Witam, postaram się krótko opisać moją sytuację. Bardzo chciałabym prosić o radę i ocenę sytuacji.
W związku z moim mężczyzną jestem od ponad 4 lat, nie mieszkamy razem, oboje w wieku 26-30 lat. Od jakiegoś czasu zauważyłam, że sytuacja między nami zaczęła się zmieniać - subiektywnie uważam, że mojemu K. nic się już nie chce. Całymi godzinami siedział by przed komputerem, nawet w weekendy, kiedy się widzimy. Czuję, że nie poświęca mi uwagi tyle co wcześniej, za to stał się uparty, opryskliwy w stosunku do mnie, kiedy chcę porozmawiać (a cały czas inicjuję rozmowy) wszystko z jego strony sprowadza się do narzekania jaki to świat i ludzie są źli, wszystko wokół jest nie tak. Kiedy chcę porozmawiać o przysłowiowych ,,pierdołach" czymś weselszym, wyciągnąć go na spacer słyszę w odpowiedzi, że go męczę.
Uważam, że jestem osobą wesołą, sama mając wiele problemów dzielę, się nimi z najbliższą mi osobą, ale jednocześnie nie popadam w skrajności. Staram się go zrozumieć, ale chyba nie potrafię. K. potrafi maksymalnie skupiać się na swoich zajęciach lub na myśleniu o jednej rzeczy non stop - aktualnie nie pracuje, mieszka z rodzicami. Kiedy zajmuje się czymkolwiek nie ma w tym miejsca dla mnie, nie odzywa się pół dnia, nawet gdy mam do przekazania coś ważnego, po prostu olewa chociaż twierdzi, że mnie kocha. Daję mu przykłady znajomych mi osób, które mają na głowie cały dom, dzieci, pracę i są w stanie wszystko pogodzić, a on uważa, że tak nie jest, że albo jedno albo drugie. Czasem pozostawało by tylko walić głową w mur - wszystko co mówię jak grochem o ścianę.
Ogólnie dał mi odczuć, że to ja nie staram się w tym związku - było parę kłótni w zasadzie o nic poważnego, ale przecież nikt z nas nie jest idealny. Zależy mi na nim, staram się robić wszystko, żeby było miło, przygotowuję jedzenie, pomagam z załatwianiem spraw itp. Ostatnio bardzo często robi mi się przykro, czuję że jesteśmy razem, ale gdzieś w głębi czuję niepewność, że nie wiem czy mogę na nim zawsze polegać. Po kłótni, kiedy nie wytrzymam i mówię mu wprost jak się czuję on się obraża i nie odzywa, nie odbiera telefonów, pozostaje tylko czekać aż mu przejdzie. Chcę wypracować kompromis, ale on twierdzi, że staram się postawić na swoim. Zachowuje się zupełnie obojętnie kiedy płaczę, czy kiedy jestem chora. Uważa, że zmyślam, że nic mi nie będzie. Boli mnie to że jak jestem to jestem, a jak nie to też dobrze. Wiem, że pewnie głupio wygląda to z boku, oboje nie jesteśmy dziećmi, przyznam, że nie wiem jak to rozwiązać, nie wiem jak ratować. Przestać się kontaktować i czekać na ruch z jego strony czy jeszcze rozmawiać..
Przestać się kontaktować i czekać na ruch z jego strony...
Tak, czekać na ruch z jego strony, aż zauważy twoje istnienie, albo brak twojej obecności, może zgnuśnieje z sobą samym.
Twój problem polega na tym, że ty się starasz, a on nie, a tego nie da się zrobić jednostronnie, najsmaczniejszy obiad, najpiękniejsza erotyczna bielizna, naj-, naj-, naj- nie załatwią sprawy, jeśli facet będzie zainteresowany tym, co na kompie, a nie tym, co na tobie, w twojej głowie.
Związek to nie układ jednostronny... chociaż z czasem tak się dzieje, twój facet wie, że może cię olewać, bo i tak przyjdziesz do niego, bo tobie bardziej zależy, może nieświadomie, ale wykorzystuje to.
Na początku też tak cię olewał, czy starał się o ciebie? Może zacznij być trochę zołzą, niektórym facetom to dobrze robi
Być może powodem jest brak pracy - bez niej często pojawia się poczucie niższej wartości, uczucie bezproduktywności. Zaniżeniu ulega poczucie bezpieczeństwa i niezależności, pojawia się poczucie beznadziejności i bezsensu, niespełnienia i "bycia niepotrzebnym", obniża się szacunek do samego siebie.
Przekłada się to na wszystkie sfery życia. Rodzice zapewne też bierni nie pozostają w tej kwestii.
W kwestii braku pracy - zgadzam się, problemem jest jednak to, że on twierdzi, że nie ma się co spieszyć, siedzi i czeka i nie ma w gruncie rzeczy na siebie pomysłu i też mu się nic nie chce. Bo w domu dobrze. Wcześniej się o mnie starał, ale uważa, że to ja zmieniłam się na niekorzyść, bo czasem za dużo narzekam, staram się mu doradzać, wciskać swoje trzy grosze.
Każdy jest kowalem swojego losu, można narzekać, że nie ma się pracy, a można aktywnie jej szukać. Ty nie jesteś jego matką, więc może rzeczywiście nie matkuj mu, nie doradzaj na siłę - być może on wie, co powinien zrobić, ale ma jakąś blokadę i nie może, woli zgrywać takiego luzaka, chociaż w środku czuje się z tym źle. Dobrze jest znaleźć złoty środek, pamiętaj związek to 2 osoby, ani nie rozwiążesz za niego jego problemów, ani nie sprawisz jednostronnie, że będziecie żyli długo i szczęśliwie... on też musi się trochę zaangażować.
Czasem między ludźmi uczucie się wypala, mimo deklaracji o wielkiej miłości.
Prawda jest taka, że temu co kochamy poświęcamy najwiecej czasu. Jak widać Tobie poświęca go niewiele. Myslę, że też to powinnaś mu powiedzieć i zagrozic, że jeżeli z jego strony nie m miłości, no to nie ma sensu tego dalej ciągnąć.