Witam,
rzadko piszę posty ale naprawdę często tu zaglądam i próbuję sobie pomóc
Nie wiem czy zamieszczam to w dobrym dziale, jeśli nie to przepraszam.
Napisałam już długiego posta ale się skasował he w sumie przelałam całą złość i troszkę mi lepiej ale i tak spróbuję napisać jeszcze raz.
W skrócie - zachowuję się jak sierotka Marysia, jak szara myszka, daję się wykorzystywać i robię to świadomie !! choć tak naprawdę wcale tego nie chcę.
Mam w sobie mnóstwo sprzeczności, czasem mam wrażenie że chcę naprawić świat swoim męczennictwem.
Zawsze stawiam wszystkich ponad siebie, spełniam zachcianki innych zapominając o sobie. Nie szanuję siebie. Czuję potrzebę bycia dobrym dla wszystkich, co nie zawsze sprawia mi przyjemność. Ne umiem z tym walczyć. Nie umiem mówić ludziom niemiłych rzeczy, krzyczeć czy obarczać winą za jakieś niepowodzenia, nawet gdy tak jest.
Zawsze usprawiedliwiam wszystkich dookoła, tylko nie siebie. Pozwalam się wykorzystywać.
Ogólnie jestem lubianą osobą, atrakcyjną, nie mam jako takich kompleksów (tzn mam, wiadomo, ale nie niszczą mi życia i poczucia wartości ), ale daje się wykorzystywać w zamian za marne ochłapy w stylu "dzięki". Głownie chodzi o pracę. O pracę w której siedzę już 8 lat i jestem na zawołanie - Pani od wszystkiego - począwszy od robienia kawy po załatwianie spraw z kontrahentami, kończąc na zrób, zadzwoń, przynieś, wynieś pozamiataj. Przez 8 lat nie przyszłam do pracy może (naprawdę może ) z 3 razy kiedy to brzydko mówiąc rzygałam jak kot od rana, raz zmdlałam w domu więc nie pojechałam bo bałam się wsiąć w samochód (ale zdarzało się i tak, że wycierałam buzię i jechałam- migreny i inne drobne bóle typu rwa barkowa spędzałam w pracy wijąc się z bólu),
Szef jest bardzo sympatyczny i wiele mi pomógł nie raz, po takim stażu mam z nim niemal koleżeńskie relacje - ale to mistrz komplementowania, przychodzi do mnie mówi jaka jestem ważna wspaniała i jak to firma beze mnie by zginęła, po czym historia się powtarza z każdym pracownikiem po kolei. (oczywiście na osobności - wiem że tak jest i nawet to rozumiem - to ważne aby każdy czuł się w firmie potrzebny i aby atmosfera była przyjazna, ale jest to wszystko takie nieszczere..)
Ponieważ pracuję w innym mieście niż mieszkam, (mam około 30 km do pracy) wożę jednego pracownika codziennie. Codziennie za "dzięki" i nie chodzi mi o paliwo - nie jestem materialistką - nie zbiednieje na tych kilku PLN, ale mam wrażenie że nikt nie dostrzega tego, że rozwoże wszystkich do domu, po czym stoję w korkach godzinę (gdybym jeżdziła prosto do domu połowę korków bym ominęła). I robię to wszystko z uśmiechem i udaję że jest wspaniale a wśrodku czuję żal i rozczarowanie.
Przysięgam że chciałabym złamać nogę, żeby naprawde przez miesiąc nie móc przyjeżdzać do pracy - żeby zobaczyli że te wszystkie drobiazgi które do mnie należą są ważne, by zauważyli ile napotkają trudności i niedogodności jak mnie nie będzie...
W sumie nie wiem czego oczekuję, chciałam się wygadać, (już mi lepiej heh ) może są jakieś ćwiczenia jak pracować nad sobą...asertywnością i szanować siebie i swój czas.
Poza pracą - wróciłam po roku do faceta,który mnie mocno skrzywdził, o którym coś tam pisałam w jakimś wątku. I choć czułam, że nie chcę wracać do niego - zrobiłam to bo widziałam , że mu bardzo zależy. Szkoda mi go było, bo zawsze mam usprawiedliwienie dla innych....
Kocham go też, bardzo - dobrze nam, stara się i jest nawet lepiej niż za pierwszym razem, choć oczywiście mamy problem z tym sexem, ale nie do końca umiem mu wybaczyć, tzn w sumie to mu wybaczyłam ale duma co chwilę o sobie przypomina. Tak jestem dumna.
Czasem nawet jak myślę, że powinnam go zostawić to nie umiem, bo widzę że mu bardzo zależy...a nie chcę mu sprawiać przykrości.
Nie wiem jak zrobić pierwszy krok ..:( jest mi bardzo smutno, czuję zażenowanie swoją osobą i złość, że brak mi odwagi.
Jeśli ktoś przeczytał to dziękuję i pozdrawiam