Wczoraj mialem urodziny, wrocilem z nich z depresja i brakiem osoby do ktorej moglbym sie przytulic.
W dupie mam juz nawet to ze jestem prawiczkiem, Niech caly swiat wie. Podchodze juz do tego ambiwalentnie jak do tego calego swiata. Cale zycie bylem wysmiewany i ponizany z tego wzgledu boje sie odzywac i jestem chorobliwie niesmialy. Nigdy nie umialem odezwac sie do kobiety, kiedys dlatego ze bylem zahukiwany dzis juz jestem zahukany mimo ze mialbym moc aby sie odgrysc.
Mam 27 lat i nigdy nie bylem w zwiazku. Wczoraj byla impreza urodzinowa jakiegos goscia bylo mnostwo moich znajomych i fantastyczna podobno atmosfera. Gdyby nie fakt ze nienawidze tej grupy przyjaciol z calego serca to mnie cos ciagnelo do nich. Jednak z faktu ze ich nie lubie zwlekalem bardzo dlugo z pujsciem tam. Okazalo sie ze jak juz poszedlem, to oni juz wychodzili i szli do pubu na miescie. Jednakze pomimo ze ich nienawidze, znalazla sie tam perelka, piekna dziewczyna ktora zaczela czesac moje wlosy. Bylo nieziemsko gdyby nie fakt ze jakis pojeb, zabral jej ten grzebien i zaczal sie chwalic ze komus go popierdolil.
Chcialem mu go odebrac jednak ta pijana bezmyslna masa niefortunnie mnie zlapala, i o malo nie przetracila mi karku. Z glupoty nie z agresji. Mowilem juz ze nienawidze tych znajomych? Nie zareagowal nawet na poklepywanie po ramieniu. Trzymal jeszcze pare sekund i zaczal podnosic, dobrze ze nie pisze tego z wuzka inwalidzkiego.
Ostatecznie poczulem sie zahukany i nie poszedlem z nimi i z ta dziewczyna do pubu. Wrocilem do domu.
Dzis pomimo ze powinienem byc szczesliwy, czuje stabilizacje, to odczuwam pustke. Niesamowita pustke przez brak wazncyh dla mnie osob w moim zyciu. Mam ochote plakac, zasluguje przeciez na kogos. Ale nie .... ja pierdole jak ja nienawidze swojego miasta