Dzień dobry na wstępie od razu zaznaczę i bardzo przepraszam, że napisaem u Was ale ten temat który znalazłem na waszym forum " dlaczego przyjaciel wydaje się być zazdrosny o moich innych kolegów?" jest bardzo podobny do problemu/mojego dramatu z którym się borykam, jestem mężczyzną.
Gdybym miał opisać wszystko ze szczegółami to zapewne połowa z was by nie dotarła do końca, więc postaram się w skrócie na tyle na ile to możliwe.
Jestem 30-letnim mężczyzną, mam przyjaciela (mężczyznę) od czasów liceum czyli jakieś 14 lat obecnie.
Ja i on jesteśmy heteroseksualni (a przynajmniej tak mi się wydaje bo już naprawdę jeżeli chodzi o mnie to po ostatnich wydarzeniach niczego nie jestem pewien). Mam za sobą kilka dłuższych związków z kobietami i kilkanaście przelotnych znajomości (nie miałem nigdy problemu z zawiaraniem znajomości) on swoją pierwszą kobietę poznał w wieku 22 lat, był z nią w związku przez 6 lat, rozstali się przed ślubem (z jego winy nie wdając się w szczegóły).
Przez te wszystkie lata jeszcze przed związkiem rozmawialiśmy praktycznie codziennie raz krócej raz dłużej, partnerkę poznał podczas zainicjowanego przeze mnie spotkania i szczerze cieszyłem się, że układa im się i chcą założyć rodzinę) w tym czasie nasze kontakty uległy rozluźnieniu co jest oczywiście naturalne, w późniejszym etapie można powiedzieć, że wręcz bardzo. Bolało mnie to, ale odsunąłem się na bok nie chcąc go ranić w żaden sposób, jednak kiedy potrzebował starałem się zawsze być obok.
Kiedy rozpadał się jego związek byłem cały czas obok, wiedziałem że potrzebuje kontaktu (miał myśli samobójcze) kontakty od prawie dwóch lat odnowiły się na takim etapie jak wcześniej (kontakt codziennie, prawie... jak para?).
Kocham go owszem, ale wydaje mi się że jak brata, traktuje go jak członka rodziny, nie raz padały słowa typu kocham Cię, dzień dobry misiaczku itp. ale zawsze albo żartobliwie, a w przypadku deklaracji miłości chodziło o miłość braterską, a nie jak miłość do partnera (a może to był ten cholerny błąd sam nie wiem). Zdarzyło się też wypłakiwanie ze smutków i przytulanie, ale jak brata i przyjaciela w obie strony kiedy któryś z nas był załamany (kilka razy przez tyle lat) przytulanie w sensie objęcie i powiedzenia będzie dobrze, albo siedzenia w ciszy nic więcej. Dopingowałem go i motywowałem żeby wszedł w nowy związek, zapomniał wreszcie o przeszłości.
Poznał w końcu kobietę z pracy z czego się ucieszyłem, ich związek rozwija się bardzo dynamicznie, a ja... zacząłem szaleć z zazdrości, myślę o tym co robią, na początku byłem wściekły, a później przyszło załamanie (targają mną mieszane uczucia których sam nie rozumiem). Od dwóch tygodni nic praktycznie nie jem (trochę raz dziennie) śpię po 2-3 godziny, kiedy się budzę sprawdzam czy napisał (sam napisałem mu był mi spokój bo muszę odpocząć i przemyśleć swoje życie, ale nie mówiłem że to jest związane z nim), tak naprawdę napisałem mu to licząc sam nie wiem na co, że zapyta chyba co jest nie tak, co się dzieje. Zawaliłem terminy u klientów, musiałem pooddawać zaliczki za zlecenia (prowadzę firmę) co nie zdarzyło mi się od dwóch lat, ale nie potrafię pracować i nie potrafię się skupić). Mam różne głupie myśli między innymi by skończyć to wszystko raz na zawsze.
Nie rozumiem tego uczucia, nie wiem co się ze mną dzieję cały czas myślę o tym czytam wszelkie podobne tematy i analizuję, nigdy nie traktowałem go jako obiektu seksualnego, nie fantazjowałem o nim, zresztą nigdy nie pociągali mnie mężczyźni, ale poza tą sferą cała reszta niestety ale pasuje mi do zakochania/zauroczenia. Nie mam z kim o tym porozmawiać, bo to jest jedyna osoba której ufam i której zawsze zwierzałem się ze swoich problemów, przyrzekliśmy sobie kiedyś być zawsze szczerymi i dotąd nawet w bolesnych sprawach to się sprawdzało) tym bardziej boli mnie to że nie mogę mu tego powiedzieć.
Wiem jedynie, że nie moge w tym tkwić, bo każde jego wspomnienie o tej kobiecie powoduje u mnie taki emocjonalny ból jakiego nie doświadczyłem nawet przy pierwszej nieszczęśliwej miłości. Jak tyko zaczynał znajomość z tą kobietą, powiedział że nie chce się angażować (od czasu rozstania cały czas to powtarza) i chce żebym był blisko i jak zobaczę że się angażuje to żebym mu powiedział by się wycofał. A ja wiem natomiast że ja nie potrafię teraz być obiektywny i podświadomie chociaż tego nie chcę dążyłbym do tego by zerwał z nią znajomość a nie chce tego robić bo czuje że to egoizm z mojej strony nie wiem z czego wynikający.
Dlatego też po długich przemyśleniach podjąłęm decyzję że najlepiej będzie się wycofać, zerwać kontakt na jakiś czas, a później nie wiem... Bardzo tego nie chcę, ale nie wytrzymam dalej tkwienia w tym.
Bardzo zależy mi by ktoś spojrzał na to z boku i pomógł mi chociaż trochę podjąć słuszne decyzje.
Na ten moment mamy zaplanowany już wcześniej wyjazd na weekend za tydzień, pomyślałem że to będzie dobra okazja do rozmowy, pojechać razem jego autem, powiedzieć mu o tym, że jestem zazdrosny i nie potrafię sobie z tym poradzić i że muszę odpocząć jakiś czas i wycofać się, a później wrócić pociągiem do domu sam. Boję się tylko tych jego wcześniejszych myśli i zranienia go, ale wiem że nie mogę zerwać teraz kontaktu bez słowa bo jestem mu winien wyjaśnienia i tym bardziej wiem że by go to zabolało. Boję się, że mówiąc to zniszczę to co budowaliśmy przez tyle bezpowrotnie. Boję się sam mojego zachowania i nie rozumiem go chociaż bardzo staram się to zrozumieć.
Próbowałem spędzać czas ze znajomymi wczoraj, dzisiaj ale to nic nie zmieniło i tak ciągle o tym myślałem.
Jeżeli ktoś miał podobną sytuację to błagam wręcz o parę słów komentarza w tej najtrudniejszej dla mnie w życiu decyzji.