Mężczyzna w kropce - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Mężczyzna w kropce

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 19 ]

1

Temat: Mężczyzna w kropce

Witajcie! Chciałbym podzielić się z Wami moja relacja z A. i przy okazji zapytać czy w Waszej opini patrze słusznie na sprawę. 

Jestem z A.7 lat z czego 3 na emigracji. Po okresie ukladania fundamentow (zaczynalismy na obczyźnie "od  zera" i miałem wrażenie ze te wspólne trudy nas zbliżyły a naszą relacje zahartowaly - to w mojej opinii  zawsze zbliża "żołnierzy" kiedy walczą razem)w 2015 urodziło się nasze 1 i na razie jedyne dziecko(coby nie bylo niejasnosci: jestem domowym typem,kocham mała nad życie).Problem pojawił się po pierwszej wizycie moich teściów po urodzeniu małej. Normalnie nie miałem z nimi problemów - rozmawialiśmy  normalnie i starałem się zawsze być dla nich grzeczny i mily. Znali zawsze moje poglady (jestem agnostykiem a pojęcie religii mnie generalnie odstrasza.Oni zaś pochodzą z małej miejscowosci i jak to często bywa...ok, może nie powinienem generalizowac. Grunt ze są wierzący dość mocno.). Kiedy pierwszy raz przyjechali żeby zobaczyć Małą, zaczął się koszmar. Teściowa zaczęła przeklinać,  krzyczeć, ublizac mi i małej(ze "bekart" i "dziecko Szatana", ja wyzwany  od sk****ów, bo zepsułem jej corke etc.), że żyjemy bez ślubu i że nie ochrzcimy córki. A. w płacz i rozpacz, bo swojej matce nie jest w stanie nic przetłumaczyć i nic powiedzieć(A. podziela przeważnie moje poglądy na religię). Ja się nie odzywałem słowem, bo po pierwsze nie chciałem powiedzieć nic co mogłoby zranić A. (to w końcu jej rodzice) a po drugie nie ma jak dyskutować z fanatykmi. Potem oni wyjechali w atmosferze ciężkiej jak ołów(starałem się trzymać fason i odwiozlem-zawiozlem, pożegnałem się na lotnisku, etc. Oni za to nie odezwali się do mnie ani słowem). A. cierpiała bardzo ze tak się te relacje z jej rodzicami popsuły. Z czasem jednak wszystko wróciło do normy, poglądów nadal nie zmieniła żadna ze stron, ale przynajmniej A. rozmawia z rodzicami jak dawniej(ja czuję sie obrażony i nie utrzymuje kontaktu z jej rodzicami. Moi za to traktują A. jak corke). Problem zaczyna się wowczas gdy mowa jest o wyjeździe do Polski. Ja nie chce jechać i nie chce tez się rozstawać z córką. A. mówi ze chce jechać z małą do rodziców i mogę jechać z nimi. Ale ja wiem, że byłby to dla mnie koszmar, bo zacząłem gardzic tymi ludźmi za to jak mnie potraktowali  (za uprzejmość i gościnę wyzwiskami i nietolerancja wobec moich przekonań). A. mówi ze sama nie pojedzie a ja mówię że ja się z małą nie rozstane, bo jestem ojcem i mam prawo (i chęć! ) być przy dziecku  (mogę się nie zgodzić na wyjazd małej - jestem jej prawnym opiekunem). Było wiele kłótni i łez. Poszedłem wiec w moim mniemaniu na kompromis i zaproponowałem, że jeśli dziadkowie (rodzice A.)mają ochotę, to zapraszam ich do nas (nawet się przemoglem i zadzwoniłem do teściowej-odrzucila zaproszenie). Więc stanęło wszystko w martwym punkcie: ja, że mała nie pojedzie, a A. że pojedzie. I kłótnia o to była przynajmniej raz w miesiącu przez rok. Ale generalnie człowiek ciężko pracujący nie ma czasu i przede wszystkim siły na takie tematy dzień w dzien, wiec nasze wspólne zycie: prace zawodową, opiekę nad małą wypełniały inne rzeczy. Generalnie widziałem nasze zycie (może oprócz sfery seksualnej,  ale o tym za chwilę),  jako udane (z mojej perspektywy).

W grudniu przyszło trzęsienie ziemi: pewnego dnia A. wstała rano, porozmawiała chwile ze swoją matką przez telefon (były swieta) i zapytała mnie czy może porozmawiać ze mną. Ja lubię rozmawiać i choć jestem typem samotnika, to uważam, że konstruktywna rozmowa można wszystko osiągnąć. A. stwierdziła, że już nie chce ze mną być,  że jestem apodyktyczny i że sam podejmuje wszystkie decyzje, że ja ograniczam, że nią ma między nami seksu (nie z mojej winy - wiele razy inicjowalem zbliżenia, ale spotkałem się z odmowami i wreszcie dałem spokoj. To trwa już ponad rok), że w ogóle nie rozmawiamy, że cieszy się,  że się nie pobralismy, że wywiozlem ja na odludzie(kupiliśmy dom na wsi - wspólna decyzja) gdzie ona czuje się samotna, że nigdzie nie jeździmy (fakt,ja nie lubię podróżować,ale nie jeździmy ze względu na finanse), ze ja skreslilem jej rodzicow z listy dziadków a ona bez swojej rodziny nie wyobraza sobie zycia, ze jak miałaby wybierać między swoimi rodzicami a partnerem, to wybiera rodziców, etc. Generalnie nasluchalem się masy zlych rzeczy o sobie o które nigdy bym się nie podejrzewał, choć staram się być krytyczny wobec siebie, choćby po to by móc się doskonalić.  Moze mam uparty charakter ale staram sie zyc bezkonfliktowo i spokojnie. To wszystko działo się w obecności moich rodziców, którzy przyjechali nas odwiedzić.  Starałem się to wszystko jakoś zrozumieć, jakoś dać jej do myślenia, przekonać i zapewnić o moich uczuciach (wszak nadal ja kocham). Nic nie pomoglo. Decyzja definitywna i nieodwołalna. Ja załamany, bo male dziecko będzie dorastać bez mamy i taty razem, bo kredyty na dom (wprowadziliśmy się dopiero co) i generalnie koszmar. Po kilku dniach jakby się uspokoila, chciała rozmawiac.Wtedy dotarło do mnie, że to depresja (jej nieracjonalna decyzja w sprawie rozstania a zawsze uważałem ja za osobę rozsądną. Teraz mieszkamy na północy Europy, wiec brak słońca w grudniu, etc). Ok, poszliśmy na spacer, porozmawialismy. Nawet się trochę posmialismy. Zapewnilem, że postaramy się  w tym roku gdzieś pojechać. I niby wszystko jest jak dawniej, ale.... we mnie coś się zmieniło. Juz jakby jej nie ufam. Czuje się niedoceniany, mimo że po pracy tez zajmuje się i domem(gotuje, sprzatam) i dzieckiem.Ja nigdzie nie wychodzę bo nie potrzebuję (typ samotnika), ale A. tego nie zabraniam a nawet ja zachecam, zeby wyszla do ludzi i nie zdziczala. Czuje się niesprawiedliwie potraktowany. Czuje się niebezpiecznie w relacji z osobą która jest jak uśpiony wulkan nieracjonalnych decyzji ważący nie tylko na swoim ale i na życiu innych. Inną kwestią jest nasz całkowity brak (2 razy od roku) pożycia seksualnego. Próbowałem się zbliżyć ale spotkałem się z odmowami i tłumaczeniem,  że ma małe libido. Czy tak jest w depresji? Od czasu urodzenia się małej kochaliśmy się 2 -3 razy. Czy to normalne że kobieta mówi, że postawiona przed wyborem wybrała by rodziców a nie partnera? Jak patyrzcie na te sprawę?  Napisałem , że lubię i chce rozmawiać, ale teraz czuję się mega upokorzony i niesprawiedliwie potraktowany (juz pisalem) i jedyne co mogę z siebie dać,  to emocjonalny  chłód  (jeszcze przed całą sytuacją z teściami żyliśmy naprawdę dobrze, starałem się mówić że ja kocham, zawsze pamiętałem o różnicach,  prezenty etc. ). Teraz czuję się pusty. Straciłem zaufanie. Dalej zajmuje się domem i dzieckiem  w tym samym stopniu co A. ale już do niej mam chłód. Chciałbym jeszcze się z nią zbliżyć,  żeby wszystko było ok, ale nie wiem czyto jeszcze mozliwe. Rozmawiamy normalnie o codziennych sprawach, ale o poważnych nie wiem gdzie zacząć. Niby jest jak dawniej,  ale boję się że ona już mnie spisała na straty. Ze czeka tylko żeby się jakoś wymknac,  chociaż nie jest żadnym więźniem.  Jeśli wszystko wróci do normy , to jak wyzbyć się strachu przed kolejnym wybuchem który przekreśli wszystko? Boję się że jeśli opowiem jej o tym wszystkim co tu napisałem i jak się z tym czuje, to ona będzie udawała ze rozumie i nawet pewnie zaczniemy się kochać i okazywać sobie czulosc, ale to będzie tylko dlatego, że ja to powiedziałem, a to będzie nieszczere i tego nie chce.

