Cześć wszystkim.
Kilka dni temu, przez totalny przypadek nadziałam się w Internecie na filmik zmontowany przez faceta, z którym ostatni raz spotkałam się pół roku temu. Nasza relacja była krótka, ale burzliwa, bardzo intensywna, namiętna. Nie będę wchodzić w szczegóły bo zabrakłoby strony, ale generalnie chłopak był po przejściach (rozwód, powrót po kilku latach do Polski, rozpoczęcie życia od przysłowiowego „zera”).
W każdym razie z dnia na dzień zakończył naszą relacje i to w najgorszy możliwy jak dla mnie sposób –zapadł się pod ziemię. Strzał prosto w pysk. Mimo tego, że sama nosiłam się z zamiarem zakończenia tego „związku” to nigdy nie spodziewałam się, że zrobi coś takiego. Do tego naprawdę się martwiłam, że coś mogło mu się stać bo sporo chorował pod koniec naszych spotkań.
W każdym razie, po jakimś czasie, kiedy wiedziałam już, że „żyje” a nie odbiera „bo nie”, bo po prostu nie chce – wysłałam mu wiadomość głosową w której powiedziałam mu, że zawiódł mnie i że nigdy nie spodziewałam się, że w ten sposób mnie potraktuje, ale że mimo wszystko będę go dobrze wspominać i życzę mu szczęścia. Z mojej strony to był koniec i zamknięcie rozdziału pod tytułem „Pan X”. W sumie to nawet nie wiem czy odsłuchał tą wiadomość.
O powodzie jego zachowania dowiedziałam się dopiero 4 tygodnie później, z maila który do mnie napisał. Trafił do szpitala. Zdiagnozowano u niego ciężką depresje, przypisali wiadro antydepresantów. Nie jest jeszcze w pełni pogodzony z rozwodem, ze swoim nowym życiem, nic go nie cieszy i nie potrafi wyobrazić sobie przyszłości. Przeprosił mnie bo nie może mnie w to mieszać. Tyle. Koniec historii.
Nie mam powodów żeby nie wierzyć mu w tą chorobę bo wiem jak ciężko przeszedł rzeczony rozwód i właśnie to była jedna z głównych przyczyn, dla której wiedziałam, że nam nie wyjdzie – jakoś w głębi duszy, mimo jego zapewnień czułam, że nadal żywi uczucia do swojej ex. Dlatego mimo wybuchu uczuć z jego strony, zapewnień i starań – ja mimo wszystko trzymałam się na dystans bo bałam się rzucić na głęboką wodę by potem nie cierpieć.
Zastanawiałam się czy w ogóle powinnam mu odpisywać, ale zrobiłam to - napisałam mu tylko, że przykro mi, że cierpi i że jeśli kiedykolwiek będzie potrzebował pomocy to mu jej udzielę i że trzymam kciuki żeby sobie poradził.
Starałam się o nim nie myśleć, zajęłam się swoim życiem. Nie mieliśmy żadnego kontaktu, ani z jego ani mojej strony.
Aż do wczoraj kiedy zobaczyłam ten filmik. Nic specjalnego, minuta z jakiegoś wypadu w góry. I na końcu usłyszałam jedno zdanie, które wypowiadał dla skomentowania widoków. Jak usłyszałam jego głos – przeszły mnie ciarki, jego twarz stanęła mi przed oczami, wszystkie chwile, po prostu cały ON. Łzy spłynęły mi po policzkach. Zaczęłam płakać. Totalnie bez powodu, ze ściskiem w piersi. Nie mogę uwierzyć w ten dziwny wybuch emocji po usłyszeniu wyłącznie jego głosu. No i od tego czasu snuje się jak cień, nie mogę spać i egzystować. Myślę o nim. Myślę i jestem na siebie za to wszystko wściekła, mam ochotę sama sobie sprzedać liścia w twarz za to irracjonalne zachowanie. Przecież sama chciałam to skończyć, przecież pogodziłam się z tą sytuacją. A może nie? Najbardziej boje się tego, że ja go…kocham. A ja łatwo się nie zakochuję. I to mnie boli, że mimo wszystko ulokowałam tak beznadziejnie swoje uczucia. W kimś kto potraktował mnie w ten sposób. Że starałam się być twarda i udawać, że to wszystko nic nie znaczyło. Że wcale nie zabolało mnie to co zrobił. A z drugiej strony zaczynam myśleć, że może ja sobie tylko wkręcam? Bo uraził moją dumę i przez to, że ta relacja nigdy nie miała normalnego pożegnania, gdzieś wewnątrz czuje, że to jeszcze nie koniec i czekam na ciąg dalszy. Nie wiem. Ale jest mi ciężko i nie wiem co robić. Cholerny filmik, że też musiałam go zobaczyć akurat teraz. Szkoda, że nie istnieje magiczna gumka, która wymazałaby wszystko z mojego mózgu. Swoją drogą ja mogę poczuć coś tylko do dupka lub faceta z problemami. No więc proszę bardzo – dostałam na talerzu mój ulubiony mix. Niech ktoś ściągnie pas i złoi mi dupę na ogarnięcie. HELP.