Cześć.
Na wstępie chciałabym krótko napisać o nas.
Ja 26 lat pracuję (praca stała, bardzo prorodzinna, zawsze kobiety które zachodzą w tej firmie w ciążę wiedzą że na 100% będą mogły kontynuować pracę) On lat 29 pracuje w niemieckiej firmie 2tyg pracy 2 tygodnie w domu w gotowości do pracy, zarabia nie małe pieniadze) komfort zycia mamy dosc wysoki, nigdy nie odmawiamy sobie niczego, stać nas na wiele. Aktualnie mieszkamy w wynajmowanym mieszkaniu powoli zbierając na własne mieszkanie.
Razem jesteśmy 6 lat. Na początku wszystko było cudownie zaręczyny, potem burzliwy okres w zwiazku, krótkie rozstanie. Powrót i wspolny dom i dwa koty.
Na obecną chwile powiedziałabym, że jest miedzy nami stabilnie. Wiadomo fajerwerków takich jak na początku nie ma. Wrażenie mam, że taka rutyna jest między nami. Wypad nad morze nie jest szalenstwem, pojscie do restauracji jest czyms normalnym, kino to już nie randka tylko jak ogladanie filmu przed pudłem, baseny bilardy kregle frajdy wielkiej nie sprawiają - mielismy tego w zyciu duzo.
Jak partner jest w domu to nasze dni wyglądają że o 12 pobudka, meczenie kotow, jakies sniadanie, potem zakupy do lodówki, potem kręce obiad i po obiedzie filmy przed laptopem. Jak idę do pracy to po prostu ide do pracy nie ma zakupow i krecenia obiadu. Tylko już wylegiwanie się na kanapie przed tv. Czasem się poklocimy o byle co, czasem wzajemnie siebie draznimy, to wtedy jedno albo oby dwoje idą do znajomych. Wracamy do domów i jest spokój.. I tak mijają dni i miesiące.
Bardzo ubolewam nad tym, że mam 26 lat i 6 lat stabilnego związku, z którego jeszcze nie wynikło NIC. Odczuwam, że moje zycie zatrzymało się w miejscu. Nie ma nic takiego co mogloby mnie cieszyc coś co mogłabym pokochać i darzyć miłością. Jeden kot pojawił się w domu, bo znalazłam to już został, drugiego kota bardzo chciałam, ponieważ wiedziałam, że obdarzę go miloscią którą mam w sobie. Od pół roku mam w głowie, że chciałabym zostać mamą. Wiedziałabym że kogoś będę mogła pokochać, opiekować się, wychować, każdy dzien z dzieckiem bylby lepszy gorszy, Było by moim oczkem w glowie i na pewno bardzo bardzo mocno bym kochała. Myślę, też że bardziej by scementowało to nasz zwiazek, nasze dni nie byly by ponure. Na ulicach jak widze dzieciątko to moje serce rosnie wszystkie dzieci kocham nawet te które są niedobre, te rezolutne i nie, z katarem pod noskiem i nie. Oczy robią mi się wielkie i mam ogromny uśmiech, dzieci bardzo odwzajemniają moje drobne zaczepki (często w firmie w ktorej pracuje spotykam sie z bobaskami). Wtedy tak wewnętrznie czuje, że jestem gotowa na bycie mamą, jestem gotowa byc za kogoś odpowiedziala, jestem gotowa kochac kogos drugiego ponad zycie, ciesząc się rodziną. Można by powiedzieć że we dwoje też tworzymy rodzinę, mamy siebie. Wiem, że cała troskę którą mam w sobie przelewam na partnera - masz dziure w skarpetce, wykąp się, zeby umyłes? sniadanie jadłeś? czemu nie powiedzialeś że dojechałeś do niemiec. ubierz bluze bo zimno, jak katar ma to mam pretensje ze mowiłam mu że zimno jest, że w lichej kurtce idzie, schowaj koszulke w spodnie, popraw pasek, i ooo jaki sliczny sweter ubrałeś, jaki Ty przystony w nim