Wcześniej mówiłem sobie ze poczekam, zobaczę co będzie i tak robię -czekam. Ale to mnie już trochę zaczyna przytłaczać.Również ten brak współżycia. Mam 35 lat, nie jestem mister America,ale w dzień tez nie starsze po ulicach. Chciałbym moc kochać się z kobietą która kocham, bo życie krótkie i fajnie by było pożyć trochę. I wyszła z tekstu przydluga  telenowela, która jest jakimś tam wołaniem o pomoc lub chociaż zrozumienie.
Dzięki jeśli przeczytaliscie do końca.  M.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Mężczyzna w kropce

Tak, przeczytałam do końca. Ja też niedawno napisałam list, tylko nie umieściłam go nigdzie. Myślałam, że jeśli go przeczytam, to on mi coś rozjaśni. Nic to nie dało. Pewnie Tobie też to niewiele dało, że napisałeś.
Nawet nie potrafię dać Ci jakiejś konkretnej rady, bo jeśli Ty starałbyś się ratować Wasz związek, to z jej strony możesz się spotkać z murem bierności. Ale tak z drugiej strony, skoro wciąż jest koło Ciebie,  to może i ona czeka na jakieś rozwiązanie, może chce to naprawić i może warto jednak powiedzieć co czujesz. A może napisz lit i daj jej, jeśli ciężko Ci to wszystko powiedzieć wprost...

3

Odp: Mężczyzna w kropce
malafifi napisał/a:

Tak, przeczytałam do końca. Ja też niedawno napisałam list, tylko nie umieściłam go nigdzie. Myślałam, że jeśli go przeczytam, to on mi coś rozjaśni. Nic to nie dało. Pewnie Tobie też to niewiele dało, że napisałeś.
Nawet nie potrafię dać Ci jakiejś konkretnej rady, bo jeśli Ty starałbyś się ratować Wasz związek, to z jej strony możesz się spotkać z murem bierności. Ale tak z drugiej strony, skoro wciąż jest koło Ciebie,  to może i ona czeka na jakieś rozwiązanie, może chce to naprawić i może warto jednak powiedzieć co czujesz. A może napisz lit i daj jej, jeśli ciężko Ci to wszystko powiedzieć wprost...

Dzięki za Twoje słowa. Nie chodzi mi o radę. Chodzi bardziej o wysłuchanie.  W sumie to pierwszy raz kiedy upublicznilem cokolwiek o sobie w internecie. Może nic nie rozwiązało, ale jednak fajnie jest wiedzieć,  że są gdzieś na świecie ludzie co rozumieją, jak ciężko może być. Co do rozmowy : nie musze pisać listu, nie mam problemów ze zwerbalizowaniem moich myśli i uczuć ale nie wiem, czy jeszcze jest jakiś sens by to robić.Zapomniałem napisać jeszcze ze w obliczu takiego szantażu, że ona odchodzi a nasz związek się rozpada, to zgadzam się na wszystko, niech robi co uważa za słuszne i jeśli ma potrzebę jechać z małą do dziadków to niech jedzie. Ale czuje się tym upokorzony i zaszantazowany. To gdybym nie zgodził się na ten wyjazd, to już nie byłbym wartościowym mężczyzna z którym warto być?  Juz nie trzeba by walczyć?  Juz można przekreślic wszystko jeśli facet powie nie i określić, kiedy się zgodzi? W sumie kluczowe kwestie o których zapomniałem napisać w poście głównym. Przepraszam moderatora.

PS. To jak to jest ? Dla kobiet pozostających w szczęśliwych związkach ważniejszy staje się partner czy są nimi rodzice a może ten proces jest powolny?

4

Odp: Mężczyzna w kropce

Serdecznie Ci współczuję i jednocześnie jestem pod wrażeniem jak bardzo empatycznym i stabilnym jesteś człowiekiem.
Jeśli chodzi o teściów to na fanatyzm nie ma rady i nie są to ludzie wierzący - ludzie wierzący wiedzą ,ze najważniejsze jest przykazanie miłosci ,a oni zieją nienawiscią sad Co to za dziadkowie ,którzy nazywaja swoją wnuczkę bękartem??? Więcej na ich temat nie napiszę ponieważ na forum nie wolno używać wulgaryzmów.
Jeśli podejrzewasz u swojej partnerki depresję to musisz wiedzieć ,ze to CHOROBA ,a nie nastrój. Jeśłi nie zdiagnozuje choroby i nie zacznie jej leczyć to sama nie da rady z tego wyjść sad
Pytałeś czy normalna kobieta wybierze rodziców zamiast partnera - jeśli przeszła pranie mózgu ,jeśli rodzice są toksyczni ,a partner wyrozumiały -tak.
Macie możliwość udać sie do psychiatry aby zdiagnozował ew. depresję i do psychologa aby pomógł żonie zrozumieć dlaczego zgadza sie na takie postępowanie rodziców wobec jej rodziny ?

5

Odp: Mężczyzna w kropce
wrobelkarolina napisał/a:

Serdecznie Ci współczuję i jednocześnie jestem pod wrażeniem jak bardzo empatycznym i stabilnym jesteś człowiekiem.
Jeśli chodzi o teściów to na fanatyzm nie ma rady i nie są to ludzie wierzący - ludzie wierzący wiedzą ,ze najważniejsze jest przykazanie miłosci ,a oni zieją nienawiscią sad Co to za dziadkowie ,którzy nazywaja swoją wnuczkę bękartem??? Więcej na ich temat nie napiszę ponieważ na forum nie wolno używać wulgaryzmów.
Jeśli podejrzewasz u swojej partnerki depresję to musisz wiedzieć ,ze to CHOROBA ,a nie nastrój. Jeśłi nie zdiagnozuje choroby i nie zacznie jej leczyć to sama nie da rady z tego wyjść sad
Pytałeś czy normalna kobieta wybierze rodziców zamiast partnera - jeśli przeszła pranie mózgu ,jeśli rodzice są toksyczni ,a partner wyrozumiały -tak.
Macie możliwość udać sie do psychiatry aby zdiagnozował ew. depresję i do psychologa aby pomógł żonie zrozumieć dlaczego zgadza sie na takie postępowanie rodziców wobec jej rodziny ?

Dziękuję i za Twoje słowa.  Co to za dziadkowie co swoją wnuczki nazywają bekartem? -pytasz. Użyłem tego samego argumentu kiedy powiedziałem "nie " dla wyjazdu małej do Polski. Ale w odpowiedzi uslyszalem-"To moi rodzice. Zawsze będę ich kochac". Jestem w stanie to poniekąd zrozumieć tak jak rozumiem Syndrom Sztokholmski i współzależniona żonę alkoholika.

Chyba jednak pisanie tu pomaga. Właśnie sobie uświadomiłem czego tak najbardziej się boję. I to słowo to wyrahowanie. Boję się że ona może zrobić wszystko byłbym się zgodził na wyjazd naszego dziecka - nawet przyznać mi rację albo zacząć ze mną znow sypiać. Boję się wykalkulowanych  zachowań. Bo to oznacza manipulacje i brak zaufania. Ale jak się o tym przekonać? Nie zapytam przeciez wprost. Bo to jak bym zapytał manipulanta czy manipuluje. Odpowiedź wiadoma.
Tęsknię za naszym starym związkiem...pomyśleć że rodzina może tak namieszać...

6

Odp: Mężczyzna w kropce

Witaj, sprecyzuj czy nie macie tylko ślubu kościelnego, czy żadnego? Może rodzice Twoją A wychowywali właśnie za bardzo ,,w  wierze'', może miała dość i przy Tobie odpuściła a może było jej wygodniej podzielać przeważnie takie poglądy na religię jak Ty. Może dla jej rodziców brak chrztu dla małej to właśnie ten najgorszy ból i zadra. Jakby nie było ksiądz, rodzina i znajomi o takie rzeczy wypytują a tu wstyd, bo dziecko nie ochrzczone. Czy zgodził byś się na chrzest małej? (jestem pewna, że dziadkowie na 100% wszystko by załatwili). Może A też tego brakuje?
Z A musisz rozmawiać, wasze oczekiwania zaczynają się rozmijać, zaczynacie żyć obok siebie a nie razem. Jeżeli ona ma depresję to trzeba to zdiagnozować i leczyć, samo nie minie a będzie gorzej.

7

Odp: Mężczyzna w kropce
wrobelkarolina napisał/a:

Co to za dziadkowie ,którzy nazywaja swoją wnuczkę bękartem???

Otóż to. Gdybym to była ja i moi rodzice nazwaliby moje dziecko bękartem, to sama bym ich wypieprzyła za drzwi, a dziecka więcej by nie zobaczyli. Mogę jednak zrozumieć, że A. tęskni za rodzicami - niech do nich jedzie, ale bez dziecka, po co narażać ich na stres oglądania bękarta, pomiotu szatana?

Ona jest chyba dość mocno zależna od rodziców, powiedziałabym wręcz uzależniona, bo mimo, że dzieli ich taki dystans, to ich opinie jakoś się przedostały do niej i nagle Ty jesteś ten zły. Jeśli pojedzie, to ryzyko indoktrynacji jest jeszcze większe - zwłaszcza, że ona mając dziecko z Tobą, uważa, że rodzice i tak są ważniejsi... yikes dla mnie to niepojęte.

