Planuję wybrać się do psychologa. Zanim jednak to zrobię chciałabym wysłuchać rożnych opinii.
Jesteśmy razem 2,5 roku. Przeżylismy w tym czasie bardzo dużo i bardzo mocno go kocham/kochałam.
Jeździliśmy razem w góry, nad morze, spedzalismy jednak czas dostosowujac sie do niego bo ma dosc specyficzna prace.
W zeszlym roku oswiadczyl mi sie. Bez zbednych fakerwerkow powiedzialam TAK - po prostu bylo to dla mnie oczywiste, taki kolejny etap. Zaczelismy planowac slub, powstalo duzo nieporozumien, koniec koncow ustalilismy date, zarezerwowalismy sale i postawilismy na jego( slub 140 osob, wowczas kiedy ja chcialam skromny na 60 osob). Czas mijal a w mojej glowie rodzilo się milion wątpliwości co do slubu i wspolnego zycia. Kilkakrotnie podczas naszego zwiazku podobali mi sie inni mezczyzni- taki pociag fizyczny, ktory oczywiscie niczym sie nie zakonczyl. Mój facet w ogole mnie nie pociaga. Od naszego pierwszego razu. Nigdy nie bylo zadnego dreszczyku, jego dotyk w ogole na mnie nei dziala, dlatego kochamy sie bardzo rzadko- glownie jak zaczyna marudzic ze on potrzebuje sexu bo robie to z obowiazku.
Przestraszylam sie tego wspolnego zycia z nim. Chociaz planowalismy dzieci to wszystko bylo jakos nie tak jak powinno byc. ja chcialam razem zamieszkac przed slubem, on chcial zebym zamieszkala z nim i jego matka. Ja na to sie zgodzic nie chcialam i zylismy kilka miesiecy w takim stanie 'nicosci'. Choc udawalismy ze jest wszytsko wporzadku i zamiatalismy wszystko pod dywan cos tam jednak we mnie pekalo. Ustalilismy ze slub przelozymy o dwa lata zebym czula sie pewniej. Po drodze stracilam dziecko- ciaza biochemiczna, on kompletnie sie nie wykazal, choc pytał jak sie czuje to itak zapamietalam tylko jeden tekst po miesiacu ' nie wiedzialem ze bedziesz tak dlugo to przezywac' .
Żeby się zbytnio nie rozpisywać dodam że wystepuje u niego lekki problem z alkoholem, potrafi isc do sasiada i nei dawac znaku zycia, po czym dzwoniac do jego brata wystraszona ze cos sie stalo dowiaduje sie ze sie upił i spi. Od kilku tygodni jest miedzy nami coraz gorzej, spotykamy sie raz w tygodniu na kilka godzin i ogladamy tv. W pracy mijalam przez pol roku chlopaka, ktorego nagle zauwazylam i nagle zaczal strasznie mnie pociagac. Wyobrazam sobie jak wyglada nago, uwielbiam jego usmiech i choc to glupio zabrzmi to dzieki niemu wiem ze powinnam uwolnic sie z tego zwiazku bo to nie pierwszy raz kiedy pociaga mnie ktos inny niz moj facet. Oczywiscie miedzy nami do niczego nie doszło i nie dojdzie, nie bede wykorzystywac go gdyby nawet chciał jako pocieszenie i krzywdzic tym samym dwoch osob.
Za 2,5 mca wyjezdzam za granice. Chciałam odczekac ten czas i zyc dalej w tym 'udawanym zyciu' i rozstac sie po powrocie jak juz sobie wszytsko uloze ale w sobote bardzo sie poklocilismy, glownie dlatego ze chcialam wynajac z nim mieszkanie, jakos ratowac ten zwiazek. powiedzialam mu kilka niemilych rzeczy ktorych teraz zaluje bo chlopak jest strasznie niepewny siebie.
