Pytanie swoje kieruje zarówno do Panów, jak i Pań - bacznych obserwatorek
Spotkałam w swoim życiu paru niedojrzałych emocjonalnie mężczyzn. Ciągle słyszałam, że chcę za bardzo i, że nie potrafię być zołzą/s*ką (zwał, jak zwał). To drugie stwierdzenie częściej słyszałam od znajomych. Mniejsza o to. Chodzi o to, że jestem uległa i trochę (w moim mniemaniu troszkę) mamusiowata, a moim facetom przeważnie zawracały w głowie dziewczyny, które nieustannie ich poniżały, ale też dodawały pewności siebie (z ich opowiadań- to takie złe, że wiem o tym) i mocno trzymały ich "za pysk". Ale czy nie jest tak później, że skopany człowiek ma dość i pragnie kobiety nies*ki, która jest dobra, ciepła i opiekuńcza czy zawsze faceci uganiają się za za pewnymi siebie cwaniarami? Czy z biegiem czasu dobra dziewczyna jest "w cenie"? Przykładowo - ja nie lubię gierek, a mimo wszystko widzę, że faceci, którzy z uporem twierdzą, że nie lubią gierek ciągle w te gry dają się wciągać lub sami je stosują. Jak to jest? A może ja jestem beznadziejnym przypadkiem. Tracę rachubę. Oczywiście też potrafię tupnąć nogą, kiedy mi się coś nie podoba. Jedyny mój problem polega na tym, że ciężko mi wyjść z relacji. Stąd wiecznie wybaczam, choć nie zawsze jest to doceniane. Eh, chyba nie mam tyle siły.