Sama mieszkam w UK z partnerem obcokrajowcem, nie mamy ślubu (dzieci też nie), ale nie wyobrażam sobie, by moi rodzice mieli przyjechać do mojego własnego domu i mnie lub jego w tym domu obrażać. Znam tu dziewczynę, Polkę, ma dwoje dzieci, też bez ślubu i dla jej i jej partnera rodziców, to nie jest problem, wręcz przeciwnie - cieszą się wnukami.

Powtórzę: jej opinia, że rodzice są dla niej ważniejsi, to jest poważny dzwonek alarmowy. Ważniejszy niż jej rzekoma depresja. To o tym trzeba rozmawiać: czy naprawdę Ty i dziecko jesteście nr 2 za rodzicami. Czy gdyby rodzice kazali, to spakowałaby manatki i wróciła do nich, pewnie bez dziecka, bo nieślubnego by nie chcieli?

8

Odp: Mężczyzna w kropce
Nigdy napisał/a:

Czy zgodził byś się na chrzest małej?

W sumie pewno Autor mógłby się zgodzić na chrzest. Pewno mógłby (dla świętego spokoju) wziąć nawet ślub kościelny. Tylko to moim zdaniem sprawy nie załatwi.
Dziadkowie nazywają własnego wnuka bękartem?? Najoględniej ujmując, to jest obrzydliwe.
Dziewczyna jest uzależniona od rodziców. I nie jest to kwestia miłości do nich.
W ciągu dwóch lat uprawiali seks 2-3 razy? Młodzi ludzie? Bez względu jak dużą wagę przykładać do seksu, to nie jest to normalne.
Dziewczyna być może ma depresję, być może nie są dopasowani z Autorem, ale zdecydowanie nie robi nic aby relacje polepszyć. Przeciwnie.
Autorze czy Twoja dziewczyna pracuje? Czy (poza kwestią rodziców) rozmawiacie na temat Waszego związku? Własnych oczekiwań wobec niego? Wobec partnera?
Na Twoim miejscu obawiałabym się, że jeżeli ona pojedzie z dzieckiem do rodziców, to (jeżeli nie pracuje, a nawet gdy pracuje) może już po prostu nie wrócić.
Znam takie sytuacje gdy rodzice (głównie dziewczyny) potrafili rozbić związek gdy partner córki im nie pasował.

9 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2017-01-28 13:39:00)

Odp: Mężczyzna w kropce
CatLady napisał/a:
wrobelkarolina napisał/a:

Co to za dziadkowie ,którzy nazywaja swoją wnuczkę bękartem???

Otóż to. Gdybym to była ja i moi rodzice nazwaliby moje dziecko bękartem, to sama bym ich wypieprzyła za drzwi, a dziecka więcej by nie zobaczyli. Mogę jednak zrozumieć, że A. tęskni za rodzicami - niech do nich jedzie, ale bez dziecka, po co narażać ich na stres oglądania bękarta, pomiotu szatana?

Ona jest chyba dość mocno zależna od rodziców, powiedziałabym wręcz uzależniona, bo mimo, że dzieli ich taki dystans, to ich opinie jakoś się przedostały do niej i nagle Ty jesteś ten zły. Jeśli pojedzie, to ryzyko indoktrynacji jest jeszcze większe - zwłaszcza, że ona mając dziecko z Tobą, uważa, że rodzice i tak są ważniejsi... :O dla mnie to niepojęte.

Sama mieszkam w UK z partnerem obcokrajowcem, nie mamy ślubu (dzieci też nie), ale nie wyobrażam sobie, by moi rodzice mieli przyjechać do mojego własnego domu i mnie lub jego w tym domu obrażać. Znam tu dziewczynę, Polkę, ma dwoje dzieci, też bez ślubu i dla jej i jej partnera rodziców, to nie jest problem, wręcz przeciwnie - cieszą się wnukami.

Powtórzę: jej opinia, że rodzice są dla niej ważniejsi, to jest poważny dzwonek alarmowy. Ważniejszy niż jej rzekoma depresja. To o tym trzeba rozmawiać: czy naprawdę Ty i dziecko jesteście nr 2 za rodzicami. Czy gdyby rodzice kazali, to spakowałaby manatki i wróciła do nich, pewnie bez dziecka, bo nieślubnego by nie chcieli?

A ja troche rozumiem partnerke Autora. Tzn nie w tej czesci ze rodzice sa najwazniejsi i ze normalne jest zycie bez bliskosci fizycznej w zwiazku. Ale jak czytalam Ciebie Autorze to troche pachniesz mi osoba apodyktyczna ktora ma silne przekonania i jesli uwaza ze sa sluszne to lubi je narzucic drugiej osobie bez poczucia krzywdy dla niej (no bo przeciez to sa sluszne przekonania wiec jaka krzywda?). Jawisz mi sie jako troche ojciec a partnerka jako taka corcia - kochana i zadbana ale jednak to Ty wyznaczasz wspolny kurs waszego zycia i  chociaz robisz to z troska o Wasze wspolne dobro to jednak nie jest fair. Podejrzewam ze parnetrka do tej pory godzila sie na rozne decyzje bo obiektywnie wydawaly sie rozsadne ale byc moze gdyby to od niej zalezalo to podjete bylyby inaczej. I jesli ona odczuwa Wasza relacje wlasnie tak opiekun /ojciec- corka/ podopieczna to nie dziwie sie w sumie ze i pociagu fizycznego do Ciebie nie czuje. Tez bym nie czula.
Nie rozumiem tez czemu zabroniles jej wyjazdu do jej rodziny. Sam nie chcesz jechac ok rozumiem tez bym nie chciała byc gosciem u ludzi ktorzy maja mnie za smiecia. Ale A. jest dorosla i ma prawo odwiedzic rodzicow z corka. Ty jestes i bedziesz ten zly ale nie wierze ze jako dziadkowie nie pokochaja mimo wszystko waszego dziecka. A tak postawiles ja w jakims szantazu- spotkanie z Twoimi rodzicami ok- ale tylko na moim gruncie i moich zasadach. A moze ona chciala i potrzebowala odwiedzic swoje miejsca, znajomych, zobaczyc dom rodzinny  itp a nie tylko pobyc z rodzicami? Ty jestes mezczyzna i pewnie nieco mniej tesknisz i jestes emocjonalnie zwiazany z takimi kwestiami ale kobieta (a juz szczegolnie np jedynaczka ma inaczej). Tak samo kwestie wyjazdow. Ty nie potrzebujesz wiec nie jezdzicie. No ok finanse srednio pozwalaja ale to jest wygodny dla Ciebie argument zeby nie jechac bo o ile nie stoicie na progu bankructwa to chyba daloby rade wygospodarowac srodki na weekendowy wyjazd gdzies? Teraz w momencie kryzysu jestes na to łaskawie gotowy.Nagly przyplyw gotowki Ci na to pozwala czy jak?
Wez moze troche bardziej uczciwie przemysl czy aby na pewno nie ma w tej sytuacji sporo Twojej winy. Czy wszystkie decyzje ktore podjeliscie to "podjeliscie" czy jednak Ty podjales a ona sie poprostu zgodzila i powoli zgubila gdzies siebie, to czego chcialaby, to w co wierzy ....i stad depresja.

10 Ostatnio edytowany przez natolinka (2017-01-28 14:03:14)

Odp: Mężczyzna w kropce
Viking napisał/a:

Witajcie! Chciałbym podzielić się z Wami moja relacja z A. i przy okazji zapytać czy w Waszej opini patrze słusznie na sprawę. 

