Od razu uprzedzam, pomijaj związki, które zakończyły się zdradą, przemocą fizyczną/psychiczną, poniżaniem itp. itd.
Ogólnie miłość jest strasznie dziwna i śmieszna zarazem. Dlaczego śmieszna, a no bo to ogólnie wygląda w związku tak: jest super, fajnie, wielka sielanka przez kilka pierwszych miesięcy. Każde słowo ma wielką moc, bo jest wypowiedziane pierwszy raz. Prostu przykład, gdy moja Ex słyszała po raz pierwszy "dobranoc moja kochana księżniczko, słodkich snów", to aż zdjęcie wysłała, że jej łzy leciały. Szkoda, że tak nie dzieje się po setnym razie, ale cóż poradzić.. Potem następuje monotonia. Wszystko jest takie samo, słowa "kocham Cię" są fajne, ale nie aż tak jak na początku.. Potem jest taki etap, że dziewczynie brakuje czułości, dochodzi do wniosku, że za mało się dzieje w związku, że za rzadko jest przez nas (facetów) komplementowana. Aż wreszcie kobieta postanawia zakończyć związek, bo:
* bo jej uczucie wygasło
* bo to nie to samo co kiedyś
* bo już tak mocno nigdy kochać nie będzie jak kiedyś
* i setki innych "bo"
Następuje wówczas zerwanie związku.. Co się wtedy dzieje? Facet znów zaczyna wprowadzać taki stan, by była mega sielanka. I tutaj cała żartobliwość związku ukazuje się.. Wspaniale w większości przypadków jest tylko na początku i na końcu.. Ale wspaniale w sensie, że naprawdę "zaje***cie", czuć motylki w brzuchu, nie możesz doczekać się aż ukochany(a) przyjedzie. Czemu tak jest? Pewnie tak skonstruowany jest człowiek.. Jasne, ktoś powie - u mnie tak nie ma - i super, cieszę się, bo nie mówię o 100% społeczeństwa, ale zazwyczaj to po prostu wygląda tak, jak opisałem.
Przejdźmy do kolejnego aspektu, kim jest dla nas Ex? Tutaj dużo rozpisywać się nie będę, bo dla każdego może to coś innego oznaczać, ale ten kto ma złamane serce, to prawdopodobnie dla niego Ex jest kimś wyjątkowym, wspaniałym, znowu zaczynamy dostrzegać w Ex same zalety, zero wad - wyżej wymieniona sielanka. Ponadto jesteśmy bogatsi we wspaniałe chwile przeżyte razem, nowe doświadczenie w związkach, uczymy się jak działa płeć przeciwna, uczymy się psychiki płci przeciwnej.
Czy warto wracać? I tutaj chciałbym, by ktoś odniósł się do tego, co zaraz napiszę, bo opiszę moją historię (pewnie taka jak setka innych). Najpierw opiszę jak wyglądał nasz związek. Wcześniej oboje byliśmy w samych toksycznych i oboje sobie mówiliśmy, że dopiero w tym związku wiemy co to znaczy prawdziwa miłość. To tak po krótce, tak byliśmy szczęśliwi. Żadnej zdrady nie było, zaraz się dowiecie co się stało. Powiedzmy, że zaczęło się wszystko psuć z dwa tygodnie temu (na oko, nie jestem w stanie dokładnie określi ile). Zacząłem poświęcać coraz mniej uwagi dla Ex, mniej ją wypytywać o to, co dzieje się w jej życiu (typowe błędy większości facetów) itd. Choć na tamtą chwilę nie byłem tego świadom.. Dziś mamy piątek, a więc w środę (bieżącego tygodnia) obudziłem się po strasznie dziwnym śnie, który pamiętałem jedynie przez kilka sekund, kiedy jeszcze byłem w fazie błogiego spokoju zaraz po "przebudzeniu". Rozbudziłem się i nagle natchnęła mnie myśl, dziwne przeczucie, że moja Ex nie jest ze mną do końca szczera. Więc postanowiłem zrobić świństwo i zalogowałem się do niej na fb (oboje mieliśmy swoje hasła, w razie gdyby ktoś, coś chciał sprawdzić - sami uzgodniliśmy) i tak patrzę na pewną rozmowę (nie wiem dlaczego, ale od razu wiedziałem gdzie kliknąć, mimo, że nigdy Ex nie wspominała mi o tej osobie, więc nie miałem prawa znać imienia, nazwiska, zdjęcia, nic, zero, null), i widzę w tej rozmowie, że we wtorek (bieżącego tygodnia) przed snem moja Ex napisała do tego kolesia, by ten jej napisał, że ją kocha, na co ten oczywiście przystał i odpisał w ten sposób. Dodatkowo dzień wcześniej (poniedziałek) również sprawdziłem wiadomości i ten koleś coś wspominał o jakiejś koleżance, na co moje Ex odpisała "prosiłam byś o niej nie mówił" i dodała chłodne "dobranoc". Po przeczytaniu tego zrobiłem jej straszną awanturę, płakała prawie cały dzień. Tamtemu kolesiowi niby było "przykro" (ta, jasne) i nie było go cały dzień na fb, "spał" sobie. I cóż.. napisałem do Ex koło godziny 8, pokłóciliśmy się oczywiście. I koniec związku nastał w tamtym właśnie momencie. Zabrałem się i poszedłem z fb. Napisałem po kilku godzinach, może koło 12-13 w środę, bo mimo, że byłem strasznie zły, wkurzony, to i tak do niej napisałem i wtedy dowiedziałem się, że tamten sobie "śpi", więc co mogłem zrobić.. Od razu wiedziałem, że przez to co zrobię, spadnę natychmiastowo na drugie miejsce, a on wyjdzie na prowadzenie, ale cóż.. Podjąłem trudną decyzję i zacząłem ją pocieszać, no.. Może nie na samym początku, najpierw jakieś luźne rozmowy. Koło godziny 15 zacząłem sobie żartować, polepszać ponury nastrój i wiecie co? Udało mi się, moja Ex zaczęła się śmiać, była uśmiechnięta.. Dlaczego spadłem na drugie miejsce? Bo mimo, że nie byliśmy już razem, ja nadal byłem przy niej jako "przyjaciel", a tamtego nie było, więc zatęskniła za nim, ale cóż.. Była to moja świadoma decyzja, Ex zasługiwała na wsparcie z mojej strony po 2 latach (bez 13 dni) związku i po prostu bez względu na to czy byłaby ze mną, czy z nim, chciałem jej dać to wsparcie, wyprowadzić na prostą, pomóc się podnieść. Wczoraj zaproponowałem jej spotkanie, kupiłem kwiaty (gdyż za czasów związku narzekała na brak romantyczności z mojej strony) i w momencie, gdy wysiadła z samochodu, zobaczyła mnie z kwiatami.. Miała takie szklane oczy, łzy jej same płynęły po policzkach, ale to ze szczęścia.. Przytuliła mnie, poszliśmy na spacer (spotkaliśmy się o godzinie 10:30, wczoraj) i gadaliśmy o wszystkim, i o niczym, aż rozmowa zeszła na nasz związek. Pamiętam jej słowa doskonale "dlaczego to tak jest, że dopiero teraz się starasz? czemu wcześniej taki nie byłeś?".. Oczywiście wszystko ze łzami w oczach było wypowiedziane. Wreszcie skończył się ten temat i znowu zaczęliśmy się śmiać, żartować, dokuczać, przepychać (powstała sielanka jak na początku związku). Poszedłem ją odprowadzić do auta (tego dnia po prostu była na politechnice, miała kolokwium i po nim przyjechała od razu do mnie, dlatego to nie ja jechałem, gdyby ktoś pytał). W aucie znów zaczęliśmy gadać na temat związku, były zły z mojej strony, mnie też już w pewnym momencie serce krwawiło.. Była masa przytulania się (bez całusów) i wreszcie zadałem pytanie czy mnie kocha, usłyszałem "nie wiem". Zadałem pytanie, czy kogo kocha, usłyszałem "nie wiem". Zadałem pytanie kogo z nas kocha, usłyszałem "nie wiem". Zapytałem w czym on był lepszy, co on dał, a czego ja nie, usłyszałem "nie wiem" i na koniec zapytałem jak będzie dalej, usłyszałem "potrzebuję się zastanowić, bo mam mętlik w głowie i to strasznie trudna decyzja". Koniec spotkania nastąpił o godzinie 12:00. W domu była koło 12:40 i zaczęliśmy pisać na fb, znów było wspaniale, śmiechy, hihy itd. O 15 dostałem od niej telefon, że wybrała i mnie przeprasza, ale na razie nie będzie z nim. Teraz będzie sama, dopiero potem zaangażuje się w związek z nim. Najgorsze jest to, że na doświadczeniu opartym na pozostałych związkach, ja uważam, że to była miłość mojego życia, a taka trafia się podobno tylko raz.. I tutaj po tej "krótkiej" historii, chciałbym się Was poradzić, drodzy forumowicze. Co uważacie o tej sytuacji? Nadal mnie kocha? Może woli jednak go? A może on, to tylko pocieszenie, bo brakowało jej czegoś w związku? Czy warto próbować ją odzyskać, żeby potem nie żałować, że się nie spróbowało? Ale jeżeli warto, to jak mam to zrobić? Zerwać kontakt, by "zatęskniła" za mną? Czy może właśnie teraz wjechać pełną parą i pokazać jaki mogę być, jak wiele mogę zrobić dla niej? Mimo wszystko, chciałbym spróbować ją odzyskać, zobaczyć, czy to chwilowy kryzys.. Chcę po prostu mieć pewność, niż potem całe życie mówić "a mogłem coś jednak wtedy zrobić..."
Prosiłbym o opinie na temat tej historii, co Wy uważacie, jak Wy byście postąpili w takiej sytuacji. Jestem ciekawy, co sądzą inni na ten temat, może tylko ja to tak idealnie wszystko widzę? Nie wiem, temu jestem na tym forum.