Hej,
Zbieram się już długo do wstawienia tutaj tego wpisu, w myśl zasady, że obcym łatwiej się zwierzać. Proszę o jakiś odzew. Moim problemem jest fakt, że nie mogę znaleźć jakiejkolwiek poważniejszej pracy w moim zawodzie, albo w pokrewnym. W tym roku, a właściwie tej wiosny kończę studia, na których miałam roczną "obsuwę"; mam już prawie 26 lat. Pracowałam do tej pory w kilku miejscach, niestety zawsze na śmieciówkach, więc trochę doświadczenia mam. Niestety bez zaczepienia się na jakimś samodzielnym stanowisku (nie stażysta/asystent), mam małe szanse, żeby uderzać w coś lepszego, a nikt nie chce mi dać szansy. Ten temat będzie jednak o innym problemie. Mam od kilku lat chłopaka, którego kocham i który prawdopodobnie kocha mnie. Użyłam tego słowa, bo nie mogę ręczyć za niczyje uczucia; nie oznacza to, że nie jest dla mnie najlepszy na świecie i że jest nim z nim źle. Po prostu zdaję sobie sprawę z tego, że miłością się nie najesz Każde z nas utrzymuje się oczywiście samodzielnie, ale w związku z moją niezaradnością trudno, żebyśmy myśleli o pójściu na swoje. Mam znajomych, którym już dawno udało się ,,ogarnąć" i wiem ponad wszelką wątpliwość, że on też by mógł, bo zasługuje na to i poradzi sobie. Przechodząc do sedna, podjęłam niedawno decyzję, że rozstanę się z nim po skończeniu studiów, bo świadomość, że marnuję czas konkretnemu człowiekowi idzie mi coraz bardziej do głowy. Nie mam już sił, żeby walczyć w obecnym układzie; wyjadę do większej aglomeracji i powoli zacznę wszystko od nowa, ale to wymaga czasu, a maturzystką już nie jestem. Bardzo proszę, żeby ktoś z Was podzielił się ze mną doświadczeniami z takich rozstań (podyktowanych czynnikami zewnętrznymi). Ja to zrobić, żeby nie cierpiał przy tym i zapomniał jak najszybciej. Postawić się w złym świetle, wymyślając historię o zdradzie/czymkolwiek czy powiedzieć prawdę? Sam by mnie nie zostawił, ale wiem, że decyzja musi być moja, bo to mój problem do rozwiązania. Najgorsze myśli mam już za sobą, dlatego nie oczekuję pocieszenia, chciałabym tylko, żeby ktoś doświadczony w tym temacie podzielił się ze mną przemyśleniami.
Pozdrawiam
bb8
Czy rozmawiałaś z nim o wyjeździe? Druga sprawa, jak dla mnie to coś i tak jest między Wami nie tego... mylę się?
Szkot,
dziękuję za odpowiedź. Dlaczego myślisz, że coś jest nie tak między nami? Tak jak pisałam, to nie jest kwestia żadnych pretensji z jego strony, nawet, jeśli można było to wywnioskować z mojej relacji. Uszczęśliwił mnie bardzo, to wspaniały człowiek. Po prostu widzę duży rozdźwięk między możliwościami jego a moimi. Zaczynając związek (na studiach), nie miałam pojęcia, że to wszystko się tak potoczy, miałam plany i realizowałam je, ale czuję jakbym się odbijała od ściany i nie mam pojęcia gdzie jest mój błąd. Rozmawiałam z nim i powiedziałam, że mógłby mieć kogoś bardziej przyszłościowego. Nie bardzo umiem, albo nie mam serca zacząć konkretną rozmowę na ten temat, bo zawsze ją ucina i mówi, że jeszcze wszystko będzie dobrze. Powiedziałam ostatnio, że z nim na pewno będzie dobrze, ale chyba odebrał to tak, że mnie przekonał i że nie rozmawiamy już o tym. Prawda jest taka, że nie jestem jedyna na świecie i że gdybym dała mu swobodę działania mógłby mieć rodzinę i żyć tak, jak zawsze chciał. Jesteśmy oboje bardzo ambitni i chyba właśnie dlatego tak mnie uwiera to wszystko. Tematu wyjazdu nie poruszałam w takim kontekście jaki przedstawiłam tutaj. Szukam pracy w innych miastach i mówię mu, że spotykalibyśmy się w weekendy/ na tygodniu czasami, wspiera mnie, ale powiedział kiedyś, że takie dojazdy są bez sensu i musiałby szukać czegoś w innym miejscu (możliwe, że gorszego niż mógłby mieć, gdyby nic go nie ograniczało - to już moje dopowiedzenie).