Jestem z A.7 lat z czego 3 na emigracji. Po okresie ukladania fundamentow (zaczynalismy na obczyźnie "od  zera" i miałem wrażenie ze te wspólne trudy nas zbliżyły a naszą relacje zahartowaly - to w mojej opinii  zawsze zbliża "żołnierzy" kiedy walczą razem)w 2015 urodziło się nasze 1 i na razie jedyne dziecko(coby nie bylo niejasnosci: jestem domowym typem,kocham mała nad życie).Problem pojawił się po pierwszej wizycie moich teściów po urodzeniu małej. Normalnie nie miałem z nimi problemów - rozmawialiśmy  normalnie i starałem się zawsze być dla nich grzeczny i mily. Znali zawsze moje poglady (jestem agnostykiem a pojęcie religii mnie generalnie odstrasza.Oni zaś pochodzą z małej miejscowosci i jak to często bywa...ok, może nie powinienem generalizowac. Grunt ze są wierzący dość mocno.). Kiedy pierwszy raz przyjechali żeby zobaczyć Małą, zaczął się koszmar. Teściowa zaczęła przeklinać,  krzyczeć, ublizac mi i małej(ze "bekart" i "dziecko Szatana", ja wyzwany  od sk****ów, bo zepsułem jej corke etc.), że żyjemy bez ślubu i że nie ochrzcimy córki. A. w płacz i rozpacz, bo swojej matce nie jest w stanie nic przetłumaczyć i nic powiedzieć(A. podziela przeważnie moje poglądy na religię). Ja się nie odzywałem słowem, bo po pierwsze nie chciałem powiedzieć nic co mogłoby zranić A. (to w końcu jej rodzice) a po drugie nie ma jak dyskutować z fanatykmi. Potem oni wyjechali w atmosferze ciężkiej jak ołów(starałem się trzymać fason i odwiozlem-zawiozlem, pożegnałem się na lotnisku, etc. Oni za to nie odezwali się do mnie ani słowem). A. cierpiała bardzo ze tak się te relacje z jej rodzicami popsuły. Z czasem jednak wszystko wróciło do normy, poglądów nadal nie zmieniła żadna ze stron, ale przynajmniej A. rozmawia z rodzicami jak dawniej(ja czuję sie obrażony i nie utrzymuje kontaktu z jej rodzicami. Moi za to traktują A. jak corke). Problem zaczyna się wowczas gdy mowa jest o wyjeździe do Polski. Ja nie chce jechać i nie chce tez się rozstawać z córką. A. mówi ze chce jechać z małą do rodziców i mogę jechać z nimi. Ale ja wiem, że byłby to dla mnie koszmar, bo zacząłem gardzic tymi ludźmi za to jak mnie potraktowali  (za uprzejmość i gościnę wyzwiskami i nietolerancja wobec moich przekonań). A. mówi ze sama nie pojedzie a ja mówię że ja się z małą nie rozstane, bo jestem ojcem i mam prawo (i chęć! ) być przy dziecku  (mogę się nie zgodzić na wyjazd małej - jestem jej prawnym opiekunem). Było wiele kłótni i łez. Poszedłem wiec w moim mniemaniu na kompromis i zaproponowałem, że jeśli dziadkowie (rodzice A.)mają ochotę, to zapraszam ich do nas (nawet się przemoglem i zadzwoniłem do teściowej-odrzucila zaproszenie). Więc stanęło wszystko w martwym punkcie: ja, że mała nie pojedzie, a A. że pojedzie. I kłótnia o to była przynajmniej raz w miesiącu przez rok. Ale generalnie człowiek ciężko pracujący nie ma czasu i przede wszystkim siły na takie tematy dzień w dzien, wiec nasze wspólne zycie: prace zawodową, opiekę nad małą wypełniały inne rzeczy. Generalnie widziałem nasze zycie (może oprócz sfery seksualnej,  ale o tym za chwilę),  jako udane (z mojej perspektywy).

W grudniu przyszło trzęsienie ziemi: pewnego dnia A. wstała rano, porozmawiała chwile ze swoją matką przez telefon (były swieta) i zapytała mnie czy może porozmawiać ze mną. Ja lubię rozmawiać i choć jestem typem samotnika, to uważam, że konstruktywna rozmowa można wszystko osiągnąć. A. stwierdziła, że już nie chce ze mną być,  że jestem apodyktyczny i że sam podejmuje wszystkie decyzje, że ja ograniczam, że nią ma między nami seksu (nie z mojej winy - wiele razy inicjowalem zbliżenia, ale spotkałem się z odmowami i wreszcie dałem spokoj. To trwa już ponad rok), że w ogóle nie rozmawiamy, że cieszy się,  że się nie pobralismy, że wywiozlem ja na odludzie(kupiliśmy dom na wsi - wspólna decyzja) gdzie ona czuje się samotna, że nigdzie nie jeździmy (fakt,ja nie lubię podróżować,ale nie jeździmy ze względu na finanse), ze ja skreslilem jej rodzicow z listy dziadków a ona bez swojej rodziny nie wyobraza sobie zycia, ze jak miałaby wybierać między swoimi rodzicami a partnerem, to wybiera rodziców, etc. Generalnie nasluchalem się masy zlych rzeczy o sobie o które nigdy bym się nie podejrzewał, choć staram się być krytyczny wobec siebie, choćby po to by móc się doskonalić.  Moze mam uparty charakter ale staram sie zyc bezkonfliktowo i spokojnie. To wszystko działo się w obecności moich rodziców, którzy przyjechali nas odwiedzić.  Starałem się to wszystko jakoś zrozumieć, jakoś dać jej do myślenia, przekonać i zapewnić o moich uczuciach (wszak nadal ja kocham). Nic nie pomoglo. Decyzja definitywna i nieodwołalna. Ja załamany, bo male dziecko będzie dorastać bez mamy i taty razem, bo kredyty na dom (wprowadziliśmy się dopiero co) i generalnie koszmar. Po kilku dniach jakby się uspokoila, chciała rozmawiac.Wtedy dotarło do mnie, że to depresja (jej nieracjonalna decyzja w sprawie rozstania a zawsze uważałem ja za osobę rozsądną. Teraz mieszkamy na północy Europy, wiec brak słońca w grudniu, etc). Ok, poszliśmy na spacer, porozmawialismy. Nawet się trochę posmialismy. Zapewnilem, że postaramy się  w tym roku gdzieś pojechać. I niby wszystko jest jak dawniej, ale.... we mnie coś się zmieniło. Juz jakby jej nie ufam. Czuje się niedoceniany, mimo że po pracy tez zajmuje się i domem(gotuje, sprzatam) i dzieckiem.Ja nigdzie nie wychodzę bo nie potrzebuję (typ samotnika), ale A. tego nie zabraniam a nawet ja zachecam, zeby wyszla do ludzi i nie zdziczala. Czuje się niesprawiedliwie potraktowany. Czuje się niebezpiecznie w relacji z osobą która jest jak uśpiony wulkan nieracjonalnych decyzji ważący nie tylko na swoim ale i na życiu innych. Inną kwestią jest nasz całkowity brak (2 razy od roku) pożycia seksualnego. Próbowałem się zbliżyć ale spotkałem się z odmowami i tłumaczeniem,  że ma małe libido. Czy tak jest w depresji? Od czasu urodzenia się małej kochaliśmy się 2 -3 razy. Czy to normalne że kobieta mówi, że postawiona przed wyborem wybrała by rodziców a nie partnera? Jak patyrzcie na te sprawę?  Napisałem , że lubię i chce rozmawiać, ale teraz czuję się mega upokorzony i niesprawiedliwie potraktowany (juz pisalem) i jedyne co mogę z siebie dać,  to emocjonalny  chłód  (jeszcze przed całą sytuacją z teściami żyliśmy naprawdę dobrze, starałem się mówić że ja kocham, zawsze pamiętałem o różnicach,  prezenty etc. ). Teraz czuję się pusty. Straciłem zaufanie. Dalej zajmuje się domem i dzieckiem  w tym samym stopniu co A. ale już do niej mam chłód. Chciałbym jeszcze się z nią zbliżyć,  żeby wszystko było ok, ale nie wiem czyto jeszcze mozliwe. Rozmawiamy normalnie o codziennych sprawach, ale o poważnych nie wiem gdzie zacząć. Niby jest jak dawniej,  ale boję się że ona już mnie spisała na straty. Ze czeka tylko żeby się jakoś wymknac,  chociaż nie jest żadnym więźniem.  Jeśli wszystko wróci do normy , to jak wyzbyć się strachu przed kolejnym wybuchem który przekreśli wszystko? Boję się że jeśli opowiem jej o tym wszystkim co tu napisałem i jak się z tym czuje, to ona będzie udawała ze rozumie i nawet pewnie zaczniemy się kochać i okazywać sobie czulosc, ale to będzie tylko dlatego, że ja to powiedziałem, a to będzie nieszczere i tego nie chce.

Wcześniej mówiłem sobie ze poczekam, zobaczę co będzie i tak robię -czekam. Ale to mnie już trochę zaczyna przytłaczać.Również ten brak współżycia. Mam 35 lat, nie jestem mister America,ale w dzień tez nie starsze po ulicach. Chciałbym moc kochać się z kobietą która kocham, bo życie krótkie i fajnie by było pożyć trochę. I wyszła z tekstu przydluga  telenowela, która jest jakimś tam wołaniem o pomoc lub chociaż zrozumienie.
Dzięki jeśli przeczytaliscie do końca.  M.


Oczywiście,że przeczytałam Twojego posta do samego końca i doszłam do wniosku,że Twoja partnerka zmieniła się pod wpływem swoich rodziców,kiedy pierwszy raz byli u Was w odwiedzinach,bo skoro wcześniej wszystko się jakoś układało,ona akceptowała Ciebie takim jakim jesteś, zresztą od początku wiedziała,że jesteś agnostykiem i to jej jakoś nie przeszkadzało,dopóki nie pojawiła się jej mamuśka. Teraz tak, córkę powinniście ochrzcić -jej matka  inaczej będzie się zachowywała,trochę odpuści,gorzej natomiast będzie z Twoją partnerką,która pod wpływem swojej matki,wyjedzie z Twoją córką wtedy,kiedy będziesz w pracy. Tak może się stać,a wtedy trudno Ci będzie nakłonić partnerkę do powrotu do Ciebie,skoro już raz powiedziała, że nie chce już być z Tobą, a najgorsze jest to, co powiedziała: ona bez swojej rodziny nie wyobraza sobie zycia, ze jak miałaby wybierać między swoimi rodzicami a partnerem, to wybiera rodziców, etc   tak nie mówi matka swojego dziecka,do ojca dziecka. Wiem z autopsji wink , że najgorsze są pierwsze 7 lat, może spróbuj z nią poważnie porozmawiać,przecież chodzi o dobro dziecka - jak sam słusznie napisałeś, dziecko musi mieć oboje rodziców. Wymyśl jakieś mocne argumenty, żebyście mogli dalej być razem.
A jeszcze ważna rzecz, jesteś agnostykiem, a ja znam małżeństwo po ślubie kościelnym, gdzie zanim się pobrali Pan Młody wyznawał całkiem inną wiarę, Młoda jest katoliczką. Ty też możesz iść na ustępstwo,przecież to Ciebie nic nie będzie kosztowało,a przyniesie może zmiany na lepsze?

