Witam. Przychodzę do was po raz kolejny, tym razem również z problemem, potrzebuje świeżego spojrzenia na sprawę.
Otóż mam dziewczynę. Kocham ją nad życie, nie jesteśmy parą długi, bo zaledwie miesiąc, ale spotykamy się od 4 miesięcy, od początku coś między nami iskrzyło.
Otóż jest taki problem. Przede mną, moja dziewczyna miała partnera, nie chłopaka ale kogoś, kto się o nią starał. Niby do niczego szczególnego nie doszło, ale on ją regularnie dotykał w tym miejscu. Ona jego też dotknęła 2 krotnie, i nie wiem czemu, ale bardzo mnie to boli.
Jak zaprasza mnie do siebie i siedzę z nią na kanapie, na której On ją wcześniej dotykał to czuję ogromny ból, i wręcz odrzucenie do niej. Tym bardziej, że jest bardzo religijna, i po mimo tego, że kocha mnie całą sobą (a przynajmniej tak mówi) to mnie to po prostu boli.
Kolejną sprawą jest seks. Poprzedni był jej pierwszym kontaktem seksualnym wogóle, i to on przetarł tę ścieżkę(jeśli chodzi o dotyk w miejscach intymnych) , przez co mi dała się dotknąć na 1 randce (co prawda po ponad miesiącu rozmów, ale jednak). I teraz jestem ja. Zawsze byłem dominantem, jestem typowym samcem alfa, lubię się bić, jestem dobrze zbudowany, przedsiębiorczy ze mnie człowiek, no testosteron tryska ze mnie z każdej strony, i boli mnie, że nie pozwala mi na nic więcej, niż pozwoliła swojemu byłemu. Chciałbym ją w jakiejś kwestii rozdziewiczyć.
Czy to normalne? Bo moim zdaniem nie. Strasznie mnie boli, że ktoś przede mną ją dotykał, jak to sobie wyobraże, to bólu klatki piersiowej nie ma końca, jak pomyślę, że całuje ją na łóżku na którym całował i dotykał ją były, to aż mnie coś łamie w środku.
Myślałem, że myślę tak z powodu swojej niskiej samooceny, ale ja nie mam niskiej samooceny, wręcz przeciwnie, jest bardzo wysoka, mam prawie wszystko, żeby być facetem doskonałym, i staram się być dla swojej kobiety jak najlepszy, chcę dać jej jak najwięcej, i daje. Ale z tym jednym po prostu nie mogę się pogodzić...
Jak sądzicie, co robić, żeby wyzbyć się tych myśli, jak zobojetnieć na to, że moja dziewczyna miała już styczność z mężczyzną? Jak radzić sobie z tym, że tak bardzo chce seksu z nią, i naciskam mimo że jest dziewicą, tylko dlatego, że czuje potrzebę zajść dalej niż jej były...
Kolejną sprawą są "kroki milowe" w związku. Wiecie, te ważne momenty, kiedy dostajecie parą itp itd... Otóż...
Mam wrażenie, że wszystko wymusiłem, nic nie było inicjatywą z jej strony. Dla przykładu. Starałem się o nią 3 miesiąc, wielokrotnie pytalem o to, czy będzie moją dziewczyną, zawsze odpowiedz negatywna, aż na naszym wspólnym wyjeździe, dosłownie zrobiłem jej o to kłótnie, że ja się tak staram a Ty kompletnie nic i to tyle czasu...
Dalej to magiczne kocham Cię, usłyszała ode mnie pierwsza, wiele, wiele razy zanim usłyszałem to ja i usłyszałem to kiedy? Kiedy dosłownie najechałem na nią, że niech się określi z uczuciami, bo niby jestem jej chłopakiem ale kompletnie się tak nie czuję.
Zrobiła to. Od niechcenia, tak samo jak od niechcenia została moją dziewczyną. Mam wrażenie, że to po to, bym się w końcu odczepił w tej kwestii, choć mówi mi, ze mnie kocha i nie żałuję tej decyzji, to ja po prostu...
Nie czuję się kochany. Wogóle. Niby mówi że mnie kocha, ale ja nie czuję miłości z jej strony. Mieszka ode mnie 100 km i potrafię się zerwać z uczelni tylko po to, żeby zrobić jej niespodziankę i wpaść z pizzą i zobaczyć jej uśmiech, kiedy z jej strony... Za wiele się spodziewać nie mogę. Nic nie planuje, nigdzie mnie nie zaprasza, po prostu nic. Ja lubię robić jej prezenty, lubię wpaść do niej z dobrą książką, którą jej kupię, czy z 8 czekoladami bo oddaję krew, a z jej strony czuję się nie kochany.
Od jakiegoś czasu nasze rozmowy tylko psują mi humor, albo rozmawiamy o byłych, albo o czymś innym przykrym dla nas obojga.
Nie czuję zaangażowania z jej strony, po prostu nie czuję. Sama mi przyznała (po kłótni, bo jak że by inaczej) że ma problemy z wyrażaniem uczuć, ale ja czuję, że to tylko wymówka.
Co sądzicie o tej całej sytuacji?