4 2017-02-14 10:54:21 Ostatnio edytowany przez PolnyMotylek (2017-02-14 10:54:52)
Wybacz, ale coś mi tu nie gra i większych bzdur tu chyba nie czytałam. Ludzie walczą o miłość, o drugiego człowieka, piszą tu o zdradach, o samotności, a u Ciebie jest miłość, jest mężczyzna, który cię kocha od kilku lat, nie chce się z tobą rozstawać, a ty za niego decydujesz o rozstaniu, tak? Bo może coś żle zrozumiałam...i wymysliłaś sobie,że z nim zerwiesz, bo nie masz pracy i chcesz wyjechać jej szukać, a on niestety albo się podporządkuje i będziecie się widywać rzadko, albo się rozstaniecie...no super. Tylko widzę tu głębsze dno i jak dobrze napisałaś, ktoś tu prawdopodobnie kocha tym kimś chyba jesteś ty.
5 2017-02-14 11:09:35 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-02-14 11:13:56)
Hej,
Zbieram się już długo do wstawienia tutaj tego wpisu, w myśl zasady, że obcym łatwiej się zwierzać. Proszę o jakiś odzew. Moim problemem jest fakt, że nie mogę znaleźć jakiejkolwiek poważniejszej pracy w moim zawodzie, albo w pokrewnym. W tym roku, a właściwie tej wiosny kończę studia, na których miałam roczną "obsuwę"; mam już prawie 26 lat. Pracowałam do tej pory w kilku miejscach, niestety zawsze na śmieciówkach, więc trochę doświadczenia mam. Niestety bez zaczepienia się na jakimś samodzielnym stanowisku (nie stażysta/asystent), mam małe szanse, żeby uderzać w coś lepszego, a nikt nie chce mi dać szansy. Ten temat będzie jednak o innym problemie. Mam od kilku lat chłopaka, którego kocham i który prawdopodobnie kocha mnie. Użyłam tego słowa, bo nie mogę ręczyć za niczyje uczucia; nie oznacza to, że nie jest dla mnie najlepszy na świecie i że jest nim z nim źle. Po prostu zdaję sobie sprawę z tego, że miłością się nie najeszKażde z nas utrzymuje się oczywiście samodzielnie, ale w związku z moją niezaradnością trudno, żebyśmy myśleli o pójściu na swoje. Mam znajomych, którym już dawno udało się ,,ogarnąć" i wiem ponad wszelką wątpliwość, że on też by mógł, bo zasługuje na to i poradzi sobie. Przechodząc do sedna, podjęłam niedawno decyzję, że rozstanę się z nim po skończeniu studiów, bo świadomość, że marnuję czas konkretnemu człowiekowi idzie mi coraz bardziej do głowy. Nie mam już sił, żeby walczyć w obecnym układzie; wyjadę do większej aglomeracji i powoli zacznę wszystko od nowa, ale to wymaga czasu, a maturzystką już nie jestem. Bardzo proszę, żeby ktoś z Was podzielił się ze mną doświadczeniami z takich rozstań (podyktowanych czynnikami zewnętrznymi). Ja to zrobić, żeby nie cierpiał przy tym i zapomniał jak najszybciej. Postawić się w złym świetle, wymyślając historię o zdradzie/czymkolwiek czy powiedzieć prawdę? Sam by mnie nie zostawił, ale wiem, że decyzja musi być moja, bo to mój problem do rozwiązania. Najgorsze myśli mam już za sobą, dlatego nie oczekuję pocieszenia, chciałabym tylko, żeby ktoś doświadczony w tym temacie podzielił się ze mną przemyśleniami.
Pozdrawiam
bb8
Nie pocieszę, podzielę się, zgodnie z prośbą, przemyśleniami.