11 Ostatnio edytowany przez CatLady (2017-01-28 14:22:14)

Odp: Mężczyzna w kropce
feniks35 napisał/a:

Ty jestes i bedziesz ten zly ale nie wierze ze jako dziadkowie nie pokochaja mimo wszystko waszego dziecka
..i stad depresja.

Serio uważasz, że pokochają wnuczkę?? Po tym, co powiedzieli?

Viking napisał/a:

eściowa zaczęła przeklinać,  krzyczeć, ublizac mi i małej(ze "bekart" i "dziecko Szatana",

Śmiem wątpić. Poza tym, czy Viking musi się godzić na bycie tym najgorszym? Skoro nim nie jest?

W tą jej depresję, to ja po prostu nie wierzę. Dzisiaj jest tak, że jak człowiek nie umie się ogarnąć, zebrać do kupy i zachowywać jak dorosły, to od razu mówi, że ma depresję i wszystko wybaczone.

natolinka napisał/a:

najgorsze jest to, co powiedziała: ona bez swojej rodziny nie wyobraza sobie zycia, ze jak miałaby wybierać między swoimi rodzicami a partnerem, to wybiera rodziców, etc   tak nie mówi matka swojego dziecka,do ojca dziecka

Ona nie zauważa pewnej rzeczy - nie chce zauważać. Mianowicie, że teraz jej rodziną jest partner i ich dziecko, nie mamusia i tatuś. To nie jest żadna depresja, dziewczyna jest po prostu niedojrzała.

Biedactwo, autor zaciągnął ją na jakieś zadupie i odciął od świata... Jak jej się nie podobało, to mogła mówić od początku. Ale założę się, że nic nie mówiła. Pasowało jej, że ktoś decyduje za nią. A teraz pretensje do całego świata tylko nie do siebie. Ja rozumiem, że pewnie nie łatwo przyznać, że to jej własna decyzja doprowadziła ją do tego miejsca, w którym jest (na wsi z nieślubnym dzieckiem), ale jak tak dalej pójdzie, to ona gotowa powiedzieć, że dziecka też wcale nie chciała, a Viking ją zgwałcił i siłą zapłodnił (jak to zwykli robić Wikingowie tongue ). Ona powinna być trochę twardsza, przyznać się przed soba do własnych decyzji - o zamieszkaniu na wsi, dziecku, braku ślubu - i postawić rodzicom. Ja bym nigdy nie pozwoliła rodzicom - którzy są mi bliscy - by obrażali mojego partnera i moje dziecko.

12 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2017-01-28 14:53:41)

Odp: Mężczyzna w kropce
CatLady napisał/a:
feniks35 napisał/a:

Ty jestes i bedziesz ten zly ale nie wierze ze jako dziadkowie nie pokochaja mimo wszystko waszego dziecka
..i stad depresja.

Serio uważasz, że pokochają wnuczkę?? Po tym, co powiedzieli?

Viking napisał/a:

eściowa zaczęła przeklinać,  krzyczeć, ublizac mi i małej(ze "bekart" i "dziecko Szatana",

Śmiem wątpić. Poza tym, czy Viking musi się godzić na bycie tym najgorszym? Skoro nim nie jest?

W tą jej depresję, to ja po prostu nie wierzę. Dzisiaj jest tak, że jak człowiek nie umie się ogarnąć, zebrać do kupy i zachowywać jak dorosły, to od razu mówi, że ma depresję i wszystko wybaczone.

natolinka napisał/a:

najgorsze jest to, co powiedziała: ona bez swojej rodziny nie wyobraza sobie zycia, ze jak miałaby wybierać między swoimi rodzicami a partnerem, to wybiera rodziców, etc   tak nie mówi matka swojego dziecka,do ojca dziecka

Ona nie zauważa pewnej rzeczy - nie chce zauważać. Mianowicie, że teraz jej rodziną jest partner i ich dziecko, nie mamusia i tatuś. To nie jest żadna depresja, dziewczyna jest po prostu niedojrzała.

Biedactwo, autor zaciągnął ją na jakieś zadupie i odciął od świata... Jak jej się nie podobało, to mogła mówić od początku. Ale założę się, że nic nie mówiła. Pasowało jej, że ktoś decyduje za nią. A teraz pretensje do całego świata tylko nie do siebie. Ja rozumiem, że pewnie nie łatwo przyznać, że to jej własna decyzja doprowadziła ją do tego miejsca, w którym jest (na wsi z nieślubnym dzieckiem), ale jak tak dalej pójdzie, to ona gotowa powiedzieć, że dziecka też wcale nie chciała, a Viking ją zgwałcił i siłą zapłodnił (jak to zwykli robić Wikingowie tongue ). Ona powinna być trochę twardsza, przyznać się przed soba do własnych decyzji - o zamieszkaniu na wsi, dziecku, braku ślubu - i postawić rodzicom. Ja bym nigdy nie pozwoliła rodzicom - którzy są mi bliscy - by obrażali mojego partnera i moje dziecko.

Serio uwazam bo znam to z najblizszego otoczenia. Moj kuzyn poczal dziecko majac 17 lat. Tez byl wstyd i gadanie ze to grzech a dziecko jest wstydliwym dowodem tego i hanba a potem dziadkowie i pradziadkowie zwariowali na punckie wnusi i do tej pory jest oczkiem w glowie.
Ja nigdzie nie napisalam ze wina jest tylko Vikinga, ona zwykle lezy gdzies po srodku a A. zapewne zabraklo asertywnosci zeby zdecydowanie werbalizowac swe potrzeby od poczatku. Nie jest jednak dla mnie takie oczywiste ze teraz powinna ciosac kołki na glowie rodzicow i pluc na nich. To sie wydaje takie proste jak sie na to patrzy z boku ale gdy w gre wchodzi rozlaka i tesknota za rodzina to swiadomosc takiego konfliktu bardzo rani. Rani najbardziej nie Vikinga ktory zostal zwyzywany tylko ta dziewczyne ktora jest rozdarta miedzy partnerem a rodzicami. Wiem cos o tym jako jedynaczka, nie mam wprawdzie takich dylemtow jak A. (na szczescie) ale naprawde ciezko jest powiedziec rodzicom zeby wypier.... li z mojego zycia jesli cos im sie w nim nie podoba. O ile nie byli patologicznymi rodzicami to nie wyobrazam sobie zeby odciac jedne z najblizszych osob.
Edit: nie jest bynajmniej moim celem osadzac tu Autora ale prosil sam o rade i opinie osob obiektywnych. Obiektywnie patrze i nie chce mi sie wierzyc ze dziewczyna ktora kiedys miala odwage zostawic dom rodzinny , wyprowadzic sie za granice i jak sam Viking napisal przezyla z nim wiele niczym towarzysz wojenny nagle bez powodu okazala sie rozpuszczona, rozpieszczona panna przywiazana do cyca mamuni.
Oczywiscie Autor wyciagnie z tego dla siebie wnioski takie jakie bedzie chcial. Jesli jednak chce obstawac w roli tego ktory byl zawsze w 100% ok i niczym nie zawinil to naprawde ciezko bedzie mu reanimowac zwiazek z tego kryzysu bo zawsze bedzie mial poczucie krzywdy i poswiecenia ze on tyle zrobil a jeszcze teraz musi walczyc o ratowanie relacji.

13

Odp: Mężczyzna w kropce

Jakiś kompromis tu jest potrzebny. Ja nie wyobrażam sobie,żeby odciąć dziecko od dziadków, no ale moi rodzice są zupełnie inni, nigdy nie nazwaliby tak wnuczki, nie wspomnę o stawianiu mnie pod ścianą typu, partner albo my. A tak to tu wygląda. Moja siostra mieszka 12 lat w Anglii, ma syna 7letniego, za którym dziadkowie przepadają, bardzo tęsknią i cokolwiek się dzieje pomiędzy nią a jej partnerem, nie ma znaczenia jeśli chodzi o kontakt z wnuczkiem. U autora jest sprawa uległości matki w stosunku do rodziców, jest podatna na robienie wody z mózgu. I faktycznie bałabym się,że jak do Polski pojedzie, to może nie wrócić. O braku seksu i bliskości nawet szkoda pisać...kolejny temat, w którym młodzi ludzie kochają się raz na rok...Jezu, ludzie w wieku 30lat a już zero seksu, dla mnie osobiście nie do pomyślenia...

14 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-01-28 14:52:19)

Odp: Mężczyzna w kropce

Tu advocatus diaboli wink i komentarz:

Viking napisał/a:

(...) Normalnie nie miałem z nimi problemów - rozmawialiśmy  normalnie i starałem się zawsze być dla nich grzeczny i mily. (...)

Między staraniem się a byciem miłym jest olbrzymia różnica. I te różnicę doskonale odczuwają osoby, wobec których ktoś stara się być grzeczny i miły.


(...) jestem agnostykiem a pojęcie religii mnie generalnie odstrasza. (...)

