Temat może być mylny, bo tak naprawdę trudno zdefiniować o co chodzi mojej byłej przyjaciółce.
Znamy się od podstawówki. Dwie przyjaciółki, 100% zaufanie. Rozmawiałyśmy ze sobą o wszystkim, razem w szkole i po szkole. Pomagałam J. w nauce, bo jej nigdy nie przychodziło to łatwo. Przez gimnazjum relacje były bardzo podobne. Trzymałyśmy się razem. Wiele wspólnych tematów, ale ilość udzielanych "korków" się zwiększyła i czasem miałam wrażenie, że wokół tego kręci się nasza znajomość. Po gimnazjum nasze drogi się rozeszły. W ogólniaku miałam sporo nauki, ona w technikum sobie trochę odpuściła i wkręciła się w nowe towarzystwo. Spotykałyśmy się co parę tygodni, ale to już nie było to samo. J. spędzała coraz więcej czasu ze swoją nową przyjaciółką, jej kolegami, a do mnie odzywała się w momentach kryzysowych, gdy pokłóciła się z tamtą. Odgrywałam rolę spowiednika, jak wypełniłam swoje zadanie, J. zmywała się z powrotem do panny X. J. miała w międzyczasie kilku chłopaków, więc po każdym zerwaniu przychodziła do mnie się żalić, a potem powrót do panny X. Kiedy poszłam na studia, J. zapomniała o mnie na jakieś 2 lata, sporadycznie pisząc smsy. Po grubszej kłótni z X przypomniała sobie o mnie, więc spotykałyśmy się czasem na mieście, pogadałyśmy. Miałam wrażenie, że stała się dojrzalsza i zaczyna doceniać naszą znajomość. Pracowała, znalazła fajnego, odpowiedzialnego chłopaka, zapatrzonego w nią jak w obrazek. Zaczęła myśleć o macierzyństwie. Robiła wrażenie dorosłej osoby. Ja trwałam w przekonaniu, że jesteśmy przyjaciółkami, mogącymi na siebie liczyć w każdej chwili. Podczas pewnego spotkania J. wygadała się, że odnowiła znajomość z X, że świetnie się dogadują (chociaż chłopak J. nie przepadał za nią, twierdząc, że ma zły wpływ na J.). I ponownie zamieniłam się w spowiednika, który wysłuchuje zażaleń, co u X, jaki niedobry jest jej facet, co u jej córki słychać... Tak, byłam słuchaczem. Przy okazji J. zaczęła robić prawo jazdy, więc wspierałam ją jak mogłam, to jakieś książki, testy, rozmowy, żeby nie załamywała się kolejnym niezdanym egzaminem. 2 lata temu spotkałyśmy się, normalna rozmowa, żarty, jeszcze wybrałyśmy się na spacer z jej mamą i miałyśmy się spotkać po jakiś 2 tygodniach... To była nasza ostatnia normalna rozmowa. Później próbowałam wysyłać smsy, dzwonić, pogadać z nią... zbywała mnie milczeniem. Stwierdziłam, że skoro nagle jej się coś odwidziało i nawet słowa wyjaśnienia dlaczego nagle i bez powodu zrywa znajomość, odpuściłam sobie. Widząc mnie na ulicy J. odwracała głowę w drugą stronę, przechodziła na drugą stronę ulicy. Kiedyś weszłam do sklepu, gdzie pracuje (w sumie weszłam tam przypadkowo i ją zobaczyłam), jak tylko mnie zobaczyła, uciekła na zaplecze. Nawet do mojej mamy nie potrafiła powiedzieć głupiego "dzień dobry", gdy spotykała ją na mieście. Przez dwa lata nie istniałam dla niej, nasza znajomość. Ja znajomość z J. spisałam na straty. Nie wiedziałam nawet o co jej poszło, co takiego zrobiłam, czym mogłam ją urazić (a najlepsze jest to, że X wywinęła jej taki sam numer jak ona mi, parę miesięcy wcześniej). Przedwczoraj dostałam od J. smsa, że chciałaby się spotkać i wszystko wyjaśnić. Nie odpisywałam. Po paru godz. kolejny sms, że ona bardzo liczyła na to spotkanie, że w tym nie było żadnej mojej winy (zerwaniu znajomości).
Zastanawiałam się nad tym. Po dwóch latach ona nagle sobie o mnie przypomniała i chce odp. na moje ówczesne pytania? Raczej nudzi się jej, może się pokłóciła ze swoim chłopakiem albo X, a ja mam być znowu kołem ratunkowym do wyspowiadania się, a potem znów w odstawkę? Jeszcze rok temu próbowałabym się spotkać, wyjaśnić pewne sprawy, ale trochę zmądrzałam i wydaje mi się, że nie ma sensu odgrzewać starych kotletów, tym bardziej, że to nie był pierwszy taki numer J. Czy ona może naprawdę chce odbudować naszą znajomość?
Co Wy mi doradzacie?