem, słuchaj, ja znajdę pracę blisko Ciebie, Ty pójdziesz do pracy, bez problemu wynajmiemy, to usłyszałem, że po co ma wynajmować jak Ona ma gdzie mieszkać. Oczywiście kilka miesięcy później wyrzuciła mi, że chciałem zamówić Ją do roboty żeby razem mieszkać, teraz mi zarzuca że ja sam to nic, tylko liczę na Nią.
Widać że szuka partnera, który będzie na nią pracował, spełniał jej kaprysy , a ona w tym czasie będzi emogła swobodnie korzystać z uroków życia w postaci imprez i wypadów ze znajomymi. Sam widzisz doskonale ile jest "za" a ile"przeciw" stoworzenia związku z tą kobietą, jedno jest pewne -Ty nie będziesz z nią szczęśliwy, to toksyczny związek , w którym druga strona jest nastawiona na branie. Lepiej się otrząsnąć i poszukać kogoś kto jest w stanie wnieść do związku coś od siebie.
Tak, a najlepsze jest w tym to, że jak kiedyś była rozmowa o mieszkaniu...
Wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? Najlepsze to jest to, że czytam to co piszesz, czytam i czytam...
i jeszcze nie doczytałem nic na temat jakichkolwiek pozytywnych cech tej baby. Ma jakieś w ogóle? Chociaż ze trzy? No dobra, jedną?
Poza tym że jest ładna (zakładam że jest) i oddycha, to co jest w niej takiego zajebistego, że właśnie dla niej robisz z siebie wycieraczkę,
jeździsz pół świata, obsypujesz forsą, płaszczysz się, nadskakujesz, inwestujesz czas energię i pieniądze w związek... w co przepraszam?
Ty tak na serio? Uważasz że tak właśnie powinien wyglądać związek? Po zmarnowaniu czterech lat swojego życia na jakieś wygłupy
serio możesz powiedzieć, że było warto, że niczego nie żałujesz, że drugi raz zrobiłbyś to samo, że zamierzasz jeszcze o to walczyć?
Słuchaj, powiem ci tak... jeśli to forum nie pomoże ci wybić sobie z łepetyny podobnych pomysłów, to są jeszcze lekarze specjaliści,
może weź się udaj do jakiegoś, opowiedz mu swoją historię i niech ci przepisze jakieś silne proszki albo wypisze skierowanie
do zakładu psychiatrycznego, gdzie przynajmniej krzywdy sobie nie zrobisz, bo inaczej zmarnujesz sobie pół życia na uganianie się za wywłoką,
która i tak puści cię kantem jak tylko się zorientuje, że już nie masz co jej dać i nie jesteś jej do niczego potrzebny.
Przestań już na siłę doszukiwać się argumentów za tym, żeby to ciągnąć jak np. przywiązanie do cudzych dzieci i tym podobne bzdety,
bo to nie jest twój cyrk i nie twoje małpy, żebyś miał się tym przejmować zbytnio. Dla tych dzieci jesteś tylko dochodzącym raz w tygodniu wujkiem,
nikim ważnym w ich życiu, obcym facetem który spotyka się z mamą. Po miesiącu o tobie zapomną albo jeszcze szybciej jak pojawi się nowy wujek.
Wydaje mi się, że wytrąciłem ci w zasadzie jedyny argument przemawiający za przeciąganiem tej żałosnej parodii związku, bo naprawdę stary,
no weź mi kurde w punktach wypisz co tak cię ciągnie do tej patologii, że chcesz sobie życie dla niej zmarnować. Nic do ciebie nie dotarło przez te 4 lata?
Anderstud-trafiłeś w samo sedno- treściwie po męsku i na temat...... sama lepiej nie ubrałabym tego w słowa, ale z całą stanowczością prrzyznaję rację każdemu słowu jakie w twoim poście przeczytałam......także luki masz już jasny obraz sytuacji i uważam że powinieneś posłuchać tego co zostało tu powiedziane(a raczej napisane) i przestać tkwić w tym czymś....bo ja nie nazwałabym tego związkiem
[/quote=luki_33-1983]Azja30: rozterki chyba są związane głównie z tym, że potrafiła być na prawdę super. Rzeczy na "nie" które robiła było dużo
"Potrafiła byc super"-każdy potrafi -zwłaszcza kiedy chce coś zyskać
Tzn Panowie, rozumiem bardzo dobrze, to co napisaliscie, i z dużą częścią się zgadzam, ale nie do końca. Jeśli chodzi o Jej oczekiwania , to teraz to chyba pierwszy taki odpał, z tym mieszkaniem, wcześniej wszystko w dużej mierze wychodzilo samo ode mnie, sama też coś dawała od Siebie, tutaj główny problem to raczej to, że z czasem stało się normą, że to ja jeżdżę itd. Plusów było dużo, z naciskiem na było. Dogadywalismy się świetnie pod każdym względem, przez pierwsze 2 lata, do momentu, aż zaczęliśmy mieć więcej swobody, więcej spotkań, dużo więcej czasu razem, zacząłem widzieć coraz więcej sprzeczności, zwracać uwagę na to, że często jej zachowanie odbiega od tego co było lub co mówiła osobie, bardzo często też wymagała czegoś ode mnie, a sama na Sobie tego nie stosowała. Jak z Nią o tym rozmawiałem, to zaraz było że Ją duszę i nie pozwalam być Sobą
Chłopie, wkręciła Cię. Na maxa. Nie wdawaj się w relacje z kobietami z nieuregulowaną przeszłością. Bo zawsze dostaniesz po czterech literach.