Twierdzisz, że to ze względu na jego dobro planujesz rozstanie, bo to Ty wiesz, nie on, co dla niego jest lepsze, czego pragnie, co mu służy. Z tej szlachetności zastanawiasz się nad tym, jakie kłamstwo będzie najlepsze, oczywiście dla niego, bo prawdy przecież on nie zniesie. O czym myślę? Przecież w dalszych zdaniach ujawniasz prawdę: o sobie, o tym, że to Ty nie widzisz perspektyw dla siebie i z tym człowiekiem, i w tej miejscowości. On, podobno niekochający Ciebie, w związku z Twymi planami wyjazdowymi myśli o przeprowadzce, ale tu po raz kolejny ujawnia się Twa szlachetność a raczej "szlachetność". Wspólny wyjazd zniszczy Twe plany: zaczęcia wszystkiego od nowa. Tymczasem nie zaczniesz niczego od nowa, bo wyjeżdżając gdziekolwiek zabierzesz ze sobą... siebie, swoją hierarchię wartości, swój sposób myślenia, swój sposób traktowanie innych, swoje zachowania.
Rada, choć nie wiem, czy jej oczekujesz?
Powiedz chłopakowi prawdę. Prawdę o sobie, o tym, że "miłością się nie najesz", że planujesz żyć w innym miejscu bez niego, powiedz to bez udawania szlachetnej, bez bajania o zdradzie (bo to prosty rzut kamieniem do jego ogródka: "W czym byłem/jestem kiepski, że mnie zdradziła?"). Że chłopak pocierpi? Pewnie tak, wiedząc, że źle ulokował swe uczucia. Że zapomni kiedyś? Pewnie nie, bo amnezja jest efektem poważnego urazu głowy lub choroby. Jednak ta sytuacja, wbrew pozorom, jest dla niego dobra: nie spędzi życia u boku osoby, która kocha/kochała go... używać.
I jeszcze jedno.
Rozstań się z nim już teraz, nie czekając na zakończenie studiów. Po co chłopak ma stracić kolejne miesiące?
6 2017-02-14 11:37:05 Ostatnio edytowany przez bb8 (2017-02-14 11:40:14)
PolnyMotylek,
dziękuję za odzew i inny punkt widzenia niż mój. Zabolało mnie, że to, co napisałaś:
Tylko widzę tu głębsze dno i jak dobrze napisałaś, ktoś tu prawdopodobnie kocha tym kimś chyba jesteś ty.
bo to niesprawiedliwy osąd, ale rozumiem, że z moich wypowiedzi można to tak odebrać. Kocham go bardzo.
Wielokropek,
dobrze, że to tutaj napisałam. Osoby, którym mogłabym się zwierzyć to nasi wspólni znajomi i nie chcę ich w to angażować. Masz rację, że najlepiej i najuczciwiej będzie w mojej sytuacji powiedzieć prawdę. Natomiast analiza moich planów na wyprowadzkę jest nietrafiona. Rozmawiałam z nim o tym, że pójdę do pracy, którą jest łatwiej tutaj dostać (na produkcji/ jakiejś innej fizycznej), więc to nie jest kwestia moich niespełnionych ambicji i chęć pójścia po trupach, a właściwie po jego trupie. Problem w tym, że zawsze gdy to mówiłam, był na mnie obrażony, że chcę tak ,,olać" te lata studiów i starań. W moich oczach to wygląda jak strach przed tym, że będzie z kimś, kto nie spełnia jego oczekiwań i za kogo będzie się musiał - to złe słowo, ale najbardziej oddaje moje wrażenia - wstydzić. Rodzice strasznie go cisną, żeby znalazł sobie ambitne zajęcie, bo to w końcu wykształcony człowiek, który włożył dużo wysiłku w studia i zdobywanie doświadczenia, a on to sobie bierze do serca. Boję się, że w końcu przejrzy na oczy i stwierdzi, że mógłby być z kimś, kto mu dotrzymuje kroku, a ja póki co nie jestem w stanie, chociaż robię co mogę. Z Twojej odpowiedzi wynika, że widzisz we mnie bardzo egoistyczną osobę i rozumiem, że mogę na taką wyglądać w kontekście tego co tu wysmażyłam. Być może coś w tym jest, bo mogłabym tez być skrajnie nieegoistyczna i czekać na to, o los przyniesie, ale czy to nie jest strata czasu? Zawsze miałam problem w zawieraniu i kontynuowaniu znajomości, bo wydawało mi się, że się narzucam. Może masz trochę racji w tym, że chcę sobie ułożyć życie w trosce o siebie i przez strach o to, że mnie zostawi, bo sobie nie radzę. Z drugiej strony chyba pierwszy raz w życiu ktoś mi zarzuca, że jestem zimną suką
Mam problem w wyrażaniu myśli i pisaniu o wszystkim tak, żeby oddać rzeczywistość.
