Czesc dziewczyny
Chcialam sie Was poradzic i dowiedziec, co myslicie o chlopaku, ktorego znacie juz kilka tygodni, spedzacie milo czas, on prawi Wam komplementy i kilka razy proponuje wspolne wyjscie do restauracji. Po czym gdy przychodzi do rachunku, jestescie zmuszone zaplacic za siebie? nie zamurowalo, poniewaz zulam sie zaproszona. nie dosc, ze on zaproponowal typ restauracji, to proponowal to wyjscie kilka razy. troche niesmacznie sie poczulam, gdy przy omawianiu wyjscia czesto wypytytywal o ceny dan, ale przymknelam na to oko (rozmowy o pieniadzach mnie krepuja, wydaje mi sie to niesmazne, szczegolnie jesi mowi sie o nich w kontekscie radki). Po tym spotkaniu umowilismy sie na kawe (za ktora on zaplacil), potem jeszcze na hamburgery (gdzie placilismy osobno, chociaz to znowu byla jego propozycja). OK, rozumiem, jestesmy studentami (ja 24, on 28), czasem trzeba zacisnac pasa a jedzenie w knajpach nie jest tanie, ale kolejna sytuacja zbila mnie z nog.
Otoz bylismy w supermarkecie i przy kasie nie chcial wydac 10 groszy na siatke. Powiedzial - cytat - ze nie wyda 10 gorszy na siatke. I tak szedl z bulkami i cola do domu. Powiedzial to przy dziewczynie, ktora - podobno - mu sie podoba (albo po prostu chce mnie zaliczyc). Ta akcja mnie troche przerazila, zaniepokoila o wiele bardziej niz ta z restauracji. Skoro on probuje zaoszczedzic kilka groszy, ryzykujac przy tym swoj wizerunek w moich oczach juz po kilku tygodniach znajomosci, to co bedzie za kilka lat, jak beda dzieci? (Chce miec pierwsze dziecko przed 30., wiec zwracam uwage na rozne rzeczy w facecie.. Jasne, nie bede od meza doic kasy, moim celem jest pelna niezaleznosc finansowa, ale jednak w przypadku dzieci nalezy sie dzielic wydatkami, prawda?).
Denerwuje mnie rowniez fakt, ze mial juz romans z dziewczyna, ktora mieszka w tym samym budynku co my (on jest moim sasiadem, mieszka doslownie 10 metrow dalej). Ja wiem, ze kazdy ma swoja historie, os przeszedl i szuka szansy na milosc, ale nie chce za kazdym razem wchodzac z nim do windy modlic sie, zeby jego bylej tam nie bylo (byli ze soba 2 miesiace, nazwal to "romansem", ktory podobno on zakonczyl).
Ostatnio uderzylo mnie cos jeszcze. Kilka dni temu ugotowalam cos z mysla o nim, zaprosilam, smakowalo mu, ucieszylam sie.. Drugiego dnia sam napisal, czy moze wpasc i troche jeszcze podjesc. bylo mi milo, ze mu tak smakowalo, ale kilka dni pozniej przyszedl do mnie kolega nazwijmy go M.. Po naszej kolacji M. najzwyczajniej w swiecie bez slowa pomogl mi posprzatac ze stolu i zaczal zmywac naczynia. Tak sobie stalam za M. i pomyslalam, ze tamten nigdy nawet nie zaproponowal pozmywania, ba, nawet chcial zostawic brudny talerz w moim pokoju.
Chyba nie mam energii ani ochoty na wychowywanie prawie 30-letniego faceta, to nie moja rola..
Z drugiej strony ciagnie mnie do niego, ciesze sie gdy widze jego wiadmosc na telefonie.. Ale moze biore, co popadnie? Moze nie zwaracam uwagi na jakosc? Moze po prostu chce byc z kimkolwiek? Jestem po prawie 3-letnim zwiazku, ktory ja przerwalam, od pol roku jestem singielka i dobrze mi z tym, ale moze podswiadomie pragne bycia z kims, a on jako moj sasiad jest zawsze pod reka? Co o tym myslicie? Gdy ostatnio sie widzielismy i patrzylam mu w oczy cos we mnie krzyczalo, zey dac sobie z tym spokoj, a w glowie ciagle mialam ten niesmak po akcji z siatka..
Co myslicie o takich typach? Warto? Nie warto?