Wczesniej była inna bo byliście w innej relacje, byłes tylko kochankiem, a na codzień w domu miała męża, z czasem gdy awansowałeś na partnera i jak sam to określiłeś zaczeliście mieć więcej swobody po prostu pokazała Ci swoje prawdziwe oblicze........nie musiała juz nikogo udawać po prostu stała się sobą
Tzn Panowie, rozumiem bardzo dobrze, to co napisaliscie, i z dużą częścią się zgadzam, ale nie do końca.
Ależ bardzo proszę, masz takie prawo. Nie zgadzaj się. Tylko czy jest ci przez to lepiej? No chyba raczej nie sądzę.
Tak jak koleżanka wyżej napisała, dopóki byłeś tylko miłą odskocznią od smutnej codzienności z mężem, to było miło,
ale kiedy panna poczuła zew wolności, to stałeś się dla niej męczący i uciążliwy, po prostu. I czego tu nie rozumiesz
Może i na początku waszej znajomości faktycznie wiązała z tobą jakieś poważne nadzieje na przyszłość
i byłeś jej rycerzem na białym koniu, który ją i jej potomstwo uratuje i uwolni z rąk okrutnego męża tyrana,
ale z czasem sytuacja sama się wyklarowała, mąż sam sobie poszedł i ty jako taki przestałeś być dla niej cenny.
Tym bardziej, że jesteś wymagający i konfliktowy, a panna chce sobie jeszcze pohulać, póki jest młoda i zdrowa,
nie potrzebuje żebyś jej stał nad głową i kołki ciosał o jakieś wyjścia nie wiadomo z kim i gdzie czy chlanie na umór.
Zrozum, niektóre dziewczyny tego nie lubią
Mnie dalej interesuje pytanie Sekundo
No właśnie, mój największy problem polega chyba na tym, że jestem kompletnie innym typem człowieka, jak z kimś jestem, jak kocham, zawsze daje z siebie 100%, staje na głowie żeby dotrzymywac danego słowa, od początku do końca jestem sobą, nic nie udaje. Zawsze uważałem, że lepiej ugiac karku dla ukochanej osoby, niż sprawić jej przykrość. Mam swoje wady, ale miłość i druga osoba to świętość. I chyba dlatego nie ogarniam że ktoś mógłby ciągnąć obłude przez 4 lata, nie mieści mi się to w głowie.
Im szybciej Ci się w niej zmieści tym lepiej dla Ciebie, przestań żyć przeszłością i tym jaka ona była , rok, dwa, trzy i cztery wstecz, dostrzeż jaka jest teraz i odpowiedz sobie na pytanie czy z kimś takim chcesz spędzić resztę życia
Najgorsze, że to jest jeszcze ten etap, kiedy nic nie dociera i człowiek robi największe głupoty.
Ludzie tu napiszą swoje, a on i tak zrobi swoje.
Wyjdzie na tym jak Zabłocki na mydle i dalej będzie myślał, że coś źle robi, że za słabo się stara...
Gdzieś ostatnio wpadła mi w oko taka złota myśl, nie pamiętam, chyba na demotywatorach czy gdzieś,
że kobieta która kocha, przewróci świat do góry nogami, żeby być ze swoim mężczyzną (czy coś w ten deseń)
i to jest święta prawda panowie (zwracam się do wszystkich, którzy mają podobne problemy)
nie ma sensu marnować życia na jakieś "skomplikowane" układy, gdzie tylko jedno się sra, lata i skacze,
a drugie tylko beka i przewraca oczami, albo sama nie wie czego chce, bo to skomplikowane...
Ale każdy się łudzi, że jak będzie wypruwał sobie flaki, to ona to w końcu zauważy i doceni,
a później się budzi po 4 latach z ręką w nocniku, bo zamiast lepiej jest tylko coraz gorzej.
No jest. Jak się nie przerwie tego od razu, to tak właśnie będzie.
Masz rację, ale Twoją złota myśl można odnieść do obu płci-zarówno zakochana kobieta jak i mężczyzna przeniosą góry dla ukochanej osoby, tylko w przypadku tego uczucia niemożliwe staje się możliwe, ale człowiek jest skłonny w to uwierzyć dopiero kiedy sam czegoś takiego od kogoś doświadczy.................w przeciwnym przypadku w jej braku zainteresowania ciągle będzie się doszukiwał ukrytego dna, ktorgo tak na prawdę nie ma, bo poza tym że go "olewa"nie ma w jej zachowaniu nic więcej co warte by było jakiejś tam interpretacji. Jeśli człowiek jest kochany, t to czuje i nie szuka potwierdzenia na forach.......ale wiem że trzeba czasu żeby na pewne rzxeczy spojzeć z należytym dystansem..........