Co może Ci zrobić pojęcie religii?


(...) Teściowa zaczęła przeklinać,  krzyczeć, ublizac mi i małej(ze "bekart" i "dziecko Szatana", ja wyzwany  od sk****ów, bo zepsułem jej corke etc.), że żyjemy bez ślubu i że nie ochrzcimy córki. (...)

Tak od razu, od drzwi, bez jakichkolwiek wcześniejszego spięcia i Twego starania się bycia grzecznym i miłym? Można starać się być miłym i grzecznym a faktycznie okazywać pogardę.

(...) A. podziela przeważnie moje poglądy na religię (...)

Diabeł tkwi w szczegółach. Owo 'przeważnie' jest intrygujące.


(...) Ja się nie odzywałem słowem, bo po pierwsze nie chciałem powiedzieć nic co mogłoby zranić A. (to w końcu jej rodzice) a po drugie nie ma jak dyskutować z fanatykmi. (...)

Niech żyje pogarda! Tak, Z twej strony.

(...) Problem zaczyna się wowczas gdy mowa jest o wyjeździe do Polski. Ja nie chce jechać i nie chce tez się rozstawać z córką. A. mówi ze chce jechać z małą do rodziców i mogę jechać z nimi. Ale ja wiem, że byłby to dla mnie koszmar, bo zacząłem gardzic tymi ludźmi za to jak mnie potraktowali  (za uprzejmość i gościnę wyzwiskami i nietolerancja wobec moich przekonań).

Ty za to byłeś/jesteś tolerancyjny.


(...) A. mówi ze sama nie pojedzie a ja mówię że ja się z małą nie rozstane, bo jestem ojcem i mam prawo (i chęć! ) być przy dziecku  (mogę się nie zgodzić na wyjazd małej - jestem jej prawnym opiekunem). Było wiele kłótni i łez. (...)

I walka przy użyciu dziecka rozpoczęta. Nie ma to jak dokopywanie w białych rękawiczkach. Pozornie, nie ma się do czego przyczepić. Pozornie.


(...) Poszedłem wiec w moim mniemaniu na kompromis i zaproponowałem, że jeśli dziadkowie (rodzice A.)mają ochotę, to zapraszam ich do nas (nawet się przemoglem i zadzwoniłem do teściowej-odrzucila zaproszenie). (...)

Faktycznie, to kompromis w Twoim przekonaniu. W moim, kolejna manipulacja. Konia z rzędem temu, kto przyjmie zaproszenie od osoby gardzącej zapraszanym. Po raz kolejny manipulacja w białych rękawiczkach.


(...) Więc stanęło wszystko w martwym punkcie: ja, że mała nie pojedzie, a A. że pojedzie. I kłótnia o to była przynajmniej raz w miesiącu przez rok. (...)

Tak to jest, gdy zamiast rozmów nad sposobami rozwiązania problemu, okopuje się na stanowiskach.

(...)Generalnie widziałem nasze zycie (może oprócz sfery seksualnej,  ale o tym za chwilę),  jako udane (z mojej perspektywy). (...)

Udane? Przy kłótniach trwających rok, przy braku współżycia?


(...) W grudniu przyszło trzęsienie ziemi: pewnego dnia (...)

Jak to w przysłowiu "Dopóty dzban wodę nosi, dopóki mu się ucho nie urwie."


(...) Moze mam uparty charakter ale staram sie zyc bezkonfliktowo i spokojnie. (...)

Mam wrażenie, że tak jest do czasu podzielania Twoich poglądów. W innym wypadku, gdy ktoś ośmiela się mieć i mówić swoje, inne od Twego, zdanie, "starasz się być grzeczny i miły".


(...) Ja załamany, bo male dziecko będzie dorastać bez mamy i taty razem, bo kredyty na dom (wprowadziliśmy się dopiero co) i generalnie koszmar. (...)

Dzieci nie są wdzięczni rodzicom, że pozostali ze sobą ze względu na nie; dzieci wolą, by rodzice jeśli siebie nie szanują, są toksyczni wobec siebie żyli osobno, to dla nich zdrowsze. Ale te kredyty, to jest argument!


(...) Po kilku dniach jakby się uspokoila, chciała rozmawiac.Wtedy dotarło do mnie, że to depresja (jej nieracjonalna decyzja w sprawie rozstania a zawsze uważałem ja za osobę rozsądną. Teraz mieszkamy na północy Europy, wiec brak słońca w grudniu, etc). (...)

Nie ma to jak domowa diagnoza! Nie to, że jednej z osób przestała odpowiadać relacja. Depresja!


(...) Juz jakby jej nie ufam. (...)

Jakby? Albo się ufa, albo nie ufa. Ale tak wprost stwierdzić brak zaufania? Nie, trzeba przecież starać się być grzecznym i miłym.


(...) Czuje się niedoceniany, mimo że po pracy tez zajmuje się i domem(gotuje, sprzatam) i dzieckiem. (...)

A w drugą stronę? Nie, nie pytam czy Ty doceniasz żonę, bo w swoim mniemaniu doceniasz ją zawsze. Czy ona czuje się przez Ciebie doceniana?


(...) Czuje się niebezpiecznie w relacji z osobą która jest jak uśpiony wulkan nieracjonalnych decyzji ważący nie tylko na swoim ale i na życiu innych. (...)

Żona jako osoba niebezpieczna. Hm... . Rozkład waszego związku w pełni.


(...) Inną kwestią jest nasz całkowity brak (2 razy od roku) pożycia seksualnego. Próbowałem się zbliżyć ale spotkałem się z odmowami i tłumaczeniem,  że ma małe libido. Czy tak jest w depresji? Od czasu urodzenia się małej kochaliśmy się 2 -3 razy. (...)

Jak tu się kochać z człowiekiem, który ani nie ma zaufania, ani nie czuje się bezpiecznie, ani nie traktuje jak partnera?


(...) Czy to normalne że kobieta mówi, że postawiona przed wyborem wybrała by rodziców a nie partnera? (...)

By na to pytanie odpowiedzieć, trzeba uświadomi sobie zachowanie partnera. Jeśli ktoś jest partnerem jest tylko z nazwy, to decyzja o wyborze rodziców jest zrozumiała.




By nie cytować dalej.
Ani Ty święty, ani Twoja jeszczeżona. Każde z was ma czarno za paznokciami. Dopóki udawać przed sobą będziecie chęć porozumienia, dopóki "w szafie trzymać będziecie trupa", dopóty śmierdzieć będzie coraz bardziej. Wiosna się zbliża. Czas najwyższy na porządki. By one mogły się zakończyć, oboje musicie przestać grać przyjęte (kiepskie) role, musicie opuścić swe stanowiska i zastanowić się nad tym czy, a jeśli tak, to jak chcecie żyć razem.

15

Odp: Mężczyzna w kropce
Wielokropek napisał/a:

Tu advocatus diaboli wink i komentarz:

Viking napisał/a:

(...) Normalnie nie miałem z nimi problemów - rozmawialiśmy  normalnie i starałem się zawsze być dla nich grzeczny i mily. (...)

Między staraniem się a byciem miłym jest olbrzymia różnica. I te różnicę doskonale odczuwają osoby, wobec których ktoś stara się być grzeczny i miły.


(...) jestem agnostykiem a pojęcie religii mnie generalnie odstrasza. (...)

Co może Ci zrobić pojęcie religii?


(...) Teściowa zaczęła przeklinać,  krzyczeć, ublizac mi i małej(ze "bekart" i "dziecko Szatana", ja wyzwany  od sk****ów, bo zepsułem jej corke etc.), że żyjemy bez ślubu i że nie ochrzcimy córki. (...)

Tak od razu, od drzwi, bez jakichkolwiek wcześniejszego spięcia i Twego starania się bycia grzecznym i miłym? Można starać się być miłym i grzecznym a faktycznie okazywać pogardę.

(...) A. podziela przeważnie moje poglądy na religię (...)

Diabeł tkwi w szczegółach. Owo 'przeważnie' jest intrygujące.


(...) Ja się nie odzywałem słowem, bo po pierwsze nie chciałem powiedzieć nic co mogłoby zranić A. (to w końcu jej rodzice) a po drugie nie ma jak dyskutować z fanatykmi. (...)

Niech żyje pogarda! Tak, Z twej strony.

(...) Problem zaczyna się wowczas gdy mowa jest o wyjeździe do Polski. Ja nie chce jechać i nie chce tez się rozstawać z córką. A. mówi ze chce jechać z małą do rodziców i mogę jechać z nimi. Ale ja wiem, że byłby to dla mnie koszmar, bo zacząłem gardzic tymi ludźmi za to jak mnie potraktowali  (za uprzejmość i gościnę wyzwiskami i nietolerancja wobec moich przekonań).

Ty za to byłeś/jesteś tolerancyjny.


(...) A. mówi ze sama nie pojedzie a ja mówię że ja się z małą nie rozstane, bo jestem ojcem i mam prawo (i chęć! ) być przy dziecku  (mogę się nie zgodzić na wyjazd małej - jestem jej prawnym opiekunem). Było wiele kłótni i łez. (...)

I walka przy użyciu dziecka rozpoczęta. Nie ma to jak dokopywanie w białych rękawiczkach. Pozornie, nie ma się do czego przyczepić. Pozornie.