Edit. Ja nie wątpię w jego uczucia, źle się widać wyraziłam.
7 2017-02-14 11:46:11 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2017-02-14 11:54:03)
Autorka, skad wiesz, ze jemu tak strasznie zalezy na mieniu super karierowiczowskiej zony? Moze wlasnie kocha Cie calosciowo, za to jaka jestes, a nie ile i gdzie bedziesz zarabiac pieniedze? Moze Twoje przeswiadczenie o koniecznosci mienia super roboty, tak od razu, bierze sie nie z jego przekonan czy oczekiwan, ale z rodzinnego domu, gdzie byla zawsze presja na najlepsze oceny i tylko topowe osiagniecia?
Wydaje mi sie, ze masz bardzo marne zdanie na wlasny temat i w celu uchronienia sie przed ewentualnym porzuceniem (bo w Twojej glowie jestes nikim, nie zaslugujesz na tego mezczyzne), wolisz sama zerwac. Problem w tym, ze te kompleksy nie sa realne, a jedynie w Twojej glowie.
8 2017-02-14 11:46:38 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-02-14 11:47:15)
Napisałam to co napisałam na podstawie tego, co w swych postach napisałaś.
"Zimna suką" ani Ciebie nie nazwałam (ani wobec nikogo innego takich słów nie używam), ani tak o Tobie (ani o nikim innym) nie myślę. Proszę więc, nie przypisuj mi obcych mi opinii. Wyjaśniając dalej, niczego Ci nie zarzucam, podzieliłam się, zgodnie z Twą prośbą, swoją opinią. Możesz ją odrzucić, możesz z niej wyciągnąć wnioski. To przecież Twoje życie, nie moje.
Podjęłaś decyzję, zrób to, co postanowiłaś. Im szybciej to zrobisz, tym lepiej dla tego mężczyzny.
Wielokropek,
napisałam to w przenośni, nie mam wątpliwości, że nie chciałaś obrazić mnie ani kogokolwiek. Dzięki za rady.
Autorka, skad wiesz, ze jemu tak strasznie zalezy na mieniu super karierowiczowskiej zony? Moze wlasnie kocha Cie calosciowo, za to jaka jestes, a nie ile i gdzie bedziesz zarabiac pieniedzy?
Wydaje mi sie, ze masz bardzo marne zdanie na wlasny temat i w celu uchronienia sie przed ewentualnym porzuceniem (bo w Twojej glowie jestes nikim, nie zaslugujesz na tego mezczyzne), wolisz sama zerwac. Problem w tym, ze te kompleksy nie sa realne, a jedynie w Twojej glowie.
Beyondblackie,
nie wydaje mi się, żebym miała zaniżoną samoocenę. Po prostu wiem na co mnie stać w tym stanie nerwowym, w jakim teraz jestem. Mój chłopak dużo mi mówi o tym, jakie ma plany i co osiągnęli znajomi, i wiem, że nie jest do końca szczęśliwy, bo za każdym razem, gdy przychodzi się mi zwierzać rozmowa schodzi na takie tematy. Ciężko mi to przyjmować z uśmiechem i bez nuty żalu/zazdrości. Poznał mnie taką jaka byłam te 3 lata temu, a nie jaka jestem teraz - zrezygnowana i w pewnym sensie na dnie. Czuję się poniekąd jak naciągacz.
Wielokropek,
napisałam to w przenośni, nie mam wątpliwości, że nie chciałaś obrazić mnie ani kogokolwiek. Dzięki za rady.Beyondblackie napisał/a:Autorka, skad wiesz, ze jemu tak strasznie zalezy na mieniu super karierowiczowskiej zony? Moze wlasnie kocha Cie calosciowo, za to jaka jestes, a nie ile i gdzie bedziesz zarabiac pieniedzy?