jesteś, zakładaj go częsciej a nie te bluzy z kapturem.. itd w dużej mierze są o to do mnie pretensje, bo traktuje go jak dziecko, bo ja decyduje, bo ja mowie jak ma byc... miłośc która mam przelewam równiez na koty, nie przejde obojetnie obok jakiegoś domku dla kotów ktory jest w biedronce - kupie bo kotki beda mialy frajdę. Zbieram dla kotów na drapak wielki do sufitu i mocno rozgałęziony, bo wiem, że kotki bardzo ucieszą się i będą się bawić bo JA JE USZCZESLIWIE i dobrze o tym wiem a ja będę zachwycona z siebie. Godzinami czytam sklady co kupić dobrego kotom by były zdrowe, zawsze pamiętam by kupić im podroby, smakolyki, sadze trawke, jak kot kichnie albo wyczuje jakąś grudkę pod ścierścią już boje się, że to guzy raki, kotek chory już obmyślam weterynarza, już pamiętam że trzeba obserwować, patrzec doglądać. Na kotki nie wolno krzyczec, bic, spychac z kanapy - bo mam poczucie ze ktos krzywdzi to co kocham i mnie to po prostu boli w środku..
A więc od pół roku silnie czuję potrzebę bycia już mama. Powoli zaczynam czuć że robię się stara,że zegar biologiczny mój tyka. Ze za pare lat nie będę czuc się mamą tylko babcią.. albo nie spełnie się jako mama bo będę uważać, że na co mojemu dziecku stara już matka. Patrze tez na partnera, że do młodych już nie należy..
Mam poczucie, że zycie staneło i już dalej nie będzie kręcić się..
Nie jestem kobietą która oczekuje ślubu partner też o to nie zabiega.. Ale bardzo bym chciała potomstwo.. Już kilka razy próbowałam poruszać temat.. to mi przypomina, że jeszcze nie tak dawno nam nie układało się... czasem poklocimy sie i godzimy (mowie o tych momentach co draznimy siebie) to mi odpowiada, że jeszcze niedawno go drazniłam to jak chcę tworzyc rodzine.. na urodziny moje mu powiedziałam że zegar biologiczny moj tyka i zaraz dziadkami bedziemy - to nie jest dobry czas, usłyszałam. Jak jestesmy w sklepie i akurat zdarzy się, ze jakieś malutkie body są to odwraca glowe w druga strone i mowi "chodz", jak on zobaczy bobaska to usmiechnie się i tyle.. pare dni temu poruszylam temat na fb sądzac, że może łatwiej mu będzie w tej sposob otworzyc się, powiedzieć co czuje, że ma obawy.. i kiedy ja mu napisałam, że chcialabym, że nas bardziej to scemenuje odpowiedzial, że pierw cement potem potomstwo.. ja mu pisze ze miedzy nami jest dobrze, ale myslę, że takie malenstwo jeszcze bardziej nas do siebie zblizy.. to po paru minutach wysłał mi wywiad z prezydentem usa. Napisałam, że ja mu o dziecku a on mi wywiady to mi odpisal ze jeszcze beda mamą, to mu odpisalam że predzej 3 kot tej wiosny przybedzie nam do domu, to odpowiedzial ze to nie jest dobry moment i rozmowa tak zakonczyla się.
Nie wiem czy to ja jestem dziwna i wizerunek dobrego związku tylko ja sobie wymyśliłam, czy ten związek nie ruszy do przodu i będe tak tkwić dzień w dzień.. czy może jednak partnerowi jest wygodnie jak jest bo ugotuje posprzątam i jak wraca to ktos na niego czeka.. czy mi w głowie już odbiło żeby być matką i jestem nienormalna.. Podkreślam, że nie namawiam go codziennie na dziecko, nie gadam o tym non stop, bardzo rzadko poruszam ten temat, bo nie chce go tez zmuszać badz zeby czuł jakąś presje.. proszę o wasze opinie..