(...) Poszedłem wiec w moim mniemaniu na kompromis i zaproponowałem, że jeśli dziadkowie (rodzice A.)mają ochotę, to zapraszam ich do nas (nawet się przemoglem i zadzwoniłem do teściowej-odrzucila zaproszenie). (...)

Faktycznie, to kompromis w Twoim przekonaniu. W moim, kolejna manipulacja. Konia z rzędem temu, kto przyjmie zaproszenie od osoby gardzącej zapraszanym. Po raz kolejny manipulacja w białych rękawiczkach.


(...) Więc stanęło wszystko w martwym punkcie: ja, że mała nie pojedzie, a A. że pojedzie. I kłótnia o to była przynajmniej raz w miesiącu przez rok. (...)

Tak to jest, gdy zamiast rozmów nad sposobami rozwiązania problemu, okopuje się na stanowiskach.

(...)Generalnie widziałem nasze zycie (może oprócz sfery seksualnej,  ale o tym za chwilę),  jako udane (z mojej perspektywy). (...)

Udane? Przy kłótniach trwających rok, przy braku współżycia?


(...) W grudniu przyszło trzęsienie ziemi: pewnego dnia (...)

Jak to w przysłowiu "Dopóty dzban wodę nosi, dopóki mu się ucho nie urwie."


(...) Moze mam uparty charakter ale staram sie zyc bezkonfliktowo i spokojnie. (...)

Mam wrażenie, że tak jest do czasu podzielania Twoich poglądów. W innym wypadku, gdy ktoś ośmiela się mieć i mówić swoje, inne od Twego, zdanie, "starasz się być grzeczny i miły".


(...) Ja załamany, bo male dziecko będzie dorastać bez mamy i taty razem, bo kredyty na dom (wprowadziliśmy się dopiero co) i generalnie koszmar. (...)

Dzieci nie są wdzięczni rodzicom, że pozostali ze sobą ze względu na nie; dzieci wolą, by rodzice jeśli siebie nie szanują, są toksyczni wobec siebie żyli osobno, to dla nich zdrowsze. Ale te kredyty, to jest argument!


(...) Po kilku dniach jakby się uspokoila, chciała rozmawiac.Wtedy dotarło do mnie, że to depresja (jej nieracjonalna decyzja w sprawie rozstania a zawsze uważałem ja za osobę rozsądną. Teraz mieszkamy na północy Europy, wiec brak słońca w grudniu, etc). (...)

Nie ma to jak domowa diagnoza! Nie to, że jednej z osób przestała odpowiadać relacja. Depresja!


(...) Juz jakby jej nie ufam. (...)

Jakby? Albo się ufa, albo nie ufa. Ale tak wprost stwierdzić brak zaufania? Nie, trzeba przecież starać się być grzecznym i miłym.


(...) Czuje się niedoceniany, mimo że po pracy tez zajmuje się i domem(gotuje, sprzatam) i dzieckiem. (...)

A w drugą stronę? Nie, nie pytam czy Ty doceniasz żonę, bo w swoim mniemaniu doceniasz ją zawsze. Czy ona czuje się przez Ciebie doceniana?


(...) Czuje się niebezpiecznie w relacji z osobą która jest jak uśpiony wulkan nieracjonalnych decyzji ważący nie tylko na swoim ale i na życiu innych. (...)

Żona jako osoba niebezpieczna. Hm... . Rozkład waszego związku w pełni.


(...) Inną kwestią jest nasz całkowity brak (2 razy od roku) pożycia seksualnego. Próbowałem się zbliżyć ale spotkałem się z odmowami i tłumaczeniem,  że ma małe libido. Czy tak jest w depresji? Od czasu urodzenia się małej kochaliśmy się 2 -3 razy. (...)

Jak tu się kochać z człowiekiem, który ani nie ma zaufania, ani nie czuje się bezpiecznie, ani nie traktuje jak partnera?


(...) Czy to normalne że kobieta mówi, że postawiona przed wyborem wybrała by rodziców a nie partnera? (...)

By na to pytanie odpowiedzieć, trzeba uświadomi sobie zachowanie partnera. Jeśli ktoś jest partnerem jest tylko z nazwy, to decyzja o wyborze rodziców jest zrozumiała.




By nie cytować dalej.
Ani Ty święty, ani Twoja jeszczeżona. Każde z was ma czarno za paznokciami. Dopóki udawać przed sobą będziecie chęć porozumienia, dopóki "w szafie trzymać będziecie trupa", dopóty śmierdzieć będzie coraz bardziej. Wiosna się zbliża. Czas najwyższy na porządki. By one mogły się zakończyć, oboje musicie przestać grać przyjęte (kiepskie) role, musicie opuścić swe stanowiska i zastanowić się nad tym czy, a jeśli tak, to jak chcecie żyć razem.

High five Wielokropku ;-)

16

Odp: Mężczyzna w kropce

Witam wszystkich! Dziękuję bardzo za wszystkie odpowiedzi i opinie. Mam dzięki temu ciut szersze spojrzenie. Odpowiadając na pytania które mogą rzucić nieco więcej światła na sprawę.
1. Nie jesteśmy małżeństwem w żadnym pojęciu tego słowa. Nie zawarliśmy ślubu ani kościelnego ani cywilnego.
2. A. ma swój zawód i jest czynna zawodowo.
3. Nie zgodził bym się na chrzest dziecka. Nie mam powodu dla ktorego mialbym sie uginac przed fanaberiami starszej pani. Mam prawo do swoich przekonań i nikt mi tego nie odbierze ani nikt nie narzuci. To ze w Polsce panuje terroryzm środowiskowo-religijny nie znaczy, że trzeba się na niego zgadzać i za granicą. A. jest ze mną w tej kwestii zgodna. Jeśli zacznie chodzić do kościoła i powie, że chce ochrzcic dziecko, nie widzę większych przeszkód i wówczas się zgodzę.  Póki co prawo o decydowania mamy 50/50.
4.A. była właśnie na odwiedzinach u swoich rodziców. Bez małej(lekarz zabronił jechać dziecku) ale gdyby nie zabronił,to i tak bym się nie przeciwstawial żeby ratować związek. Zostałem postawiony pod murem.
5. Dziadkowie nazwali nasza corke niezbyt przykładnie.  A. tłumaczy to tak, że byli wtedy w emocjach (to dotyczy wylacznie tesciowej bo  teść się wyłączył z dyskusji) i każdy ma prawo być w emocjach. Ja się z tym nie zgadzam.
6. Rozmawiamy na temat naszego zwiazku (np.dzis). Troche sobie wyjasnilismy. Ona nie czuje się odpowiedzialna za swoje słowa,  mówi, że robię z siebie ofiarę. Dystansuje się do rodziców mówiąc, że z ich poglądami i zachowaniami się nie zgadza. Mówi jednak, że czas leci, rodzice mają swoje lata i jeśli się nie pospieszymy, to umrą zanim zdążą się nacieszyć wnuczka. Rozumiem taki punkt widzenia.
7. Feniks 35. Masz rację - jeśli będę zawsze uważał się za pokrzywdzonego, to nigdy tego związku nie wyprowadze na prosta. A tego wlasnie chce. Nie mowie ze bylem w 100 proc. ok w tym związku. Pewno dalej nie jestem. Na pewno gdzieś zawaliłem sprawę, bo może przegapiłem jakiś dialog, może nie zaangażowałem się w pomoc partnerce kiedy tego potrzebowała, nie wiem. Ale chciałbym wiedzieć kiedy robie źle tyle ze nie wtedy kiedy jest juz za późno na zmiany. Bez inf. zwrotnej ciężko jest się zmienić. 

Nie narzucam moich poglądów nikomu. Mam za to prawo komunikować własne i to właśnie robie. Nikt nie musi mnie kochać za moje poglady ani ich przejmować. Każdy ma takie jakie sobie wypracuje. Brzydze się manipulacja ale nie argumentacja.Jesli A. postrzega nasze relacje jak ojciec - córka, no to problem. Ja nie traktuje jej w ten sposób. Szukałem w niej partnera a nie dziecka do opieki. Zresztą nikt mi tu nie musi wierzyć. Ja wiem czego chce/chciałem w życiu.
8. Do Wielokropek:starałem się być miły i bylem miły. Nie musiałem nic udawać  (nie jestem tego typu czlowiekiem). Nie pogardzalem nimi zanim nie zaczął się ten cyrk z chrztem. Nie osadzam ludzi na podstawie ich przekonań. Gdyby wyrazili swoje zdanie w sposób "cywilizowany" to mysle ze nie byłoby problemu. Jestem tolerancyjny ponieważ nie narzucam nikomu swojego zdania i oczekuje tego samego w stosunku do mojej osoby. Pojęcie religii odstrasza mnie wszystkimi swoimi implikacjami jakie niesie z sobą w praktyce(dopisz resztę -to nie ten wątek na dyskusje). Teściowa nie zaczęła wojny od razu -dopiero dobę po przyjeździe(napisałem ze od razu?). Wracam z pracy a tu wojna światopoglądowa z A.ktorej jestem częścią.A. podziela moje poglady na tyle na ile mi mówi ze podziela. Dyskutujemy na tematy religijne bo to lubimy. Nigdzie nie napisałem ze nasze poglądy pokrywają się w 100%. Próbowałem na początku rozmawiać spokojnie z tesciowa i pełen wyrozumiałości na jaka się mogłem zdobyć wowczas. Chciałem ja jakoś przekonać.  Napotkałem mur. Kategorycznie powiedziała ze poglądów nie zmieni. Ale teraz do A.mowi ze kocha wnuczkę i za nią tęskni. Nie mowie, ze to niemożliwe, może nie zrobi juz jazdy ale nie chce ryzykować ze zacznie się znów wydzierac przy małym dziecku - Mała ma teraz już prawie 1,5 roku. Wtedy miała 2 miesiące.  Szanowny Wielokropku-co doradzasz mi zrobić?co w Twojej opinii będzie najbardziej słuszne dla rodziny? Juz zgodziłem się na wyjazd małej z A. Mam teraz godzić się na wszelkie upokorzenia ze strony teściów i A. jeśli tego wymaga dobro związku? Ok, tez mogę. Kocham swoją córkę i dla niej jestem w stanie to zrobić chociaż to w mojej opinii niesłuszne bo dzieci głupie nie są. Od razu widzą ze coś jest nie tak miedzy rodzicami. Więc co zatem?
Nie walczę za pomocą dziecka ponieważ dalej kocham te kobietę i chce z nią być. Schowałem "męska dume" do kieszeni i staram się ratować związek.

