Od długiego czasu mieszkam z facetem, który wynajmuje mi jeden pokój w swoim mieszkaniu. Ja mam 20 lat, on 30. Na sam początek byłam bardzo do niego zdystansowana, ponieważ jest aż o 10 lat starszy ode mnie. Po jakimś czasie jednak zobaczyłam, że pomimo różnicy wieku bardzo dobrze się ze sobą dogadujemy i bardziej mu przez to zaufałam. Potrafimy ze sobą przegadać pare godzin dziennie, mamy podobne zainteresowania upodobania, jest bardzo pomocny również często mnie pyta o rady, uśmiechnięty, opiekuńczy. To widać, że nas do siebie ciągnie, ale do żadnej bliskości jednak nigdy nie doszło. Ostatniego miesiąca jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy, aż doszliśmy do wniosku, że napijemy się czegoś wysokoprocentowego razem na mieszkaniu. Zwykle piliśmy coś nisko, a teraz wyjątkowo coś więcej. On przygotował kolację. Ja, jak i zapewne on dobrze spodziewaliśmy się, że tego wieczoru będzie coś więcej niż tylko spotkanie koleżeńskie. To było dla mnie oczywiste. Na spotkaniu wyjątkowo bardzo długo ze sobą siedzieliśmy (do rana) aż w końcu przez 2 ostatnie godziny zaczęliśmy do siebie się ciągle delikatnie zbliżać aż doszło do pocałunków i...seksu.. a raczej do szybkiego numerku, po którym powiedział (5 min. po zakończeniu), że musi już iść spać bo za parę godzin musi wstawać. Czułam się w tym momencie jak zwykła dz****. Czułam się tak okropnie wykorzystana. Uświadomił mi, że po prostu to już koniec, zaliczył i mam iść do swojego pokoju i.... tak właśnie było. Wyszłam do siebie tak jak chciał i od tamtej pory nie jestem w stanie z nim rozmawiać. Wiem, że to moja wina, zgodziłam się, ale nie wiedziałam, że zostanę wykorzystana w taki sposób zwłaszcza po tym jakie mamy utworzone ze sobą relacje. Zwykłe zaliczenie mnie i odrzucenie. Teraz jak się spotykamy na mieszkaniu, to próbujemy ze sobą w jakiś sposób rozmawiać, ale to już są inne rozmowy niż zawsze. To już jest takie udawanie, że nic się nigdy nie działo, udajemy, że jest wszystko w porządku, a w rzeczywistości widać, że nas coś gryzie. Z tym, że on może jeszcze ze mną rozmawiać, a ja nawet już nie jestem w stanie mu cokolwiek powiedzieć. Czuję się tak okropnie, mieszkam z nim na co dzień, codziennie się widzimy. Wiem, że to moja wina, nie powinnam tak się zachować, zwłaszcza, że nigdy bym się nie zgodziła na coś takiego, ale u niego widziałam, że jesteśmy ze sobą blisko, mieszkamy razem, więc mu zwyczajnie zaufałam. Nie wiem co mam o tym myśleć. Jest mi tak okropnie źle, nie wiem czego ja się spodziewałam.
Co wy o tym myślicie? ;(