Musze dodac ze jest to wspanialy facet, potrafi wszytsko naprawic, jest dla mnie czasami bardzo dobry i zrobiłby dla mnie wszytsko. jednak ja nie wiem czy jeszcze go kocham, boje sie samotnosci i tego ze bede zalowac i boje sie ze on bedzie pil i nie bedzie potrafil sobie z tym poradzic bo kocha mnie najmocniej na swiecie.
Czy jest sens walczyc o ten zwiazek ? Nie chce dawac mu zludnych nadziei, nie chce go ranic, chce zeby on tez byl szczesliwy . Boje sie ze zostane sama - starcilam wszytskich znajomych gdy zaczelismy ze soba byc, glownie z jego zazdrosci. Co bedzie gdy bede tego zalowac po kilku miesiacach ?
Dodam ze sciagnelam pierscionek i powiedzialam mu ze chcialabym zrobic przerwe zebysmy oboje nabrali do tego dystansu, przemysleli wszystko. On sie upił i dzwoni co jakis czas . Pisze ze przeciez sie kochamy to powinnismy sie pogodzic. Co ma ja mam mu powiedziec? Ze nie wiem czy go kocham ? Po co ma cierpiec?
Jak Cie czytam Autorko to nie widze tu zadnej ale to zadnej milosci tylko strach przed zmiana, samotnoscia, podjeciem jednoznacznej decyzji o koncu zwiazku. Boisz sie z nim nie byc...a nie boisz sie z nim byc? Wyobrazasz sobie wymuszony seks malzenski przez kilkadziesiat lat z facetem ktory na Ciebie kompletnie nie dziala? Wspolne zycie z kims z kim juz dzis nie masz o czym rozmawiac? Plus atrakcje w postaci jego popijania ktore wcale nie musi ustac po slubie. Przeciez ten facet nie jest kretynem, on widzi i czuje ze cos jest nie tak, ze nie ma pociagu i chemii z Twojej strony. Lata frustracji z tego tytulu moga go wepchnac w jeszcze gorsze picie. Jestes na to gotowa? Bo dla kobiety ktora nawet bardzo kocha udzielenie wsparcia dla meza w takiej chorobie jest ciezkie a co dopiero dla takiej ktora jest z mezem ze strachu\ przyzwyczajenia itp. Po co inwestujesz w cos co juz na starcie daje wielkie prawdopodonienstwo klapy. Po to zeby szybko splodzic z nim dzieci a potem wmawiac sobie ze no coz takie zycie teraz juz trzeba ciagnac ten wozek razem i nie marudzic bo kazde malzenstwo ma gorsze i lepsze dni? Takie dywagacje to moze uskuteczniac kobieta ktorej juz blizej niz dalej do konca a nie mloda dziewczyna ktora ma jeszcze wielkie szanse na szczescie z kims wlasciwym. A zapewniam Cie ze wychodzac za maz na sile swojego narzeczonego tez nie uszczesliwisz. Wrecz odwrotnie, odbije sie to czkawka wam obojgu w swoim czasie.
Planuję wybrać się do psychologa. Zanim jednak to zrobię chciałabym wysłuchać rożnych opinii.
Jesteśmy razem 2,5 roku. Przeżylismy w tym czasie bardzo dużo i bardzo mocno go kocham/kochałam.
To nie było uczucie tylko relacja oparta na silnych emocjach. Wtedy po jakimś czasie następuje refleksja że ludzie nie pasują do siebie. Trwałe są relacje oparte na spokojnej przyjaźni.
Ten wierszyk Fredry świetnie pasuje do Twojej sytuacji i zachowania:
Osiołkowi w żłoby dano,
W jeden owies, w drugi siano.
Uchem strzyże, głową kręci.
I to pachnie, i to nęci.
Od którego teraz zacznie,
Aby sobie podjeść smacznie?
...
Jak osiołek skończył wiadomo. Ty też skończysz marnie, gdy planując ślub z jednym, będziesz się rozglądać za innymi.