"Faktycznie, to kompromis w Twoim przekonaniu. W moim, kolejna manipulacja". Tak,kompromis w moim przekonaniu. A w czyim przekonaniu miałbym iść na kompromis?  Napisz proszę, jak Ty widzisz to, co powinienem zrobić żeby ratować związek.

"Jak tu się kochać z człowiekiem, który ani nie ma zaufania, ani nie czuje się bezpiecznie, ani nie traktuje jak partnera?" - dla mnie to oczywiste, że brak seksu to konsekwencja problemów w relacji. Nie wiem tylko z czego wysnules/wysnulas wniosek, że nie traktuje jej jak partnera?

Nie wiem dlaczego mam wrażenie ze mi dokopujesz -możesz oczywiście się nie zgadzać -Twoja sprawa.

"Ty za to byłeś/jesteś tolerancyjny.", "Ale te kredyty, to jest argument!".

Nie wiem po co ten sarkazm. Dla mnie kredyt na 25 lat to poważna decyzja(to mój pierwszy kredyt). Liczyłem na to ze skoro ludzie podejmują tak poważne decyzje wspólnie, to biorą odpowiedzialność za swoje słowa i czyny.

17 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-01-29 19:06:04)

Odp: Mężczyzna w kropce

Hm… . Napisałam swój poprzedni post, bo zwróciłam uwagę na bardzo jednostronny opis, tak jakby świat i zachowania ludzi można byłoby określić dwoma barwami: białą i czarną. Napisałam go nie po to, by dokopać Tobie, ale po to, byś zwrócił uwagę na swoje zachowanie, bo w postach ani śladu refleksji na ten temat.  Poczułeś się urażony innym spojrzeniem na Twe zachowanie i Twoją rolę?


Chcesz ratować związek i prosisz mnie o radę.  Ok.
Co zrobiłabym będąc na Twoim miejscu? Pozbyła się złości, zajrzała pod nią, by uświadomić sobie, co pod nią ukryłam. I wszystkich tych uczuć pozbyłabym się. Odzłościłabym się, odpłakała, odsmarkała. Zrobiłabym to bez obecności innych, bo ludzie nie są dobrym materiałem na worek treningowy (a on z kolei jest doskonałym narzędziem do poradzenia sobie ze złością). Zrobiłabym to po to, by nie zatruwały mnie, by nie działać pod ich wpływem, bo inaczej konflikt będzie narastał. Pomyślała też do czego potrzebne jest mi hodowanie urazów (pierwszą odpowiedź:  "nie wiem/do niczego/nie hoduję" jako fałszywą - odrzuciłabym). Przede wszystkim jednak przyjrzałabym się pogardzie, bo to właśnie ona najbardziej by mnie niepokoiła. Dlaczego? Bo zawiera ona bardzo istotny składnik: poczucie wyższości wobec innych. Zastanowiłabym się, dlaczego przyznałam sobie prawo do takiego myślenia a zachowanie teściowej nie byłoby ani wytłumaczeniem, ani usprawiedliwieniem; odpowiedzi poszukałabym w sobie.

Kolejna rzecz to Twe przekonywanie teściowej w sprawach dotyczących religii. Tego błędu nie zrobiłabym, bo wiem, że problem dotyczący wartości (jakichkolwiek) jest nienegocjowalnym, a próby przekonania do swych racji kogoś, kto wyznaje skrajnie różne wartości kończą się konfliktem. (Masz pretensje do teściowej o to, że nie zmienia swych poglądów dotyczących religii, a nie widzisz tej samej postawy u siebie.) Nie dyskutuję (i to niezależnie od tematu) wtedy, gdy rozmówca jest rozemocjonowany. Wiem, że kiedy do głosu dochodzą silne emocje, to rozum idzie na spacer, często długi. Wtedy możliwa jest, jak to było Twoim udziałem, kłótnia. Tym większa, im silniejsze są emocje, a temat „rozmowy” istotnym dla rozmówców. Przyznaję, pokłóciliście się koncertowo. Szkoda tylko, że żadne z was nie zdecydowało się później na wyciągniecie ręki.

Co dalej? To, co zwykle jest stosowane podczas rozwiązywania konfliktu. Zadbałabym o stworzenie warunków do normalnej rozmowy. Pierwszy punkt miałabym już za sobą (pozbycie się różnych nieprzyjemnych i szkodliwych uczuć, świadomość własnych zachowań i ich - tkwiących we mnie -  przyczyn oraz decyzja, by swój 'chory' rozum trzymać mocno na krótkiej smyczy). Drugim byłaby rozmowa z partnerką. Rozmowa o nas. Pamiętałabym o tym (wybacz truizm), że rozmowa jest dialogiem, że warunkiem koniecznym jest słyszenie tego, co mówi rozmówca bez dokładania swej „jedynej słusznej” interpretacji. I znowu trzymałabym na smyczy, teraz też swe emocje, gdy usłyszałabym prawdziwe, ale niezbyt miłe słowa na mój temat (a usłyszałabym wtedy, gdy druga osoba była pewna, że faktycznie oczekuję szczerości i nie będę jej za nią karciła). Nie byłoby to bardzo trudne, gdyż wcześniej uczciwie przyjrzałam się sobie, swojemu zachowaniu. Trzecim punktem byłoby stworzenie podobnych możliwości teściowej (jak rozumiem konflikt jest między Tobą a nią). W jaki sposób? Zrezygnowałabym z urazów i ich hodowania (tak, wiem, hodowanie przynosi wiele profitów), a faktycznie po uporaniu się z emocjami ani o urazach, ani o ich hodowaniu mowy by nie było. I… pojechała z rodziną w odwiedziny do teściów. Czy byłoby to dla mnie upokorzeniem? Nie. Nie chowałabym urażonej dumy, bo nie miałabym takiej potrzeby, gdyż - napisałam to wyżej - poradziłam sobie ze swymi emocjami. Pojechałabym, bo tylko wtedy byłoby możliwe odbudowanie relacji, a na tym ze względu na najbliższych (i siebie samą) zależałoby mi. Trochę czasu minęło, teściowa ochłonęła, ja też, rozumy wróciły na swoje miejsca, temat chrzcin/ślubu nie musi być wcale kontynuowany. Jeśli jednak padnie, to można (naprawdę) zakończyć sprawę szybko, przyjemnie i zdecydowanie.

18 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2017-01-29 20:03:16)

Odp: Mężczyzna w kropce

Viking
Wielokropek to taki specyficzny przypadek, że uważa, że wszystko należy tolerować. Czepiasz się męża/żony, że wciąż chleje/ćpa? Jesteś nietolerancyjny. Przeszkadza ci, że wyzywają twoje dziecko od bękarta? Jesteś nietolerancyjny. Itd. itp. Osobiście zazwyczaj pomijam jej posty bez czytania, bo szkoda sobie ciśnienie podnosić.

Moim zdaniem jesteś wręcz nadmiernie tolerancyjny, ja po takich bluzgach pokazałbym drzwi i na do widzenia powiedział: Możecie wrócić, jak zaczniecie się zachowywać tak, jak to jest przyjęte między cywilizowanymi ludźmi. Szkoda, że zachowałeś się, jakby nigdy nic, bo teraz wychodzi, że po czasie czepiasz się nie wiadomo czego...

19 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-01-29 20:15:48)

Odp: Mężczyzna w kropce

Osoba, która pomija moje posty bez czytania, jest dobrze poinformowana co w tym wątku napisałam. Ot, zagadka.


Wielokropek to taki specyficzny przypadek, że widzi nie tylko jedną stronę medalu. Widzi też tą, którą autor/autorka ukrywa, często przed samym/samą sobą.
Wielokropek to taki specyficzny przypadek, który potrafi rozwiązywać konflikty.
Wielokropek to taki specyficzny przypadek, który niczego nie toleruje, bo 'tolerancja' zakłada wyższość jednych nad drugimi.

Posty [ 19 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Mężczyzna w kropce

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024