Zęby w ścianę
- Halo…, cześć.
Jak tam ? Wszystko w porządku ?
- Tak, jestem już w hotelu, zaraz idę na kolację.
- I jak ogólnie po całym dniu?
- Ciężko było, ten zapach chemikaliów mnie wykańcza.
- Ale sobie przynajmniej odpoczniesz i dzieci nie będą Cię budzić w nocy, wreszcie się wyśpisz.
Pokój ładny ?
- Tak, jest ok, obleci...
- Dobra…maluchy już leżą przed telewizorem, byliśmy na boisku, pobiegali, są umęczeni, zasną spokojnie, a ja i tak zasnę pewnie późno.
- Dobra…
- Dobra no śpij spokojnie,
- Pa
- Papatki, Cześć.
……………….Spokój nocy, drzwi zamknięte na klucz, pokoje maluszków półotwarte, w planie półsen by szybko utulić do snu. Butelka kaszki w pogotowiu, spokojny czarno-biały film w telewizji, mignięcie wiadomości z kolejnym tematem zastępczym, szybka aukcja na Allegro.
Dwa zdania ksiązki, potem cała strona….gdzie są te okulary.
Spokój w domu który wisi w powietrzu; we mnie też. Wszystko tak poukładane.
Sen który nadchodzi nie wiesz kiedy przy zapalonej lampce, spokój, cisza.
……..Poranek, poranek. Poranek bosych stópek tuptających w pośpiechu, wymiana niezrozumiałych dla dorosłego gestów i słówek miedzy braciszkami, poranna awanturka o zabawkę. Płacz, przepychanki, pogodzenie się…Poranek w domu kilkulatków. Powoli, szybko, ubranka, zaraz do przedszkola, żeby zdążyć na śniadanie …
- Halo…halo cześć.
- Cześć
- I jak tam? W porządku?
- Tak, wstaliśmy
…
…wciąż słyszę ten plusk-szum wody wypływającej z kranu w hotelowej łazience
,,,,,,,,,,,,,,zęby w ścianę to jedyne co człowiek może zrobić w takiej sytuacji kiedy jedno słowo niczym tornado rozbija w puch wszystko wokół a świat zmienia kolory życia w szarość pomieszaną z czernią i bielą. Słowo klucz, słowo, przejęzyczenie, a każdy inny powód który wypuścił demona z odmętów nieświadomości już nie jest ważny bo całe puzzle ułożyło się obrazem strasznej prawdy w jedną ćwierć sekundy i wywołało wielki wybuch niedowierzania pomieszanego ze smutkiem, żalem, złością i paniką oraz wszystkim innym co można porównać jedynie do wieczornego wycia stada wilków przed nadciągającą burzą w górach okraszonych starym, świerkowym lasem...
...ale tam na zboczu góry jesteś nagle sam, bezbronny, nagi, pozbawiony wszystkiego co Twoje.
Gdzie moja zbroja, tarcza, miecz, sandały legionisty...kto skradł pilum mojego życia ?
Kto zerwał i nosi moją opończę kopiąc po asfalcie hełm i bawiąc się snami, zmieniając w sekundę moje serce w skansen zapomnianych snów...?
Jesteś nagi i omotany zagubieniem lecz wkrótce przypomnisz sobie pod którym kamieniem lasu życia ukryłeś całkiem nieświadomie swój własny, krótki, ostry i bezwzględnie zatruty sztylet wykuty w doświadczeniu własnej drogi.
Najgorsze że ten sztylet jest obosieczny i każda z jego krawędzi może być bezwzględnie ostra zarówno dla obrońcy jak i pewnego siebie łowcy nagiej zwierzyny którą przez moment jesteśmy.
Wybór należy do życia które samo pisze scenariusze walki, wzlotów i miękkich wodowań na chmurach nadziei.
Najważniejsze by ten sztylet nie okazał się bumerangiem który może być równie niebezpieczny na polowaniu jak i walce w buszu życia...
I obyśmy potrafili złapać ten bumerang w odpowiednim momencie, zanim trafi nas w głowę i pozbawi świadomości bo wiecznie głodne hieny są tuż obok zajęte swoimi sprawami.
Ta klątwa prawdy może nas pogrążyć na wieki i wepchnąć pod lód gdzie porwie nas nurt wody i utopi w odmętach każdego możliwego scenariusza.
Zęby w ścianę to nic bo wkrótce ktoś przyłoży Twoją głowę do krawężnika, po czym delikatnie otworzy bezwolne usta by te objęły z namaszczeniem beton smutku i z całej siły uderzy ubłoconym butem w głowę. Twoją głowę.
Ale nie martw się. Będzie jeszcze gorzej.
Będzie tak źle że nie odróżnisz paranoi snu od koszmaru rzeczywistości bo przewlekłe zapalenie płuc wydaje się zwykłą krostką na nosie przy bólu duszy, pustce złamanego serca i zdeptanej męskiej dumie.
Jak z czegoś takiego wyjść ? Jak znaleźć nadzieję? Jak żyć?
Odpowiedź jest prosta.
Płynąć z tym lodowatym prądem rzeki skrytej pod lodem dopóki nie poczujesz ciepła dłoni którą ktoś wkłada do przerębla lub sam też z niego wychodzi z trudem i w ostatnim możliwym momencie, pomagając jedno drugiemu a swoją determinacją ułatwiając drogę szczęściu, widząc z pod wody zarys blasku oczu wyciągasz dłoń, a ta osoba ją chwyta i oboje wychodzicie z tej styczniowej rzeki żeby w lesie rozpalić wspólnie ogień życia i ogrzać się dotykami śmiejących się spojrzeń...
I już tylko przez moment przyglądacie się topniejącemu zarysowi waszych śladów na drodze która was tutaj przywiodła bo ciągle się na nie patrzeć nie ma po co. Już nie trzeba.
Idzie wiosna. Jest pięknie.
Zapytasz gdzie?
Czytaj dalej a dojdziesz do końca misternej dioramy ułożonych skrajności, które do samego końca dają szansę na wypłynięcie z tej sieci którą jest pieśń sącząca się kroplami i układająca się od pierwszego wykrzyczanego akapitu w całość, z tym że ten skowyt serca wkrótce przemieni się w szept a za jakiś czas po prostu w dar który da myślom płynąć swobodnie, bez kamienistego, brukowanego konwenansami dna rzeki istnienia ludzkiej świadomości...
Kropla, stróżka, strumyczek, rzeka.....a na końcu drogi może być odmęt sinego oceanu nicości lub błękitna laguna. Zastanów się, i jeśli nie chcesz poczuć smaku całej esencji duszy, skrywanej za kotarami szeptów, której granica smaku oscyluje na granicy rozkoszy i tragedii to uśmiechnij się z cierpliwym politowaniem i odpłyń, zanim zostaniesz czarną wodą.
Dobrej nocy...