Wydaje mi sie, ze masz bardzo marne zdanie na wlasny temat i w celu uchronienia sie przed ewentualnym porzuceniem (bo w Twojej glowie jestes nikim, nie zaslugujesz na tego mezczyzne), wolisz sama zerwac. Problem w tym, ze te kompleksy nie sa realne, a jedynie w Twojej glowie.
Beyondblackie,
nie wydaje mi się, żebym miała zaniżoną samoocenę. Po prostu wiem na co mnie stać w tym stanie nerwowym, w jakim teraz jestem. Mój chłopak dużo mi mówi o tym, jakie ma plany i co osiągnęli znajomi, i wiem, że nie jest do końca szczęśliwy, bo za każdym razem, gdy przychodzi się mi zwierzać rozmowa schodzi na takie tematy. Ciężko mi to przyjmować z uśmiechem i bez nuty żalu/zazdrości. Poznał mnie taką jaka byłam te 3 lata temu, a nie jaka jestem teraz - zrezygnowana i w pewnym sensie na dnie. Czuję się poniekąd jak naciągacz.
Z Twojego wpisu tutaj jak nic przebija niewiara we wlasne mozliwosci i depresyjne mysli: inni sa ode mnie lepsi, nie mam przyszlosci, jestem oszustka (bo oczywiscie jestem o wiele mniej warta niz sie innym wydaje). Rozmowa schodzi na taki a nie inny temat, bo sama je ciagle prowokujesz, szukajac potwierdzenia swoich czarnych mysli w wypowiedziach partnera.
Zamiast snuc bzdury o konczeniu zwiazku, poradzilabym Ci raczej znalezc dobrego terapeute, a I udac sie do lekarza w celu wyeliminowania prawdopodobienstwa depresji.
11 2017-02-14 13:32:44 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-02-14 13:38:17)
W moich oczach to wygląda jak strach przed tym, że będzie z kimś, kto nie spełnia jego oczekiwań i za kogo będzie się musiał - to złe słowo, ale najbardziej oddaje moje wrażenia - wstydzić. Rodzice strasznie go cisną, żeby znalazł sobie ambitne zajęcie, bo to w końcu wykształcony człowiek, który włożył dużo wysiłku w studia i zdobywanie doświadczenia, a on to sobie bierze do serca. Boję się, że w końcu przejrzy na oczy i stwierdzi, że mógłby być z kimś, kto mu dotrzymuje kroku, a ja póki co nie jestem w stanie, chociaż robię co mogę.
bb8, przyłączam się do rady Beyondblackie odnośnie terapeuty.
Przytoczony powyżej fragment twojej wypowiedzi świadczy o tym, że masz wiele do przerobienia. Nie znam twojej historii, nie wiem, co się wydarzyło w twojej przeszłości, ale nosisz w sobie wiele bardzo bolesnych lęków: od lęku przed odrzuceniem do lęku przed zależnością. To skutkuje tym, że twoje poczucie wartości nie tyle jest niskie, co bardzo niestabilne. Jeśli nie przyjrzysz się swoim lękom i nie przebrniesz przez swoje obawy rozpracowując je na czynniki pierwsze, to zawsze będziesz obawiać się o swoją przyszłość, o to, że bliscy NIE będą kochać ciebie po prostu za to, że jesteś i jakim jesteś człowiekiem i odrzucą ciebie dlatego, że nie jesteś taka, jaką sama chciałabyś być a twoje życiowe plany i oczekiwania nie układają się do końca tak, jakbyś pragnęła.
Związek to nie układ, w którym każdy daje to samo, symetrycznie i na dodatek w tym samym czasie. Wg mnie zrobisz poważny błąd zostawiając swojego partnera dlatego tylko, że czujesz się obciążeniem dla niego. A twoje ewentualne plany odnośnie fałszywej zdrady wydają mi się po prostu okrutne, choć nie przeczę, że byłby to skuteczny sposób na zniechęcenia twojego partnera do ciebie. Jednak koszty emocjonalne byłyby zbyt duże dla niego, dlatego to poroniony pomysł, który tobie odradzam. Jak moźna zadać taki ból komuś, kogo ponoć się kocha nie rozumiem. Nie twierdzę, że chcesz świadomie go skrzywdzić, ale sądzę, że twoje własne, nieprzerobione i nie oświetlone światłem świadomości lęki powodują, że krzywdzisz siebie i jesteś bliska skrzywdzenia drugiego człowieka. Weź się za siebie bb!