Witajcie,
pisałam już tutaj kiedyś, piszę kolejny raz... Mamy z mężem półtoraroczną córeczkę. Od początku naszego związku (poznaliśmy się w 2007, pobraliśmy się w 2009) nie mogliśmy się dogadać, tak jest nadal, tylko sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej. Mąż zachowuje się w stosunku do mnie agresywnie w obecności córki. Próbował mi również wyszarpać ją z rąk (no i to zrobił) już 2 razy w przeciągu tygodnia. Groził, że zapożyczy się, a odbierze mi sądownie dziecko. Wyzwał mnie ostatnio od ku... i szmat, ponieważ byłam zła na niego, że był u swoich rodziców od godz. 9-ej do 18-ej razem z naszą córką. Było to w sobotę, którą miał wolną (pracuje b.dużo i rzadko ma wolne, sądziłam, że spędzimy ją we trójkę). Dodam, że najpierw zapytał, czy może wyskoczyć z córką na 2 godz. do rodziców, bo musi naprawić samochód. Pozwoliłam, a sama zajęłam się ogarnianiem domu. Zadzwonił po ok. 5 godzinach, że córka właśnie zasnęła, a później już nie oddzwaniał. Nie pojechałam wtedy z nim, bo jego matce jakieś dwa miesiące temu coś odbiło (nie pierwszy raz) i nawygadywała na mnie takich bzdur, że głowa mała (wymyśliła, że będąc z nim w narzeczeństwie, spotykałam się równocześnie z innym facetem i wiele innych, których nie mogę jej przebaczyć, bo to same raniące kłamstwa).
Może ktoś zapyta, jaka w tym moja wina - przyznaję, przez długi czas nie radziłam sobie z ogarnianiem domu i z gotowaniem (czasami był to brak organizacji a czasami brak siły z powodu ciągłych kłótni), a teraz, kiedy jest naprawdę ok, agresja męża jest jeszcze większa. Cały czas to ja byłam ta winna, bo nie ogarniam, ale raniące słowa o mnie i o mojej rodzinie były i z powodu i bez powodu...
Zbliżają się święta, a ja się ich boję. Czuję, że powinnam pojechać do teściów, ale nie chcę patrzeć na fałszywą do bólu teściową. Czuję, że jeszcze gdzieś na dnie serca mam miłość do męża, ale już tyle przykrych słów od męża usłyszałam i tyle się napatrzyłam na naszą płaczącą ze strachu córkę ( nie tylko jak krzyczał na mnie, ale nawet jak nikt nie krzyczy, to ona czasem dostaje spazmów bez powodu ), że myślę o wyprowadzce. Na terapię małżeńską mąż nie chce iść, bo musiałby się zwalniać raz w tyg. wieczorem z pracy i płacić za terapię, a wdg niego zawsze pieniędzy jest za mało, na wszystko. Ja nie pracuję, czasem udzielam korepetycji, zajmuję się córką.
Oboje jesteśmy po 30-stce, jesteśmy jeszcze młodzi, może nie powinniśmy się męczyć wzajemnie i naszej córki, która jest naszym oczkiem w głowie. Nie wiem co robić, wszystko zabrnęło już tak daleko, nie spodziewałam się, że usłyszę od niego tyle przykrych słów przed ciążą, w trakcie i jak już nasza córka jest na świecie. Wierzyłam, że jest dobrym człowiekiem, a po tych kłótniach nie mogę się otrząsnąć, nie chcę uwierzyć, że to w moim małżeństwie dzieją się takie patologiczne sceny.