Witam, mam na imię Filip i mam 25 lat.
Jestem od około roku w związku z Pauliną - 19 lat. Zanim zostaliśmy parą, przez dłuugi czas tylko "kręciliśmy" ze sobą, tak to można myślę, że nazwać. Spotykaliśmy się bardzo często, na spotkaniach oczywiście przytulanie, "niewinne" całusy, codziennie długie rozmowy, wręcz wyznania, choć bez słowa "kocham". Po chyba 8 miesiącach takiej znajomości zostaliśmy "oficjalną" parą. Wszystko byłoby idealnie, ale dowiedziałem się, że jakieś 5 msc po naszym zapoznaniu się, kręceniu ze soba i to tak poważnie, ona zaczęła się spotykać z innym kolegą. W tym okresie między nami było słąbo, nie wiem zupełnie czemu, myslałem, że coś może jej nie pasuje, staralem sie na to patrzec z góry. Zacząłem dociekać jednak, co to za znajomosc była. Okazalo sie, ze koles niezle do niej bajerowal, a ona nie odrzucala go na poczatku (niby nie byla w związku, wiec mogla), raz nawet gdy na mnie strzeliła focha, wybrała jego zamiast mnie jako "partnera" na jakimś spotkaniu. Ich znajomość po miesiącu zaczęła się psuc. Teraz najwazniejsze, koleś nie miał pojęcia o moim istnieniu tak samo jak i ja o jego. Kiedy przypadkowo wtedy się dowiedzialem, potraktowalem go jako zwykłego frajera, probujacego poderwać moją obecną dziewczynę, dlatego go ładnie mówiąc pogoniłem. Jej reakcja - na początku trochę zła, że się mieszam, ale następnie zadowolona, bo koleś nakręcił się nieźle i jej robił jakieś wyznania miłosne.
Kluczowa sprawa - po około pół roku związku ten koleś (albo ktoś kto miał dostęp) wysłał mi ich rozmowy z tamtego okresu i dowiedziałem się ze było coś więcej niż rozmowa, przytulanie w dokłądnie taki sam sposób jak ze mną np. Oprocz tego nie doszlo do niczego więcej, nie było pocałunków tak jak to ze mną wtedy. Dowiedzialem sie z tych rozmow tez, ze oszukiwala nas obu, gdy spotykala sie z nim mowila mi ze idzie z kolezankami, gdziekolwiek... tak samo w drugą stronę. Również jej przyjaciolki (chyba już byłe ) opowiedzialy mi ze sie spotykala z kims za moimi plecami.
Zerwałem z nią praktycznie w tym samym momencie jak się dowiedziałem. Ona była w okropnym stanie (podobno) zapłakana, nie chciała jesc itp nic nie mowila, jej siostra ciągle do mnie wydzwaniala, zebym z nią porozmawiał, wiec zgodzilem się. Ona zaczela mowic, ze to byl tylko zwykly kolega, ze nie bylismy (my) wtedy razem, ze to nic nie znaczylo, ze w ogole nie zalezalo jej na nim (fakt, zerwala z nim kontakt od tak sobie). Myslalem nad tym dlugi czas ale postanowilem, ze w koncu jednak nie byla to zdrada, bo nie bylismy "oficjalnie" razem no i nie doszlo do niczego powazniejszego...
No ale, teraz pozostaje wlasnie kwestia mojej męskiej dumy, która jest niezwykle silna. Często jej to wypominam, przez to ze tak było ja sam zaczalem "flirtowac" na boku, choc kazdy ten flirt zakanczam przed spotkaniem badz po 1 tylko spotkaniu, jakbym nie wiem, chcial udowodnić sam sobie, że mogę mieć wiele innych kobiet, ze jestem atrakcyjmy... Ciężko mi to wyjaśnic. W dodatku cały czas myślę o tej jej minionej relacji, czy jeśli bym nie zareagował... Czy by doszlo do czegos... W dodatku ciężej teraz u mnie z zaufaniem, niby ufam jej, ale... Jest taka Obawa. Wtedy jak z nią zerwałem, to nawet bez skrupółów poszedłem do łóżka z inną, tak mnie to bolało, nie majać przy tym zadnych wyrzutów sumienia.
Nie wiem co robić. Bardzo kocham Paulinę, jest to mój 4 związek nie licząc tych krótkich i mam wrażenie, że nigdy nie była to tak abrdzo odpowiednia osoba jak ona, podoba mi się w niej dosłownie wszystko, poza tym niesamowicie mnie pociąga.
Co robić, schować męską dumę do kieszeni, przestać jej to wyrzucać, bo robię to często? Jestem w kropce, z jednej strony bardzo kocham, z drugiej strony czuję żal...
Życzę wszystkim miłego dnia